Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-11-2017, 18:28   #19
Eleishar
 
Reputacja: 1 Eleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputację
Zidiociali, niekompetentni, bezużyteczni megalomani! Niedorozwinięte wypierdki przecenionej i przestarzałej inżynierii genetycznej! Wściekłość na Beshana i Gwrhyra wzbierała w Sharaeelu wręcz niemożebnie. Gdyby te niewydarzone, nieskończenie zadufane w sobie tępaki słuchały w potrzebie poleceń mądrzejszych od siebie, zamiast w kółko zgrywać nieomylnych i niezastąpionych, poniesione przez nich straty byłyby znacznie mniejsze.
Ale oczywiście winnych tego stanu rzeczy będą widzieli we wszystkich, tylko nie w sobie. Beshan przez dziesięć pierdolonych tysięcy lat nie nauczył się, że gdy sytuację ogarnia ktoś bardziej kompetentny, to się robi co mówi zamiast tracić czas na pokazywanie jakim to się jest wielkim i niezależnym. A Gwrhyr, szkoda słów... wielki boży wybraniec od siedemdziesięciu siedmiu nurgle'owskich boleści. Powinien zostać przy rytuale, tam gdzie się do czegoś przydawał, zamiast gnać w najgorszą siekaninę na złamanie karku jak jakiś pierdolnięty Khornita! Czy on się z Nyxem i Styxem na mózgi pozamieniał?! Albo ten jego Crozius spadł mu na głowę o jeden feralny raz za dużo. Sharaeelowi aż zrobiło się słabo, na szczęście wspierał się obiema dłońmi na konsoli, by utrzymywać połączenie ze swoim jedynym na tę chwilę kompetentnym współpracownikiem. Oni byli ostatnią nadzieją Ostatniej Nadziei Ludzkości.
Młody Magos zachodził ostro w głowę jakim cudem wytrzymał z nimi te wszystkie cholerne lata. Jedna nieprzewidziana sytuacja kryzysowa i wszelkie ich niezliczone, wszechobecne przechwałki okazały się mniej warte niż zjełczały smar do narzędzi, z dodatkiem piasku na domiar złego. Wrodzona, niemalże nadludzka potęga Astartes dawała im złudne poczucie wszechmocy, przyćmiewała zdrowy rozsądek i trzeźwy osąd sytuacji, za to rozdmuchiwała ego do kosmicznych rozmiarów. W rezultacie byli nieświadomi własnych, przyziemnych ograniczeń, albo uważali że są one jedynie urojeniem otoczenia. Przecież byli najdoskonalsi w całej galaktyce, aby ich krwawe ogary... Tym samym ci "wybrańcy" przedstawiali często niższą wartość, niż ludzie na podobnym poziomie wyszkolenia. Półbogowie niech to Tzeentch przeklnie i Nurgle obsra, też sobie wymyślili. Półmózgi co najwyżej.
Kto ratował teraz statek? Żaden cholerny Space Marine, tylko on dowodząc na mostku i Hydra prowadząc rytuał w świątyni, bo tamta dwójka była zajęta wygrzebywaniem się z przeogromnej sterty obrzydliwego gówna i innego, jeszcze gorszego plugastwa, w którą wpadli nie umiejąc posłuchać głosu rozsądku. Legionista był niewiele lepszy, wprawdzie znikające sygnatury demonów świadczyły o jego niewątpliwej nawet teraz skuteczności, jednakże z niezrozumiałych dla młodego hereteka powodów, ten Astartes od zawsze miał bzika na punkcie Imperium. Cholernego Imperium! Czym zupełnie odstawał od całej reszty Rady, warto zauważyć. Możnaby było od tego zwariować, gdyby jego cybernetyczny mózg był jeszcze podatny na szaleństwo. Lekceważące podejście Ionachkta do higieny w sekcji medycznej to przy tym wszystkim żadna wada, zwłaszcza że był Nurglitą. Przynajmniej próbował zachować czystość gdy zajmował się mniej zakaźnymi członkami załogi. I wtedy, gdy jego wewnętrzna tyrada miała osiągnąć swoje apogeum, potężnie jak nigdy rozbłysł Astronomican...

Sharaeel widział Świętego Marsa, jego ogromne, starożytne kuźnie i niezliczone tabuny pracujących w nich bez wytchnienia, czy słowa skargi Adeptus Mechanicus. Tech-kapłanów zaszczyconych tym, że trafili do pierwotnej kolebki swego wspaniałego kultu. Widział też... widział siebie samego! najmłodszego Arcymagosa w historii, tworzącego na chwałę Imperium potężne machiny bojowe i pławiącego się w glorii Omnissiaha, gdy jego rozliczne, olśniewające dzieła siały zniszczenie wśród plugawych sług Chaosu. Potężnego, metalicznego, wolnego od zmutowanej tkanki, oczyszczonego z wszelkiej słabości ciała, otoczonego gronem wiernych akolitów czekających na nauki, których miał im udzielić. Gdyby inni Magi mogli czuć zazdrość, zapewne zżerałaby ich nieustannie, gdy tylko przebywali w jego pobliżu.
Doskonałego, szczęśliwego jako... zaraz szczęśliwego?! To było niczym grom z jasnego nieba. Jak to pokraczne coś, pozbawione możliwości czucia czegokolwiek i zamknięte w skamieniałych, przeżartych do cna rdzą dogmatach tech-kapłanów mogło być szczęśliwe? Czy on w ogóle wiedział, co to znaczy szczęście?! Czy znał jakiekolwiek ludzkie emocje? Gdzie znalazł spełnienie przepełniającej jego jestestwo żądzy wiedzy? Gdzie postęp i perfekcja, których tak bardzo pragnął przez całe swoje życie? Bezmiar odkryć wciąż na niego czekał, nawoływał go z oddali, a on zadowalał się stagnacją i rozkładem?
Fałsz bijący z tego, przeraźliwie wręcz karykaturalnego obrazu przepełnił Sharaeela bezgranicznym obrzydzeniem. Imperium bezustannie zmuszało ludzi do tkwienia w sztywnych ramach i wmawiało im, że dzięki temu są szczęśliwi. Wręcz zmuszano obywateli, by w to uwierzyli. Biada tym, którzy nie dawali się zmanipulować... "Imperator Chroni" i inne tego typu bzdety, dobre kurwa sobie. Groteskowe truchło powstrzymywane przed rozkładem przez technologię, którą gdyby odkryto dziś, uznano by od razu za bluźnierczą. Potęga zbudowana na herezji, ukrytej pod płaszczykiem cudów. Hipokryzja w każdym calu. Młody Magos dawno już przejrzał te kłamstwa, poznał prawdziwą drogę. Teraz gdy znienawidzony Imperator próbował mu zaszczepić tę obłudną, fałszywą wizję, tę groteskową parodię życia którego pragnął, jego determinacja stała się jedynie jeszcze silniejsza, umocniona przez przełamanie kolejnych kajdan, które planowano mu dziś założyć.
Furia, gniew, nienawiść... wszystkie uczucia jakie obudziły się w nim tamtego pamiętnego dnia, gdy zrozumiał jak go przez lata oszukiwano, choć wtedy przytłoczone ekscytacją nową ścieżką (a może raczej, odnalezieniem właściwej ścieżki?), teraz niczym nieskrępowane powróciły ze zdwojoną siłą. Wściekłość na Imperium napędzała go często w równym stopniu, co wrodzona dociekliwość i perfekcjonizm, choć na ogół nie był tego świadom. Wiedział, że nigdy nie ulegnie ich propagandzie i słodkim obietnicom, skrywającym plugawą truciznę błogiej nieświadomości i ciemności niewiedzy. Nie gdy wiedział, jak wiele by utracił poddając się temu czemuś, co błądzącym w ciemnogrodzie imperialnej propagandy mogłoby wydawać się rajem. Nie straci siebie i wszystkiego co osiągnął i co mógł osiągnąć, na rzecz gnuśności i stagnacji. Będzie nieustannie kroczył ku nowemu i wzniesie się ponad granice tego co znane.
 
__________________
Nieważne kto śmieje się ostatni, grunt żebym był to ja.

Ostatnio edytowane przez Eleishar : 10-12-2017 o 01:00.
Eleishar jest offline