Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-11-2017, 21:42   #46
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
To w sumie było dziwne uczucie, kiedyś by się bała leśnej zwierzyny, teraz... to ona była drapieżnikiem. Rozejrzała się, wciągając zachłannie powietrze nosem. Jej zmysł powonienia wzmocnił się ostatnio kilkukrotnie. Była niemal w stanie zlokalizować dzięki zapachom najbliższe istoty - w tym również swego ojca, który pachniał świeżą krwią łani.
- Polowałeś, ojcze... - bardziej stwierdziła niż zapytała.
- Wolę świeżą krew od tej esencji uwalnianej magią Tremere - odrzekł.

Wiedzenie ze sobą tłumu ludzi stanowiących ‘pożywienie’ dla czworga nieumarłych było równie absurdalne, co conocne polowanie na chłopów niebezpieczne w kwestii bezpieczeństwa misji. Najbardziej pomocnym punktem w jaki wyekwipowani zostali w Wiedniu, był wór orzechów włoskich pozostawiony przez Fanchon pod pieczą Viligaiły. Taumaturgiczna magia pozwalała zakląć krew w tak niewielkich przedmiotach, że jeden orzech wystarczał na codzienną aktywność. Viligaiło nie miał problemu z takim “pożywianiem się”, Isotta traktowała to jako novum-ciekawostkę… lecz dla dwójki Gangreli? Cóż, tu było trochę inaczej.
- Nawet jeżeli to jedynie krew zwierzęcia - dodał Angus odwracając się w kierunku obozu.
Aila miała do tego inne podejście. Ją widok posoki wciąż odrzucał, toteż zaklęte przez Tremerów przedmioty były bardzo wygodne. Nie chciała jednak okazywać ojcu swoich prawdziwych odczuć.
- Czy oni wiedzą, że ja... że była ghulem Merlina? - gestem głowy wskazała obozowisko, więc było wiadomo o kim mówi.
- Oni? Nie… Oni są zbyt marnymi pionkami by wtajemniczać ich w takie niuanse. Zresztą jakie to ma teraz znaczenie, że byłaś, hm?
- Znam go... znam ich obu... - Powiedziała cicho i odruchowo dotknęła swojego uda, gdzie już na zawsze miało pozostać wypalone piętno Marcusa.
- To może pomóc. - Angus uśmiechnął się i przeczesał swoje pozostające w wiecznym nieładzie włosy. - Ale jak nie wiedzą, to… niech nie wiedzą. - Zrobił psotną minę. - Co o nich sądzisz?
- Ona jest... kwintesencją tego, czego nienawidziłam na dworach. On... - zastanowiła się - wciąż jest zagadką.
- On… jest - Angus pokiwał głową po czym przekrzywił ją. - Nawet dla tych co go z nami wysłali. A ona… hm… czego w niej nienawidzisz mała?
Chwilę milczała. Przypomniała sobie siebie samą, gdy z dumnie podniesioną głową kroczyła po Kocich Łbach, gdy czuła się lepsza od innych, bo w końcu to ona została oblubienicą nieśmiertelnego. Gdyby Elijah wtedy ją przemienił, zanim Alexander pozwolił jej być prawdziwą sobą...
- Siebie. - Odparła cicho. - Też taka byłam.
- Skoro już nie jesteś, możesz się tym napawać za każdym razem gdy ją widzisz - Angus znów się uśmiechnął i zmrużył lekko oczy. - Uważaj na nich. Nie są… pewni. Istnieje ryzyko, że zwrócą się przeciw nam.
Pokiwała głową zgodnie. Po czym ona i ojciec rozeszli się. Nie byli wszak gadułami. Swoje konwersacje ograniczali do niezbędnego minimum słów.

Nie mając co ze sobą zrobić i nie chcąc pozwolić wspomnieniom dawnego życia i utraconego męża zawładnąć jej głową, Aila przechadzała się dalej, rozglądając za Viligaiłą. Była ciekawa co robi Tremere.
Nie znalazła go od razu, Litwin stał między drzewami wpatrzony w ziemię i jakby poszukujący czegoś. Poruszał się ostrożnie, a w dłoni miał niewielką miseczkę z mlekiem. W tej ciemnicy nie łatwo było wypatrzeć cokolwiek, ale nie wyglądało jakby mu to przeszkadzało. Ludzie w dzień mieli tę rozrywkę, że patrzyli na mijany krajobraz i umijali sobie czas rozmowami. W nocy gdy odpoczywali, a wampiry przebudzały się panowała potworna nuda, a Viligaiło nie był chętny do prowadzenia dysput z Isottą, podczas gdy Angus i Aila również nie przejawiali chęci nadmiernych konwersacji.
Aila stanęła pod drzewem i zaczęła go obserwować. Nie kryła przy tym specjalnie swojej obecności, choć pewnie zwykły człowiek nie zauważyłby jej tutaj, gdy zastygła w bezruchu. On zresztą nie rozglądał się na boki, czy też za siebie, koncentrował się na ziemi przemieszczając się powoli. W końcu pochylił się, przyklęknął i postawił miseczkę pod drzewem. Chwilę mówił coś w swoim języku, aż w końcu powstał i odwrócił się.
Wtedy dopiero ją zobaczył i na jego twarzy odmalował się przez chwilę niepokój zabarwiony nutką popłochu. Trwało to tylko ulotną chwilę.
Skinął Aili głową.
- Co robisz? - zapytała swoim wciąż topornie brzmiącym niemieckim.
- Ofiarę - zrozumiała jedno z trzech słów jakie wypowiedział. - Bogowie tu też… - dalsze słowa były niezrozumiałe.
- Jesteś wierzący? - zdziwiła się Aila, po czym zdecydowała się podejść bliżej - Po tym co ci zrobiono? - mówiła mieszaniną łamanego niemieckiego z francuskimi uzupełnieniami.
- Bogowie … wasz. Oni są … czasem pomogą… … im trzeba… - wyłuskiwała znane sobie słowa i zwroty.
- Opowiesz mi o nich? - zapytała z ciekawości, ale też i po to, by szkolić język.
- Nie. Wy … mówicie o naszych. - Na jego twarzy nie było gniewu, ale z intonacji Aila mogła odczytać jakieś pochodne uczucie. - Jeden Bóg… … o naszych … zło.
Gangrelka przyjrzała mu się podchodząc jeszcze bliżej.
- Nie znasz mnie, nie mów o mnie “wy” - starała się przekazać mu sens swoich myśli w możliwie jak najprostszych słowach - Ja nie mam ani boga, ani bogów. Miałam tylko ukochanego... - odwróciła wzrok - Ale i jego w sercu już nie mam.
Spoglądał na nią jakby nie do końca zrozumiał jej wypowiedź.
- Bez … boga w sercu?
Przytaknęła. Zaczesała palcami krótkie, potargane włosy za ucho i przyjrzała się mężczyźnie.
- Jesteśmy przeklęci. Tu nie ma miejsca dla żadnych bogów. Jest tylko... mrok.
- Mało wiesz … - Viligaiła znów wyglądał jakby nie wszystko zrozumiał z wypowiedzi Aili. - … Twój … klątwę …
Ciężko było się dogadać w taki sposób. Aila wzruszyła ramionami i odwróciła się, by odejść w głąb lasu. Widać była skazana na wspominanie Alexandra.
 
Mira jest offline