Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-11-2017, 19:02   #125
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację


“Lord” wysłuchał obojga ze spokojem i uprzejmym uśmiechem na ustach, którego szlachetnie urodzeni najprawdopodobniej uczyli się od kołyski, albo i wcześniej, jeszcze w łonie matki będąc. Na prośbę Roisin skinął głową, po czym wskazał dłonią na stojącego przy jego boku starszego mężczyznę.
- Bestard pójdzie z tobą - poinformował obojgu. - Ma on przy sobie lunetę więc będzie jej mógł użyczyć.
Wskazany zdecydowanie na szczęśliwego nie wyglądał. Zmierzył dziewczynę niechętnym spojrzeniem, po czym westchnął.

- Jenis, Miris - przedstawił kolejno pozostałą dwójkę, idąc za Mealerem, który uczynił to samo w imieniu ich grupy. - Ja zaś jestem Lemiranis - zakończył prezentację na sobie, nie dodając jednak ani tytułu, o ile go posiadał, ani też nie wyjaśniając tego kim był czy też co robił w spalonej wiosce.
- Nie sądzę by zagrożenie, o którym wspominacie było tym samym, które spowodowało tragedię jaka miała tu miejsce - kontynuował, odprowadzając wzrokiem odchodzących Bestarda i Roisin. - Osoby za nią odpowiedzialne zostały już ukarane, a przynajmniej ukarane w stopniu który był akurat dostępny - wyjaśnił, unosząc przy tym nieco wyżej kąciki swych ust, co jednak wcale nie sprawiło przyjemnego wrażenia, który wszak uśmiech na twarzy rozmówcy powinien wywoływać.

Po tych słowach wydał krótki rozkaz ochroniarzom by spełnili polecenie elfa, który też wykonali i to bardziej nawet chętnie niż poprzednio, jakby nieobecność Bestarda miała na nich jakiś zbawienny wpływ. Względnie jakby jego dotychczasowa obecność zapewniała im jakąś formę zabezpieczenia przed pracodawcą, która pozwalała na jawniejsze wyrażanie emocji. Jakby nie było, to co się liczyło to efekt, a tym było szybkie i sprawne zabarykadowanie nie tylko głównych drzwi broniących dostępu do wnętrza świątyni ale i tych pobocznych. Nie trzeba było nawet o nich wspominać.
Fira w międzyczasie zajęła się uzupełnieniem świec, dzięki czemu główne pomieszczenie przeznaczone do modłów, wypełniło się ich przyjemnym, delikatnym blaskiem który przepędził te cienie, z którymi nie było w stanie poradzić sobie słońce. Jej osoba wzbudzała pewne zainteresowanie w Lemiranisie, który wodził za kapłanką oczami, jednak nie na tyle nachalnie by wymagało to interwencji. Także i Silli budziła jego zainteresowanie, jednak jak najbardziej zrozumiałe. Nie co dzień spotykało się bowiem na swej drodze kotołaczkę należącą do tego rzadkiego rodzaju. Na osiołka podążającego za wilkołaczką tylko uniósł brew.

- Podróżujesz w ciekawym towarzystwie, Maelarze - podjął przerwaną na chwilę rozmowę. - Z przyjemnością ugoszczę was w swej siedzibie o ile wyrazicie chęć zawitania do Voleos.
Była to jak nic, hojna oferta i jak nic korzystna dla podróżujących z minimalnymi zapasami bohaterów, jednak czy wiązała się ona także z zapewnieniem bezpieczeństwa? I na ile zaufać można było owemu mężczyźnie, który co prawda sprawiał przyjazne wrażenie, co jednak nie znaczyło wcale, że jest ono prawdziwe.

Roisin

Schodów prowadzących na górę nie było wiele bo i wieża nie należała do najwyższych. Tkwiące w uchwytach pochodnie, równo rozmieszczonych na ścianach, dawały dość światła by się nie zabić. Dodatkowym oświetleniem były promienie słońca wpadające przez wąziutkie otwory, które chyba tylko i wyłącznie do tego się nadawały by owe promienie wpuszczać.

Towarzyszący jej mężczyzna nie ułatwiał drogi. Jego postawa była wyraźnie niechętna, przez co atmosfera ciążyła niczym plecak wypełniony głazami. W końcu jednak dotarli na szczyt, zabezpieczony drzwiami przed ewentualnymi intruzami, chociaż już na pierwszy rzut oka widać było, że byle chłystek byłby w stanie je wyważyć. Widać nie tyle miały chronić wejścia przed mieszkańcami, co powstrzymywać kapryśną pogodę przed wdzieraniem się do wnętrza wieży. Na szczęście nie trzeba było niszczyć mienia świątynnego bowiem drzwi były otwarte i wystarczyło je pchnąć by stanęły otworem. Za nimi była otoczona barierką przestrzeń nad którą, utrzymując się na pięciu filarach, królował dach wieży. Pod jego stropem znajdowała się konstrukcja, której najważniejszym elementem był klepsydryczny dzwon utworzony z połączenia dwóch stożkowych lejów wykonanych z materiału, który przypominał szkło. Każdy zawierał w sobie zawieszoną na srebrnym łańcuchu kulę.

Widok roztaczający się wokoło był urzekający. W oddali widać było zasnute chmurami szczyty Naszyjnika, nieco bliżej ostre wierzchołki drzew lasu, który rozlewał się u stóp pasma górskiego, niczym soczyście zielona rzeka, po to tylko by wpaść w błękit morza, który wyznaczał jej drugi brzeg. Roisin mogła dostrzec słaby zarys złocistej plaży, a także szczyty świątyń pobliskiego miasta oraz jego mury. Te ostatnie zdawały się potężne i silnie strzeżone, co potwierdziła obserwacja przez lunetę, którą podał jej niechętny towarzysz. O ileż więcej mogła dzięki niej dostrzec… Przyrząd ów był wykonany przez zdolnego rzemieślnika i przy produkcji użyto wysokiej jakości materiałów, dzięki czemu obraz był ostry, pozbawiony zakłamań. To jednak co przez owe dzieło kunsztu rąk ludzkich, lub niekoniecznie ludzkich, sprawiło że radość z możliwości posługiwania się owym przyrządem prysła, jakby jej tam nigdy nie było.

Otóż w stronę wioski zbliżała się grupa demonów i już na pierwszy rzut oka widać było, że nie są oni nastawieni pokojowo w stosunku do nikogo, czy to swoich czy obcych. Na jej czele szedł wysoki, białowłosy demon.


Jego postawa świadczyła o tym że czuje się na tych ziemiach niczym we własnym podwórku, w którym robić może co chce i jak chce się zachowywać. Podobne wrażenie robili pozostali, łącznie w liczbie tuzina silnych mężczyzn i trójki bynajmniej nie wyglądających na słabe i bezbronne, kobiet. Nie byli oni jednak jedynymi gośćmi, którzy do wioski od strony morza się zbliżali. Między nimi szło osiemnaście skutych istot. Kajdany pętały nie tylko ich ręce ale i nogi, łącząc się łańcuchem z obrożą widniejącą na szyi każdego z nich. Roisin nie trzeba było wiele by w jednym z pojmanych rozpoznać znajomą, jednoskrzydłą postać i nie tylko jego, bowiem przynajmniej trzech elfów wchodzących w skład karawany, także z załogi “Gołębicy” pochodziło.

- Handlarze niewolników - z pewnym niesmakiem skomentował Bestard, odbierając jej wcześniej lunetę i sam sprawdzając co też zainteresowało dziewczynę. - Pewnie na targ do Twierdzy Nester - dorzucił, oddając złodziejce lunetę i dalej wypatrując owego zagrożenia, które niby miało nad nimi wisieć. Najwyraźniej karawana niewolników nie podchodziła pod tą definicję.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline