Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-11-2017, 08:49   #97
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
To były ciężkie dni dla Torikhi Melune, podczas których kwestionowała wiele swoich decyzji i czynów.
Czy była dobrym kapłanem Świetlistej Panienki? Czy rozumiała i umiała przekazać boskie dogmaty? Jakie postępy uczyniła na swojej drodze ku wolności i misjonarstwie? Dlaczego wyruszyła w podróż ku kolejnej niebezpiecznej przygodzie, zamiast spulchniać ziemię swojego przyszłego ogródka? Co powiedziała źle, a co zrobiła dobrze? Oraz najważniejsze…
co ta podstępna Shar knuje na Północny?!

Pytań miała wiele, a jeszcze więcej wątpliwości. Wycofała się więc w cień towarzyszy, czując, że coś się zmieniło. Zmiany mogły być dobre, złe… lub dalekosiężnie niewiadome. Czy tkwiły one w ludziach, czy w czasach, czy może naturze?
Półelfka oddała się pokucie i niemym modlitwom, podczas których jak we śnie wykonywała swoje obowiązki. Leczyła, walczyła, szła.
Cisza jaka wokół niej gęstniała, zamiast działać kojąco, tylko ją przygniatała i przygnębiała. Ból zakochanej duszy i złamanego serca dusił jak obroża na szyi.

Obroża. Nie miała już jej, tak samo jak łańcuchów ani trzaskającego bicza na plecach. Była wolna. Była samodzielna. Była dumna… i mogła robić i mówić co chce. A jednak… nie ważne co robiła i nie ważne co mówiła. Czuła gorycz do siebie i otoczenia.
Zupełnie jakby chciała jedno, a mówiła drugie… lub mówiła trzecie a inni odbierali to jako czwarte. Słowa ją zawodziły, tak samo jak myśli, które były skonstruowane z języka. Językiem zaś był shaarski. Ten sam w którym prowadziło się wojnę na słonecznych ziemiach, ten sam, który niewolił i niszczył wolne istoty jak jej matkę, ten sam, którym posługiwał się jej ojciec i zarządca niewolników, a później wszyscy jej właściciele, ten sam, w którym zwiastowała Shar.

Melune zaczęła nowe życie dzięki opatrzności Selune. Zgodziła się na podróż w dalekie i „dzikie” regiony świata by spłacić dług wdzięczności. Miała nadzieję, że uwolni się od potworności nocy i jej przewodniczki. Zacznie życie od nowa. Tymczasem jej przeszłość spakowała manatki i postanowiła ruszyć jej tropem.
Smoczy kultysta, dreptał przed nią w kierunku Phan, cicho postękując. Opatrzyła go tylko powierzchownie, by nie jęczał i nie spowalniał ich marszu. Nie rozumiała dlaczego tę bestię chcieli wprowadzić do ich spokojnego azylu. Dlaczego nie odeślą go do więzienia w Neverwinter gdzie było miejsce dla takich łotrów i popaprańców jak on?! Dlaczego wprowadzają węza do leża? Tylko czekać na nieszczęścia przyciągane jego obecnością…

***

Stało się! Tori chciała krzyczeć: „A nie mówiłam?!”.
Przypomniała sobie jednak, że nie powiedziała choćby sylaby do któregokolwiek towarzysza od paru dni i w zasadzie, z przerażeniem stwierdziła, że nie umie się odezwać nawet teraz… przy burmistrzu. Jakby jej krtań samowolnie się zaciskała dusząc zarodki słów kłębiące się na języku. Tyle istot, starych i młodych, bez dachu nad głową, wystawionych w nocy na niebezpieczeństwo…
Kapłanka była zdruzgotana, a jednak nie pisnęła nawet słowa. Nawet później gdy stanęła twarzą w twarz z niewolnikiem. Ze swoim „bratem”, jedyne na co się zdobyła to na płoche spojrzenie w kierunku jedynego człowieka przy którym czuła się bezpiecznie.
Joris jednak nie zwracał na nią uwagi, toteż selunitka czmychnęła jak tchórz do domu w którym stacjonowała.

Kurmaliny nie było na podwórku, ani w domu, być może diabelski kurak nawiał do lasu lub poszedł polować na myszy. Garaele sama przywitała swoją podopieczną. Kobiety nie były wielkimi przyjaciółkami, ale i tak ucieszyły się na swój widok. Melune w końcu poczuła się bezpieczna i w końcu przełamała zmowę milczenia, przytulając się ze szlochem do blondwłosej elfki. Trzeba było nadrobić spędzony czas na rozłące i obie kobiety wymieniały się informacjami. Młodsza z kapłanek opowiedziała podczas przygotowania posiłku o wyprawie na smoka, dyskusji na temat skarbu skrzydlatego, a później o polowaniu na zbiega, o ranach ukochanego i kłótni o niego z kurtyzaną, a następnie jeńcu i kolejnej kłótni tym razem na temat pojmanego.
Podczas skromnego obiadu Tori napomknęła o Shar i jej kultystach oraz obawach, że grupują się i szykują do czegoś niedobrego. Poruszyła też kwestię Tressendarów i… niewolników, przy których głos jej się nieco załamał. Niestety sama tymorytka również miała związane ręce, choć tak samo niepokoiła ją cała sytuacja w miasteczku.
Przy herbacie półelfka sprezentowała koleżance okładkę księgi, wyrażając nadzieję, że są coraz bliżej rozwiązania zagadki jej miejsca ukrycia.
Pogawędkę przerwało zapianie koguta… a raczej kury, która wróciła z wojaży z sąsiedniego ogródka.
Rikha pobiegła przywitać się ze swoją małą tyranką, a później zabrała się za przygotowanie sobie kąpieli.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"

Ostatnio edytowane przez sunellica : 21-11-2017 o 10:19.
sunellica jest offline