Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-11-2017, 05:55   #230
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację



Sommerzeit, 2522 roku K.I.
Wielkie Hrabstwo Wissenlandu,
Świątynia Morra, okolica Heisenbergu


Pierwsze promienie wschodzącego słońca odprowadzały oddalających się od Heisenbergu podróżnych na trakcie rzucając przed nimi długie cienie. Wóz alchemika toczył się po trakcie leniwie i z takim samym tempem przetoczył się przez otwór mu murku służący za bramę dziedzińca Świątyni Morra.

Bauer zdziwił się równie co ucieszył na widok sąsiada z wioski. Chwaląc Sigmara za jego niezbadane ścieżki uściskał Gotte, że aż w krzyżu zatrzeszczało.

Nowicjusz Morra, w którym z opowieści przyjaciół Miller poznał krajana z sąsiedniej wioski Oberwill, przyznał się, że nic kapłanowi Markusowi nie powiedział o znalezisku w górach, lecz jeśli za tydzień nie wrócą to opowie, jakkolwiek nieprawdopodobnie to zabrzmi.

Herr Volkmarsson zbyt zajętym był na długie pogawędki ze Stirlandczykami. Wyraził zgodę na przetrzymanie wozu i konia Herr Vahna, to z nim wdając się w zwięzła rozmowę o medycznej stronie przypadłości wywołanej plagą trucizny.

Uzupełnili zapasy wody z podziemnego źródła. Prowiant podróżny miał Herr Jan w ilościach zupełnie wystarczających na podróż z obie strony.



Sommerzeit, 2522 roku K.I.
Wielkie Hrabstwo Wissenlandu,
Góry Szare


Pierwszy dzień minął bez niespodzianek. Poruszali się znacznie wolniej niźli by sobie tego życzyli. Alchemik miał już swoje lata i nie nadawał się do karkołomnych wycieczek w górskim terenie. Trójka przewodników pewnie prowadziła pozostałą trójkę w znajomym już im terenie. Rzeka coraz ciemniejszą była zmieniając się w rwący górski potok.

Było blisko zmierzchu drugiego dnia podróży, gdy krasnolud zatrzymał się i zwrócił uwagę wszystkich na ciemną, zakrzepłą krew na głazach. Idąc tym śladem, całkiem niedaleko w cieniu skałki leżało orcze truchło. Był to wieki ork, mierzył ponad siedem stóp i zginął od licznych ciosów w plecy krótkim ostrzem. Nie miał przy sobie nic prócz ubrania i naszyjnika z żółtych kłów, choć po bliznach i tatuażach zdawał się być wojownikiem i to takim dobrze zaprawionym w walce okrutnikiem.

Alchemik przyjrzał się zastygłej w nienawiści gębie orka, którego małe, przekrwione świńskie oczka patrzyły w przestrzeń.

- Patrzcie. - rzekł Jan. - Ma wyrwane zęby. - ręką odchylił wargę trupa. - Wystają im wielkie, nie mieszczą się w gębie.

W dolnej szczęce orka widniały dwie krwawe dziury, gdzie musiały był całkiem niedawno kły.

- Jeszcze ciepły. - szepnął, co spowodowało, że wszyscy zaczęli lustrować okolicę.

Szare góry stały nieruchomo. Czarny potok szumiał wartkim nurtem. Czerwona łuna na zachodzie łączyła z ciemniejącym niebem. Byli niedaleko skalnej półki, która dwukrotnie już służyła dla Grima, Kaspara i Wagnera za schronienie.




 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline