Cytat:
Trzydziestoma-siedmioma kluczami Tzeentcha otwieramy drogę dla naszych braci.
Tysiącem szeptów Slaanesha wołamy do nich.
Dwunastoma plagami Nurgla powalamy ich wrogów.
A z potężnym toporem Khorna otwieramy dla nich świat.
|
Ostatnia Nadzieja Ludzkości płynęła przez osnowę. Wielki Leviatan wciąż krył ich swym cielskiem. Zamysł, czy zwykły przypadek? Nikt nie mógł ocenić.
- Leć! - okrzyk Hydry pogonił Beshana by wspomógł towarzyszy walczących poniżej.
Gdy on wydawał polecenia ludzie i Regenci umierali poniżej. Czy jego wcześniejsze przybycie uratowałoby kilku z nich? Tzeentch raczy wiedzieć.
Enginarium
Legion biegł ciemnymi zaułkami okrętu. Obserwował i słyszał na voxie co się działo. Chaos na okręcie. Ludzie walczyli z demonami, bądź poddawali im się w rozpaczy i beznadziei. Ratowała ich Rada i kilka innych wyjątkowych jednostek na pokładzie… ich rolą było tylko utrzymać przez jakiś czas te części okrętu którymi wróg i tak nie bardzo się interesował i nie kierował tam swoich większych sił.
Demony Nurgla całkowicie zalały enginarium. Legion widział to z dziury w suficie. Odsunięty stalowy panel pozwalał widzieć co dzieje się dwadzieścia metrów niżej. A nie działo się dobrze. Demon Kuźni wyglądał jakby próbował zjeść główną konsolę, ale nie miał siły i miast tego co chwilę wyżygiwał na nią tysiącletnie odchody… nawet Sharaeel nie wiedział co się dzieje i jedynie spekulował, że to jakaś jego forma komunikacji z duchami maszyn.
- Jak to mówią… - uśmiechnął się do siebie Legion - na pochybel skórwysynom.
i miotaną prosto w demona plastikową butelką domestixa, bardzo silnego środka do czyszczenia kibli z przytwierdzonym do niego taśmą świętym granatem jakiego bardzo niewiele istot spoza ordo malleus kiedykolwiek choćby na oczy widziało.
Jeszcze nim granat dotarł celu Legion zeskoczył za nim…
Pokład Medyczny
~Nie ma tu tych których szukasz~ nie usłyszał, a “zaswędział” Ionacht gdy otwierał gródź swej domeny. Zwolnił wtedy. Wszedł ostrożnie by zobaczyć swoją pracownię całkowicie wybebeszoną. To czego tajemniczy goście nie mogli zabrać i zrabować to zniszczyli. Gniew narósłby w apatycznym sercu nurglity, gdyby miał na to czas. A nie miał, bo na samym środku leżała wielka kupa gówna i zwłok (które musiały zostać tu specjalnie zniesione), z której właśnie kończył formować się Siewca Zarazy… A patrząc po wielkim dzwonie, zwanym Trzynastym Hymnem i odciętej kończynie chyba wiedział który to dokładnie.
“Rozmowa nie była długa”. Demon starał się zrozumieć odmowę, ale nie był w stanie… będąc tak bardzo częścią czystego chaosu, jednocześnie tak wysoko w hierarchii i tak głęboko w apatii nie docierały do niego idee lojaności czy niechęci-bycia-dziwką-większego-demona. Walka się powtórzyła. Była szybka. Była brutalna. Ionacht walczył z gniewiem którego dawno nie czuł, bo walczył w zgliszczach swej ukochanej pracowni. Lata badań poszły w cholerę.
* * *
Ionacht wyszedł ze swej pracowni chwiejąc się. Jego zmutowane demoniczne ciało kotłowało się pod nim gdy walka rozgrywała się wciąż, ale teraz w jego umyślę. Ryknął raz i drugi dodając sobie sił, ale nie… nie dał rady.
Herold Nurgla wygodnie usadowił się w głębi jego duszy…
Lata świetlne dalej
Ibrys zapłonął. W ostatnich chwilach życia jego dusza wzywała Imperatora z większą duąmą niż admirał wygrywający niemożliwą bitwę! W świętym uniesieniu wspanialszym niż siostra bitwy będąca świadkiem cudu! Z miłością większą niż tysiąc matek pierwszy raz widzących swe dzieci! Z duszą tak wspaniałą, że…
Umierał… umierał po tysiąckroć i jeszcze i jeszcze… kilku przeżyło razem z nim. Potężne umysły. Potężne dusze. Które miały w przyszłości nieść słowa swych panów między gwiazdami. Ale z nim było inaczej. Blask Astronomicanu wypalał mu oczy. Wypalał mu ciało i kości, a gdy już ginął zupełnie zmieniając się w pył nagle był znowu. Potężniejszy niż kiedykolwiek. Wspanialszy niż kiedykolwiek… i znów płoną na nowo zasilając Astronomican z mocą większą niż tysiąc tur psykerów ofiarowanych mu w ofierze.
Śmierć. Odrodzenie.
Śmierć. Odrodzenie.
Śmierć. Odrodzenie.
Zawsze silniejszy. Zawsze wspanialszy.
Nagle stał już sam. Jedenastu proto-astropatów adło jak wznak, a Ibrys… stał w pełnej chwale Astronomicanu… pełnej chwale Imperator niewzruszony. Nagi. Potężny. Tytaniczny. Jakby równać się miał z prymarchami!
ŚWIĘTY BLASK JEGO GRACJĄ!
PARA SKRZYDEŁ JEGO OPOKĄ!
NIECH ZADRŻY WSZELKI WRÓG!
Imperator Chroni
Spłonął po raz ostatni zabierając ze sobą jedenaście dusz przypieczętowanych Imperatorowi. I wraz ze światłem Astronomicanu udał się w galaktykę nieść Słowo Imperatora… Słowo wielkie i potężne. Słowo brzmiące WOJNA!
Wszyscy
Nagle wszystko się zakończyło… właśnie mieli wyjść z warp gdy osnowa… przestała być osnową. Wielki Leviatan uciekł w panice, chcąc się schować gdzieś w zakamarkach spaczni gdy złote światło skąpało ich wszystkich. Cały okręt przesiąkł nim po praz pierwszy go dostrzegli. Astronomican.
Piękny i wspaniały. Odrażający i zdradziecki.
Piękny czy zdradziecki?
Odrażający i wspaniały!
Podróże przez osnowę powodowały swe własne fenomeny. Szaleństwo, inwazje, wizje… ta wizja była wyjątkowa. Nie było w niej strachu, ani pogardy. A jednocześnie była na swój sposób straszniejsza i bardziej miażdżąca niż cokolwiek co widzieli Regenci… co widziała załoga...