Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-11-2017, 10:43   #229
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Wagner był niezmiernie rad kiedy okazało się, że Gotte znał strażnika wpuszczającego ich do miasta. Jak się bowiem okazało czasem przydaje się pić i gaworzyć w takim a nie innym towarzystwie. Moritz nie musiał zdawać żadnej broni, ponieważ posiadał jedynie niewielki, niepozorny sztylet. Przy jego pomocy raczej ratował życie aniżeli je odbierał. Zaatakował nim może raz w życiu?

Czeladnik stwierdził, że ich odkrycia musiały odbić się sporym echem, ponieważ strażnicy nie tylko zalecili aby podróżnicy nie pili wody pitnej, ale też poprosili aby udali się do siedziby Straży. Pewnie dowódca chciał rozmawiać z każdym przewijającym się Stirlandczykiem... Fałszywe dane Moritza i reszty ekipy zostały zanotowane, a najbardziej rzucał się w oczy Grimm, bo o ile może się zdarzyć druga grupa podróżnych ze Stirlandu to jak wielkie jest prawdopodobieństwo, że też będą mieli za kompana krępego brodacza?

Wagner był zaskoczony widząc jak zmieniła się atmosfera w mieście. Wcześniej panował chaos, a ludzie skakli sobie do gardeł. Teraz okolica wyglądała na raczej ospałą, aby nie powiedzieć upojoną w słodkim alkoholowym transie. Czeladnik musiał pamiętać aby nie pić niczego wcześniej nie sprawdzonego przez krasnoluda. Nie obawiał się trucizny tylko alkoholu którego kropla wystarczyła aby kaligraf znowu popadł w nałóg...


Kapłan rozpoznając Wagnera rozpromienił się i zaczął pytać o owocność wyprawy w góry. Moritz wiedział, że nie mógł go zbyć, ale nie chciał też ujawnić całej prawdy, aby czasem nie zostać posądzonym o postradanie zmysłów. Czeladnik już dość się natrudził aby przekonać alchemika do uwierzenia w istnienie smoka. Bogobojny do granic mężczyzna wyleczył podróżnika, a czar działał bardzo szybko. Stirlandczyk od razu poczuł ulgę wiedząc, że jego życiu już nic nie zagrażało.

- Dziękuję bardzo za pomoc. - powiedział Wagner uszczęśliwiony. - Wyprawa nasza owocną była na tyle, że mamy pewność iż problemem jest zatruta rzeka. Im wyżej się idzie w jej górę z tym mocniejszym zatruciem ma się do czynienia. To właśnie płyn z góry rzeki spowodował ranę na mojej nodze. - wyjaśnił Moritz. - Czy gdybyśmy znaleźli źródło problemu to potrafiłby Pan z tej mieszaniny wykonać odtrutkę dla chorych? Może jakoś odtruć rzekę? - zapytał pełen nadziei czeladnik.

- To niezwykle dziwna i nieznana mi trucizna. Dlatego jedynie magia pomaga. Nawet gdybym był uczonym dwakroć zdolnym aniżeli jestem to zbadanie onej substancji zajęłoby miesiące jeśli nie lata, a praca nad antidotum mogłaby trwać o wiele dłużej, jeżeli takowa istnieć może.

Moritz zbladł właśnie pojmując, że nawet alchemik może nie mieć szans na opracowanie antidotum na krew smoka w rzece. Szkoda mu było wszystkich chorych, umierających ludzi. Wiedział jak wielu już trafiło do ogrodów Morra.

- Czyli, że Ci wszyscy ludzie umrą? Nie ma dla nich nadziei? Czy magia jednak ich wszystkich wyleczy? - zapytał czeladnik.

- Zależy to od spustoszeń, które w ciałach dokonała trucizna. Przynajmniej nikt nowy do tego stanu się nie doprowadzi.

- I to dobre - burknął Khazad ze skwaszoną miną.

- Niezmiernie mnie to raduje. - powiedział Wagner. - Nie pozostaje nam zatem nic innego jak pozbyć się tej trucizny. - dodał z uśmiechem. - Ruszajmy przyjaciele. Dziękuję za uratowanie życia. Gdybym mógł jakoś Panu w przyszłości pomóc proszę mówić śmiało. Jestem dozgonnie wdzięczny.

- Shalayi dziękuj synu. Jej złóż ofiarę godną.

Oczywiście Wagner chciał złożyć ofiarę Bogini, której zawdzięczał życie. Chwilę się zastanawiał po czym wyciągnął kilka sztuk złota. Nie miał wiele, ale jego wdzięczność nie zmaleje nawet kiedy majętność wzrośnie.


Ekipa zebrała się jakieś cztery godziny później. Okazało się, że wyprawa Gotte oraz Kaspara do domu uciech była nad wyraz owocna. Jeden podotykał sobie za odpowiednią opłatą, a drugi przegrał nieco złota bawiąc się w hazard. Wagner nie omieszkał wspomnieć, że nigdy nie musiał płacić za uciechy ciała...

- Przepustki pokażcie. - powiedział strażnik przy bramie obejrzawszy dokumenty Stirlandczyków.

- Już, już… - powiedział Wagner szukając między połami ubrań. - Gdzieś tu je miałem. Nie wierzę! Zgubiłem nasze przepustki! - powiedział do kompanów Moritz nadal szukając z niedowierzaniem.

- Panowie spieszy się nam… Może uda nam się jakoś dogadać? - zapytał Moritz patrząc błagalnie na strażników.

- Nieodpowiedzialne takie gubienie dokumentów. - powiedział strażnik.

- Jak ostatnia fleja. - pokręcił głową drugi.

- Możeta albo o nowe papiry rankiem wnieść… - popatrzył na kompana. - albo korone od nóżki nam za to od ręki uiścić.

Wagner stwierdził, że lepiej zapłacić strażnikom niż dać się zatrzymać, a później puścić ich na samobójczą misję zabicia smoka… Żeby komuś płacić za ratowanie jego własnego życia.

- Oczywista sprawa, że trza opłatę uiszczać. - Gotte wyłonił się zza pleców roślejszych kompanów. - Trza, bo trza. Ino mi tam szanownemu mojemy przyjaciołowi Ulfmanowi prosita podajcie troszkem. By z Gottuśkiem znowu się mógł spotkać wkrótce. - Jak to miał w swoim zwyczaju rozdziawił paszczę w szerokim uśmiechu. - Ino jedno, malusieńkie, cipiuteńkie pytanie, rzeczywiśta to calusietka, duża, wielkuśinka korona na nogala?

- Aye… - mruknął strażnik. - To niech bedzie korona od głowy.

Gotte sięgnął do swojej sakwy. - Człek żeś dobryżeś - rzekł.

- Aye, aye. - mruczał licząc tuziny monet.
 

Ostatnio edytowane przez Lechu : 25-11-2017 o 12:32.
Lechu jest offline