Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-11-2017, 17:56   #219
hen_cerbin
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację

Festag (Dzień Świąteczny), 28 Vorgeheima 2522, poranek,
Bitwa nad Witten
Próba przebicia się przez pozycje nad rzeką Soll i oskrzydlenia sił Imperialnych
Dwadzieścia pięć minut po desancie wroga


Olegowi do tej pory szło świetnie. Nawet kiedy fala spowodowana przez którąś z manewrujących barek niemal wyrwała zawiniątko z rąk wędrowca, a następna prawie je by zalała, zdołał jakimś cudem obrócić się i osłonić je przed wodą. Pływanie pod wodą może być dobrym sposobem na unikanie wykrycia. Płynięcie z zawiniątkiem też może przejść - mało to uciekających żołnierzy Granicznych rzucało się w nurt Soll by uciec przed rzezią? Ale wspinanie się na burtę ze źródłem ognia w rękach... To już jakby gorzej. Osłona barek zrobiła sobie ćwiczenia strzeleckie i mimo natychmiastowego zanurkowania i tak oberwał strzałą a woda wokół niego niemal się zakotłowała od kolejnych.
No cóż, co prawda nie udało mu się wrzucić lampy na pokład, ale z drugiej strony przeżył tę próbę, więc można powiedzieć, że w tej rundzie zagrał na remis.

Walka trwała. Mimo zaciętych kontrataków, Czwarta Kompania spychana była krok za krokiem coraz dalej od brzegu. I traciła coraz więcej ludzi, których, mimo wysiłków Abelarda i personelu paramedycznego, nie było jak zastąpić. Czterech ostatnich przywróconych do służby Gruber wcielił do łuczników i wszystkim strzelcom jakich tylko przy sobie miał kazał skupić ogień na barkach próbujących ustawić się w most. Większość płonących strzał spadła do rzeki, nie czyniąc nikomu większej krzywdy, ale kilka wbiło się w pokłady powodując niegroźne, szybko ugaszone pożary. Być może gdy barki będą nieruchome, a strzelcy się, nomen omen, wstrzelą, ostrzał będzie celniejszy.

Trzeba też przyznać, że celność ostrzału nie była tego dnia mocną stroną żadnej ze stron - wcześniejszy ostrzał pozycji Grubera zakończył się niemal kompromitacją, kiedy jeden z łuczników z Księstw dostał "przypadkowo" w plecy. Być może ktoś wykorzystał bitwę do wyrównania swoich osobistych porachunków.

Nie wszędzie jednak szło tak gładko. Zmęczony Detlef mimo ogniowego wsparcia ze strony Waltera ugrzązł w ciżbie wrogów odnosząc kolejne płytkie rany, Leo dotarła do wykrwawiających się w obronie sił Barona, a Diuk z dwoma łucznikami i jeńcy dotarli do "sztabu" i lazaretu, gdzie otrzymał pomoc. Przeraził się, gdy unurzany po łokcie w krwi Abelard nawet go nie poznał i spojrzawszy tylko na zawiązany na ramieniu biały kawałek materiału, zszył jego rany i wysłał z powrotem do boju.

Loftus zarabiał na tytuł maga bojowego. Choć nie użył żadnego czaru ofensywnego, jego wprowadzające zamieszanie w szeregach wroga zaklęcia robiły nie mniej szkód niż gdyby co minutę posyłał kulę ognia. Choć konie okazały się dość dobrze wyszkolone i jedynie na pierwszy hałas zareagowały niepokojem, rzucając się, wierzgając i gryząc wędzidła, a przy kolejnych zaczęły to ignorować, uspokajane przez swoich jeźdźców, to dowódca konnicy słał niespokojne spojrzenia na wysokiego mężczyznę w starej, lecz świetnie utrzymanej i wypolerowanej na błysk zbroi. Ten zastanawiał się, ale gdy usłyszał sygnał rogu i zobaczył pierwsze sylwetki żołnierzy Trzeciej Kompanii idące na odsiecz kamratom, podniósł rękę i wykonał dłonią jakiś gest. Było za daleko by można było zobaczyć jaki, ale po chwili trąby zagrały także na drugim brzegu i każdy mógł zgadnąć, jaki rozkaz wydał.

Wróg rozpoczął odwrót! Zbrojny odwrót. Widać było, że zaatakowani, będą się bronić, ale nie było wątpliwości, że wycofują się w kierunku rzeki i wzgórz. Barki przestały ustawiać się prostopadle do nurtu. A i na drugim brzegu, odgłosy głównej bitwy zaczynały powoli słabnąć. Najwyraźniej głównodowodzący miał dość. Jedna barka wbita w brzeg, druga w każdej chwili może zacząć się palić, jak nie od strzał to od kamikaze z płonącym olejem w dłoniach, a jakby jeszcze temu cholernemu magowi udało się spowodować panikę na moście to straty szłyby w dziesiątki i setki bez gwarancji sukcesu. I jeszcze te ognie i zamieszanie na wzgórzach...
A Otto von Wernicky, stary, sprytny lis, gdyż to on był tym mężczyzną w zbroi, pamiętał, że przybył tu nie po walkę, a po łupy. Żołnierze Wissenlandu bili się z różnych powodów, ale jego podwładni - głównie dla pieniędzy. A generalna zasada mówi, że nie możesz ich wydać, jeśli jesteś martwy. Zbyt duże straty przy wygranej bitwie albo sam lęk przed stratami mogą pozbawić go ludzi skuteczniej niż porażka bez nich.


W tym samym czasie.
Umocnienia i wzgórza.


Baron z przemieszanymi resztkami swoich ludzi bronił umocnionych pozycji. Ponosił straty, odniósł kolejną płytką ranę, ale nie pozwolił posiłkom wroga na dotarcie do miejsca budowy mostu. Nie wiedział, że w sukurs idą mu przyjaciele...
Dwaj żołnierze Ostatnich ukrywający się do tej pory na wzgórzach, gdy ogień zbliżył się z jednej strony, a z drugiej trwała walka, A Karl podzielił się zdobytymi informacjami, Bert wpadł na pewien plan. Zauważył, że poza umundurowaniem niewiele różnili się od swoich wrogów. Zerwali więc oznaczenia i wybrudzili mundury ziemią. Gdy wrzeszcząc o magu na wzgórzach zbiegali w kierunku umocnień, byli wystarczająco osmaleni i brudni, by nikt nie zauważył, że są z innej armii. Karl zresztą i tak wyglądał na rasowego najemnika, a nie regularnego żołnierza, a niziołki można było spotkać wszędzie. Co prawda nikt nie uwierzył panikarzom, wszak ludzie, którym to mówili, sami te wzgórza sprawdzali, ale za to wysłano "tchórzy" na pierwszą linię, gdzie pewnie czekałoby ich trudne zadanie zmiany stron, ale zanim do tego doszło, rozległy się gwizdki i nacierający zaczęli się wycofywać. "Poddali" się więc Gustawowi i tak epopeja zwiadowców zakończyła się pełnym sukcesem. Nie licząc kilku siniaków, otarć i innych niegroźnych skutków przebywania w ogniu walki.


W Czwartej Kompanii pozostało ledwo siedemdziesięciu trzech ludzi, mniej niż połowa stanu. Wielu było rannych, a każdy zmęczony. Łucznikom krwawiły opuszki palców, zbrojnym omdlewały ręce od trzymania mieczy, tarcz, halabard... Ale przetrwali tę bitwę. A dzięki Abelardowi za jakiś czas wróci do walki jedenastka szczęśliwców, których rany były poważniejsze. A kto wie, może i więcej - choć walka się skończyła, ranni nadal leżeli na polu bitwy.

Przeciwnik - prawie półtorej setki ludzi wycofywał się do łodzi i na wzgórza. Ponad setka zachowała szyk i widać było, że zaatakowani będą się bronić. Ostrzał z łuków z obu stron nie ustawał - łucznikom Grubera udało się w końcu podpalić jedną z barek, a osłaniający odwrót łucznicy z barek ostrzelali Pierwszą, Szesnastą i Siedemnastą Dziesiątkę, zmniejszając liczbę sprawnych żołnierzy do sześćdziesięciu, z czego dwie trzecie stanowili łucznicy.

***


Festag (Dzień Świąteczny), 28 Vorgeheima 2522, wieczór po bitwie
Wschodni brzeg rzeki Soll.


Licząc zabitych i rannych ustalono, że Czwarta Kompania utraciła ponad połowę stanu, zabijając jednocześnie ponad dwustu żołnierzy wroga i nie pozwalając mu na zdobycie przyczółka, z którego jego kawaleria mogłaby zacząć manewr oskrzydlający.
W nagrodę przeniesiono ich "na tyły", o ile można tak było określić byłe obozowisko Trzeciej Kompanii, która przejęła dawny posterunek Czwartej.
Tam mieli lizać rany i czekać na rozkazy. Z informacji wymienianych za pomocą gońców dowiedzieli się, że wróg w ciągu dnia podejmował jeszcze kilka prób przebicia się przez ich byłe pozycje, ale robił to bez przekonania i wycofywał się na pierwsze sygnały oporu. Działania te, jak każdy z podstawową wiedzą o sztuce wojennej się domyślił były obliczone raczej na zmęczenie Imperialnych niż ich pokonanie. Podobno znowu złapano kilku jeńców, nawet jakiegoś wyższego rangą.

Doszły ich także słuchy o wynikach głównej bitwy - podobno podczas obrony przeprawy na Witten zabito ponad tysiąc wrogów, tracąc zaledwie czterystu własnych żołnierzy. Zapewne były to wieści nieco przesadzone, ale kurier zarzekał się, że tamci naprawę tracili po dwóch ludzi na każdego zabitego Wissenlandczyka.
- Szło tak dobrze, że Najemnicy Harkina Brocka nawet nie musieli wejść do walki - dodał.

W międzyczasie odwołano z ich oddziału Abelarda Nossenkrapa - główny medyk zażyczył sobie pomocy przy rannych. Cyrulik (z coraz większymi widokami na promocję do medyka polowego) zdążył jeszcze zająć się ich ranami, wyglądało jednak na to, że przez jakiś czas będą sobie musieli radzić bez niego.

A późnym wieczorem Gruber został zaproszony przez dowódcę Trzeciej Kompanii na naradę i przekazał dowodzenie Gustawowi, jedynemu sierżantowi, jaki mu jeszcze pozostał.


Stany zdrowia:
Baron 13
Detlef 11
Loftus 12
Oleg 12
Walter 14
Abelard 13
Leo 9
Diuk 6
Bert 12
Karl 15



 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin
hen_cerbin jest offline