Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-11-2017, 13:03   #18
Arvelus
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację





Cytat:
Trzydziestoma-siedmioma kluczami Tzeentcha
otwieramy drogę dla naszych braci.
Tysiącem szeptów Slaanesha wołamy do nich.
Dwunastoma plagami Nurgla powalamy ich wrogów.
A z potężnym toporem Khorna otwieramy dla nich świat.
Ostatnia Nadzieja Ludzkości płynęła przez osnowę. Wielki Leviatan wciąż krył ich swym cielskiem. Zamysł, czy zwykły przypadek? Nikt nie mógł ocenić.
- Leć! - okrzyk Hydry pogonił Beshana by wspomógł towarzyszy walczących poniżej.
Gdy on wydawał polecenia ludzie i Regenci umierali poniżej. Czy jego wcześniejsze przybycie uratowałoby kilku z nich? Tzeentch raczy wiedzieć.



Enginarium
Legion biegł ciemnymi zaułkami okrętu. Obserwował i słyszał na voxie co się działo. Chaos na okręcie. Ludzie walczyli z demonami, bądź poddawali im się w rozpaczy i beznadziei. Ratowała ich Rada i kilka innych wyjątkowych jednostek na pokładzie… ich rolą było tylko utrzymać przez jakiś czas te części okrętu którymi wróg i tak nie bardzo się interesował i nie kierował tam swoich większych sił.

Demony Nurgla całkowicie zalały enginarium. Legion widział to z dziury w suficie. Odsunięty stalowy panel pozwalał widzieć co dzieje się dwadzieścia metrów niżej. A nie działo się dobrze. Demon Kuźni wyglądał jakby próbował zjeść główną konsolę, ale nie miał siły i miast tego co chwilę wyżygiwał na nią tysiącletnie odchody… nawet Sharaeel nie wiedział co się dzieje i jedynie spekulował, że to jakaś jego forma komunikacji z duchami maszyn.
- Jak to mówią… - uśmiechnął się do siebie Legion - na pochybel skórwysynom.
i miotaną prosto w demona plastikową butelką domestixa, bardzo silnego środka do czyszczenia kibli z przytwierdzonym do niego taśmą świętym granatem jakiego bardzo niewiele istot spoza ordo malleus kiedykolwiek choćby na oczy widziało.
Jeszcze nim granat dotarł celu Legion zeskoczył za nim…

Pokład Medyczny
~Nie ma tu tych których szukasz~ nie usłyszał, a “zaswędział” Ionacht gdy otwierał gródź swej domeny. Zwolnił wtedy. Wszedł ostrożnie by zobaczyć swoją pracownię całkowicie wybebeszoną. To czego tajemniczy goście nie mogli zabrać i zrabować to zniszczyli. Gniew narósłby w apatycznym sercu nurglity, gdyby miał na to czas. A nie miał, bo na samym środku leżała wielka kupa gówna i zwłok (które musiały zostać tu specjalnie zniesione), z której właśnie kończył formować się Siewca Zarazy… A patrząc po wielkim dzwonie, zwanym Trzynastym Hymnem i odciętej kończynie chyba wiedział który to dokładnie.
“Rozmowa nie była długa”. Demon starał się zrozumieć odmowę, ale nie był w stanie… będąc tak bardzo częścią czystego chaosu, jednocześnie tak wysoko w hierarchii i tak głęboko w apatii nie docierały do niego idee lojaności czy niechęci-bycia-dziwką-większego-demona. Walka się powtórzyła. Była szybka. Była brutalna. Ionacht walczył z gniewiem którego dawno nie czuł, bo walczył w zgliszczach swej ukochanej pracowni. Lata badań poszły w cholerę.

* * *

Ionacht wyszedł ze swej pracowni chwiejąc się. Jego zmutowane demoniczne ciało kotłowało się pod nim gdy walka rozgrywała się wciąż, ale teraz w jego umyślę. Ryknął raz i drugi dodając sobie sił, ale nie… nie dał rady.
Herold Nurgla wygodnie usadowił się w głębi jego duszy…



Lata świetlne dalej




Ibrys zapłonął. W ostatnich chwilach życia jego dusza wzywała Imperatora z większą duąmą niż admirał wygrywający niemożliwą bitwę! W świętym uniesieniu wspanialszym niż siostra bitwy będąca świadkiem cudu! Z miłością większą niż tysiąc matek pierwszy raz widzących swe dzieci! Z duszą tak wspaniałą, że…

Umierał… umierał po tysiąckroć i jeszcze i jeszcze… kilku przeżyło razem z nim. Potężne umysły. Potężne dusze. Które miały w przyszłości nieść słowa swych panów między gwiazdami. Ale z nim było inaczej. Blask Astronomicanu wypalał mu oczy. Wypalał mu ciało i kości, a gdy już ginął zupełnie zmieniając się w pył nagle był znowu. Potężniejszy niż kiedykolwiek. Wspanialszy niż kiedykolwiek… i znów płoną na nowo zasilając Astronomican z mocą większą niż tysiąc tur psykerów ofiarowanych mu w ofierze.

Śmierć. Odrodzenie.
Śmierć. Odrodzenie.
Śmierć. Odrodzenie.

Zawsze silniejszy. Zawsze wspanialszy.
Nagle stał już sam. Jedenastu proto-astropatów adło jak wznak, a Ibrys… stał w pełnej chwale Astronomicanu… pełnej chwale Imperator niewzruszony. Nagi. Potężny. Tytaniczny. Jakby równać się miał z prymarchami!

ŚWIĘTY BLASK JEGO GRACJĄ!
PARA SKRZYDEŁ JEGO OPOKĄ!
NIECH ZADRŻY WSZELKI WRÓG!
Imperator Chroni

Spłonął po raz ostatni zabierając ze sobą jedenaście dusz przypieczętowanych Imperatorowi. I wraz ze światłem Astronomicanu udał się w galaktykę nieść Słowo Imperatora… Słowo wielkie i potężne. Słowo brzmiące WOJNA!



Wszyscy

Nagle wszystko się zakończyło… właśnie mieli wyjść z warp gdy osnowa… przestała być osnową. Wielki Leviatan uciekł w panice, chcąc się schować gdzieś w zakamarkach spaczni gdy złote światło skąpało ich wszystkich. Cały okręt przesiąkł nim po praz pierwszy go dostrzegli. Astronomican.
Piękny i wspaniały. Odrażający i zdradziecki.
Piękny czy zdradziecki?
Odrażający i wspaniały!

Podróże przez osnowę powodowały swe własne fenomeny. Szaleństwo, inwazje, wizje… ta wizja była wyjątkowa. Nie było w niej strachu, ani pogardy. A jednocześnie była na swój sposób straszniejsza i bardziej miażdżąca niż cokolwiek co widzieli Regenci… co widziała załoga...


Wasza ostatnia walka nim wyskoczycie z warp.
Światło astronomianu potężniejsze niż ktokolwiek żyjący pamięta rozświetliło galaktykę a jego święty blask trafił bezpośrednio tysiące okrętów aktualnie będących w czasie podróży przez osnowę. W tym was.

W wizjach widzicie samych siebie. Ale innych. Widzicie siebie jako wierne sługi Imperium. W pełnej chwale i glorii. Odnajdujących się w służbie i znajdujących radość w byciu częścią całości. W gromieniu wrogów Imperium.

Obserwujecie to tak jak wam się podoba. Trzecia osoba, pierwsza… może wasza percepcja wyląduje w oczach jakiegoś waszego towarzysza, albo całość będzie od początku do końca rozgrywać się bezpośrednio w waszej wyobraźni a wizją uczyni to niezależność tego jak te wyobrażenia się toczą od waszej woli.

Chcę zobaczyć emocje. Pokażcie, że wasze postaci nie są jednowymiarowe i nawet w ich skorupach nienawiści i pogardy są pęknięcia… albo i nie. Pokażcie jak potężne one są. Jak niewiele już zostało ludzkich emocji w waszych umysłach, jaką pogardą darzycie tamte byty, ale chcę widzieć te emocje.


 

Ostatnio edytowane przez Arvelus : 26-11-2017 o 15:52.
Arvelus jest offline