Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-11-2017, 10:50   #47
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


- Wciąż o niej myśli Jiri.
- To takie dziwne? Kocha ją.
- Czyli znów to samo, tak jak przez te lata? Dla mnie to nic nie zmienia.
- Mylisz się Giselle.
- Mylę?
- Wtedy myślał o niej i parł do tego by się z nią połączyć. Teraz myśli o niej, ale chce zapomnieć, uwolnić się.
- Myślisz, że da radę?
- On myśli, że nie. Póki żyje.
- Wampir… Dać się zabić... To tchórzostwo.
- Ano. Gdyby szło o niego. Może on chce się dać zabić by ona szybciej zapomniała? Ból po takiej nieodwracalnej stracie krótszy niżby myślała o nim, że gdzieś tam jest w świecie, jeno z dala od niej.
- To czemu idziesz za nim? Skoro on szuka śmierci?
- A ty Giselle?
- Kim byśmy byli zostawiając go z tym samego...
- Ano.... A i w kupie szanse większe, sam raczej ich nie ma.
- A później?
- Pochowają nas godnie.
- Jiri, głupku, wiesz o co pytam!
- Jak nam się uda, to z czasem pewnie zapomni. Albo mu się nie uda, to co w sercu ma zmoże go, jak pies zechce do niej wrócić i będzie szukał. Ale jako rzekłem, nie frasuj się… Teraz chce zapomnieć. Silny z niego bydlak.
- Myślisz, że nam się uda?
- Bóg zdecyduje.
- Wciąż mu zawierzasz? Po tym wszystkim?
- Ktož jsú boži bojovnici a zákona jeho…
- Ech…


- Noel do cholery uważaj jak powozisz! Droga marna, wjedziesz w co i ośkę złamiesz to dopiero bieda będzie.
- Aj tam, Panie, ja i z zamkniętymi oczyma powóz przeprowadzę. Ino tak se myślę… po co nam on? Dwa juczne konie starczyłyby, ostatecznie mniejsza dwukółka.
- Nie mędrkuj, przyda się.
- Aha… Hm. Spytać o coś mogę?
- Jak musisz.
- Prawda to co Bernard prawił? O Giselle we Wiedniu poszło?
- Nie.
- Tedy o co?
- O jednego wścibskiego rudzielca co w nie swoje sprawy nos wtyka.
- Żeby tylko ja, żadne z nas nie wie o co chodzi… I to nie nasza sprawa… no ale… Panie, tyle lat i wszędy tylko o niej. Znaleźlim ją, to od razu kłótnie. W końcu rozstanie znowuż i widzim, że jak trup wyglądasz. Ni sensu w tym ni nic.
- Pisane nam się było głęboko pokochać, niepisane być ze sobą.
- Czemu?
- Bo byśmy spłonęli.
- Przez wampiry, na stosie? Że inkwizy…
- Oj jakiś ty głupi Noel.
- Jak tedy inaczej spłonąć?
- Gdy w uczuciu pasja największa jest i na pierwszym miejscu w nim staje, jest ono niczem płomień. Rozpala wnętrze, rozgrzewa. Jest jak ognisko dajace ciepło, radość, a jednocześnie dzikie wciąż żywe, nieokiełznane.
- To chyba dobre, nie?
- Tak… póki w stodole tego ognia nie rozpalisz. Patrz do cholery jak jedziesz!!! Wtedy ciepło i żar już nie tak piękne i miłe w dzikości żywiołu. Spłoniesz w nim, jeno zwęglona skorupa ostanie. Nie ma na to rady. Wcześniej, później, tak czy owak w końcu drwa strzelą żar rozsiewając, który gdzie na siano upadnie. Siedząc przy takim ogniu wokół mając samą podpałkę jeszcze w strachu będziesz co chwila oczekując, że to zaraz, może za chwilę wszystko zmieni się w gorejące piekło.
- Tak tedy ognia w stodole nie palić, jeno poza nią. Z dala od siana, czyż nie? I wszystko w porządku.
- Ech Noel, Noel. My swoje “siano” wszędy ze sobą nosiliśmy. W naszej miłości opartej na ogniu pasji jest nim zazdrość. Chorobliwa, nie do zmorzenia. Ona o inną niewiastę, ja o nieumarłych. Zazdrość niszcząca zaufanie, a wzbudzająca podejrzenia. Jak choroba trawiąca nas od środka. Wyniszczająca oboje i szyderczo wiążąca się z łączącym nas uczuciem.
- I tak porzucając ten ogień lepiej? Gdy ni się ogrzać ni ciemność rozświetlić? Jedynie tęskniąc za nim?
- Z czasem wspomnienia czas zaciera, a w ciemności kto inny go rozpali. Czystszy, nie prowadzący ku zgubie, krzywdzie, żalowi... Bernard nicponiu, za wozem miałeś jechać pilnować czy kto nam czego nie smyrgnie z zapasów, a nie podsłuchiwać.
- Łąki wkoło, nie ma gdzie się skryć nikomu przy trakcie. Aaaaa… jeśli można, pytałeś jej Panie czy woli spłonąć, radość z żalem przeplatając, czy w tem zimnie i ciemności bez płomienia, i czy chce w ogóle u kogo innego ognia szukać, jak żeś taki w porównaniach mądry?
- Miarkuj się.
- Miarkuję… tyle miarkuję, żeście oboje durni…
- Za. Wóz. I morda w kubeł.

- Panie…
- Tak Noel?
- A może… tak tylko sobie myślę, szanse małe, ale dajmy na to jeden na dziesięć, że po odprawieniu Giselle by jej przeszło całkiem. A tobie po zabiciu jej sire? Myślałeś o tym?
- Tak.
- I?
- Cóż więcej warte? Miłość czy przyjaźń i przywiązanie?
- A bo ja wiem…
- A gdyby ci miłośnica do Bernarda kazała plecami się zwrócić, nie spotkać się już nigdy?
- Ciężki wybór, zastanowić się, które z uczuć silniejsze zawsze można. Gdzie mniej serce będzie krwawić…
- Nie…. Nie wiem. Jeden mądry człek mi kiedy rzekł co zrobić gdy dwoje tą samą przyjaźnią darzysz, a jedno wybierac każe.
- No i?
- Tego odprawiasz, kto kazał wybierać. Mniej boli gdy pomyślisz, że do wyboru cię właśnie odrzucony zmusił. Pośpiesz no konie, Jiri z Giselle długo nie wracają, widno zajazd znaleźli.


- Sion…
- Ano Sion.
- Ominiemy prawda? Panie?
- Ominiemy, lepiej nie ryzykować. Minęły prawie dwa miesiące, ale na zimne lepiej dmuchać.
- A ten klasztor daleko?
- Bliżej niż Wygódki, ale to następna górska dolina. Trafić tam ciężko, bo jezioro trzeba ominąć od tej strony, która na pierwszy rzut oka nieprzejezdną się zdaje. Każden od drugiej prostym traktem ku górskiemu siołu się kieruje i drogę tę przegapia, a tam za jeziorem niewielka przełęcz do Przyklasztorów i samego Klasztoru.
- A tam wampiry…
- Raczej tylko jeden Bernardzie.
- Czemu?
- Przyklasztory małe, w klasztorze niewiele mniszek… za mało krwi na dwóch nieumarłych.
- Owa, pod wygódkami to i we cztery na raz przez trzy noce były. Może i ten Merlin ma gdzie więźniów jako zapas. Albo jak te dwie martwe dziwki, częściowo na zwierzetach się żywić?
- Może… ale ten Marcus nie wyglądał na takiego co by zaakceptował długie istnienie w takim zadupiu na krwi górskich kozic.
- Dwa są tam Panie, to pewne?
- Hm? a czemuś taki pewny Bernardzie?
- Za pare dni przesilenie, Wigilia świętego Jana. Najkrótsze noce w ciągu roku, między nieszporami a jutrznią ledwo kilka godzin nocy. Słońce długo na niebie… Lato to nie czas dla wampirów by podróżować, lub nowych siedzib sobie szukać, a tu ma sługę, klasztor, ludzi. Do cna osuszać ich może jak kurwi syn się ich żywotem nie przejmuje. Do dożynek, ba choćby i do Zaduszek mógłby… Eeeee…. Panie, czemu tak na mnie patrzysz.
- Nic. Sprytnyś, wyrobiłeś się. Będą z ciebie ludzie.
- Będą? Jiri mówi, że my po śmierć idziemy.
- Może nas to spotkać, nie idziemy polowac na wiewiórki.
- W sensie… że chcesz jej…
- Śmierci? Nie.
- Aleś na nią gotowy.
- Tak.
- Mówisz jakby furda była czy nam się powiedzie, czy zginiemy.
- Nie, to bardzo ważne Bernardzie, a szczególnie wasze życie mi drogie, nie chcę byście ginęli. Dlategom w Linz chciał was przekonać…
- A Twoje?
- Życie? Teraz sensu w nim nie widzę, zginę, to i bólu nie będzie. Tez dobrze. Uda nam się, żyć będę? Z czasem może żywot znów będzie smakować.
- Tedy to jeno hazard? Zdanie się na los? “Obaczym, porwę się na co szalonego, uda się dobrze, nie uda? W porządku. Niech los wybierze za mnie co dalej…
- Nie, chodzi o nią.
- Panią Ailę?
- Tak.
- Hm…
- No mędrkuj, mędrkuj, zobaczymy czyś rzeczywiście tak mądry się zrobił przez te lata.
- Pozornie wydaje się to proste. Ochronić ją, Marcus może się mścić.
- Może. A może nie. Ten nieumarły ludzi ma za nic nie znaczące bydło. Ty byś latał za bydlęciem po europie by ubić że ci w szkodę wlazła? Inna sprawa, że po ambicji to co się stało mogło mu pojechać i jednak myśli o pomście w zdeptaniu marnego robaka ma. ale wtedy to mnie by chciał zniszczyć. Ailę tylko wtedy by chciał zabić, gdyby mi chciał tym rozpacz wrzbudzić. A skorośmy się rozstali…
- … ona od niego bezpieczna. Rozumiem, ale jak na ten hazard z jej powodu się rzucasz, to… hm… Merlin? To on celem?
- Mhm.
- Zabicie jej sire, uwolnienie?
- Też.
- Cóże jeszcze?
- Jak ich uda się zniszczyć, to w świat pójdzie. Razem będzie to sześcioro nieumarłych, którzy zginęli za to, że ją wiązali, pili z niej krew, niewolić w ten czy inny sposób chcieli. Skryjemy się gdzie z dala od wszystkiego, a ona spokój mieć będzie. Jam jeno zwykły śmiertelnik, ale który wampir nie zastanowi się dwa razy czy brać ją na ghula, lub na worek krwi. Spokój mieć będzie Aila od nieumarłych do końca życia. Wierzę w to, więcej dla niej uczynić nie mogę.
- Ma to jakiś sens, pod warunkiem, że nie zechcą nas szukać i ubić, na wszelki wypadek.
- Mam pewien pomysł, najpierw jednak… Trzeba nam tu przeżyć i cel osiągnąć.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline