Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-11-2017, 14:04   #256
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
[media]http://www.youtube.com/watch?v=pXRviuL6vMY[/media]

Gary Templeton oddychał spokojnie i miarowo. Wyglądał lepiej niż poprzednio. Zdawało się, że terapia haltijami nie gwarantowała natychmiastowego wyzdrowienia, jednakże dawała jakieś efekty. Wcześniej sen Szakala wydawał się niespokojny i nieprzyjemny. Teraz mężczyzna leżał rozluźniony i beztroski. Alice ujrzała zgrubienie żył, prowadzących do miejsc, w których zostały przyczepione pijawki. Jednak samych stworów bez pomocy Isma nie widziała.

Ruszyła dalej. Wyszła na korytarz. Już miała wejść do pokoju, w którym powinien być Fernando, jednak wyminęła go i podążyła dalej. Wnet ujrzała drzwi na samym końcu holu. Przeszła przez nie, tym samym wychodząc na zewnątrz. Podniosła głowę i ujrzała czyste niebo. Bez śniegu, deszczu, gradu, czy innych dziwnych zjawisk pogodowych. Wciąż było jasno, jak w dzień. Przypomnienie o zbliżającym się przesileniu letnim.

Nieco dalej ujrzała trawnik. Jennifer uczyła Fluksa aportowania… i dawało to rezultaty. Rzucała patyk, za którym pies prędko biegł i go przynosił. Dziewczyna wydawała się bardzo zamyślona. Alice nie chciała przerywać jej rozważań, zwłaszcza że dopiero co rozmawiały. Blondynka wspominała, że jako dziecko została zaadoptowana przez de Trafforda. Musiała traktować go jak ojca. Na ten moment umierającego i leżącego. Czy dobrze przyjęłaby wieść o chwilowym przebudzeniu mężczyzny? Z jakiegoś powodu Harper przeczuwała, że Jennifer tylko rozpłakałaby się. Obróciła się i weszła z powrotem do środka.

Skierowała się do pokoju. Ujrzała w nim Erika rozmawiającego z jakimś mężczyzną. Pochylali się nad komputerem i coś przedyskutowywali. Nieznajomy przez chwilę zawiesił wzrok na Alice ze względu na niezwykły wygląd, jednak oprócz tego nie poświęcił jej wiele uwagi. Drgnął dopiero po tym, jak McHartman ją przedstawił.
- Miło mi wreszcie panię spotkać – rzekł z ledwo wyczuwalnym francuskim akcentem. Uścisnął jej dłoń. Miał szeroką twarz i dłuższe, ciemne włosy. Dochodził od niego delikatny zapach perfum. – Nazywam się Fabien Bonnaire. Zazwyczaj nie przyjmuję poleceń od osób, których nie znam, jednak przy pani "zazwyczaj" nie istnieje, jak przypuszczam.


Eric wstał, położył mu rękę na ramieniu i pociągnął nieco do tyłu, zwiększając odległość pomiędzy Harper, a Francuzem.
- Abascal kazał mi skierować cię do niego, Alice – rzekł olbrzym. – Ma jakieś ważne informacje.
- Ja też mam informacje – odparł Fabien. Obrócił się i spojrzał w górę na McHartmana. Choć nie należał do konusów, czubek jego głowy kończył się na wysokości obojczyków Erika. Mimo to nie wydawał się zastraszony. Wnet westchnął. – Dobra, najpierw karzełek – mruknął.

Śpiewaczka ruszyła do pomieszczenia obok, zgodnie ze wskazówkami McHartmana. Weszła do środka. Ten magazyn był podobnej wielkości do poprzedniego. Alice ujrzała wiele stołów, na których świeciły monitory komputerów. Kilka anten podłączono do dużych, metalowych prostopadłościanów. Mogła jedynie zgadywać, do czego służyły. Pośród tej całej elektroniki oraz plątaniny kabli i przedłużaczy ustawiono biurko, za którym siedział Abascal. Mężczyzna spoglądał w ekran i zaciągał się mocno grubym, kubańskim cygarem. Jego dym był nieprzyjemny i drażnił zmysły Alice, jednak wnet przyzwyczaiła się do niego.

Pamiętam czasy, kiedy po narodzinach takich dzieci modlono się do mnie, abym szybko zabrała je do siebie. Rodzice często mi w tym pomagali, biorąc do ręki duży, ciężki kamień i wymierzając silne, celne ciosy. Kiedyś ludzie faworyzowali siłę. Teraz mają inne priorytety. Właśnie dlatego świat żywych fascynuje mnie. Jest plastyczny, chaotyczny, zmienny i nieprzewidywalny. Kraina umarłych zapewnia spokój i trwałość, ale również stagnację. Po wielu tysiącach lat można się nią znudzić.

- Podejdź tu, proszę – rzucił Fernando. Podniósł wzrok, jakby starając się czytać w jej myślach. – Mam nadzieję, że ta pizda nie naprzykrza ci się znowu. No chodź.

Alice usiadła obok niego i spojrzała w ekran. Abascal otworzył zwykłą aplikację mailową.

- Mamy wiadomość od Noela Dahla – rzekł, zwracając na nią bystre oczy. – Zaadresowana do przywództwa Kościoła Konsumentów. Myślę, że chcesz przeczytać.

Cytat:
Moi drodzy Konsumenci!

Mój konflikt z ojcem nie powinien być żadną tajemnicą dla człowieka znajdującego się wystarczająco wysoko w hierarchii, by odebrać tę wiadomość. Ty to czytasz, Terry? Pozdrawiam i życzę zdrowia, szczęścia i pomyślności. Choć zapewne wątpisz w szczerość mojej serdeczności. Nigdy nie lubiliśmy się. Gdybyś wyciągnął kij z dupy, docenił wartość moich żartów i na moment przestał być pizdą, zapewne moglibyśmy dojść do czegoś wielkiego. Na znak dobrych intencji mógłbym cię nawet wyruchać, podobno to lubisz. Jednak nie piszę tutaj, aby obrzucać się wyzwiskami. Moje biedne serce mogłoby tego nie znieść.
- Tak, to bez wątpienia Noel – Fernando skrzywił się. – Wiele lat temu, kiedy był jeszcze nastolatkiem, chciał dołączyć do Kościoła Konsumentów. Alioth nie zgodził się, głównie za radą de Trafforda. Syn byłby słabością Dahla, poza tym mogłaby mu się stać tutaj krzywda, choć pewnie nie ze strony IBPI. Alicia szukała go, jak mogła, jednak Alioth umieścił go w jakiejś chrześcijańskiej szkole prowadzonej przez siostry karmelitki. To ostatnie miejsce, które przyszłoby jej do głowy. No… i jak widać, nasz mały Noel wyrósł na porządnego Chrześcijanina.

Cytat:
Dołączyłem do Valkoinen tylko i wyłącznie dlatego, bo wy mnie nie chcieliście. Było zabawnie, kiedy kierował nami Lumi, jednak nowe przywództwo… nazwijmy to, że śmierdzi trupem. Porwałem dla nich siostrzyczkę,która węszyła nad podłożonym przeze mnie fałszywym tropem do Print&Refill. Z dystansu nadzorowałem pobudkę Surmy, kiedy ujrzałem, jak Mary wybiega na dach Hiltona. Jako że rodzina jest dla mnie wszystkim, nie wahałem się ani chwilę i uratowałem ją. Mówię to wszystko, bo dobry ze mnie gość. Przychodzę do was z duszą na dłoni i sercem na ramieniu. Czy jakoś tak.

Podobno mój biedny papa jest w śpiączce i teraz kieruje wami jakaś ruda laska. Czy nosi lateks i trzaska pejczami? Jak tak, to też się na to piszę. W każdym razie… chętnie dołączyłbym do was, bo rodzina jest tylko jedna, a moja jest tak jakby w potrzebie. Spotkajmy się! Wasz czas i wasze miejsce. Jednak im wcześniej, tym lepiej.

XOXOXOXOOXOXOXOXOXOXOXOXOXOXOXOXOXO,
Noel

PS. Podłożyłem bomby pod wszystkie szkoły katolickie w okolicy. Tym razem to się wam nie uda, skurwysyny!
- Pułapka? - zapytał Abascal.
 
Ombrose jest offline