Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-11-2017, 11:24   #80
Zuzu
 
Zuzu's Avatar
 
Reputacja: 1 Zuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputację
Wpakowali się w kłopoty, cała ośmioosobowa grupa… i Silvia. A było już tak pięknie! Wydostała się po kryjomu z Merkurego III, znalazła dyskretny transport do Sektora 1, a Vincent nawet się nie zorientował. Zajmował się “swoimi interesami”, podczas gdy ona spakowała walizkę i zawinęła brykę, jadąc do kosmoportu. Lot zarezerwował jej agent… może on puścił parę? Odpowiednio wysoki przelew na konto rozwiązywał najbardziej zawinięte języki.
- Skurwysyn… kurwi żesz syn - blondynka zemściła pod nosem, patrząc jak ożywiony resztkami energii ogniwa panel mruga po raz ostatni i gaśnie, zmieniając się w czarną, martwą taflę szkła i plastali. Może mówiła do niego, może wieszała psy na zdradzieckim przedstawicielu. Powinien szukać dla niej nowej roli, dogadywać się z producentami i wytwórniami, negocjować następne kontrakty, a nie włazić z butami w prywatne życie, pchając pełen koksu kinol tam, gdzie nie trzeba. Wystawił ją… tak, to musiał być on. Jak inaczej pogoń by ją znalazła? A znalazła, gdy już zaczynała poważnie się cieszyć z wolności. Pech niestety dopadł ją razem z Brianem Stonem i jego pieprzonymi przydupasami. Najemnikami, łowcami nagród… albo głów, jeden pies.

Grunt, że złapali ją na stacji przesiadkowej, siłą perswazji ręcznej zapakowali na swój statek i powieźli w pustą, zimną przestrzeń kosmosu… z powrotem do “domu”. Między wierszami dowiedziała sie, że wynajął ich Vinc, aby przyprowadzili mi zgubę w jednym, obrażonym i wściekłym kawałku. Bo Silvia była wściekła: na niego, na siebie, na całą tą chorą sytuację. No i na Stone’a. I jego przydupasów. Na ten głupi statek, system Dagon którego nie kojarzyła i ten wredny panel przed jakim właśnie stała. Dobrze, że zdążyła się dowiedzieć cokolwiek, nim zdechł. Ktoś próbował nawiązać kontakt, słyszała wypowiedziany męskim głosem komunikat wywoławczy.
- Nie, nie… niech to będzie farba. Proszę, niech to będzie farba - blondynka stała sparaliżowana, wpatrując się w pokryte czerwienią dłonie. Świeża, płynna substancja, jeszcze nie zdążyła zamarznąć. Przełamując obrzydzenie istrach uniosła rękę do twarzy i powąchała, a potem jęknęła głośno, wycierając skórę o ścianę. To jednak nie była farba...
Potrzebowała lustra i umywalki. Łazienki, żeby doprowadzić się do porządku. Zostawało też niewypowiedziane pytanie skąd na jej głowie znalazła się… krew. Do kogo należała?

Na początku myślała, że to ściema - te krzyki i wrzaski rozlegające się w eterze, a należące do zwiadowców w ciężkich kombinezonach kompanii najemników. Wpierw na zwiad poszła trójka, po nich kolejna trójka i wszyscy zginęli, jeśli wierzyć przekazowi przez radio.
De Luca myślała, że chcą ją przestraszyć, zmusić w ten sposób do posłuszeństwa i siedzenia na tyłku w bezpiecznej kabinie ich korwety. Pokazać, że jakiekolwiek próby ucieczki są bezcelowe, a do tego śmiertelnie niebezpieczne. Lepiej jej było w zamknięciu, pod opieką ponurych, uzbrojonych po zęby ludzi, niż w pustych korytarzach jednostki do której zacumowali szukając recepty na naprawę nadszarpniętych burzą magnetyczną podsystemów. Węszyła w tym podstęp, bo co koszmarnego mogli tu znaleźć, skoro najgorsze potwory tkwiły tu razem z nią, pilnując i nie pozwalając się wyrwać… ale wyrwała się. Teraz było już prosto. Zostali we trójkę: ona, Stone i jeszcze jeden przyjemniaczek o przezwisku Creep. Podczas gdy się naradzali, Silvia wycofała się rakiem i z pochwyconym ogniwem, wycięła prosto w ciemne, zimne korytarze statku rolniczego. Cienki płaszcz i krótka sukienka kiepsko chroniły przed chłodem, zmieniającym wydychane powietrze w obłoczki pary. Nie przygotowała się do podobnych wojaży, ale kto się spodziewał awaryjnego lądowania w martwym mechanicznie kurniku?! Powinna już bezpiecznie dotrzeć do celu i mieć w dupie poprzedni epizod życia, zacząć od nowa. Teraz zamieniła towarzystwo ludzi na ciemność, chłód i drażniące nerwy napięcie zwierzyny w potrzasku. Nieznane niebezpieczeństwo, mogące zakończyć jej życie zamiast odesłać do porzuconego ex-chłopaka.

- W co ty się znowu wpakowałaś De Luca - mruknęła przez szczękające zęby i przez chwilę walczyła z pokusą aby wrócić do Briana. Lepszy wróg znajomy, niż jedna, wielka niewiadoma. Na korwecie było też ciepło i jasno. Znała jej rozkład, a tutaj?
- Weź się w garść - nafuczała na siebie, odpychając strach. Zaczęła myśleć, kalkulować.
Latająca obora musiała dryfować w próżni juz dłuższy czas, padły nawet generatory awaryjne. System musiał po kolei odcinać kolejne segmenty, aby utrzymać ładunek przy życiu… ale gdzie była załoga? Ktoś ich zabił? Wpadli na zmutowaną krowę?
Jeszcze siedząc na uszkodzonej korwecie słyszała przez radio niezła sieczkę, ale do rzeczy. Ktoś tu leciał, jeżeli dobrze to rozegra, zyska sprzymierzeńców. Kogokolwiek, poza dwójką zwyroli, ale musiała dać im znać. Sygnał! Ostrzec, bo mogli lecieć prosto w pułapkę!
Mrok otaczający z każdej strony nie pozwalał się skupić, wilgoć na głowie rozpraszała.
- Weź się w garść! - upomniała sie po raz drugi, oświetlając korytarz przed sobą. Snop światła latarki drgał tak jak z wychłodzenia drżała trzymająca ją ręka. Droga wyglądała na czystą, pustą. Bezpieczną… te marzenia. Trzeba spróbować, co zostawało? Nie wróci do porywaczy, nie ma mowy. Zostało dostać się na mostek i spróbować nadać wiadomość, nawiązać kontakt. W kabinach mieszkalnych mógł zostać jakiś kombinezon, albo kurtka. Coś nadającego się bardziej pod klimat niż kiecka i obcasy. Z duszą na ramieniu blondynka zrobiła pierwszy krok, drugi. Próbowała iść powoli, ostrożnie, oświetlając po kolei ściany, sufit i podłogę. Jeszcze tego brakowało, żeby wpadła w dziurę, albo prosto na wyszczerzonego maniakalnie zabójce z nożem. W filmach zwykle tak to właśnie wyglądało… nawet grała raz w czymś podobnym, ale wtedy byłą to fikcja. Teraz dotykała realnej grozy.
I nie podobało się jej to za grosz.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Mam złe wieści. Świat się nigdy nie skończy...
Zuzu jest offline