Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-11-2017, 01:19   #257
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Kubańskie Cygara

Alice widząc, że Gary ma się nieco lepiej, poczuła jak kamień spada jej z serca. Może jednak była nadzieja na kurację dla Konsumentów z użyciem tych pijawek.

Gdy udała się dalej i natrafiła na drzwi prowadzące na zewnątrz, odetchnęła powietrzem. Nie przerwała Jenny zabawy z Fluksem. Postanowiła, że o Terrym powie jej później.

Wracając do środka i natrafiając na Erica i Bonnaire’a powitała tego drugiego uprzejmym uśmiechem
- Z tego co pamiętam z maili, nie wątpię, że na pewno pan ma. Jednakże Fernando zdaje się mieć pierwszeństwo, a więc zagospodaruję swój czas na potem i na resztę spraw - odezwała się do niego pogodnie, a widząc gest Erika uśmiechnęła się lekko i do niego
- Terrence się przebudził, ale nie mówiłam jeszcze Jennifer. Na razie. Znów śpi, ale eksplodował żarówkę na sali… - rzuciła do McHartmana, który skinął na to głową i wygiął usta na znak lekkiego, wymuszonego uśmiechu. Następnie Harper ruszyła do Abascala.

Słysząc głos Tuonetar, Alice zrobiła niewyraźną minę. To było dużo nieprzyjemnych informacji, których nie chciała. Gdy Fernando o to zahaczył, pokręciła głową
- Robiła mi wykład z historii. Pokaż, co tam mamy - zmieniła temat, po czym zabrała się za maila…
Był zaskakujący. Nie miała pojęcia, że Joakim miał jeszcze syna. Wyprostowała się
- Wydaje mi się, że może niekoniecznie? Na ile możemy ufać synowi Joakima? Może będzie nam mógł pomóc z infiltracją Valkoinen? Rozważałam również coś nietypowego… W Helsinkach jest IBPI, a chwilowo Tuoni i jego żona to zagrożenie na skalę globalną, a nie tylko nasz problem. Może spróbowalibyśmy zawrzeć tymczasowy sojusz z agentami celem powstrzymania bóstw? - zaproponowała co myśli i zerknęła na Fernanda.

- Żyjemy w ciekawych czasach - mężczyzna odparł z lekkim uśmiechem. - Trudno mi uwierzyć w ten plan. Jednak jeśli sojusz pomiędzy IBPI i KK miałby kiedykolwiek powstać, to pewnie tylko teraz. Kiedy mamy nową, świeżą twarz - spojrzał na Alice. - Choć trochę bladą.
Harper mruknęła:
- Cóż, zawsze nieobecność Aliotha, a moje przejęcie jego pozycji zdecydowanie mogłoby zostać uznane przez IBPI za pozytyw. Choć to przykre - odparła
- Przykro mi, że musiałaś tyle przeżyć - westchnął Abascal. Odgiął się do tyłu na fotelu. Jego krótkie nogi zwisały, nie dotykając podłogi, jakby dziecięce. Zaciągnął się cygarem, po czym wypuścił dużą smugę dymu w drugą stronę.
Alice uśmiechnęła się ciężko
- No właśnie nie przeżyłam. Było tak intensywnie - westchnęła.
- Nie wiem, co myśleć o Noelu - karzeł zmienił temat. - Myślę, że warto byłoby spotkać się z nim, zwłaszcza że miałoby to odbyć się na naszych warunkach. Masz pomysł, gdzie miałoby to być? - zapytał. - Na pewno nie możemy sprowadzić go tutaj. Byłoby to niebezpieczne dla poszkodowanych i w ogóle całego Kościoła Konsumentów.

Następnie mężczyzna wyjął z szuflady eleganckie, drewniane pudełeczko i otworzył je. Przesunął je w stronę Alice. W środku znajdował się rząd drogich, grubych cygar.
- Poczęstuj się - zaproponował.
- Czy ten pokój hotelowy, gdzie wcześniej byliśmy z Aliothem, jest nadal wynajęty? - zapytała Harper, bo na swój sposób to był neutralny grunt, po czym wzięła jedno z cygar. Palenie było dla niej niewybaczalne, była śpiewaczką, ale skoro za dwa dni jej ciało mogło już nie być jej, to co jej szkodziło.
- Tak. Myślę, że tak. Wysłałem dwie osoby, aby zajęły się posprzątaniem zamieszania. Wytarciem krwi i tym podobne. Powinny do tego czasu uporać się z zadaniem - skinął głową. - Już mamy wybrane miejsce. A więc teraz należy ustalić… czas.
Alice zastanawiała się nad tym chwilę
- Ile zajmie nam sprawdzenie wszystkich danych z maili, rozmowa z Bonnaire’m i przygotowanie planu kontaktu z IBPI? - zapytała podsumowując, co musieli na szybko wymyślić, czy zrobić.
- Dziesięć minut, lub miesiąc. W zależności od tego, na jak wielkiej staranności będzie nam zależeć - Abascal odparł z przekąsem. Schował pudełko z cygarami po tym, jak Alice poczęstowała się. - Trudno mi powiedzieć, odpowiadając poważniej. Nie wiem, do czego Bonnaire dokopał się. W mailach na tę porę nie widzę nic ciekawego prócz tego, co już ci powiedziałem. A przygotowanie planu kontaktu z IBPI…? - zaśmiał się tylko.
Alice popatrzyła na swoje cygaro
- Cóż, w takim razie proponuję spotkanie za półtorej godziny, może Noel zdoła dopomóc nam jakoś w planach. A tymczasem, odpaliłbyś? Bo zwykle nie palę, w końcu byłam… jestem śpiewaczką - poprawiła się i przysunęła dłoń z cygarem do Fernanda.
Mężczyzna nachylił się z zapalniczką… jednak Alice była trochę za daleko. Każdy w pełni zdrowy człowiek po prostu przesunąłby się do przodu na obrotowym fotelu… to jednak było poza jego możliwościami. Lekko zaczerwienił się na twarzy, po czym zeskoczył i zbliżył się do śpiewaczki. Wyciągnął wysoko rękę z płomieniem.
- To trochę upokarzające - uśmiechnął się półgębkiem.
Harper też poczuła się skrępowana, przechyliła się do niego
- Wybacz, nie miałam na myśli uprzykrzyć ci nastroju… - odezwała się, zapalając cygaro i powoli rozsmakowując się w jego aromacie, jednak nie zaciągając się głęboko, bo pewnie zaczęłaby kaszleć. Mężczyzna skinął głową, po czym z powrotem usiadł na fotelu. Zajęło mu to kilka długich sekund.
- Dziękuję - Alice odezwała się i oparła z powrotem, powoli wypuszczając dym spomiędzy warg.
- Nie ma za co - odparł karzeł. - To Bolivar Belicosos Finos. Grzechem byłoby się nie podzielić - podniósł palący się tytoń i zaciągnął się głęboko.
- A wracając do tematu, to nie miałam pojęcia, że Joakim miał też syna… - westchnęła cicho i znów zajęła usta cygarem.
- Hmm… - mruknął Abascal. - Jeżeli dobrze pamiętam, to Jennifer wspominała, że opowiedziała ci historię jego rodziny. Nic nie napomknęła o synu? - zapytał, spoglądając na Harper, jednak w następnej sekundzie od razu kontynuował. - Joakim ma córkę i syna. To jedyna rodzina, jaka mu została - wyjaśnił. - Nie chciałbym mieć takich relacji ze swoimi dziećmi - westchnął.

Alice spochmurniała
- Może gwiazdy są skazane, na pechowe relacje rodzinne. Nieważne. Teraz musimy odpisać do Noah, nim wysadzi którąś bombę - odezwała się, zmieniając nieco temat.
- Noela - Fernando poprawił ją i uśmiechnął się szeroko. - Proszę, pomylił się też przy nim.
Harper mruknęła:
- Um, tak, Noela. Kurczę - pokręciła głową, ostatnio dostawała tyle informacji, że już jej się kręciło.
Tymczasem Abascal spojrzał na aplikację mailową i zaczął pisać. Zaczął od skromnego akapitu, w którym Alice zgadzała się na spotkanie. Następnie wpisał adres Hotelu Kämp. Spojrzał na zegarek.
- Czyli o dwudziestej? - zapytał. - Dojedziemy na miejsce, wejdziemy na piętro i nie uda nam się bardziej przygotować. Nie sądzisz, że to za prędko?
- Hm. Nie miałam pojęcia, że to aż taki kawałek drogi. W takim razie dajmy sobie jeszcze jedną godzinę? I tak nie możemy pojechać w zbyt wiele osób, bo to by było… Podejrzane. I będę potrzebować bardziej, adekwatnych ubrań… Tylko może nie lateks - pociągnęła żart z maila.
Fernando uśmiechnął się i spojrzał na nią z sympatią.
- Obawiam się, że w obecnym wydaniu przypomnisz mu wychowawczynie z tej chrześcijańskiej szkoły karmelitek… bez urazy, rzecz jasna - pokręcił głową. - Dwudziesta pierwsza? - zapytał.
Harper zaciągnęła się dymem, zaśmiała i zakaszlała
- To… Może jednak skóra… Nie chcemy by zamiast szkoły, próbował wysadzić nas - pociągnęła dowcip dalej, po czym poklepała się poniżej obojczyka i odchrząknęła po kaszlu.
Fernando spojrzał na nią z troską, jednak wyglądało, że teraz już wszystko w porządku.
- Dwudziesta pierwsza, tak. Do tego czasu spróbujmy skontaktować się z IBPI. Chociażby wstępnie - zaproponowała.
Abascal skinął głową.
- Ale wiadomość do nich napiszesz ty! - zastrzegł, wyciągając palec wskazujący do góry.
Alice kiwnęła głową
- Napiszę. Choć szczerze, to nie wiem nawet do kogo. Nie mam telefonu, na którym miałam numer do towarzyszki zadania w Helsinkach… - Alice zawiesiła się, przypominając o czymś. - Będę mieć jeszcze jedno zadanie. O ile jeszcze żyje… - sapnęła, po czym pokręciła głową. No i musimy się przygotować, kto jedzie ze mną. A czekając na ubrania zobaczę co Bonnaire ma do powiedzenia - zmarszczyła brwi i wróciła do palenia cygara. - Dobra. Hotel.
- A z kim chciałabyś tam pojechać?
- A kogo sugerujesz? Bo ja bym wzięła Erica i Jenny, ale krzyczałeś na nich tak, że nie wiem czy nie dostali już szlabanu na wychodzenie z pokoju - wróciła do tematu.
- I słusznie nakrzyczałem - odparł karzeł. - Nigdy nie powinni pozwolić ci wyjść z tamtego pokoju. To cud, że nie umar… - ugryzł się w język. - Nie możesz liczyć na to, że za każdym razem zmartwychwstaniesz - dodał łagodniej, kręcąc głową. Zapalił drugie cygaro, gdy pierwsze wypaliło się.

Alice kiwnęła głową
- Widzisz Fernando, to ja podjęłam wtedy decyzję. Co miał zrobić Eric, związać mnie i zamknąć w szafie?
Karzeł pokiwał głową bez chwili wahania. Następnie Harper kontynuowała:
- Poszłam, bo chciałam ratować siostrę. Rodzina to dla mnie trudny temat. Zapłaciłam jednak już za swoją naiwność. W ciągu kilku dni już trzeci raz Brutus wbił mi nóż i sądzę, że to była ważna lekcja, boleśnie okupiona. Oni tylko zrobili to o co poprosiłam, to moja wina co się wydarzyło, nie ich - rzekła poważnym tonem.
Abascal jednak nie wyglądał na przekonanego. Jednak w żaden sposób nie skomentował jej słów. Zamiast tego słuchał kolejnych.
- Mamy kontakt w IBPI, możemy to jakoś wykorzystać do komunikacji z obecnymi w Helsinkach agentami - zaproponowała.
- Tak - odparł mężczyzna. - Jak wrócisz z rozmowy z Dahlem… to znaczy z Noelem Dahlem… wtedy już będę mieć gotowe namiary. Nie jestem tylko pewien, jak wysoko powinniśmy sięgnąć. Tylko do jednostek w Helsinkach? A może ich Koordynatora? Lub nawet Egzekutora ds. Bezpieczeństwa? Jestem przekonany, że przypadkowi detektywi w stolicy nie wezmą na siebie odpowiedzialności za taką decyzję, jak sprzymierzenie z KK.
Alice zastanawiała się chwilę
- Na dobry początek może z Koordynatorem, a jeśli zechcą rozmawiać i naprawdę wysłuchać, wtedy zobaczymy co zaproponują. Raczej losy świata się dla nich liczą, mam nadzieję, że bardziej niż nienawiść do nas - zarządziła.
Fernando roześmiał się. Zrobił to w momencie, kiedy jego usta były pełne dymu, więc nagle zaczął się krztusić. Dopiero po chwili doprowadził się do porządku.
- Na to bym nie liczył - pokręcił głową i westchnął. Następnie spoważniał i strzepnął końcówkę cygara do papierośnicy. - Mam jeszcze dwie kwestie do poruszenia - rzekł. - Chcesz następnego? - spojrzał na drewniane pudełko.
Alice kiwnęła głową
- Tak, ale tym razem może spróbuję sama odpalić. Mów - poprosiła uprzejmie, gasząc resztkę cygara, po czym wzięła następne, czekając co jeszcze chce poruszyć Fernando.

Mężczyzna westchnął. Wyglądało na to, że następny poruszony przez niego temat nie będzie jego ulubionym.
- Jennifer była pierwszą osobą, która zastała cię… martwą - zaczął. - Zabiła mordercę na miejscu… ten jednak dalej poruszał się. Tak właściwie nie zdziwiło ją to aż tak bardzo, biorąc pod uwagę wrogów, z którymi walczymy. Zadzwoniła do Erika, który przyjechał z kilkoma Szakalami. Obezwładnili to wynaturzenie i wsadzili do rekwizytu teatralnego. Jakaś beczka, czy coś w tym stylu - westchnął. - Wspomniałaś, że to twoja siostra? Mogłabyś to… wytłumaczyć?
Alice spochmurniała. Odpaliła cygaro
- Tuoni zabił Natalie. Nie zdążyliśmy jej uratować. Skłamał jej i ożywił. Dlatego mnie zabiła, bo okłamał ją, że nie będzie sama, że będzie ze mną. Dlatego to zrobiła, bała się samotności. Niestety nie dziwie jej się. Sama jestem na skraju wytrzymania nerwowego po ostatnim czasie. No i Jennifer wpadła i wysadziła jej głowę… Ale magia Tuoniego nie przestała działać. Ona czuje ból tego, że nie ma głowy, jest ślepa, niema i głucha, ale jakimś sposobem rozumiała co jej przekazywałam Skorpionem. Szaleństwo. Wyciągnęłam ją z tej beczki i posadziłam na krześle. Prosiła mnie, żebym ją zabiła, ale… - głos jej się załamał i odwróciła wzrok na bok, gdy poczuła że łzy jej podeszły do oczu.
Fernando wyglądał, jak gdyby chciał ją pocieszyć. Niestety nie miał chusteczki, którą mógłby podać. Na tę chwilę nie znalazł również odpowiednich słów. Jedynie dalej słuchał Alice:
- … ale jak, przecież już nie ma głowy… Dlatego myślę, że jeśli pozbędziemy się Tuoniego to to jakoś ją uwolni z tego stanu… - zamilkła i dłoń z cygarem jej zadrżała, kiedy mrugała szybciej, by nie płakać.
- A co powiedział na to Ismo? - zapytał Abascal. - Będzie w stanie ściągnąć z niej te pijawki?
Alice popatrzyła na Abascala jakby upadł na głowę
- Mógłby, o ile są takie i na niej… Problem polega na tym, że chyba nie mam ochoty pokazywać mu chodzącego ciała bez głowy. To jednak jeszcze dziecko - zauważyła ten drobny szczegół.
- W jego wieku nie takie rzeczy widziałem - Fernando mruknął enigmatycznie. - Czyli nasz plan względem twojej siostry polega na trzymaniu jej w tym kantorku i zapomnieniu, że istnieje? - zapytał.

Alice milczała chwilę
- Kto zapomni, ten zapomni… Ale no to jest jednak człowiek, nie możemy jej zamknąć w jakimś bardziej przystępnym miejscu niż kantorek? - to jednak była jej siostra, znowu pomyślała o słowach Tuonetar i poczuła niemiłe ukłucie.
- Jest ślepa, niema i głucha, tak? - zapytał Abascal. - Myślę, że w tej chwili nie ma dla niej różnicy, czy znajduje się w Pałacu Elizejskim, czy na wysypisku śmieci - dodał nieco zbyt oschle. Zmarszczył czoło i westchnął głęboko. - Po prostu uważam, że ciągnięcie ją do jakiegoś hotelu jest zbyt niebezpieczne. Poza tym przenosiny zapewne tylko ją wystraszą - mruknął.
Alice milczała
- Masz rację… Masz… Ale chociaż… Chociaż chciałabym jej to jakoś ułatwić, choć to pewnie nie możliwe. Yh… I trzeba będzie zamknąć te drzwi, bo cokolwiek tam jeszcze zamknęliście, na spokojnie może wyjść. Jak widać po mnie - zauważyła. Powoli wypuściła dym z ust. Mężczyzna pokiwał głową na jej słowa.
- A druga kwestia? - zapytała zaraz.
- Alioth - błyskawicznie odparł Abascal. - Oficjalnie nie miałaś nic wspólnego z jego śmiercią… to znaczy, obecną niedyspozycją - ściszył głos do szeptu i spojrzał nieco paranoicznie w stronę drzwi. - Zaatakował was agent Valkoinen nagle, niespodziewanie i był bardzo doświadczony oraz śmiertelny. Od teraz pilnuj, aby trzymać się tej wersji - poprosił karzeł. - To ważne.
Alice zastanawiała się chwilę
- Dobrze. Raczej ciężko by było niektórym zrozumieć, że nie do końca byłam sobą wtedy. Co więc powiemy IBPI, aby wzbudzić chęć ich współpracy? - zapytała.
- O tym nie pomyślałem - karzeł skrzywił się. - Jednak nie możemy zaszczepić w głowach podwładnych pomysłu, że można piąć się po szczeblach Kościoła Konsumentów, zabijając wyżej położonych braci i siostry - mruknął. - Powiedzmy IBPI, że… - zawahał się. - Może powiedzmy im to samo, co naszym. Tylko dodajmy na koniec, że usłyszałaś, że asasyn w następnym kroku ruszy na IBPI. Niech się przestraszą tego nieistniejącego, złego ducha - wzruszył ramionami.

Alice myślała chwilę
- To rzeczywiście bardziej sensowny motyw. Zwłaszcza, że będzie pasować do motywu zawładnięcia światem żywych… - westchnęła krótko.
- Mamy coś jeszcze do omówienia? - zapytała, rozważając co jej już powiedział.
- Tylko jedna rzecz, ale mało istotna - Fernando zawiesił głos i nieznacznie zagryzł wargę. W ogóle nie wiem, po co wspominam o tym… - zawahał się.
Harper zmarszczyła brwi
- Hm, o co chodzi? - zapytała, ciągnąc go za język.
- Zanim Sharif Khalid wyszedł, to podrzuciliśmy mu nadajnik GPS - rzekł. - Bee Barnett zajęła się tym. Otóż… jego ciało poruszyło się. Do tej pory znajdowało się na cmentarzu, jednak teraz… - westchnął, po czym machnął ręką. - To drugi z tych trzech Brutusów, o których wspominałaś, prawda? Przepraszam, że przywołałem go - dodał, po czym zwrócił oczy na ekran komputera, jakby przechodząc do kolejnego zadania.
Alice poruszyła się na krześle
- No właśnie to też temat, który chciałam poruszyć. Sharif był na cmentarzu, bo tam udało mi się wy… wymodlić jego życie. Chciałam, żebyście go ściągnęli, mógłby nam się w tym chaosie jednak przydać. Więc co masz na myśli, że się poruszył? Był w śpiączce… - mruknęła śpiewaczka i zaciągnęła się dymem z cygara.
- Albo odczyty zwariowały, albo znajduje się obecnie na środku Bałtyku - odparł karzeł. - I z dużą prędkością porusza się w stronę Sankt Petersburga. Czy wiesz, dlaczego mógłby chcieć udać się akurat tam? Mam nadzieję, że nie spiskuje przeciwko nam - dodał nieco ostrzej. Przez głowę Alice przemknęła myśl, że Abascal był zapewne zwolennikiem terminacji Irakijczyka po tym, gdy opuścił Kościół Konsumentów.
Harper zastanawiała się
- To niemożliwe… Jak już powiedziałam, był w śpiączce. Jeśli coś go nie obudziło w ciągu tych kilku godzin i już pozwoliło zaplanować zdradę i udać się do Petersburga, to jestem raczej skłonna uwierzyć, że ktoś go tam wiezie w jakiejś walizce. Tylko pytanie… Po co? - to jej kompletnie nie pasowało. Abascal wzruszył ramionami. Po jego minie Alice zgadywała, że ta zagadka nie frapuje go zbyt mocno.

- Ah, a patrzyłeś ten monitoring? Apropo tych chłopców? - zapytała zaraz. Przechyliła się, by zerknąć na ekran i na godzinę. W końcu muszą się zbierać z tematem Noela.
- Nie, jeszcze nie - mruknął Fernando. - Właśnie miałem się tym zająć. Co do Irakijczyka… nie nasze zmartwienie. Zresztą nie sądzę, że mógłby nam w jakikolwiek sposób zaszkodzić. Pójdziesz teraz do Bonnaire’a? - zapytał.
Alice miała trochę wątpliwości, ale kiwnęła głową
- Tak, do Bonnaire’a. Da radę do tego wyjazdu na spotkanie skołować mi jakieś serio sensowniejsze ubrania? - tym razem to już mówiła na poważnie. Podniosła się z krzesła i rozejrzała się, gdzie może zostawić niedopałek po cygarze. Znalazła na stole papierośnicę, w której było pełno resztek. Wyglądało na to, że Abascal miał bardzo drogi nałóg i nie wahał się mu oddawać.
- Zrobimy, co się da. Tylko musisz dać nam rozmiar. Co konkretnie chciałabyś dostać? - zapytał. - Tylko proszę, nie mów, że “coś normalnego” - uśmiechnął się lekko. - Obawiam się, że takie określenie wymaga ludzi o podobnym guście i wychowaniu.
Alice zerknęła na niego uważnie
- Zapamiętasz, jak ci podam? - zapytała jakby właśnie szykowała się do zdradzenia mu kodów do tajnej bazy informacji FBI.
- T… - Fernando już miał odpowiedzieć, kiedy ugryzł się w język. - Nie, nie zapamiętam - obiecał. - Od razu zapomnę - dodał, po czym uśmiechnął się do niej niewinnie.
Alice pokręciła głową
- To zapisz. 95-65-105 - wyrecytowała, bo często musiała to mówić do kostiumów
- Proste, same piątki na końcach. Co do ubrań, to jeansy, koszule i buty na niespecjalnie dużym obcasie i będę usatysfakcjonowana. Byle bez różu, nie trawię różu. Tylko nie rozpowiadaj wszystkim, bo urwę głowę - rzuciła półżartem.
- No wiem. Dlatego powiedziałem, że nie zapamiętam - uśmiechnął się. - 95-65-105. Jak to się podliczy, to wychodzi ci numerologiczna czwórka z ciała. W Japonii to liczba śmierci. Chyba musiałaś skończyć, zaliczając zgon - dodał. Schował pudełko cygar do szuflady biurka. Najwyraźniej już miał dosyć na dzisiaj.
Alice złapała się teatralnie pod boki
- Ha! - odezwała się, uśmiechnęła, po czym równie teatralnie ten uśmiech z jej twarzy spłynął.
- Ha! - zawtórował Abascal tym samym tonem. Wpatrywał się w ekran komputera, jakby wyświetlał najciekawszą rzecz we wszechświecie.
- Zabawne - Alice dodała po chwili i uśmiechnęła znów, kręcąc głową
- Idę - oznajmiła i tym razem już faktycznie poszła poszukać Bonnaire’a.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline