Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-11-2017, 11:03   #4
RyldArgith
 
RyldArgith's Avatar
 
Reputacja: 1 RyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwu
Gdy tylko opadł bitewny zgiełk Enb stał nieruchomo, wpatrując się w cielsko potwora z którym przyszło mu się dzisiaj zmierzyć. Jeszcze nigdy nie dane mu było spotkać takiej bestii. Ten dzień na długo zapamięta. Zapamięta i będzie opowiadał swoim dzieciom. Zakładając oczywiście że przeżyje kolejne walki i wyjdzie na wolność. A potem jeszcze tylko wędrówka do swojej ojczyzny, do swego plemienia, na Sawanne. Tam na niego czekają, przynajmniej miał taką nadzieje.
Spojrzał jeszcze raz na leżące obok cielsko, przeniósł wzrok na swoich towarzyszy. Gdy docierało do niego co zrobili wspólnie jakaś cząstka jego zaczęła krzyczeć z radości. A potem kolejne dołączały w tym rosnącym szybko podnieceniu. By w końcu z jego ust dał się słyszeć ryk. Tak jak lew ryczy na sawannie, tak teraz Enb wydał z siebie podobny odgłos. Odgłos, który był głośny, był czysty, był…
Prawdziwy.
Był jego.
Tak idealnie wpasował się w tupot nóg na trybunach że wszystko zlało się ze sobą w jeden wielki niekończący się dźwięk. Odgłos wolności.
Bo w tym momencie czuł się wolny.
Był SOBĄ.
Był ENBEM z Sawanny.
A potem jeszcze te trąby. To było piękne. Uderzył się pięścią w klatkę piersiową. Kolejny raz zawył.
Potem uspokoił się. Zamknął oczy i wsłuchiwał się w wiwaty tłumu. A gdy je otworzył uniósł włócznie by pozdrowić tłum. Jego oczy spoczęły na loży honorowej. Widział wszystkich tam zebranych, widział jak władca miasta podnosi się by coś powiedzieć. Widział wszystko i jednocześnie nie widział nic. Wzrok zatrzymał się na Xalotunie. Nie podobał mu się i czuł jak ciarki przechodzą mu po plecach. Było w nim coś niezdrowego. Coś czego należy się bać, a niego samego unikać jak ognia z najgłębszych czeluści piekielnych. Wytrzymał jednak wzrok Xalotuna.
Kompletnie zapomniał o świecie. Przez co przeszła mu znaczna część przemówienia władcy miasta. Wiedział jednak jedno. Dziś odejdzie wolno. Nie mógł uwierzyć w to, co przed chwilą słyszał. To było nieprawdopodobne. Coś niesamowite. Ledwo powstrzymywał się by nie pokazać swoich uczuć. Ale cieszył się na te wieści. W końcu, po prawie roku nieustannych walk. Wróci do domu. Ta myśl trzymał go przy życiu do tej pory, tak teraz gdy się miała ziścić, sprawiła, że musiał spuścić głowę na moment by nikt nie zobaczył, że po policzku spłynęła jedna mała łza.
Przed opuszczeniem placu boju zapoznał się z walczącymi u jego boku.
- Dobrze walczyliście. Niech was Etu błogosławi na waszej drodze. Może jeszcze się spotkamy.
Teraz liczyło się tylko jedno.
Wolność.
 
RyldArgith jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem