Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-11-2017, 21:16   #220
pi0t
 
pi0t's Avatar
 
Reputacja: 1 pi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputację
Rzeczywiście był to dzień świąteczny. Bitwa zdaje się zakończona, a co ważniejsze wygrana. Co zabawniejsze, on sam wyszedł z tej potyczki bez draśnięcia. Wróg się wycofywał, co trochę dziwiło maga. Nie znał się na taktyce, strategii ani dowodzeniu, ale obrona trzymała się na resztkach sił. Mocniej dmuchnąć, a ich ogień by zgasł. Siły Imperium nie naciskały na wycofujących się granicznych. Zdaje się, że brakowało ludzi i sił. Loftus nigdy wcześniej nie brał udziału w potyczce na taką skalę czuł się z tym wszystkim dziwnie. Gdy opadła wrzawa, bitewny pył oraz ucichł szczęk mieczy, zrobiło się jakoś groteskowo cicho. Co prawda po polu bitwy niosły się jeszcze krzyki, jęki rannych i konających. Ale zdawały się one jakoś stłumione. Uczeń czarodzieja poniekąd był związany ze sztabem. Został adiutantem, trębaczem, czekał więc na przyzwolenie przeszukania najbliższych zwłok (granicznych, którzy próbowali zaatakować sztab). Miał nadzieję na jakieś pierścienie, wisiorki, amulety, czy choćby trochę monet. Widział już trupy i nie spodziewał się, że będzie miał z tym problem. I chyba dopiero, gdy podszedł do ciał wtedy uświadomił sobie przerażający obraz walki. Krew i rany. Ran wszelkiego rodzaju: cięte, tłuczone, amputacje, miażdżone, drążące, przeszywające. I choć uczeń czarodzieja nie był zbytnio religijny, to w tym momencie w myślach dziękował wszystkim bogom Imperium za ochronę, opiekę i siłę. Nie miał jednak zamiaru ograbiać wszystkich możliwych zwłok. Nawet jest był to przywilej wygranego…
Przy zluzowaniu przez Trzecią Kompanie i wycofaniu na tyły mag był gotów pomóc w przenosinach lazaretu. Starał się pomóc przy lżej rannych, podpatrzyć co nieco z opatrywania ran, a także uśpić magicznie niektórych pacjentów, jeśli wymagała tego sytuacja.


To co dla Rittera wydawało się sporą bitwą, było dopiero potyczką. Bitwa nie została jeszcze rozstrzygnięta, a wróg nie został pokonany. Dopiero chyba wieczorem tak do końca adrenalina przestała krążyć w żyłach przyszłego wędrownego czarodzieja. Jednak w jego miejsce pojawił się lekki niepokój i strach. Mag nie był pewien, czy to efekt przeżycia bitwy, czy odzywała się jego intuicja. Przez to uczcie nie mógł spać. W przeciwieństwie do części żołdaków nie pił na umór, a jedynie chwilę wypoczął i się lekko posilił. Nie miał więc problemu, aby skoncentrować się i spokojnie splatać otaczające go wiatry magii. Gdy był już gotowy, rzucił prosty czar.
- Vult sentire periculum. –Miał on wzmocnić naturalną intuicję Maga, pozwolić rozróżnić realne zagrożenie od zwykłego lęku i strachu. Następnie czynności powtórzył, powoli bez pośpiechu. Starał się utrzymać koncentrację i równy oddech.
- Questus est divinos, ac sensus acuunt. – Jeśli eter był posłuszny, to przez jakiś czas jego zmysł wzroku się wyostrzył.
Rozglądał się podejrzliwie, trochę paranoicznie. Czyżby rzucaniem czarów przysporzył sobie wrogów wśród Czwartej Kompanii?, a może wróg ominął siły Trzeciej Kompanii i zaraz na nich uderzy. O ile obawy nie opuściły Loftus, to udał się on wprost do namiotu Gustawa. Baron był teraz ważny, dowodził. Ostatnio obecność przy sztabie zapewniła mu spokój i bezpieczeństwo. Miał nadzieję, że tym razem będzie podobnie. Nie chciał jednak wtargnąć na bezczelnego. Wyczekał więc chwilę, tak aby dać szansę sierżantowi na dostrzeżenie swojego podkomendnego. Niepokoił się i chyba było to widoczne. Tak więc, gdy tylko Gustaw go przyjął, to od razu podzielił się swoimi obawami.
 
__________________
Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych!
pi0t jest offline