Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-11-2017, 09:17   #98
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Phandalin
27 Eleint, Śródlecie. Popołudnie

To był zły pomysł. Nie potrzeba było szóstego zmysłu jakim winien się cechować wytrawny tropiciel by zdawać sobie sprawę z konsekwencji. Joris wszak doskonale o nich wiedział. Niczym kuksaniec w żebra dźgnęło go jednak jakieś wspomnienie i myśl pewna. Taka swojska i znana, lecz trochę zapomniana. Bogowie… ależ potrzebował się nachlać. A przez tę całą budowę domu było już niemal dwa miesiące jak spać chodził trzeźwy bo przeca po stonehillowym piwku to nawet lekcje łucznictwa z powodzeniem prowadził. A i była w tym jakaś dająca satysfakcję złośliwość wobec wstydliwej Riki. Upodlić się przez nią na samo dno phandalińskiego obejścia… Któren mężczyzna by sobie takiej przyjemności odmówił?
Chwycił napełniony kubek, westchnął i opróżniwszy podstawił ponuro po kolejne napełnienie. A potem po kolejne. Wynurzenia starych awanturników były miłą odmianą po damskim kłapaniu jadaczką i Jorisowi nie trzeba było zachęty do picia i opowieści. Nawet nie zauważył gdy nadszedł wieczór, chrapiąc aż miło w ciepłym domostwie Edermatha.


Shavri miał więcej wyczucia czasu. Gdy Trzewik skończył opowiadać o swych znaleziskach spojrzał na niziołka pytająco.
- No dobrze, ale co to oznacza dla nas?
- Ale co? - zapytał wyrwany z własnych przemyśleń Trzewiczek.
- To, co właśnie przeczytałeś - dookreślił tropiciel, delikatnie pukając palcem wskazującym w welin.
- Ach… nie mówiłem? Nie mówiłem! Dobrze że nie mówiłem, ale teraz sprawy mają się inaczej. Bowgentle, mówi ci to coś? Pamiętasz to słowo?
- Taaaak... - zaryzykował ostrożnie Shavri.
- No widzisz! - ucieszył się Trzewiczek, jakby to wszystko wyjaśniało. - Chodźmy powiedzieć o tym reszcie!
- W porządku, leć - skapitulował jego towarzysz. - Ja tu chciałem jeszcze słówko czy dwa zamienić z tym tam, tym bardziej że się obudził. Spotkamy się później wraz z resztą, w porządku?

Stimy znieruchomiał teatralnie w półkroku, po czym cofnął się, jakby cofał czas i spojrzał najpierw na Shavriego, potem na więźnia, a potem na Shavriego.
- Smok. Poleciał do zamku, a oni tam byli. Tak mówiliście, prawda? Smok i ludzie w jednym miejscu…
- I nikt nikogo nie pożarł… - przyznał szeptem Shavri, a oczy mu błysnęły. Spojrzał na brańca za kratami. Po czym wrócił spojrzeniem do Trzewiczka, kiwnął mu przyjaźnie głową i zaczął zbierać prowiant, który przyniósł ze sobą.
- Może nie był głodny? - niziołek wzruszył ramionami, choć nie mówił tego na poważnie. Raz jeszcze spojrzał podejrzliwie na więźnia. Założył na głowę kapelusz - To idę!


Gospoda Stonehill
27 Eleint, Śródlecie. Wieczór

Po bardziej lub mniej intensywnym popołudniu drużyna zebrała się w gospodzie by spożyć ciepłą kolację. Mieszkańców było niewielu, mimo że Tressendarowie zniknęli na piętrze i tylko od czasu do czasu na dół schodziła służba, by przynieść to i owo. Zarówno na dole jak i na górze schodów stało po dwóch ochroniarzy. Zenobia próbowała przypodobać się bogaczom, lecz ci zwyczajnie ją zignorowali raz i drugi, aż w końcu kazali przegonić!! Obstawa chyba nie mówiła we wspólnym… albo w ogóle nie mówiła. Zniechęcona i obrażona kurtyzana przysiadła się do Turmaliny i kobiety spędziły czas na plotkach. Krasnoludzicy nikt nie dał pretekstu do burdy, toteż była dość znudzona. Jakiś czas potem dołączyła do nich Przeborka, którą co prawda plotki nie interesowały, ale nie miała za bardzo się gdzie podziać. Co prawda Barthen, od którego odebrała swoje rzeczy powiedział, że jest druga gospoda (choć bez noclegowni), lecz Śpiący Gigant był tłoczny, brudny i zbyt głośny jak na gust Przeborki. Przypominał nieco barbarzyńskie obozowisko, lecz kobieta przywykła już nieco do ciszy i przestrzeni, a nie ciągłego deptania sobie po stopach, potrącania i wylewania na siebie piwa.

Marv przyszedł do gospody wraz z resztą karawaniarzy. Po chwili dołączył Trzewiczek podniecony znalezionymi informacjami, zapominając o tym, że obraził się na Lenę Marple. Co prawda, z tego co mówił burmistrz, podziemia dworu (w tym grobowce) zostały już dokładnie przeszukane przez drużynę Jorisa (przy okazji Wester uraczył ich opowieścią o zatargach z bandą terroryzujących osadę rzezimieszków pod dowództwem maga Glasstaffa), ale Stimiego i tak bardziej interesowała księga Bowgentle'a niż nowi-starzy właściciele ruiny na wzgórzu. Na tym tez się skupił, opowiadając w kółko to samo. Marva to niezbyt interesowało, ale Torikhę już owszem. Mimo że Garaele nigdy nie oczekiwała od półelfki wdzięczności ta czuła, że wciąż musi dziękować tymorytce za opiekę i dach nad głową. A może to po prostu leżało w charakterze młodej Melune… Co prawda elfka nigdy nie powiedziała selunitce po co kapłance potrzebna jest księga czarodzieja, ale teraz, gdy mają już okładkę - namacalny trop - może Garaele będzie bardziej wylewna?

Przez jakiś czas grupa czekała na Jorisa i Shavriego. Traffo w końcu dołączył, lecz po dowódcy ślad zaginął. Już ex-drużyna gawędziła ze sobą i ludźmi Leny, rozprawiając o przygodach, podróżach i księdze Bowgentle’a, gdy naraz w gospodzie zrobiło się podejrzanie cicho. Na schodach z piętra ukazał się jeden z cudzoziemców i w eskorcie dwóch osiłków oraz starego sługi zasiadł na poprzednim miejscu przy kominku. Sługa zaś podszedł do drużyny i z silnym akcentem (który dla Tori wcale nie brzmiał jak akcent południowca) rzekł:
- Witajcie, szlachetni państwo. Jestem Dawd adh Omar. Mój pan, dostojny Omar yn Druzir yn Abdul el Erispal słyszał, że jesteście najemnikami. Mój pan, dostojny Omar yn Druzir yn Abdul el Erispal chciałby was wynająć do ważnego zadania. Który z szlachetnych panów tutaj dowodzi?

 
Sayane jest offline