Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-11-2017, 02:14   #44
Icarius
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Jan spojrzał na dziwożone. Z początku zdjęła go trwoga. Każdego kto ofiarę swą ściął i chodzącą widzi - szok nie ominie. Jeśli jednak Jan dobrze myślał z dziewicy którą złożył w ofierze nic nie pozostało. Jeno powłoka którą ktoś zajął a i ta zmieniona. Dał komuś życie, odbierając je komuś innemu? Nie ona pewnie żyła wcześniej była jakimś duchem. Gdzieś bytowała może w drzewie? Może w jakimś innym świecie? On dał jej obecne ciało… chyba. Wszak to domysły.
- Witaj jestem Jan - powiedział wprost do jej umysłu. - Miło cię widzieć. Po co przyszłaś? - jej obecność była jakoś związana z Janem. Może przyszła mu podziękować a może mając przebłyski z życia dziewicy postanowiła go wypatroszyć.
Nic się nie stało. Nie napłynęła odpowiedź, ani w słowach, ani chociaż w zmianie na twarzy ukoronowanej bluszczem dziwożony. Dziewczyna cofnęła się krok, skrył ją cień drzew, a z nią podążyły bagienne światełka.
Jan krzyknął mentalnie za dziewczyną.
- Poczekaj pomogłem wam chce porozmawiać. Nie bój się jestem wam przyjacielem. - podszedł trochę w stronę dziewczyny. Zachował jednak bezpieczną głównie dla jej komfortu odległość. Rozłożył ręce w uspokajającym geście i się uśmiechnął. Miał na sobie drogie ciuchy i był wyszykowany pod przyjazd Biruty. Jedynie płaszcz podróżny narzucony na plecy był solidny lecz nie ozdobny. Wyszedł by patrzeć czy Biruta już jedzie. Czy nie widać jej aby w oddali. Nie spodziewał się tu dziwożony. Nakazał Glande naszykować wioskę na przyjazd gości. Był już wszak u niego jak u siebie. Na bogato na ile się da i izbę dla nich na wyłączność. Korciło go żeby wyjechać jej naprzeciw. Jednak obecność panny go wstrzymała. Chciał nawiązać z nimi kontakt. Nie wiedział czy chce być nowym Leszym czy co gorsza Skomundem. Spodziewał się że za moc jest i cena. Nie wadzi to jednak w przyjaźni żyć.


Wytężając wzrok widział, że stoi tam jeszcze, niemal nieruchoma, i dla kogoś, kto nie poprawią juchą naturalnej ostrości wzroku, całkiem niewidoczna. Światełka krążyły wokół jej przystrojonej bluszczem głowy. Wysyłał kolejną myśl.
- Powiedz komuś kto decyduje u was że chce rozmawiać. Możemy sobie wzajemnie pomagać. Chronić się nawzajem, wiem że macie swoje problemy. Powiedz po co przyszłaś?
Wychynęła raz jeszcze i cofnęła się znowu. Ogniki słabły, musiały się oddalać.*
Nie zdecydowała nic, nie mówiła nawet. Jan nie zamierzał biegać za niemową. Gdyby chciała by szedł za nią, może choćby ręką do niego machnęła. Mówił mową umysłów którą na szczęście każdy rozumiał. Rozumienie jednak nie oznaczało chęci rozmowy. Poszedł Jan wydać dyspozycje ostatnie grupie ratunkowej. Machnął ręką na ciekawską pannę, bo może to właśnie ciekawość ją tu przywiodła. Nic mu nie rzekła przecie a mogła. Sam zamierzał wyjechać na spotkanie Birucie. Zabrać tylko symboliczną świtę. Kamira i syna Glande.

Musiał trzymać się planu. Na początku nocy Niedźwiedziowi trzeci raz krew Jan dał. Wyruszył z Krzesimirem i Montwiłem szukać zguby. Wzieli kogo chcieli do pomocy wolna ręka nawet nie sprawdzał. Spodziewał się, że spryt tych trzech może przynieść efekt. Niedźwiedziowi powiedział, że kolejność priorytetów ratunkowych jest prosta. Sayn potem wedle możliwości. Jak zapytam czemu to Jan rzeknie.. to jedyny krzyżak co wojnę zatrzymać może. Tego wszak i ty chciałeś. Glande i w zasadzie każdemu ciągle do głowy kładł by czujni byli. Uśpić się ciszy lasu nie dali. Bo tam gdzieś krążą ich wrogowie. Nawet jeśli nie już i teraz to krążyć będą. Wcześniej czy później. Dosiadł konia i ruszył. Nie zastanawiał się więcej. Liczyło się dla niego jedno... zobaczyć w końcu Birutę.

Po gwarze już wiedział, że niemało luda tu ciągnie. Ludzi słyszał, koni moc i psów ujadanie. Widział już sylwetki pomiędzy drzewami, w dole, gdzie droga zakręcała, pnąc się w od koryta strumienia. Już miał konia zaciąć, gdy na ścieżynie mąż się pojawił postury potężnej i wieku dojrzałego, o włosach i brodzie jak pszenica jasnych i splatanych. W szerokie spodnie odziany i gruby płaszcz, kroczył jak po własnych włościach. Tylko Jana zobaczył, zatrzymał się, ręce wsparł na toporze o długim drzewcu i czekał, aż podjadą.

Jan podjechał kawałek oczy przymrużył mocno i lekko spojrzał w aurę. Tak na granicy jej występowania na nogi patrząc. Wiedział że jeśli to duch lasu patrząc normalnie oślepłby. Tak miał zamiar potwierdzić podejrzenie i zaprzestać swej sztuki nim ucierpi. Gdy podjeżdżali rzekł swoim ludziom.
- Ani drgnijcie bez rozkazu.

Głosem umysłu rzekł natomiast do brodacza.
- Witaj jestem Jan zwany Łabędziem. Z kim mam przyjemność?
Sylwetkę wojownika otoczyło cynobrowe halo o jasnej barwie właściwiej wampierzom gdy jan wejrzał jednocześnie w jego aurę.
- A witajże, gospodarzu miły - wyszczerzył się z gęstwin brody.
- Jam Vesteinn. Daleko owa sadyba twoja? Panny tak już narzekają, żem się wysforował najprzód.
Ześlizgnął się spojrzeniem na towarzyszy Janowych. A potem na Wąchacza gwizdnął, co się za nimi zaplątał.
- A chodź no, gładyszu - woj klepnął się w piersi, i ku zdziwieniu Jana pies skoczył ku niemu radoście, łapy o wskazane miejsce wsparł i pozwalał się czochrać.

Jan był zdziwiony reakcją Wąchacza choć mimowolnie twarz rozjaśnił mu uśmiech. Nie wyczuwał zagrożenia od wojownika co również dobrze wróżyło. Wiedział o nim niewiele. Ten Brujah wiking z dalej północy. Rzekł o nim oszczędnie Niedźwiedź.
- Niedaleko na szczęście. Twoje i panien oczywiście. Spodziewałem się wizyty panny Biruty. Jakie to jeszcze panny dały ci się we znaki? - uśmiechał się serdecznie dalej.
- Panny same nie chadzają nawet do wychodka - woj wybuchnął tubalnym śmiechem, aż się cały zatrząsł i echo się poniosło. - Wszystko, co robią, publiki wymaga. A dla dziewki widownią najzacniejszą i najbardziej pożądaną nie my wcale, a inne baby. Taki los! Ale jak wąsiki sadzą z tłuszczem pociągniesz i język miodem posmarujesz, to prócz Biruty wiodę Eufemię i Jaune. Będziesz miał na kim gładką wymowę poćwiczyć - zbliżył się i Jana w udo klepnął przyjacielsko. - Powodzenia - wyszeptał, oczy mrużąc w rozbawieniu. - Ja z boczku siędę, popatrzę. Może cię nie rozerwą...
- Eee - myśl główną wyraził Jan - Jednej panny wizyta mnie przerażała ale trzech. - z czego dwie mogą jeszcze na Łowczego dybać i knuć okrutnie dopowiedział w myślach. - Czym ja zasłużył na takie honory? Tyle znacznych osób w moje skromne progi.
- Znaczy ja? - pogładził się po szerokiej piersi. - Zmartwię cię, ale nie twa to zasługa. Lubię się pobić z Sambojowymi szaleńcami, tom się zabrał z pannami. Ale kto wie, może mi się zasłużysz, chodzą plotki, że jestem przekupny - roześmiał się perliście. - Jaune przyjechała jak nic bronić interesów swej pieszczoszki. Biruta twierdzi, iż do ciebie. A Eufemia diabli wiedzą, po co. Może by tamtych porażki obejrzeć i szpile wbijać… Mówiłem, baby.
- Walka. Lubię walkę- spojrzenie Jana rozjaśniało. - Przeciw komu i dlaczego tak licznie stajecie? - Jan wiedział że przeciw Żbikowi nie wiedział tylko dlaczego. Wyjaśniła się przyczyna tak licznej grupy. Biruta pewnie ze skromną świtą podłączyła się do wyprawy co na Zemelgów szła. Dla bezpieczeństwa w świetle ostatnich wydarzeń. Jana olśniło to mógł być powód wyprawy. Szli na Zemelgów zaraz po tym jak zniknął Łowczy. Żbik mógł się na niego zasadzić naprawdę lub Eufemia to na niego zrzuciła.
- Jeden z synów Jawnuty i jego córa przepadli na lupińskich ziemiach. To i będzie odwet - zatarł silne dłonie. - Aż się nauczą respektu wszarze.
- Tak właśnie podejrzewałem. - uśmiechał się gorzko. - Jadę dalej do panny Biruty. Dziękuję ci za miłą rozmowę. - Jan ruszył dalej przed siebie.

Orszak ujrzał niebawem. Na przedzie jechała dojrzała niewiasta o twarzy naznaczonej pierwszymi zmarszczkami i ciemnych, smolistych włosach. Z jej postawy promieniowały powaga i dostojeństwo, i gdyby nie szponiaste dłonie trzymające wodze Jan nigdy nie wziąłby jej za Diablicę. Tuż za nią na bułanej klaczce podążała mniszka o twarzy słodkiej i delikatnej, spojrzeniu spłoszonym i ramionach skurczonych trwożliwie, jakby obawiała się ataku pomimo licznej obstawy. Za nimi zaś ukochana Janowa na białym jeleniu, jeszcze piękniejsza niż we wspomnieniach, ani chybi sięgała nie raz po tzimiską sztukę zmiany ciała. Jan dostrzegł gdy oko w końcu oderwał od Biruty, że część obstawy też była modyfikowana, woje to z pewnością ghule.

Jan na widok ukochanej przyśpieszył. Uwagę o ghulach odnotował. Minął zarówno dostojną June jak i duchową Eufemie. Rzucając tylko w przelocie.
- Uszanowanie drogie Panie.
Zatrzymał się dopiero przed Birutą.
- Piękny widok i długo oczekiwany. - uśmiechnął się. Zeskoczył błyskawicznie z konia bo i ciężko wymieniać czułości na wierzchowcach.


Zatrzymała go podsunięta pod nos biała rączka o szczupłych palcach przyozdobionych pierścieniami.
- Wspaniale widzieć cię w zdrowiu, drogi Janie.
Ucałował ją w rękę choć lekko przygasł. Spodziewał się po jej stronie większego entuzjazmu. Wyczekał chwilę a jeśli Pani jego serca wolała publicznie się nie ściskać niczym młokosy lecz pozostać dystyngowaną. Biruta uśmiechnęła się oszczędnie, i po policzku go pogładziła jednym palcem. Jej oczy skoczyły przy tym na boki, to w lewo, to w prawo spoglądając, jakby dać chciała do zrozumienia, że jest obserwowana. Jan miał to w poważaniu. No ale on był tym wyrywnym z ich dwójki w działaniu. Niby miał stalową wolę ale gdy jakaś pasja go pchała nie zważał na nic. Tak samo było ze złością przedziwna kombinacja. Cieżko było komuś nagiąć go do swojej woli. On sam jednak słabostkom ulegał. Tak i tym razem było. Wskoczył na konia i począł jechać w milczeniu. Wytrzymał no może do zwrotu Mario w zdrowaśce. Kazał Kamirowi orszak od czoła poprowadzić gdyby ktoś nie wiedział gdzie wioska.
Może choćby na krótki odpoczynek się zatrzymają zmierzając do Samboi. Kto wie może i ona jest w drodze dla zaoszczędzenia czasu i spotkają się sprzymierzone siły na włościach Jana?

Głosem odezwał się w Jan jej głowie zaciekawiony.

“Przed kim się chowamy?”
“Przed dwiema sukami. Uważaj, potrafią to co ty. Jaune jest szczególnie biegła. Pomówimy bez świadków.”
Smukłą łydką trąciła biały bok jelenia, jednocześnie obdarzając Jana zdawkowym skinięciem, należnym kuzynowi w siódmym pokoleniu co najwyżej, nie ukochanemu.
“Tak, tęskniłam” - rozbrzmiało jeszcze cokolwiek rzewnie w Janowej głowie.
“ Rozmawiać powinniśmy tak jak teraz. Przy mocach odpowiednich to, że świadków nie widać…. Nie znaczy że ich nie ma. Tylko czy naszą bliskość chcesz ukrywać? Ja chce ją wykrzyczeć całemu światu.”
“Nie tutaj, nie przy nich”.
“ Dobrze skoro trzeba” - dodał niepocieszony.

Niedługo potem podjechał do Eufemii i June. Wymienić uprzejmości zapytać czy zatrzymają się w wiosce na postój lub nocleg. Czy ewentualnie może im w czymś pomóc.
Jaune spojrzała na niego z góry przenikliwie i nienaturalnie jasnymi oczami.
- Weźmiesz udział w naradzie i wyprawie wojennej - oznajmiła swoją wolę. Eufemia posłała mu spłoszony i przepraszający uśmiech. Zamamrotała coś, twarz chowając w kwefach, i chyba padło tam imię dziada, ale było to tak niewyraźne, że równie dobrze mogła mu kazać zejść sobie z drogi.

Jan nic nie odrzekł jedynie skinął głową i ruszył z nimi dalej. June była zasadniczo druga po Jawnucie. Stąd jej postawa ale i honor bo zaprosiła go do stołu narad. Ciekawe ile już ze wszystkiego co zrobił Jan wiedziała?
 
Icarius jest offline