Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-11-2017, 07:17   #128
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację


Komentowanie wypowiedzi Lestera ograniczyło się do wzruszenia ramion. Jess nie interesowało w jakiś szczególny sposób to czy Ana przytaszczy z lokalu tony swoich czy nieswoich rzeczy. Bardziej interesowało ją znalezienie dogodnej pozycji dla siebie i swojego ukochanego Busha. Doprawdy, po cholerę kobiecie facet?

Rozważania nad tą jakże istotną, egzystencjonalną kwestią przerwało pojawienie się miejscowych.
- Serio…? - zdołała tylko wydusić z siebie w kwestii komentarza bo jakoś nic innego jej do głowy nie przyszło. Do laski strzelać oczywiście nie miała co nie znaczyło że nie uniosła broni i nie wycelowała. Zwykle to wystarczało by się człowiek trzymał z daleka bo jakoś służba zdrowia tak jakby nie była już na tym samym, co kiedyś, poziomie i nikt bez dobrego powodu kulki zaliczyć nie chciał.

Próby dojścia do tego, co się tu wyprawiało przerwały odgłosy z baru. Odgłosy, które dla Jess miały większą wagę niż jakaś tam kobieta i siekiernik co za nią gonił.
- Lest... - ponagliła brata, bo z ich dwojga to on był najlepiej wyposażony i uzdolniony w kwestii dawania po mordzie tym, którzy podnosili łapska na rodzinkę. Ona z kolei zamierzała osłaniać wejście co było tym, z czym powinna sobie poradzić. Zaraz też plan ten wprowadziła w życie, zmieniając pozycję na taką by mieć za plecami ścianę budynku.

- W razie czego masz odznakę - przypomniała bratu, jakby o tym zapomniał. Pięści i gnat były dobrym i sprawdzonym sposobem na pacyfikowanie tych, którzy stawali im na drodze ale nie można było gardzić elementem zaskoczenia jakim bez wątpienia byłoby nagłe pojawienie się szeryfa. A że szeryf to nie był… Tym można się było martwić gdy już sytuacja zostanie opanowana na ich korzyść.

- No dobra. - mruknął najstarszy Thorn i ruszył w stronę budynku gdzie już byli Simon, Ana i pewnie jeszcze ktoś. Jess została więc sama przy samochodzie i przed budynkiem. A ta para jaka wybiegła zza rogu biegła dalej. Właściwie to ta nadbiegająca dziewczyna była już tylko o dwie, góra trzy długości samochodu od rusznikarki i coś nie wykazywała tendencji do zatrzymywania się. Ten facet z siekierą też biegł dalej no ale on było jeszcze ze dwie długości dalej.

Strzelać czy nie strzelać, oto było pytanie. Problem z odpowiedzią Jess miała nie lada. No bo laska nic przecież jej nie zrobiła, a facet co ją gonił… No w sumie też nic nie licząc tego że gonił, więc na dobrą sprawę wtrącać się nie powinno, tym bardziej jak to były jakieś tam ich prywatne sprawy. Każdy wiedział że w niektóre kłótnie to lepiej było jednak nie wciubiać nosa. Tyle że sytuacja wcale nie była taka prosta. Z każdym krokiem rozochoconej parki, przewaga Busha malała. Nie żeby oberwanie serią z karabinu z bliskiej odległości było mniej skuteczne ale dystans był jednak tym co w przypadku tej broni Jess ceniła przede wszystkim. Załatwienie przeciwnika zanim dotaszczy się do człowieka było przeważnie o wiele korzystniejsze niż pakowanie w niego kuli gdy się już było w stanie dotrzeć kolor jego oczu. Lub jej, biorąc pod uwagę obecną sytuację.

No i była jeszcze ta sprawa z kłopotami w środku. Niepokój o Simona, a teraz jeszcze o Lestera, robił swoje. Czy na pewno dobrze zrobiła wysyłając tam brata w pojedynkę? Gdy podejmowała decyzję ta wydawała się jej jak najbardziej właściwa, jednak teraz, gdy została sama, naszły ją wątpliwości. No ale ktoś musiał zostać i mieć oko na wejście i wóz, przynajmniej dopóki zakochana parka nie pobiegnie sobie dalej.

Nie mogąc podjąć decyzji, postawiłą na czekanie. Jeżeli laska będzie chciała się wpakować do lokalu czy coś pokombinować z samochodem no to wtedy wyboru wielkiego Jessica mieć nie będzie. Podobnie z tym gościem z siekierami. Jak zaś sobie pobiegną dalej w tej swojej romantycznej podróży przez resztki miasteczka, osady czy jakby nie nazwać to sklepisko budynków, to… No wtedy dołączy do braciszków skoro żadnego ekstra zagrożenia na widoku nie będzie. Dodatkowy gnat w pertraktacjach mógł mieć decydujący wpływ na ich zakończenie, a co jak co, Jess miała nadzieję że cokolwiek się tam w środku wyprawiało nie skończy się źle dla ich trójki. Trójki, bo Ana nadal do rodzinki nie należała więc liczyć jej siostrzyczka nie miała zamiaru.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline