Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-11-2017, 11:25   #90
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Corsac kierowała się coraz niżej i niżej, przechodząc przez pomieszczenia i korytarze niedostępne dla gości widowni. Nikt jednak nie próbował jej powstrzymać. Dotarli do wąskich korytarzy ciągnących się pod torowiskiem. Oświetlonych przez jedynie przez małe lampki. Owe korytarze wibrowały… drżała podłoga i ściany.
- To pociągi...wprawiają to miejsce w wibracje. Zupełnie jakby ziemia się trzęsła. Słabiej gdy są daleko… mocniej, gdy przejeżdżają nad nami.- wyjaśniła Andrea Corsac.- Kiedyś pieściłam tu się sama… potem zbudowałam mojego potwora. Jazda nim jest znacznie bardziej podniecająca.
- Domyślam się - Carmen przylgnęła plecami do ściany poddając się wibracjom, które przeszły teraz na jej własne ciało. Przeciągnęła się zmysłowo, po czym uczyniła zapraszający gest w kierunku Andrei.
Ta z uśmiechem podeszła do agentki, jedną dłonią chwytając za jej pierś i ściskając gwałtownie, drugą sięgając znów pod sukienkę i docierają do bielizny przez którą napierać zaczęła palcami na kobiecość kochanki. Drżała przy tym z pożądania oraz przechodzących przez nie wibracji. Jej usta przylgnęły do ust Carmen pieszcząc je lubieżnie. A to wszystko na oczach już i tak mocno pobudzonego Orłowa.
Carmen odwzajemniła pocałunek, wsuwając języczek pomiędzy wargi kobiety, jednak ręce trzymała na ścianie, jakby zostały do niej przykute. W ten sposób pokazywała Corsac, że nie zamierza złamać ustalonych przez nią zasad, mimo że ciało Carmen ocierało się lubieżnie za każdym razem gdy kobieta dotykała go.
- Janie... - powiedziała Brytyjka, gdy na moment ich usta rozdzieliły się. - Gdy pani Corsac zdejmie ze mnie ostatnią część garderoby... będę twoja tak długo, jak starczy ci sił na posiadanie mnie lub... dopóki nasza piękna znajoma nie zechce do nas dołączyć. Rozumiesz?
Wiedziała, że Orłow tylko na to czekał. Oto wszak opcja ukarania agentki za jej pieszczoty z ambasadorem nadarzyła się wcześniej niż oboje mogli przypuszczać.
- Wiesz… trochę mi go żal.- Andrea osunęła się w dół, kucając i sięgając pod sukienkę Brytyjki. Zsunęła z niej bieliznę i sięgnęła językiem do łona wodząc delikatnie po kwiatuszku rozkoszy Carmen i taką rozkosz sprawiając.- Może… uwolnisz go od dolnych partii ubrania. Pewnie mu ciasno, a ja… chętnie zobaczę czym on sprawia ci przyjemność.
Orłow stał w milczeniu, jak posąg. Dłonie miał z tyłu posłuszny poleceniom swej pani.
Agentka przełknęła ślinę, po czym gestem dłoni przywołała Jana Wasilijewicza. Gdy ten podszedł, ujęła dłonią jego członka przez materiał spodni.
- Jeśli oto chodzi... muszę przyznać, że jeszcze nigdy mnie nie zawiódł. Prawda, Janie? - oddychając ciężko pod wpływem pieszczot Andrei, Brytyjka zaczęła niespiesznie rozpinać spodnie swojego “lokaja”.
- Tak madame.- Orłow z trudem zachowywał spokój czując palce kochanki na swym wrażliwym instrumencie i patrząc jak inna kobieta smakuje rozkoszny zakątek Carmen. Ta zresztą przesunęła palcem pomiędzy pośladkami dziewczyny, aż dotarła do bramy rozkoszy, która wczoraj tak publicznie Jan Wasilijewicz zdobył.
- Tu też? - zapytała przekornie.
- Zdecydowanie, przy czym... prosiłabym tu o odrobinę łągodniejsze traktowanie, wczoraj... trochę nas poniosło na walkach. - wyznała, sądząc, że to powinno spodobać się Corsac. Drżącymi z podniecenia dłońmi udało jej się oswobodzić męskość kochanka.
- Zobacz... czy nie jest... apetyczny - powiedziała do kobiety, dając znak Orłowowi, by całkiem zdjął spodnie. - Może każę mu w ogóle się rozebrać? Na górze również dobrze wygląda…
- Apetyczny?- zapytała retorycznie Andrea i wodząc dłońmi po udach kochanki nachyliła się by czubkiem języka dotknąć obnażonego oręża kochanka Carmen. Powiodła po nim mrucząc i wyrywając z ust Orłowa mimowolny jęk rozkoszy. - Zdecydowanie.
Spojrzała na Brytyjkę dodając.- Oboje jesteście… chcesz mnie rozebrać?
Jeśli pozwolę jemu zrzucić szatki i ciebie rozpakuję… to głupio by mi było pozostać jedyną ubraną w towarzystwie.
- O niczym innym nie marzę, choć... myślę, że mogę się podzielić. - rzekła z uśmiechem Carmen, przytulając się do Andrei, po czym zwróciła się do kochanka - Janie, zajmij się panią od pasa w dół. Góra jest moja! - rzuciła drapieżnie i całując w nagłym zrywie namiętności dekolt Corsac, zaczęła ją rozbierać.
- Tak madame…- Orłow już klęknął nagi, gdy zabrała się za rozpinanie skórzanej kamizelki Andrei i delikatnej bluzki okrywającej piersi. Sama też nie była ignorowana jako że Corsac zajęła się rozpinaniem jej własnej sukienki łakomym wzrokiem patrząc na obnażany biust, który nagle zafalował gwałtownie jako że przez Brytyjkę przeszło silne drżenie.
- Przejechaly nad nami…- mruknęła Andrea oblizując w podnieceniu usta, a sama agentka natrafiła na blizny, pokrywające lewą pierś i lewe ramię Corsac. Białe blizny po oparzeniach… dawno już zagojone.
Nie pytała o nie, nie wiedząc jakby zareagowała kobieta. Zresztą ona i Orłow też mieli sporo własnych pamiątek różnych przygód. zdjąwszy kamizelkę Carmen dobrała się do gorsetu Andrei.
- Miałaś rację to naprawdę wspaniałe miejsce do... zabaw. - powiedziała, po czym jej usta przylgnęły do warg kobiety, jednocześnie obserwując poczynania Jana Wasilijewicza.
Ten pozbawił Andrei bielizny i wodził zachłannie dłońmi po jej pośladkach jak i językiem po jej pupie zbyt długo dziś wystawiany na pokusy i dręczony. Na razie sama Corsac ściskając drapieżnie nagi biust Carmen i całując zachłannie jej usta, kręciła jedynie odruchowo pupą dając się ponieść tej fali namiętności.
Jej gorset był też ostatnią rzeczą, której się musieli pozbyć, by w pełni rozkoszować się dotykiem nagich ciał. Po prawdzie Carmen nawet cieszyła się teraz, że Andrea oddziela ją od Orłowa, samej skupiając się na zmysłowych pieszczotach ciała kobiety.
Andrea dyszała coraz głośniej prężąc się pomiędzy pieszczotami Orłowa, a dłońmi Carmen na swym biuście, wsunęła udo między uda Brytyjki pocierając jej łono i drżąc od narastającego żaru jaki w niej wywoływali. Całowała zachłannie Brytyjkę wsuwając włoń w pukle kochanki, a drugą szczypiąc twarde kamyczki zdobiące teraz jej unoszące się w podnieceniu piersi. Wyglądało na to, że to Corsac wpadła w pułapkę obojga kochanków.
- Chcesz go poczuć? - zapytała Carmen, ocierając się o nią i z trudem panując nad swoim ciałem.
- Tak…- jęknęła cichutko Andrea i spojrzała w oczy Carmen całując ją namiętnie. -... ale wpierw.. chcę go zobaczyć… w akcji.
I odpędziła Orłowa od siebie. Ten się cofnął ukrywając irytację za maską obojętności. Nie lubił wszak, gdy odmawiano mu tego co pragnął. Na szczęście dla niego… odmowa była tylko chwilowa. Bo Andrea oparła się o ścianę obok Carmen, na której to ciele ocalały tylko pończoszki z podwiązkami i trzewiczki.
- Pokaż mi coś zmysłowego.- mruknęła drżąc od wibracji tunelu i własnego pożądania, sama też dotykając się lekko w intymnym zakątku.
- Obawiam się, że w tym stanie to będzie bardzo gwałtowna zmysłowość... - Carmen obróciła się i stanęła oparta dłońmi o ścianę z wypiętymi w kierunku Orłowa pośladkami.
- Janie... możesz odebrać swoją nagrodę. - Powiedziała tonem zmanierowanej panci.
- Tak jest madame…- stwierdził Rosjanin potulnym tonem podchodząc od tyłu do agentki i pochwycił za pośladki jej. Poczuła jak w nią wchodzi, poczuła jego twardą obecność. Chwycił ją za włosy jedną dłonią i zaczął bezlitosne szturmy ciągnąc za nie i zmuszając do napierania pośladkami na swoje ciało.
Na oczach przyglądającej się temu Andrei, która oblizała usta mrucząc.- Nie przeszkadza mi to… lubię ostro.
Odpowiedzią Carmen był tylko głośny, pełen bólu i pożądania jęk.
- Cholerny potwór... trochę wyczucia... - warknęła, ale po mowie jej ciała było widać jak bardzo jej się to podoba. Właściwie na moment Carmen zapomniała zupełnie o Andrei. Była tylko ona i jej mściwy, ognistokrwisty kochanek.
- Tak madame…- odparł posłusznie Orłow, bynajmniej się jej nie słuchając. Tylko kolejnymi ruchami bioder rozładowywał napięcie szarpiąc boleśnie za włosy kochanki. Teraz należała do niego, była jego klaczą którą ujeżdżał bez litości podczas tej przejażdżki. Dyszał jak dzika bestia i tą dzikość czuła w każdym pchnięciu spychającym ją na ścianę. A Andrei znudziło się samo patrzenie. Wślizgnęła się pod Carmen, pochwyciła za jej poruszające się piersi, całując je, ściskając, kąsając i nawet drapiąc paznokciami po jej skórze. Była równie “delikatna” co jej kochanek.
Brytyjka zawyła, przygniatając ciężarem ciała Andreę do ściany, przez co teraz przez ciała całej trójki przechodziły wibracje lokomotyw. Nie potrafiąc znieść tak intensywnej dawki rozkoszy, podniecona od dawna Carmen doszła gwałtownie z krzykiem, drżąc na całym ciele.
Orłow też był blisko nacierając na drżącą kochankę całym ciałem, aż po kilku ruchach bioder doszedł intensywnie drżąc. Carmen otrzymała siarczystego klapsa w pośladki.
A Andrea drżąc i uśmiechając się dodała.
- Podrażnimy się z nim by dodać mu apetytu zanim mnie weźmie?- jej rozpalone spojrzenie mówiło agentce, jakiej ma odpowiedzi udzielić.
- Jesteś bez serca... - zaśmiała się zdyszana Brytyjka, ale chętnie podjęła grę. - Janie... teraz znów musisz czekać na pozwolenie. - Powiedziała i wsunęła dłoń pomiędzy uda Andrei.
- Nie bądź taka nieśmiała…- zamruczała Andrea szerzej rozchylając nogi i chwytając za włosy Carmen by przyciągnąć jej usta do swych warg całując namiętnie, drugą dłonią powiodła palcami po piersi Angielki ściskając ją zachłannie i rozkoszując jej miękkością.
Ta odwzajemniła pocałunek z namiętnością, po czym odwróciła na chwilę głowę, by spojrzeć na Orłowa.
- A ty... baw się sam sobą, dopóki cię nie zawołamy - Powiedziała z uśmiechem i... ustami zaczęła przesuwać się w dół ciała Corsac.
- Oczywiście madame…- nie zrobił jednak nic… poza patrzeniem. A Andrea głaszcząc po głowie kochankę i prowokacyjnie pieszcząc swoją pierś komentowała.- … uuu.. dzikus z niego. Już mu wigor wraca i to bez dotykania.
Dyszała ciężko, zarówno od widoków, doznań, jak i od przeszywających je wibracji. Pociągi znowu się zbliżały.
Carmen, wiedząc już czego się spodziewać tak przeciągała pieszczotę, by... jej usta zanurzyły się w słodkim kwiatuszku kochanki z chwilą, gdy wibracje były najsilniejsze, kiedy potężne maszyny przejeżdżały nad nimi. Brytyjka wpiła się ustami, wysysając zachłannie nagromadzone soki kochanki.
- Oooo tak ooo tak ooo tak… wypnij… pupę… patrzy się…- pojękiwała Andre dociskając władczo twarz Carmen do swego łona. Jej ciało drżało, rozkosz zbliżała się gwałtowną falą. Andrea naprężyła się i doszła głośno.
Brytyjka posłusznie spijała jej soki, by po chwili wspiąć się znów na nogi i ją pocałować.
- Mmmm … - wymruczała Andrea otulając ramionami kochankę i całując namiętnie. Tuliła się i ocierała o Carmen, swój biust dociskając do piersi Brytyjki. A ona potrafiła sobie wyobrazić jaki to wyuzdany widok podziwia jej kochanek.
Carmen zmysłowo gładziła jej ciało, po czym nagle objęła kobietę w pasie i obróciła się z nią. Teraz to agentka była pod ścianą, a Andrea stała odwrócona tyłem do Orłowa.
- Gotowa na ostrzejszą jazdę? - zapytała z uśmiechem Brytyjka.
- Jeszcze nie…- teraz to Corsac osunęła się na kolana i oparła lewą nogę na swym ramieniu łapczywie sięgając języczkiem do łona Brytyjki. Przesunęła nim prowokacyjnie po nim i wypięła pupę kierunku “lokaja”.
- Prawda że tak… przyjemniej?- zapytała.
Carmen pogładziła ją po głowie i spojrzała w oczy Rosjanina.
- Teraz to mi jest jego szkoda... - szepnęła, po czym dodała - Jesteś cudowna…
- Czemu jego? Dostaje smaczny kąsek.- szepnęła i zabrała się za smakowanie kobiecości kochanki zanurzając język zachłannie w kielichu jej kwiatu, a dłonią wodząc po udzie Brytyjki.
Orłow podnieconym spojrzeniem wodził po Carmen której krągłości drżały lekko od doznań jak i wibracji w pomieszczeniu, a której intymny zakątek pieściła kochanka.
- Ty decydujesz kiedy spuścimy go ze smyczy, moja droga - odpowiedziała Brytyjka ocierając się o kochankę i jęcząc coraz głośniej pod wpływem jej pieszczot.
- Wszak jestem gotowa…- zamruczała rozkoszując się sytuacją i wodząc leniwie językiem pomiędzy udami kochanki, a dłonią na jej udzie. - Tobie zostawiam… ostateczne… spuszczenie go ze smyczy.
I pomachała tyłeczkiem na boki w wyraźnej prowokacji.
- Mhmmmm... - Carmen spojrzała z uśmiechem na Rosjanina spod na wpół przymkniętych powiek.
Ten posłusznie czekał na polecenie, spoglądając z pożądaniem na obie kobiety. W pełni gotów spełnić ich pragnienia. Dobrze ułożona bestia.
- Sama nie wiem... - drażniła się z nim agentka.
- Mnie tam… wszystko jedno…- Andrea sięgnęła palcami między uda i rozchyliła płatki swego kwiatu jakby drażniąc się z “lokajem”.
- Myślę, że jednak poczujesz różnicę. - Powiedziała do niej Carmen, po czym tonem miłościwej pani dodała - Janie... nie krępuj się. Ta pani o cudownym języczku zasługuje na jak najwięcej rozkoszy…
Orłow podszedł klęknął, chwycił za pośladki Corsac nie odrywając spojrzenia od oblicza Carmen i… Andrea krzyknęła głośno, gdy ją posiadł, a potem zaczęła głośno pojękiwać starając się panować nad sobą. Jej drżenie przechodziło na Brytyjkę więc ta wiedziała, że jej kochanek traktuje muszelkę Andrei równie bezlitośnie co jej własną.
Ponieważ ich kochanka była teraz skupiona na doznaniach oraz pieszczeniu Carmen, Angielka również patrzyła w oczy Jana Wasilijewicza. Pojękując prowokacyjnie za każdym razem gdy wchodził w ich kochankę.
Orłow przyglądał się łakomym spojrzeniem jej drżącym piersiom i nie przestawał gwałtownym szturmów potwierdzanych krzykami i jękami samej Andrei. Nie mając sił na pieszczotę językiem, drugą dłonią sięgnęła ku kobiecości Carmen i brutalnie zanurzyła w niej palce poruszając nimi bez jakiejkolwiek finezji czy wyczucia. Nie miała dość samokontroli by być delikatną, więc rozkosz mieszała się z bólem, a Brytyjka czuła się jak przy spotkaniach z Huai… zabawką dla rozkoszy kochanki… tym razem Corsac, która pojękując głośno i stękając z rozkoszy przytuliła twarz do drżącego brzucha Brytyjki.
Teraz zresztą obie jęczały głośno. Boleśnie i rozkosznie zarazem. Carmen złapała mocniej włosy kochanki i wciąż patrząc Rosjaninowi w oczy czuła jak odpływa.
Drżenie nadciągało, lokomotywy nadjeżdżały… drżenie nadciągało, rozkosz zbliżała się silną falą gdy Carmen spoglądała na swojego kochanka podbijającego nowe terytorium i czuła rozkosz płynącej od podbrzusza również podbijanego z podobną brutalnością. Silne wibracje przeszyły je obie w chwili gwałtownej eksplozji rozkoszy.
To było niesamowite uczucie. Gdy szczyt minął, a pociągi przejechały, Brytyjka osunęła się z głośnym jękiem na ziemię.
- Tooo… było intensywne… - jęknęła cicho Andrea tuląc swą głowę do piersi kochanki.- … bardzo interesujące. I pewnie warte… powtórzenia… przy okazji.
Orłow oddawszy swój trybut Korsykance odsunął się i posłusznie czekał na kolejne polecenia.
- Myślę że powinnyśmy się... ubrać.- szepnęła Corsac.
- Taaak, zdecydowanie. - Carmen przeciągnęła się i mrugnęła do Jana Wasilijewicza. - Janie, ubierz się.
Kiedy zaś sama wdziewała własne rzeczy, niby to przy okazji zapytała Corsac.
- Rozumiem, że interesują cię tylko te współczesne... potwory? Wiesz, ja mam słabość do legend starożytnego Egiptu i tak sobie myślę czy można cię spotkać tylko na tych wyścigach czy może są jakieś tematy archeologiczne, które by cię interesowały, moja droga?
- Starożytność nie jest moją namiętnością. - stwierdziła z uśmiechem Andrea ubierając się powoli.- Zawsze wolałam spojrzeć w przyszłość. Nie to co Archibald Carstein. Znasz go może? Interesuje się namiętnie wykopaliskami. I też… potrafi docenić piękno…- wymruczała zerkając na nogi Brytyjki.
Kolejny “AC”! Carmen pochyliła się bardziej nad swoją spódnicą by ukryć zaintrygowany wyraz twarzy.
- Nie znam, ale jeśli ty, moja droga, mówisz, że wart jest poznania, to chętnie nawiążę taką... znajomość. Mogłabyś nas jakoś umówić?
- Nie jestem aż tak… dobrze z nim zaznajomiona. Widziałam tylko raz jego kolekcję starożytnych eksponatów. - zamyśliła się i poufale objęła Brytyjkę ramieniem dodając. - A i jestem pewna że sama skłoniłabyś mnie do zainteresowania archeologicznymi wykopaliskami i sponsorowaniem ich. Hmmm… mogłabym cię zabrać na przyjęcie do niego. Niestety… bestyjkę musiałabyś zostawić w domu. Mogłabym wejść tylko z jedną osobą towarzyszącą. Biedny Roderyk niewątpliwie rozczaruję się rozmową. A ty moja droga… z pewnością jakoś wynagrodzisz mi złamanie mu serduszka, co?
Brytyjka przylgnęła do niej i delikatnie acz drapieżnie przeciągnęła pazurkami po jej udzie.
- Chyba już nie masz wątpliwości co do tego...Chętnie skorzystam z zaproszenia.
- Więc… omówimy to jutro przy… kiedy będziesz mogła się ze mną spotkać. Ty i twój drapieżny lokaj? - zapytała zaciekawiona Andrea, gdy ruszały razem korytarzami, a Orłow za nimi. Andrea poprawiła zawadiacko kapelusz na swej głowie dodając. - Co prawda jestem kobietą zapracowaną, ale… dla ciebie zrobię sobie przerwę.
- Cóż, ja również mam jutro sporo zajęć, ale... - Brytyjka udała, że się zastanawia - Może wieczorem? Jako sposób na odstresowanie się po dniu pełnym wrażeń?
- Zgoda… będę więc oczekiwała cię w mej posiadłości. Ubierz się szałowo i wygodnie…- wymruczała do ucha Carmen kobieta i delikatnie ukąsiła je.- … i bądź gotowa na ostre negocjacje. Lubię intrygujące oferty.
- Zdecydowanie trudno się dziwić, że jesteś kobietą sukcesu, moja droga. Dziękuję ci za dzisiejsze spotkanie i... już nie przeszkadzamy w kontemplacji wielkich, rozgrzanych potworów. - Powiedziała Carmen z uśmiechem, jednocześnie przejeżdżając palcem po ramieniu Orłowa.
- Do następnego razu. - stwierdziła z uśmiechem Andrea, gdy rozdzieliły się już na VIPowskiej widowni. A Orłow spytał.- Mam powiadomić ambasadora że dziś nie podkradniemy mu wozu, a dopiero jutro?
- Nie trzeba, jutro rano będę się z nim widzieć. - Odpowiedziała Carmen - Musimy tu też jeszcze posiedzieć do końca imprezy, żeby Andrea nie wątpiła w moje zainteresowanie dla lokomotyw. - Powiedziała marudnym tonem Brytyjka po czym zmieniła ton i z uśmiechem powiedziała do Rosjanina - Janie, będziesz tak dobry i zamówisz mi coś do picia?
- Oczywiście madame. A co po imprezie? - zapytał kłaniając się uniżenie.
- Myślę, że zasłużyliśmy na odpoczynek. - mrugnęła do niego.
- Oczywiście. - wymruczał w odpowiedzi Jan Wasilijewicz i oddalił się. Już ona wiedziała jakiego rodzaju odpoczynek preferuje. W polu widzenia był też sam Joshua… sir Drake obecnie samotny, grzecznie opierał się o barierkę i przyglądał bardziej samej Carmen niż lokomotywom.
Uśmiechnęła się do niego promiennie, a że miała wyrzuty, to gestem wskazała miejsce obok siebie, choć wiedziała też, jak zareaguje na to Rosjanin.
Sir Drake od razu skorzystał z propozycji siadając obok dziewczyny i pytając uprzejmie.
- Ufam że wszystko poszło z planem?
- Tak, udało mi się dostać prywatne zaproszenie. Bardzo ci dziękuję za pomoc. - Odpowiedziała Carmen.
- To była przyjemność… zwłaszcza… ostatnie chwile pomagania. Cała przyjemność po mojej stronie.- mruknął szarmancko sir Drake, a pojawiający się z drinkiem Orłow od razu wszedł w rolę.- Pani drink, madame.
Podał go uprzejmie znów stając się opanowanym niczym skała lokajem lady Stone.
Tym razem Carmen jednak nie zamierzała go drażnić. Znów skupiła się na widowisku, wymieniając tylko od czasu do czasu uwagi na jego temat z ambasadorem.
Jakkolwiek Joshua wiedział więcej na temat wyścigów niż ona, to jednak wyglądało na to że całą swą wiedzą się już podzielił. Zdecydowanie bardziej interesowała go tematyka marynistyczna najwyraźniej. Zaś wkrótce do rozmawiającej dwójki zaczęła zbliżać się znajoma postać.Huai lekko zarumieniona na policzkach i w orientalnym stroju podeszła do nich i rzekła z uśmiechem.
- Panno Stone… nie spodziewałabym się ujrzeć tu ciebie i to w towarzystwie…- tu zawiesiła głos zerkając na mężczyznę, który wstał mówiąc uprzejmie.
- Sir Joshua Drake… ambasador Wszechimperium w Zurychu.
- No...no… no… ambasador. Jestem zaszczycona.- uśmiechnęła się Huai. - Tajemnicza nieznajoma, jeśli wolno będzie zachować nimb tajemniczości. Wybaczcie jeśli wam się narzucam, ale rozmowa jakoś nie wyglądała na bardzo… wciągającą. Przynajmniej patrząc z boku.
- Samo towarzystwo ambasadora jest za to odurzające niby narkotyk, ale nie mam nic przeciwko, by się nim z tobą podzielić moja droga. - Powiedziała z uśmiechem Carmen.
- To dobrze… bo przyda mi się dawka narkotyku. A ty mój drogi?- zwróciła się do Orłowa.
- Jestem lokajem madame.- stwierdził usłużnie Rosjanin.
- To przynieś nam coś mocnego i proszę nie wstawać z mego powodu sir Drake.- dodała Huai.
- Ależ nie wypada.- próbował protestować sir Drake, niemniej Huai go popchnęła z powrotem na siedzenie i dodała.- Żadnych ale… ja tu tylko zresztą na chwilę. W robocie jestem.
Orłow zaś oddalił się, by przynieść kolejne drinki.
Carmen zaśmiała się widząc tych dwoje, a gdy jej i Joshuy spojrzenia się spotkały wzruszyła tylko ramionami.
- Lepiej jej nie podpadać, choć... to w sumie zależy. W nerwach również jest piękna.
- Więc… co się kryje za tym romantycznym wypadem? Mężczyźni tu nie zabierają ślicznych kobiet, zwłaszcza takich jak ty?- zapytała z uśmiechem Huai splatając dłonie pod biustem i przyglądając się obojgu.
- A dlaczego miałabym ci odpowiedzieć na to pytanie, moja droga, ciekawska... tajemnicza znajomo. - Odpowiedziała z rozbawieniem Carmen, wodząc wzrokiem po sylwetce Chinki.
- Bo jestem miła?- nachyliła się ku nim z groźnym uśmieszkiem i spojrzała na Joshuę.- Ale mogę nie być.
Westchnęła cicho.- Mam za sobą kilka rozmów. Nie wszystkie… przyjemne. Nie lubię robić za sekretarkę notującą czyjeś zachcianki.
- Co o tym myślisz? - Carmen zwróciła się do ambasadora.
- Nie znam tajemniczej nieznajomej.- sir Drake był nieco zmieszany tą niecodzienną osobą. Bo też i Huai była wyjątkowa. Była też lekko pijana.
- Może kiedyś poznasz.- stwierdziła z uśmiechem. - Acz lepiej nie…
- A mówiłaś, że chciałabyś poznać służącą mego przyjaciela... - przypomniała jej Carmen.
- Och tak.. poznać. To ty masz ją…- wymruczała siadając mu na kolanach, gdy Orłow przyszedł z drinkami. - To rzeczywiście zmienia postać rzeczy.
Wzięła swój i Joshuy dodając.- Może przyjdzie nam ponegocjować pewne warunki ambasadorze. Ty możesz dostarczyć mi czego ja chcę, a ja…- tu spojrzenie padło na Brytyjkę.-.. czego ty chcesz. Obwiązane wstążeczką niczym prezent.
- Nie bardzo wiem o co pani chodzi, ale nie jestem pewien czy to by było właściwe.- stwierdził uprzejmie Joshua.
- Potrafię rozpoznać mężczyznę czynu.- uśmiechnęła się lisio Huai i spojrzała na Carmen niczym lis na kurę.- Nawet jeśli go ta cała cywilizacja uśpiła. Z pewnością dojdziemy do porozumienia. Na wielu… płaszczyznach.
- Jaka ty się nagle zainteresowana zrobiłaś, normalnie z podziwu nie mogę wyjść. - Skomentowała to Brytyjka, zerkając na minę Orłowa.
- Przyznaję że dzisiejszy dzień był owocny dla interesów mojej pani. Dla mnie oznaczał katorgę. Sztuczne uśmiechanie się i… - wzruszyła ramionami.- .. mnóstwo alkoholu, który ostatecznie trochę mnie rozbroił.
Pokręciła pupą w zamyśleniu. - Ooo… ambasador ma ukryte działo.
- Madame, to normalna reakcja w tak nienormalnej sytuacji.- stwierdził sir Drake.
- Ależ ja nie narzekam.- odparła Huai i spojrzała na Carmen.- Z pewnością nie ma na co narzekać.
Orłow zaś był lodową statuą, obojętny na to co się działo. Idealny lokaj.
Brytyjka przyglądała się siedzącej obok dwójce.
- Z pewnością twoje pojawienie ożywiło atmosferę moja droga i jeśli o mnie chodzi nie mam nic przeciwko żebyś umiliła ambasadorowi czas, niemniej jeśli chodzi o to związanie wstążeczką, przypominam, że w starciu nie szło ci aż tak bezproblemowo.
- Moja droga Carmen, czyżbyś zapomniała?- Huai nachyliła się ku niej uśmiechając się sadystycznie.- Ja nikomu… nie umilam czasu. To jest wbrew mej naturze, nawet jeśli… jestem zmiękczona przez nadmiar drinków.
- A czy ja mówiłam, że to ma odbyć się za twoją zgodą? - drażniła się z nią agentka, wytrzymując spojrzenie.
- Będziesz musiała się bardziej postarać. Ostatnio to ty leżałaś na plecach, prawda?- wymruczała zmysłowo Huai przypominając jej pojedynek na placu zabaw.
- Mogę wiedzieć o co w tym wszystkim chodzi?- zapytał ambasador.
- Nie z moich ust.- odparła Chinka wstając i ruszając.- Mnie czekają obowiązki, wystarczająco zakłóciłam waszą… randkę.
- To nie jest randka, niestety.- zaprzeczył Joshua broniąc dobrego imienia siedzącej obok Brytyjki.
Carmen pogładziła go po ramieniu uspokajająco.
- Ta istota jest do cna zepsuta, ale i fascynująca. Nie masz powodów, by się przejmować. - następnie zwróciła się do Chinki - Uwielbiam patrzeć, gdy tracisz panowanie nad sobą. jak chociażby z tym ulegnięciem ciekawości i przyjściem tutaj. Musiało cię to bardzo gnieść…
- To i nuda. Nie jestem dobrą negocjatorem.- Huai nachyliła się ku Carmen pochwyciła jej podbródek i pocałowała ją w usta.
Smakował alkoholem i pożądaniem. Tak samo jak zapewne Brytyjka jej smakowała.
Czas mijał, a ich pocałunek przeciągał się. Język Brytyjki odnalazł bowiem język Chinki i zapragnął poznać się z nim bliżej. Huai więc pieściła usta Carmen w pocałunku na oczach dwójki widzów nie zamierzając ulec arystokratce i na tym polu. I niewątpliwie rozpalając wyobraźnię obu mężczyzn.
To Carmen jako szlachcianka poczuła, że jednak wreszcie wypada przerwać ten spektakl. Zdyszana oderwała się od władczej kochanki.
- Starczy, a teraz marsz do pracy, dziewczynko. - Rzuciła z rozbawieniem.
- I wy bawcie się dobrze…- odparła odstawiając kielich i odeszła.
Po tym nieoczekiwanym spotkaniu, Carmen nie przebywała długo w loży VIPowskiej. Nadchodziło późne popołudnie i w końcu wyścigi się skończyły. Ambasador podał uprzejmie ramię Brytyjce pytając.- To dokąd teraz mam cię zawieźć madame?
- Jeśli to nie problem, my wracamy do hotelu. - Powiedziała idąc ku wyjściu, wsparta o ramię ambasadora, a za nimi jak cień podążał Orłow.
- Mam nadzieję, że nie jesteś zły z powodu wizyty mojej znajomej.
- Nie… ani trochę. - odparł uprzejmie nieco zafrapowany Joshua.- Dość niezwykła z niej kobieta, nieprawdaż?
Powoli schodzili schodkami w kierunku limuzyny, w której nie było widać Lizbeth.
- Jak widzisz, mam słabość do wyjątkowych znajomości. - ujęła znacząco jego ramię, by też poczuł się wyróżniony.
- Cieszy mnie to. Naprawdę. - odparł z uśmiechem ambasador, gdy dochodzili do automobilu. Można było dostrzec, że Lizbeth dosłownie zwinęła się w kłębek niczym kotka i spała na tylnym siedzeniu. Pokaz nieludzkiej gibkości w wykonaniu śpiącej dziewczyny.
Budzenie jej Brytyjka zostawiła ambasadorowi, domyślając się, że zwierzęca natura służącej mogłaby źle zareagować na inną osobę. Nie było to takie trudne, bo jak się okazało wystarczyło delikatnie podrapać Lizbeth za uszkiem. I to wystarczyło, by dziewczyna mrucząc przebudziła się, by zasiąść za kierownicą i zawieźć oboje z powrotem do hotelu.
 
Mira jest offline