David przejął od Nitro przydział granatów. Poprzydzielał je do odpowiednich przegród w swojej kamizelce. Dopytał się jeszcze technika o szczegóły ich obsługi. Upewnił się, że żaden nie wybuchnie mu w dłoni w nieodpowiednim momencie. Zrepetował broń, sprawdził delikatność spustu i oczekiwał zapalenia się zielonego światła akcji. W trzęsącym się kokpicie dostrzegł jeszcze drobną postać Margaret. Uśmiechnął się do niej unosząc kciuk w górę. Transporter dotknął asfaltu.
Znowu znalazł się w swoim żywiole. Walka. Zmechanizowany organizm zadziałał sam. Dostrzegł szybko zagrożenie w postaci Slaga oraz postać nie pasującą do tego obrazka.
-
Zabezpieczę cywila, wy zajmijcie się naszym narwańcem – nadał do komunikatora, gdy ruszał już w kierunku reportera. Jeden, bijący rekordy światowe, skok wzwyż nad zielonymi krzakami i już znalazł się przy szaleńcu. Dziwne ukłucie w pierś. Żar? Ale skąd? Momentalnie przypadł do najbliższego samochodu, traktując go jako prowizoryczną osłonę. Tylko przed czym? Na razie zignorował operatora i rozglądał się za tym co mogło wywołać taką reakcję. Nie podobało mu się to.
-
Dla własnego bezpieczeństwa, proszę opuścić perymetr. Trafił pan w sam środek operacji…
-
Odchędoż się plastikowy durniu. Mam tutaj materiał na Pulitzera i żaden żołnierzyk mi tego nie odbierze. Wypierniczaj tam gdzie reszta twojej gałęzi neandertalczyku – warknął operator nie przestając kręcić.
David westchnął. A miał przygotowaną taki fajny kryptonim dla całej tej operacji. Teraz właściwie uderzyło go, że w sumie mieli chyba działać po cichu. Albo i nie, bo wnioskując po rykach Yuriego to słyszano go już co najmniej w Białym Domu, a może i nawet na Kremlu. Nie było jednak powodów by być tak nieuprzejmym. W normalnych warunkach dałby takiemu dupkowi kolbą po głowie i kazał go wynieść w bezpieczną strefę. Teraz miał jednak większe możliwości. Skupił się na moment na samym urządzeniu i potraktował je nagłym przyciąganiem, a to wyślizgnęło się z nieprzygotowanych rąk. Spotkanie z ziemią skończyło się zgodnie z założeniem na całkowitej utracie przydatności delikatnego sprzętu. Żołnierz skupił resztę uwagi na bezpośrednim zagrożeniu.
- Mówiłem.
Obserwował z oddali starania oddziału, gotowy zainterweniować gdy tylko nadarzy się okazja. Skupiał się głównie na postaci Skal i jej dowódczym zdolnością. Bo chociaż na razie nie wykazywała się zdecydowaniem, to z każdym kolejnym dniem coraz lepiej czułą się z nową rolą. Przypomniał sobie ich pierwszą rozmowę.
***
David jako jeden z pierwszych pojawił się w kantynie. Wszystko wyglądało na razie surowo, raptem kilka stołów i kuchnia.
“
Ciekawe jaką kolorową papkę nam zafundują” - pomyślał zabierając tace, by po chwili zdziwić się niemiłosiernie. Jedzenie było nie tylko nie było szarą, bezsmakową breją ale było nawet dobre! Ciekawe co reszta o tym pomyśli.
Skal po powrocie do pokoi zdjęła z siebie część zbroi i teraz przemieszczała się po koszarach w prostym stroju pod zbroję. Wydawała się być niesamowicie zainteresowana daniami, które otrzymali.
David podniósł głowę z nad miski kaszy, po czym skinął na wojowniczkę, zachęcając by usiadła niedaleko.
Skal oderwała się od analizowania posiłku i zajęła miejsce naprzeciwko Davida. Ławy kantyny były dla niej odrobinę za ciasne.
-
Chcesz mi zdradzić sekret, czym to jest? - Wskazała na posiłek. -
Długo mnie nie było na ziemi.
-
Sam chciałbym wiedzieć - odparł przełykając. -
Wojskowe racje
-
Nie jest to mięso Sahrimnira. - Skal zaczęła ostrożnie jeść, jakby badając to co im podano. -
Jak się tym najeść?
-
Racje wojskowe są tak budowane, żeby zepewnić odpowiednią wartość energetyczną oraz bilans mikroelementów potrzebnych żołnierzowi, niestety kosztem smaku - odparł David przeżuwając spokojnie. -
To jednak nie jest w sumie niczego sobie. Nawet przyprawy dodali. Zawsze możesz też prosić o dokładkę, nie mamy tutaj chyba stałych racji. Ale wątpie by mieli tę… Sahrimnire czymkolwiek by nie była.
-
Jest dzikiem. Zabijamy go co wieczór by zrobić wielką ucztę dla wojowników. - Skal przeżuwała niepewnie danie. Po chwili westchnęła ciężko.
-
Nie wiem jak z tym liczeniem ale się chyba nie najem.
-
Wystarczy wytrzymać kilka dni. Pewnie wkrótce dostosują “menu” - uśmiechnął się popijając wodą. -
A jak już trochę się tutaj zadomowimy to i będzie można postarać się o prywatne dostawy, nie tylko jedzenia.
Skal roześmiała się i odstawiła pusty talerz.
-
Ode mnie raczej nic nie zamówimy. - Asgardka zamyśliła się nad czymś obserwując resztę ekipy