Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-11-2017, 21:02   #253
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Zmartwychwstanie - część pierwsza

Alice nigdy nie była tak blisko wnętrza samej siebie, jak właśnie w tamtej chwili. Żałowała, że nie mogła zostać dłużej, że nie mogła spróbować zamienić choć kilku słów z Dubhe. Miała jej tyle pytań do zadania! Zabrakło czasu. Tuonetar nie dawała za wygraną. Kiedy po raz czwarty myślała, że to już koniec, stało się ponownie coś nieoczekiwanego.

Ocknęła się i czuła dziwnie, nieswojo. Dotarło do niej jednak, że jest we własnym ciele. Posmak krwi nie napawał jej radością, ale mogła mrugać. Słysząc głos Tuonetar, poczuła jak przez jej ciało przechodzi nieprzyjemny dreszcz. Żyła tylko dlatego, że jej organizm był napędzany uściskami bogini świata zmarłych. Powoli wypuściła powietrze
- Świat może stanąć do góry nogami w ciągu tych dwóch dni… Tuonetar - obiecała jej, po czym spróbowała się poruszyć i usiąść. Nie było czasu.
Musiała iść.
Musiała znaleźć Erika i Jennifer.
Musiała powiedzieć im co się stało.
Musiała przygotować plan.
A przede wszystkim, musiała spróbować ocalić Joakima i siebie.

Pierwsze rzeczy najpierw. Rozejrzała się, potrzebowała zorientować się gdzie jest.
- Jennifer?! Eric?! - zawołała zachrypniętym głosem. Musiała się napić, jej gardło odczuło skutki nie używania. Ile czasu nie żyła? Zaciskała palce dłoni, by je rozruszać, spojrzała też po sobie w co była ubrana. Czuła się zdezorientowana, ale jednocześnie zdeterminowana do działania. Martwiła się o Joakima, miała nadzieję, że nic mu się nie stanie, gdziekolwiek będzie teraz czekał. Naprawdę nie chciała zostawiać go samego, a jednak to zrobiła. Skrzywiła się na tę myśl.

Ciemność wokół Alice wydawała się nieprzenikniona. Jeżeli w pomieszczeniu znajdowały się okna, to musiały zostać zasłonięte. Jeśli były tu drzwi, to pod nimi nie znajdowała się żadna, nawet najmniejsza szczelina, przez którą mogłaby przedostać się wiązka światła. Po zawołaniu doszła do wniosku, że pokój musi być duży. Nie posiadała echolokacji, jednak i tak - chociażby ze względu na jej pracę w Portland - wiedziała, że dźwięk inaczej rozniósłby się w trumnie, małej klitce i wielkiej komnacie.

Kiedy dotknęła swojego ciała, zrozumiała, że ma na sobie te same ubrania, w których umarła. Wcześniej leżała na jakimś blacie… zaczęła go obmacywać, próbując uzyskać więcej informacji. Wnet zrozumiała, że to był stół. Solidny i duży, jednak zwyczajny. Ktoś rozłożył na niego koc.

Alice postanowiła więc, że musi znaleźć stąd jakieś wyjście. Wodząc dłońmi w ciemności, by nie uderzyć w coś przed sobą ruszyła przed siebie, licząc że natrafi na jakąś ścianę. Założyła bowiem, że jeśli znajdzie ścianę, to już połowa sukcesu, gdyż idąc jej tropem, znajdzie i drzwi. Powoli i ostrożnie omijała kolejne przeszkody na jej drodze. Prawie przewróciła się na dużym, leżącym na podłodze pudle, jednak w porę odzyskała równowagę. Kroczyła dalej, brodząc wśród ciemności.

Po co się starasz? Czy nie byłoby łatwiej wrócić na stół i położyć się na nim? Odpocznij, słodkie dziecko. Nie musisz już walczyć.


Alice sapnęła znów ją słysząc
- Zamknij się - powiedziała poirytowanym tonem.

Głos Tuonetar zdołał rozkojarzyć ją na tyle, że wpadła na dużą, okrągłą beczkę. Kiedy to zrobiła, z jej wnętrza wydobył się dźwięk. Jak gdyby obudziła śpiącą istotę. Rozległ się odgłos desperackiego miotania się, walenia na oślep w drewniane klepki i zgrzytania paznokci o gwoździe.
Harper wystraszyła się, wpadając na beczkę, a gdy dodatkowo beczka sama z siebie zaczęła robić mnóstwo hałasu, odskoczyła do tyłu i nasłuchiwała w ciemności
- Kim, albo czym jesteś? - zapytała beczkę, jakby spodziewając się, że w ogóle dostanie odpowiedź. Ta w każdym razie nie nadeszła. Albo stwór nie chciał mówić, albo też nie mógł. Alice poszukała znów dłońmi w mroku, by wymacać przedmiot z uwięzionym w środku czymś, po czym podniosła się. Potrzebowała tu światła, inaczej nie dowie się o co chodzi. Mimo hałasów znów ruszyła na poszukiwania ściany.
Wnet dotarła do niej. Beczka nie przestawała hałasować. Harper poruszała się wzdłuż obwodu prostokątnego pomieszczenia. Szukała kontaktu, albo drzwi. Musiała jednak obejść połowę pokoju, aby wreszcie natrafić na włącznik światła. Kiedy go nacisnęła, żarówki rozjarzyły się. Alice obróciła się. Znajdowała się w magazynie. Było tu pełno pudeł, kartonów, regałów. Przechowywano tu najróżniejsze rzeczy. Do niedawna również jej zmarłe ciało.
Harper była w szoku. Gdziekolwiek była, ktoś postanowił składować ją tu, jak przedmiot. Z jednej strony, miała nadzieję, że to Kościół ją tu przywiózł. Rozejrzała się za jakimiś ubraniami, nie chciała chodzić w tych zakrwawionych od swojej i Natalie krwi… Spokojnie podeszła do regału i zaczęła przeglądać jego zawartość, a następnie podążyła do kolejnego. Wnet ruszyła dalej, aż ujrzała szafę. Wyglądała na antyk. Wykonana z mahoniowego drewna, duża i bogata w ozdobienia. Alice otworzyła ją. Rozległo się donośne skrzypnięcie. Okazało się, że ubrania wypełniały mebel. Przejrzała je pobieżnie. Wszystkie były stare, przywołujące na myśl starszą panią. Zdawało się, że ktoś po śmierci babci właśnie tutaj zdeponował jej garderobę. Przynajmniej wydawały się pasować rozmiarowo. Wyglądały na całkiem dobrze zakonserwowane, nie licząc drobnej warstewki kurzu, którą można było łatwo strzepać.
Harper zaczęła uważnie przeglądać ubrania. Postanowiła jednak nie być wybredną. Złapała jeden z wieszaków, na którym zawieszony był komplet. Garsonka ze spódnicą w intensywnym odcieniu zieleni, a do tego czarna koszula. Rozebrała się i założyła nowe odzienie, pożyczając z szafy i kryte, czarne buty na malutkim obcasie. Swoją koszulką otarła jeszcze twarz z krwi, jak się dało, po czym wrzuciła stare ubrania na dno szafy i rozejrzała się wreszcie za drzwiami. Potrzebowała się stąd prędko wydostać. Potrzebowała skontaktować się z Kościołem. Potrzebowała kogokolwiek…
Szybko odwróciła głowę w bok, słysząc hałas. Przedziwna beczka zdołała upaść i zaczęła turlać się w jej kierunku. Czy też może raczej, próbowała. Ktokolwiek znajdował się w środku, wydawał się nie być mistrzem w prowadzeniu tego typu pojazdu.
Alice przyjrzała się owej beczce. Cokolwiek było w środku, zdawało się mieć świadomość jej obecności. Harper przyjrzała się, czy w beczce były jakieś dziury i ewentualnie jak ta była zamknięta. Może jeśli znalazłaby jakiś młotek, zdołałaby to coś uwolnić i ewentualnie obronić się, jeśli by na nią skoczyło? Co jej szkodziło, za dwa dni i tak miała umrzeć, a może to coś okazałoby się pomocne
- Pewnie chcesz, żeby cię wypuścić, co? A skąd mam wiedzieć, czy mnie nie zjesz? - zapytała drewnianą beczkę. Ta przestała się turlać i zastygła w bezruchu.
Wzrok Alice spoczął na długim pogrzebaczu, który leżał w pudle obok lusterka, kilku starych słowników oraz opakowaniach po maści rozgrzewającej. Być może mogłaby się nim obronić. Wzięła go do rąk i podeszła bliżej beczki. Obeszła ją dookoła. Nie spostrzegła żadnych dziur, jak gdyby istota w środku nie potrzebowała tlenu. Wtem z środka rozległ się odgłos klaskania. Trzy krótkie, trzy długie i znowu trzy krótkie. Alice nie musiała być specjalistką od kodu Morse’a, aby rozpoznać komunikat SOS.
Harper nie potrzebowała więcej. Jeśli w środku było coś na tyle rozumnego, by wyklaskać SOS kodem Morse’a, to znaczyło, że wypada temu pomóc
- Uwaga tam w środku! - rzuciła do beczki, po czym spróbowała podważyć pogrzebaczem pokrywę drewnianej klatki.
To nie był łatwe. Musiała się bardzo wysilić. Jej niedawno rozbudzone mięśnie zaczęły piec żywym ogniem. Z trudem radziły sobie z utrzymaniem samego ciężaru Alice, nie mówiąc o tak znaczącym wysiłku. Harper zdołała się zaprzeć na tyle, że pierwsze efekty były widoczne. Pokrywa lekko wysunęła się. Mimo to jeszcze musiała nad nią trochę popracować. Westchnęła i usiadła na krześle, głęboko oddychając. Musiała chwilę odpocząć, zanim będzie kontynuować. Spojrzała przed siebie. Jej wzrok skoncentrował się na lustrze opartym o podłogę. Podeszła do niego i przejrzała się. Była nienaturalnie, marmurowo blada. Jej rude włosy jeszcze bardziej odcinały się kolorem na tle nowego odcienia skóry. Usta wyglądały na pokryte czerwoną szminką, choć po dotknięciu ich nie ujrzała żadnego śladu kosmetyku na opuszkach palców. Nachyliła się i spojrzała w swoje oczy. Zmieniły kolor. Wcześniej były szarozielone, a teraz nabrały ciemnofioletowego odcienia.
Tymczasem istota w beczce jeszcze raz wysłała komunikat SOS. Najwyraźniej obawiała się, że Alice ją opuściła.
Rudowłosa była w szoku. Wyglądała jak jakiś wampir… Albo postać z bajki, nie jak normalny, żywy człowiek. Czemu się jednak dziwić, nie była żywa… Więc czemu miałaby wyglądać jak ktoś taki. Pokręciła głową, słysząc kolejne SOS
- Już, już. Spokojnie. To trochę męczące, nie jestem siłaczem - odezwała się do beczki, po czym wróciła do niej z pogrzebaczem, by pomóc temu czemuś w środku.
Po kilku kolejnych minutach udało się usunąć wieko. Alice odsunęła się prędko. Wstrzymała oddech. Ujrzała zwój czarnego, pokrytego krwią materiału sutanny. Na zewnątrz wyszła szczupła kobieca postać… bez głowy. Natalie. Jej szyja kończyła się nagłym i niespodziewanym kikutem.

Ostrzegałam cię. Nie powinnaś była opuszczać tego stołu.

Alice widząc co wylazło z beczki, kompletnie oniemiała. Otworzyła usta jakby chciała coś powiedzieć, po czym je zamknęła, by otworzyć ponownie. Zakrztusiła się łzami i odwróciła wzrok na bok. Zacisnęła mocniej dłonie na pogrzebaczu i cofnęła się
- Natalie… Nie… Nie podchodź - powiedziała nieufnie, złamanym tonem. Właśnie mówiła do kogoś bez głowy. BEZ GŁOWY. A w jej własnej głowie odzywał się dodatkowy nieproszony głos. Alice otarła łzy i odeszła jeszcze dalej
- Jesteś wolna, nie w beczce, ale w tym stanie nigdzie nie możesz iść, bo… Bo ktoś dostanie zawału. Poza tym… Poza tym, nie wiem czy znowu nie wbijesz mi trucizny w plecy, a naharowałam się, żeby tu wrócić… - zaczęła mówić roztrzęsiona, po czym obróciła się i poszła poszukać cholernych drzwi.
Natalie oparła się na podłodze czterema kończynami. Rzecz jasna nie mogła odpowiedzieć. Była ślepa, głucha i niewidoma. Został jej tylko zmysł dotyku. To tłumaczyło, dlaczego zareagowała dopiero po tym, jak Alice wpadła na nią w ciemności. Musiała wyczuć drżenia. Czy miała świadomość tego, że to jej własna siostra uratowała ją? Pochyliła się nad zakurzoną podłogą i zaczęła pisać koślawe litery w brudzie. Wpierw śpiewaczka ujrzała duże B, potem nadciągnęło zamaszyste O. Następnie Natalie pociągnęła palec wskazujący do dołu i w prawo na kształt litery L. Zakończyła wyraz pionową kreską oznaczającą I.
Alice widząc co jej siostra napisała, zaszlochała tylko. Boli… Na pewno boli, przecież nie miała głowy! Harper hiperwentylowała, łapiąc się na wysokości serca, po czym pokręciła głową. Nie miała jak jej pomóc. Jedyny na to sposób, to było dorwać Tuoniego i wbić mu ten pogrzebacz w pysk. Pokręciła głową.
Drzwi!
Zmusiła się do skoncentrowania. Musiała je znaleźć. Musiała stąd wyjść.
Z palącymi się żarówkami to nie było trudne. Ujrzała je po drugiej stronie pomieszczenia. Czy powinna zostawić tu Natalie samą? A może podać jej rękę i wziąć ją ze sobą?
Choć Alice nie pragnęła niczego bardziej na świecie, niż pomóc teraz Natalie, przytulić ją i obiecać, że wszystko będzie dobrze, nie mogła tego uczynić. Wolała nie ryzykować, że Tuoni, albo Tuonetar przejmą nad nią kontrolę i znów każą jej zrobić coś złego. Harper przeszła przez pomieszczenie, po czym przykucnęła przy Natalie i pomogła jej się wyprostować, a następnie przytuliła ją dokładnie tak samo jak wcześniej zrobiła to sama Douglas. Natalie podniosła góry obie dłonie i dotknęła nimi twarzy Alice. Przez chwilę błądziła po niej… aż zastygła w bezruchu. Następnie odszukała dłonie śpiewaczki i uścisnęła je bardzo mocno. Rozpoznała siostrę. Harper odsunęła się jednak po chwili, zerknęła po sobie, czy nie ubrudziła żakietu krwią. Na szczęście nie. Ruszyła biegiem do drzwi, nim się zawaha i podejmie złe decyzje.

Rozumiem, Alice. Ciebie i obrzydzenie, które odczuwasz. Jednak… to twoja siostra. Żadna z moich córek nie opuściłaby drugiej w potrzebie.

Alice syknęła
- Powiedziałam ci, zamknij się. Albo znajdę sposób, żeby odrąbać im wszystkim głowy, zobaczymy co zrobią - warknęła do siebie ostro. Nie chciała jej zostawiać, to była jej siostra. Nie mogła jej jednak zabrać. To było niemożliwe.

Harper dotarła do drzwi. Chwyciła za klamkę. Na szczęście zamek nie był zamknięty i mogła przez nie przejść. Rozchyliła je delikatnie. Ujrzała ludzi po drugiej stronie. Paliło się światło. Wszyscy wydawali się bardzo zapracowani i zajęci swoimi obowiązkami. Szybko przymknęła szparę, kiedy jeden mężczyzna zaczął spoglądać w kierunku magazynu.
Tylko potwierdziły się obawy śpiewaczki. Na zewnątrz byli ludzie i jeśli wyszłaby z budynku razem z drugą osobą i to bezgłową, zdecydowanie zwróciłoby to uwagę całych Helsinek. Zacisnęła mocno dłonie na drzwiach i oddychała ciężko
- Spokojnie. Spokojnie. Dasz radę. Wszystko… Wszystko się ułoży - mówiła do siebie, gdy ramiona jej zadrżały. Ponownie wyjrzała poza magazyn, czy teren był na tyle czysty, by mogła wyjść. Musiała się zorientować gdzie w ogóle jest.
Teren w ogóle nie był czysty. W sąsiednim pomieszczeniu kłębili się ludzie. Alice ujrzała wiele łóżek, wieszaki na kroplówki, aparaturę do monitorowania parametrów życiowych. Wiele osób miało na sobie białe fartuchy i stetoskopy. Spoglądali na pacjentów - niewidocznych w tej chwili dla Alice. Dyskutowali z poważnymi minami i mocno gestykulowali. Jednak Harper była przekonana, że nie znalazła się w szpitalu. A na pewno nie europejskim. Wciąż znajdowali się w magazynach, a ludzie po drugiej stronie drzwi zajmowali znacznie większe pomieszczenie, niż to, w którym obecnie znajdowała się. Jednak… co to wszystko oznaczało? Alice mogła wyjść i liczyć na to, że nikt nie zwróci na nią uwagi. Została również inna możliwość - znalezienie i odkrycie okien w obecnym pokoju. Wybicie ich, lub otworzenie oraz wydostanie się na zewnątrz.
Harper zorientowała się, że jest w jakimś zdecydowanie dziwnym miejscu. Nie rozpoznawała jednak nikogo i wolała uważać na to z kim ma do czynienia. Cofnęła się, by znaleźć jakieś okno i spróbować nim wyjść. I tak chciała się zorientować co to za miejsce, ale wolała to uczynić z ukrycia, niż otwarcie wychodzić z magazynu, gdzie to trzymano ją ze statusem ‘zdecydowanie trup’.
Natalie niepewnie krążyła z wyciągniętymi przed siebie dłoniami. Wnet dotarła do ściany i zaczęła poruszać się wzdłuż jej obwodu. Alice w tym czasie ujrzała trzy okna. Wszystkie okazały się zasłonięte roletami przeciwwłamaniowymi. Śpiewaczka próbowała podważyć je, jednak bez pilota wydawało się to niemożliwe. Tymczasem Douglas znajdowała się coraz bliżej drzwi. Jak na człowieka bez głowy wydawała się na tyle sprytna, by znaleźć sposób na wydostanie się na zewnątrz.
Alice widząc, że z oknami nici, cofnęła się. Kiedy Natalie niemal dotarła do drzwi, śpiewaczka podbiegła do niej i ją zatrzymała
- To zły pomysł. Nie możesz stąd wyjść… W takim stanie… Kurczę… - mówiła, ale zorientowała się, że najpewniej Natalie nie rozumie. Podniosła jej dłoń do jej szyi
- Nie masz głowy. Stanie ci się krzywda - powiedziała, po czym rozejrzała się za jakimś krzesłem. Ujrzała to, na którym wcześniej siedziała podczas odpoczynku. Znajdowało się obok beczki i szafy.
Rudowłosa powolutku poprowadziła Natalie do krzesła.
- Tak mnie nie słyszysz.
‘Słyszysz. Teraz?’ - spróbowała użyć komunikatu puszczonego przez skorpion i miała nadzieję, że w zasięgu 300 metrów nie było większej ilości posiadaczy takowych.
Natalie usiadła na krześle, po czym kompletnie znieruchomiała. Przez chwilę siedziała z taką sztywnością, że Alice zaczęła podejrzewać, że umarła. Wtem Douglas obróciła się i znalazła zakurzoną powierzchnię. Był to magazyn z 1998 roku dla gospodyń domowych.
TAK, napisała tuż pod tytułem, na twarzy jakiejś lokalnej celebrytki.
Alice poczuła straszny ból w środku. Rozważała, czy to jej serce, żołądek, czy dusza zawyła. Wzięła powoli wdech
‘Brak. Głowy.’ - przekazała
‘Nie. Wychodź.’ - dorzuciła już po chwili
‘Tu. Bezpiecznie.’ - zakończyła przekaz i obserwowała teraz Natalie. Zaciskała mocno pięści. Poczuła, że już wykorzystała do cna możliwości modułu. Nie sądziła, że w najbliższym czasie będzie mogła ponownie z niego skorzystać. Natalie wydawała się rozumieć wszystkie komunikaty. Przesunęła drżący palec niżej i zaczęła skrobać kolejne litery.
ZABIJ MNIE.
Alice znów zatkało. Miała ją zabić? Na bogów, niby jak, skoro Natalie chodziła i to bez głowy. Jej serce nie biło, a odrąbanie jej kończyn nic nie da. Alice pogłaskała ją po ramieniu drżącą ręką. Miała nadzieję, że Natalie zrozumie, że nie jest w stanie tego zrobić, ale że na pewno nie zostawi jej w takim stanie na zawsze. Nie mogła jej więcej przekazać, więc uścisnęła jej dłoń w geście przeprosin i pożegnania, po czym tym razem z pogrzebaczem znów wróciła do drzwi z magazynu. Musiała stąd wyjść, a jeśli to byli źli ludzie, to najwyżej zabierze ze dwóch ze sobą, nim znów umrze. Zacisnęła mocno zęby i wyjrzała ponownie, licząc na moment, gdy nikt nie będzie patrzył w tę stronę.

Kupiłaś sobie dwa dni władzy nad ciałem za dobrobyt Natalie i Andreasa. Mam nadzieję, że niczego nie żałujesz. A nawet jeśli… nie martw się, niedługo ból i zgryzoty odejdą.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline