Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-11-2017, 09:17   #127
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Vex przysłuchiwała się całej wymianie zdań z narastającą obawą. Tego im właśnie w tej sekundzie brakowało! Bo toż powódź, zawalone zlecenie, nienormalny znajomy kostuszek, strzelająca fochy nastolatka i ta “niewielka” strzelaninka oraz ulegające biodegradacji pojazdy byłyby łatwym do pominięcia szczegółem, więc… wisienka na torcie pseudo wścieklizna, która ożywia umarłych. To było właśnie to czego jej brakowało. Czemu właściwie nie zebrała dupy w troki i nie pojachała gdzieś gdzie szosy są suche, a ludzie martwią się jakimiś prozaicznymi problemami jak “kogo by tu dziś przelecieć”. Jakoś nagle tęskno się jej zrobiło to pokręconego Det.

Przeniosła wzrok na Sama. Jak zwykle spokojny z tą pokerową maską pod, którą nie wiadomo co się dzieje. Vex westchnęła ciężko. Wpadła… wdepnęła w paskudne grzęzawisko wypełnione sporym gównem tylko dlatego, że nagle nabrała potwornej słabości do blondynów uganiających się na nawiedzonymi nastolatkami.
- Zostawimy ich tak, z tym? Jeśli tej lasce też odwali, to nie mają szans.

- No może być nie lekko. - Sam zgodził się kiwając krótkoostrzyżoną blond głową. Mówił zapatrzony gdzieś w dal zalanego wodą podwórza. W końcu podniósł głowę tak, że popatrzył na obydwie kobiety. Na tą młodszą o blond włosach i na tą starszą o ciemnych włosach. - Dobra. Jak mamy się za to brać to załatwym to szybko. - powiedział ciskając na podłogę jakiś kawałek patyka jakim machnalnie się dotad bawił przerzucając go między palcami. - Brandon! - Pazur ruszył przez kuchnię zaraz stając w drzwiach od podwórza i wołając za Brandonami którzy zdołałi już wrócić na swoje podwórze. Ale słysząc okrzyk Pazura zatrzymali się. Najemnik znowu wyszedł na podwóze brodząc przez stojącą wodę a pan Brandon dał znać żonie i ta wróciła z Jane do domu zaś pan Brandon poczekał aż najemnik dojdzie do niego.

- Idziesz po tą Rice? No to pójdziemy z tobą. Tak na wszelki wypadek. - powiedział najemnik i trochę to przypominało bardziej stawianie warunków niż negocjacje.

- Nie, no co wy! To tylko Rice. Co ona tam może? Zwykła baba. I lubi mnie. Nie ma się czego obawiać, Kate przesadza na pewno. Wiecie Rice lubi sobie wymyślać różne rzeczy by czuć się ważna czy co. - głowa rodziny Brandonów coś nadal chyba nie przejmował się tym co się stało a jak już widocznie uważał, że wszyscy dookoła przesadzają w te materii.

- Chyba nie zaszkodzi byśmy się przeszli razem. - Vex uśmiechnęła się do ojca Jane. Była bardzo ciekawa tego “lubi” i na ile mała jest rzeczywiście bezpieczna ze swymi rodzicami. - Jeśli podejrzenia wujaszka są słuszne, może ci grozić niebezpieczeństwo.

Na poparcie słów Vex, Sam wymownie uniósł brwi przez co jasnym się stało, że widocznie nie zamierza odpuścić. Wobec tego drugi z mężczyzn westchnął by dać wyraz swojej niedoli, wzruszył ramionami i w końcu mruknął niechętnie. - Dobra to chodźcie. - ruszył przez wodę. - Idę ich zaprowadzić do Rice! - krzyknął nagle w stronę swojego domu. Kate coś odkrzyknęła, co dokładnie to ciężko było zrozumieć ale ojca Jane widocznie to zadowoliła.

Przez jakiś kawałek rozmowa się niezbyt kleiła. Świeżo bo takich mało popularnych wydarzeniach jakie miały miejsce w domu Brandonów i ich możliwych konsekwencjach na swój sposób przydusiły chyba każdego. Szli prowadzeni przez pana Brandona, przez zalane ulice i podwórka. Zarośnięte chwastami, pogrodzone płotami, z gęsto powtykanymi drzewami teren wydawał się względnie łatwy do zgubienia. Te domy i podwórka wydawały się jak nie identyczne to przynajmniej podobne. Przewodnik jednak prowadził całkiem pewnie. W końcu na jedno z podwórz nie tylko wszedł ale i podszedł do drzwi i zapukał. Chwilę odczekał i zapukał a raczej uderzył w drzwi ponownie. - Rice! To ja, Ted! Otwórz! - krzyknął sąsiad Westów i odczekał chwilę. Z domu dały się słyszeć kroki i po chwili otworzyły się wewnętrzne drzwi. Zewnętrzne, z podartej antyinsektowej siatki wcześniej otworzył Ted.

- Co chcesz? Co to za jedni? - zapytała czarnowłosa kobiete o lekko migdałowych oczach. Zapytała naburmuszonym tonem patrząc z pretensją na Teda i gości jakich przyprowadził.

- Nic nie chcę. Ale Maria chcę cię widzieć. - Ted odpowiedział wzruszając przy tym ramionami.

- Przerzuciła się na dziewczyny czy potrzebujących gości ma? - zapytała Rice obgryzając kawałek paznokcia i zerkając na Teda i stojących za nim gości. Sąsiad Westów jednak przecząco pokręcił głową. - No to po cholerę chce mnie widzieć? I kim oni są się pytam. - gospodyni wyglądała jakby węszyła podstęp lub zwyczajnie miała dość przygód na dzisiejszy poranek i wolała zostać w swoich domowych pieleszach. Przewodnik spojrzał na przyprowadzonych gości i chyba sam miał kłopot z doprecyzowaniem kim oni właściwie są sądząc po jego zakłopotanej minie.

- Jesteśmy przejezdnymi. - Vex uśmiechnęła się do lokalnej kurwy. Na razie wyglądało na to, że wszystko jest w porządku. Istniała też spora szansa, że tak zostanie… dopóki ktoś w nią nie strzeli albo nie rąbnie brzytwą. - Pomogliśmy trochę u państwa Brandonów. Czy to prawda, że Ben cię ugryzł?

- Tak! Pieprzony popierdoleniec! - Rice nagle ożywiła się przestając gryźć paznokcie by dać wyraz swojej skardze, żalowi i pretensjom. - O tu mnie ugryzł skurwiel jeden! - krzyknęła z pretensją i odwróciła się nieco tyłem za to zaciągnęła skraj koszuli. Na łopatce widać było charakterystyczny ślad po ludzkich zębach. Rana była dość głęboka jakby Ben nie tylko się wgryzł ale i wygryzł kawałek ciała. Sądząc po mokrych i krwistych śladach Rice widocznie właśnie próbowała się zdezynfekować alkoholem i przemyć czymś ranę ale na łopatka była dość trudna do opatrzenia czy przemycia dla siebie samego. Rice zaraz zakryła ranę ubraniem i znowu odwróciła się frontem do swoich gości. - Dobra przyjezdni, niech będzie i przyjezdni. Czego właściwie chcecie? Szukacie towarzystwa? Dla siebie? Dla kogoś? - gospodyni jakoś się zdołała opanować i wróciła do zwykłego, biznesowego tonu patrząc na dwójkę obcych dla siebie ludzi.

Vex powstrzymała się od komentarza. Powinna być z nimi Angela mogłaby się zapoznać z typową przedstawicielką najstarszego zawodu świata.
- Ben był chory, dlatego mu odwaliło. Maria chciała obejrzeć czy się nie zaraziłaś.

- Zaraziłam? Niby czym? Nic mi nie jest. Tylko mnie piecze jak cholera. - Rice która sądząc po urodzie musiała mieć w żyłach jakieś azjatyckie korzenie wcale nie wydawała się chętna na opuszczanie swojego domu.

- No ale Maria się uparła. Wiesz jaka ona jest jak się uprze. Chodź do nas, Kate albo Janett cię opatrzy. - do rozmowy dołączył Ted który wydawał się odzyskać troche rezonu w tej rozmowie.

- Ma do mnie sprawę niech tu do mnie przyjdzie. Od kiedy skaczesz jak ci zagra? - Rice znowu wróciła do obgryzania paznokci i popatrzyła krytycznie na ojca Jane.

- Ona nie może bo się ktoś pociął u Gammana to poszła. Młody Tom po nią przyleciał. Ale kazała cię przyprowadzić. No chodź, obejrzy cię i tyle, wrócisz do siebie albo zostaniesz u nas. - Ted namawiał Rice dalej choć wydawało się, że nie jest zbyt szczęśliwy z obrotu dyskusji.

- Oj, Ted, Ted, za oglądanie mnie to się płaci. - Rice lekko wydęła wargi przerywając na chwilę obgryzanie paznokci i uśmiechając się lekko. Pan Brandon westchnął i popatrzył na dwójkę pozostałych gości jakby dając im znać, że pomysły na dalsze namowy raczej mu się wyczerpały.

Vex przewróciła oczami. Ta… zupełnie jak w domu. Ilość takich lasek, które spotykała w starym dobrym Det. Bunny miał na to dobre określenie. Na chwilę oderwała wzrok od Rice i spojrzała na zalaną ulicę. Co to było… Strasznie pasowało do tego zjaranego typa. Tak!
- Wyżej sra niż dupe ma. - Mruknęła cicho do siebie i dopiero wróciła do rozmowy. - Nie żebym marudziła, ale już nam co nieco zaprezentowałeś. - motocyklistka wskazała, na bok, który niedawno pokazywała im kobieta. - Szczerze… ja bym za to nie płaciła i jak się nie ogarniesz już raczej nikt nie zapłaci. Korzystaj jak ktoś ci chce pomóc za free, a nie robisz sceny jak pięciolatka.

Rice spojrzała swoimi migdałowymi oczami na swojego gościa. Chwilę przypatrywała się Vex jakby chciała ją ocenić czy jej zamiary. Krócej spojrzała jeszcze potem na Teda i Sama aż w końcu wzruszyła ramionami. - Zaraz się ubiorę. Zaczekajcie tutaj. - powiedziała w końcu i cofnęła się w głąb domu zamykając za sobą drzwi. Obydwu mężczyznom chyba ulżyło, że sprawa została załatwiona. - A jednak ją ugryzł. - powiedział po chwili milczenia najemnik patrząc na niższego i drobniejszego od siebie mężczyznę. Ten jednak tylko rozłożył ramiona nie angażując się w spór czy dyskusję. Zaraz dały się słyszeć znowu kroki i ponownie pojawiła się w drzwiach Rice. Tyle, że z poncho z kapturem na sobie. Mogli wracać z powrotem do domu Westów.

Vex ruszyła za ojcem Jane trzymając się blisko Sama. Jakoś nie ufała lokalnym mieszkańcom. Ba! Cały czas odruchowo sięgała do kabury, obawiając się że Rice może odwalić.
- Co robimy? - Zerknęła na idącego obok najemnika. - Jedziemy dalej?

- Miałem na podwórku rozmowę z Angie. - westchnął najemnik i ta krótka relacja dość jasno mówiła Vex, że rozmowa pewnie nie należała do łatwych i przyjemnych. Najemnik przeszedł tak pogrążony w milczeniu kilka kroków. Mogli słyszeć cień rozmów Teda i Rice którzy szli kilka kroków przed nimi i chyba rozmawiali po co idą do Marii i o dzisiejszym poranku u Brandonów. Rice chyba nie zapamiętałą go jako miły sądząc po pretensji słyszalnej w głosie i tym jak Ted najwyraźniej się tłumaczył i łagodził.

- Zastanawiam się czy nie pojechać na te Psy. Nie wiadomo ile ich zostało. Właściwie niby nie nasza sprawa. Ale… - najemnik zaczął mówić po chwili tego milczenia ale szybko urwał z trochę zakłopotanym wzrokiem wskazał swoją ciemno blond głową na idącą przed nimi parę tubylców. Albo widoczny już na końcu ulicy dom Westów. Brzmiało i wyglądało jakby Pazura toczyły wyrzuty sumienia wobec opcji po prostu odjechania z tego miejsca. - Właściwie to my ich rozwaliliśmy. Sami się prosili. No ale… - najemnik znów urwał i zawahał się idąc przez zatopione ulice i podwórka.

Vex chwyciła Sama pod ramię, mocno dociskając je do ukrytej pod kurtką piersi. Kochana papryczka miała ostatnio na głowie aż nadto problemów. W sumie… czasem miała wrażenie, że wujaszek ma problemy przez całe życie, a już na pewno od kiedy na jego drodze stanęła pewna blondyna. Chwilę szła tak obserwując plecy idącej przed nimi pary
- Nie mają z nimi szans, co? - Zadarła głowę by spojrzeć na Sama. - Jeśli będziesz chciał im pomóc to pójdę z tobą… ale chyba trzeba by zastanowić się nad jakimś planem.

- Jesteś kochana. - Sam uśmiechnął się, przytulił idącą obok brunetkę do siebie i pocałował ją w usta. Przez chwilę cieszył się tak idąc z nią przez kilka kroków a potem jakby wrócił myślami do tego o czym rozmawiali. - Nie do końca tak, że nie mają z nimi szans. Tamci by chcieli wziąć odwet na nich za tych przy pompie. Inaczej może bym się w to nie mieszał. - wyjaśnił już nieco poważniej najemnik. Para idąca parę kroków z przodu odwróciła się na moment jakby sprawdzali czy goście dalej za nimi idą czy co ale raczej nie wydawali się pałać chęcią do angażowania się w rozmowę z nimi.

- A plan. No tak. Jak mielibyśmy coś postanowić to wypadało by mieć plan. Musimy pomówić z Angie. I z Marią. I z Janett. Bo… - wujek Angie urwał i lekko wskazał głową na idącą przed nimi parę i najwyraźniej chyba nie wyrobił sobie o nich zbyt dobrego mniemania pod kątem sprawy o jakiej właśnie rozmawiali. Dwie miejscowe kobiety widocznie wydały mu się bardziej sensownymi partnerami do rozmowy.

Vex oparła się o mężczyznę bokiem nie przerywając marszu. Nie była typem wojownika. Można powiedzieć, że z zasady starała się nie ładować w strzelaniny i inne tego typu kłopoty. Tyle że… nie zostawi tej dwójki. Westchnęła ciężko.
- Niezbyt się nadaje do jakichś walk, chyba że zechcemy ich rozjechać, ale spróbuję pomóc. Będziecie mi musieli zrobić instruktaż. - Odruchowo zerknęła na busa, upewniając się czy “jej” pojazd jest na swoim miejscu.

- Spokojnie. Zobaczymy co o nich tutaj wiedzą. Może się dowiemy czegoś użytecznego. Na pewno coś ci znajdziemy odpowiedniego. - Sam uśmiechnął się znowu całkiem sympatycznie i potargał grzywkę Vex jakby była małą dziewczynką. Do domu Westów mieli już całkiem blisko. Pierwsza para zaczęła już skosem schodzić jednej strony zalanej ulicy na drugą by przejść potem na podwórko Westów.

Motocyklistka potarmosiła swoje włosy o dłoń mężczyzny, trochę jakby była kotem.
- Na razie oferuję podwózkę… no może za jeszcze jednego całusa. - Mrugnęła do Sama. - Mamy pół baku, więc mam nadzieję, że to niedaleko.

Nie małych gabarytów Pazur roześmiał się z zadowolenia słysząc i widząc reakcję kobiety. - Oj myślę, że na początek starczy aż nadto. - powiedział i zerknął na nią koso. A, że był od niej wyższy, tak jak był wyższy od większości ludzkiej populacji to wyglądało trochę jakby na nią zezował. - A ten jeszcze jeden całus to właściwie długo by trzeba czekać? - zapytał jakby go ten detal niesamowicie zainteresował. Przechodzili właśnie gdzieś przez środek zalanej ulicy więc byli już przy opłotkach podwórka Westów.

- Hm… czysto teoretycznie powinnam zażądać pół całusa przed trasą i pół po. - Vex zatrzymała się tuż przed wejściem na teren ich gospodarzy. - Jesteś w stanie jakoś go podzielić, czy umówimy się na dwa pocałunki za trasę. - Jej nastrój był dużo lepszy niż po tej całej akcji z Benem. I pomyśleć, że znów będą się ładować w kłopoty. - To jak papryczko?

- Hmm… - wujek Angie też zatrzymał się i zmrużył oczy jakby poważnie się zastanawiał na poważnym problemem. - To zaraz, zaraz. To z tymi całusami to ty masz żądania? O rany a ja myślałem, że to ty mi dasz. - Sam zmarszczył brwi jakby odkrył jakiś niepasujący do całości kawałek. Zmrużył oczy i lekko przechylił swoją ciemno blond głowę. - No nie wiem czy nie będę stratny. - powiedział z wyraźnym namysłem. - Ale myślę, że chyba mam kompromisowe rozwiązanie tego problemu. - powiedział tajemniczo i z wolna zaczął zniżać swoją twarz ku twarzy motocyklistki. - Powiedzmy ja ci dam jeden i ty mi dasz jeden. Taki remis. Co ty na to? - zapytał jakoś akurat w tym momencie w którym znalazł się naprzeciw twarzy brunetki. A palce jego dłoni zaczęły krążyć w okolicy kołnierzyka Vex.

- Nie jest łatwo z tobą handlować. - Motocyklistka roześmiała się cicho. - No dobrze niech będę stratna. - Vex zarzuciła ręce na ramiona najemnika i pocałowała go gorąco.

Najemnik zaś wpił się w usta i język Vex tak samo mocno i żarliwie jak ona w jego. Ale przy tym złapał ją za biodra i podrzucił w górę a potem przyparł do ściany. Więc gdy skończyli Vex widziała tuż przed sobą jego twarz a na potylicy czuła ścianę domu przy jakim stali. - No tak. Tak. No to, żebyś potem nie łaziła i nie rozpowiadała, że jesteś stratna. - wujkowi z trudem udawało się zachować względnie poważny i biznesowy ton bo kąciki ust i oczu śmiały mu się niemiłosiernie. Ale tylko na chwilę bo zaraz zaczął całować ją. Znowu jego usta wpiły się w jej usta i jego język splótł się z jej językiem. Tylko dłońmi nie mógł się zrewanżować w błądzeniu po jej ciele bo wciąż trzymał ją w powietrzu przypartą do ściany.

Vex objęła go nogami, dociskając biodra najemnika do swoich. Gdyby tylko mieli chwilę… no i nie byli na podwórku jakichś obcych ludzi. Niechętnie przerwała pocałunek i z uśmiechem spojrzała na Sama.
- No, no… wujaszku. Jak tak dalej pójdzie chyba nie będę się nadawała do planowania czegokolwiek. - Potarmosiła jedną dłonią blond włosy. - Idziemy do reszty?

- Oj chyba coś byśmy na to poradzili. - wujek Angie też wydawał się być w o wiele lepszym humorze i nastroju niż wcześniej. Machnął głową zachęcająco by wejść do domu za pierwszą dwójką ale gdy już byli w drzwiach od ulicy doszedł ich dźwięk pracującego silnika. Długo nie czekali gdy ulicą zaczęła zbliżać się rogerowa, czarna furgonetka. Zatrzymała się pewnie nie przypadkiem przed domem Westów chociaż Roger nie gasił silnika to zszedł do jałowego biegu. Zaś na drugim miejscu w szoferce widać było Angie.

Motocyklistka momentalnie zmarkotniała. Dała się postawić na ziemi i wzięła głębszy oddech. Blondi jak zwykle postawiła swoim, znów mają pana kostuszka w drużynie.
- No to mamy nawet wsparcie. - Poklepała najemnika po ramieniu, po czym pomachała do nadjeżdżającej furgonetki.

Blondyna odmachała radośnie, wydostając górna połowę ciała przez okno. Zaraz też wyszła przez okienko całkowicie, lądując w złej wodzie.
- Poczekaj - powiedziała do pana z obrazkami i pobiegła przez wodę do wujkostwa.

Wujek mruknął coś mniej więcej względnie twierdzącego na uwagę Vex ale też spokojnie czekał aż blond podopieczna do nich przybiegnie. W szoferce vana zaś Roger kwinął obojętnie głową i oparł się leniwie łokciem o otwartą ramę okna. - Cześć Angie. Wszystko w porządku? - zapytał wujek gdy nastolatka podbiegła już na ganek i do drzwi wejściowych gdzie stał i on i dziewczyna z Det.

- Wujku tu była jakaś łódka, albo bryk… albo coś pośredniego! Roger i Tess to znaleźli jak szukali towaru, gdzieś w starym dorzeczu. Może tam Tess się spotworzyła. Powiedział że może tam pojechać i pokazać! - wyrzuciła z prędkością karabinu dziadka - I musimy iść do pani mamy, może jej grozić niebezpieczeństwo! - wrzuciła jeszcze wyższy bieg mówienia - Do tego śpiączkującego… znaczy on śpi, tak? Ale jak się obudzi może być już potworem. Jak pani z obrazkami i Ben! Bo oni najpierw byli normalni, potem spali i to twardo. Tess się nie obudziła a trzeszczało łóżko i grała muzyka i było ruchowo. A jak otworzyła oczy to już te złe… jak u Bena. Nie ma broni, ciężko trupić bardzo bez broni.

Vex przyglądała się nastolatce nie do końca rozumiejąc cały słowotok.
- A… hm… - Zerknęła na Sama szukając jakiegoś wsparcia, a potem z powrotem na Angie. - Ekipa Rogera znalazła jakieś prochy, przez które ludzie dziczeją, tak? Jaki śpiączkujący?

- No nie przez prochy tylko towar - blondynka próbowała wyjaśnić, gestykulując żywo - I nie, nie przez towar, bo Roger i inni z chatki byli normalni. Nie atakowali i nie chcieli zjadać żywcem. No nie gryźli. To nie… ale ktoś mógł ją ugryźć jak… była nahajana. - zmarszczyła brwi - I zraniła się na tej łódko-bryce. To może to jest wylęgarnia tej wścieklizny? Dlatego musimy iść tam! Zanim śpiączkujący ktoś się obudzi i zje miłą panią! - wyrzuciła z przejęciem - Ale nie wiem gdzie to jest, gdzie poszła. Może pani mama Jane będzie wiedziała!

- Chodzi ci o Rice? Jeśli tak jest w środku. - Vex wskazała na wejście do budynku. Motocyklistka miała spore wątpliwości co do normalności Rogera, ale ugryzła się w język. - Na razie jest normalna… chyba, że chodzi ci o kogoś innego?

- Te problemy na mieście, ktoś się bił, inny zapadł w dziwna śpiączkę. - machanie rękami stało sie bardziej nerwowe. Dlaczego ciocia nie słuchała?! Przecież mówiła tak jasno jak mogła i tłumaczyła! - W domku przy naradzie jak się ludziów tyle zeszło! Zanim poszła pani spod pompy! I mama Jacka i Jamesa! A Rice trzeba zamknąć, a najlepiej… - nie dokończyła bo ktoś mógł usłyszeć, ale postukała palcami o kolbę karabinu - Ale lepiej zamknąć i zakuć. Zobaczyć czy to z ugryzieniem to prawda, a jeżeli tak to… dowiedzieć się ile trwa chorowanie do czasu spotworzenia.

- Ach.. chodzi o osobę, do której poszła Maria? - Vex odetchnęła. Jej głowa powoli zaczynała wracać do normy… choć jeśli docierało do niej co mówi Angie, chyba nie do końca można to było nazwać normalnym. - Możemy sprawdzić gdzie poszła… chcieliśmy pogadać jeszcze na temat psów i co właściwie zrobić.

- Dlatego jest Roger - Angie pokazała kciukiem za plecy - Porozmawiaj z nim wujku i spokojnie. Będę obok to nic się nie stanie.

- Już dobrze. - wujek uniósł dłonie do góry jakby chciał zażegnać jakiś spór. - Poczekaj Angie. Więc mówisz, że Tess jakoś zaraziła się w jakimś wraku albo jak była na haju. A potem poszła spać i jak się obudziła to była już no… nie była sobą. Tak? I teraz obawiasz się, że mama chłopców poszła do takiego samego przypadku. Tak? - wujek popatrzył na podopieczną mrużąc nieco oczy gdy pewnie zastanawiał się czy dobrze zrozumiał co ona do nich mówiła.

W odpowiedzi blond głowa pokiwała energicznie.
- Tak! Ten co śpiączkuje! - potwierdziła jeszcze słownie.

- Mhm. Ale my też nie wiemy gdzie oni poszli. - wujek przyznał z poważną miną. - Ale może oni wiedzą. - lekko skinął ciemno blond głową na wnętrze otwartego domu i wszedł do środka. W środku jednak okazało się, że Ted i Rice widocznie przeszli przez dom Westów i wrócili do domu Brandonów. Tak przynajmniej to wynikało z relacji dwóch ocalałych i nieletnich domowników. Za to dwaj bracia oczywiście, że wiedzieli gdzie poszła ich mama i bardzo chętnie byli gotowi tam pójść! - No dobrze chodźcie z nami. - powiedział po chwili wahania najemnik. Gdy zapytał bowiem o drogę chłopcy zaczęli strasznie jojczyć i celowo lub nie tak tłumaczyć, że dla turystów kompletnie ciężko było zorientować się o jakich domach i ulicach oni mówią. Wyglądało jednak na to, że w rodzinnym mieście orientują się w tych adresach całkiem nieźle.

Nastolatce towarzystwo jak najbardziej pasowało. Przynajmniej mogła mieć na dzieciów oko i pewność, że nich ich nie skrzywdzi pod jej nieobecność
- Ale jedziemy z Rogerem - powiedziała, ciągnąc wujka do bryka. - Będzie szybciej, wygodniej.

- No dobrze. - zgodził się wujek. Mieszana dziecięco - dorosło - młodzieżowa grupka zaczęła brnąc przez wodę kierując się do czarnej furgonetki.

Vex ruszyła za całą grupątęsknie spoglądając na busa, w którym czekał na nią Spike. Ten okropny dzień nigdy się nie skończy.
 
Aiko jest offline