Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-11-2017, 10:27   #241
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 39 - W górę i w dół (35:50)

“Nigdy nie znaleźliśmy ostatniego z zaginionych. Wydawało się, że to najgorsze ze wszystkiego. Tak jakby Blask go pożarł. Przeżyć tutaj można tylko w grupie. Blask działa jak każdy drapieżnik, wybierając najpierw najsłabszych.“ - “Szczury Blasku” s.25.



Miejsce: zach obrzeża krateru Max; droga gruntowa od kolejki magnetycznej; 1190 m do CH Black 3
Czas: dzień 1; g 35:50; 130 + 60 min do CH Black 3



Black 2, 7 i 8



No i pojechali. Krótka podróż APC* ledwo się zaczęła i już się skończyła. Wewnątrz siedziała czwórka zamaskowanych żołnierzy w nieoznaczonych mundurach przez co ciężko było zakwalifikować ich do Armii, Floty, Korpusu, Policji a raczej do żadnej z nich bo te służby raczej nie wstydziły się nosić swoich emblematów. Nawet tak krótka wspólna podróż pozwoliła mieć prawie pewność, że nie są to żadni przypadkowi przebierańcy tylko stare wygi. Siedzenia wewnątrz transportera były zwrócone plecami do siebie dzięki czemu desant mógł się odstrzeliwać przez otwory strzeleckie w burtach pojazdu. Przydało się gdy wieżyczka zaczęła rzygać ogniem do czegoś na zewnątrz ale widocznie nie starczyło na całkowicie skuteczną zasłonę bo właśnie trzeba było odstrzelić to i tamto co przedostało się w pobliże skaczących na lejach pojazdów.

Black 7 za nic by się nie zmieścił do tego wszystkiego wewnątrz przedziału desantu dlatego jechał na górze. - Wyskakujcie! - ponaglił ich bezimienny dowódca desantu gdy transporter zatrzymał się a tylny właz otworzył się i dwójka Parchów, jeden krabowaty dron oraz jedna reporterka wyskoczyli na żwirowaty podkład kolejki. Zaraz z góry zeskoczył z głośnym chrzęstem Ortega a transporter podobnie jak wypełniona mundurowymi furgonetka zaraz ruszyły dalej. Przez chwilę słychać było jeszcze jak mechanizmy pojazdów zmagają się z poszarpanym przez bomby i artylerię terenie a potem gdy weszli w tą boczną drogę to już było słychać tylko jak strzelali. A strzelali z kilka razy.

Ze 300 - 350 m. Gdzieś tyle mieli do przebycia do celu wyznaczonego im przez Hassela licząc od miejsca wysiadki z transportera. Niecałe pół kilometra. Trasa na parę minut marszu. Gdyby nie ta cała dżungla to już by było widać gołym okiem ten cel. Ale dżungla jednak miała się tu całkiem dobrze. Nawet bombardowanie raczej przemieliło tą gęstwę niż ją przetrzebiło. I tam przed nimi, w kierunku gdzie zmierzali, też się strzelali. Pocieszające było to, że nie non stop ale często. Xenosy musiały więc tam ich macać z każdej strony co chwila.

Teren jednak był trudny. Gdyby trzeba było iść na przełaj to byłaby prawdziwa mordęga, pewnie podobnie jak musieli przebyć z tego stawu gdzie wylądowali awaryjnie aż do linii kolejki magnetycznej. A tak, po drodze to jeszcze jakoś się szło. Tyle, że poza wyrwanymi dżungli fragmentami zajętymi przez leje to ściana mrocznej zieleni zdawała się ściskać i napierać na wąską nitkę ziemnej drogi. Niebo nie licząc tak stratowanych bombardowaniem fragmentów w ogóle nie było widoczne. Po osi drogi jeszcze względnie było coś widać na odległość do pierwszego zakrętu czyli zwykle na kilkadziesiąt kroków. Tyle, że z góry na łeb coś mogło spaść w każdej chwili. Albo wyskoczyć ze ściany zieleni obok.

I spadało i wyskakiwało. Xenos zasiedlający dżunglę nie mogły przepuścić pod nosem zaledwie kilkuosobowej grupki dwunogiego mięsa. Więc próbowały. Parchy musiały więc się odstrzeliwać często i gęsto zasypując bagnistą, czerwoną ziemię złocistymi łuskami i pustymi magazynkami. Mimo to dotarli na odległość ostatnich kilkudziesięciu metrów od celu. Widzieli już eksplozje granatów jacy powodowali tamci. Czyli gdzieś tu był ten pierścień xenosowego okrążenia jaki otaczał odcięty oddział w kodowo nazwany “Czerwonymi”. Ale sądząc po skrzekach i chrobocie pazurów na drewnie to i to okrążenie zorientowało się, że ma grupkę mięsa na solo poza siłami głównymi.


*APC - Armoured Personnel Carrier, transporter opancerzony.



Miejsce: zach obrzeża krateru Max; 3 km drogi do zjazdu na lotnisko; 2470 m do CH Black 3
Czas: dzień 1; g 35:50; 130 + 60 min do CH Black 3




Black 4 i 0



Mały xenos okazał się złośliwie być pozbawiony instynktu samobójcy i umnie unikał przytulenia jakim chciał go uraczyć Black 0. Wreszcie pożar na płonącej pochodni wygasł ale ten odkrył, że wraz z ogniem stopiła się kabura na Smoczycę przez co stała się kupą przyklejonego do pancerza plastiku i swojej roli pełnić już nie mogła. Ostatecznie mały i zwinny xenos został rozstrzelany serią z ciężkiej broni sierżant o blond włosach. Ta zaraz potem spełniła obietnicę i zdzieliła Zcivickiego kułakiem. - Dla ciebie sierżant Johnson więźniu! A nie żadne kicie czy młode! - warknęła do niego ostro trzymając go za wykręcone ramię.

Różnicę zdań między podoficer a skazańcem z karnej jednostki przerwały dwa czynniki. Pierwszym była bomba. Grzmotnęła razem z rozpędzającą się wciaż ciężarówką tak bardzo, że zamiotła wszystkich na pace. Black 0 wyrzuciło za burtę. Zdołał się złapać krawędzi burty ale nogi szorowały mu po asfalcie tuż przy ciężarówkowych kołach. Sierżant Johnson też zamiotło podobnie choć trochę mniej. Wywaliło ją tylko przez burtę jakby miała puszczać pawia. Najgorzej miał Black 4 którego miotająca się bomba przygniotła między podłogę paki a jej burtę. Darł się więc niemożebnie przygnieciony wielotonowym ciężarem który miażdżył jego kończyny i trzewia. Nie było szans by samodzielnie się wyzwolił z takiego ciężaru.

Drugim zaś elementem były xenos. Ciężarówka pędziła już znacznie szybciej niż na początku ale nie na tyle by uciec wielonogim poczwarom. Ze swojego miejsca Zcivicki widział co najmniej jedną poczwarę jaka wskoczyła nad nim nad burtą a przywalony bombą Owain widział i tego i tego który wskoczył na kabinę. Za to przy ciężarówce biegły kolejne stwory i w tej chwili najbliższą przystawką dla nich był wleczony przez ciężarówkę Black 0.




Miejsce: zach obrzeża krateru Max; zachodnie lotnisko; 170 m do CH Brown 4
Czas: dzień 1; g 35:50; 130 + 60 min do CH Brown 4




Brown 0



- Chodź na górę Mayu, pomożesz nam. - Brown 0 poczuła na sobie zachęcające pociągnięcie za dłoń. Johan. Gdzieś tam zarejestrowała jak meldował sierżatowi wykonanie zadania. Świetnie. Sierżant się ucieszył ale i tak panował chaos i pośpiech. Dach. Musieli teraz iść na dach. Tam czekało ich zadanie. Szli w bardzo podobnym składzie. Tylko zamiast Jurija towarzyszył im kapral Otten i dodatkowo towarzyszyła im para żołnierzy. Śpieszyli się. Tym razem szli powyżej poziomu gruntu a nie poniżej. Ale właśnie śpieszyli się.

Otten miał za zadanie przywrócić łączność orbitalną. Ale by to zrobić jak mówił potrzebował pomocy informatyka. A jedynym dostępnym informatykiem była właśnie Brown 0. Para żołnierzy miała za zadanie dostać się na dach i tam stanowić wsparcie ogniowe. Nawiązali bowiem kontakt z dwiema żołnierkami które drałowały tutaj z ciężarówką. Ale ścigały ich xenos i póki co były szybsze od ciężarówki więc mieli problemy. Zresztą gdy weszli na wyższe kondygnacje było słychać strzały. Prawie na pewno spoza lotniska.

Dobrą wiadomością zaś był powrót transportera i furgonetki. Wszyscy na lotnisku zdawali się ich witać jak starych przyjaciół a i przyjazd gdzieś tuzina mundurowych na pewno stanowiło solidne wsparcie dla skąpych sił dotychczasowych obrońców. Oni jednak dopiero wyskakiwali z pojazdów, na dole, na płycie lotniska a grupka dowodzona znowu przez Johana docierała już do górnych kondygnacji. Tu się rozdzielili. Para strzelecka poszła schodami wyżej na dach a większa część grupki weszła do wieży kontrolnej. Teraz panele czy nawet większość zwykłych świateł paliła się. Choć spora część paliła się niepokojącą czerwienią lub migała alarmową żółcią. - Dasz radę wejść? Bez tego ciężko coś zrobić. Ja sprawdzę jak system stoi. - kapral Otten popatrzył pytająco na Vinogradową wskazując na liczne konsolety kontrolne.

- Róbcie co macie robić. My was będziemy ubezpieczać. - Johan skinął głową i zaczął poleceniami rozrzucać swój mały zespół by z każdej strony był chociaż jeden żołnierz. Tylko Renaty nie obdzielił rolą i jakoś została ona z dwójką speców.





Miejsce: zach obrzeża krateru Max; schron cywilny klubu HH; 3200 m do CH Green 5
Czas: dzień 1; g 35:50; 130 + 60 min do CH Green 5




Green 4



Pomysł by zmywać się z bunkra wydawał się całkiem rozsądny. HUD pokazywał, że w okolicy nie ma żadnych Parchów na których pomoc można by liczyć. Dość niepokojące było także to, że w miejscu docelowym, na lotnisku, które tym razem było punktem docelowym aż trzech grup Parchów jak dotąd HUD pokazywał jednego Parcha. Brown 0. A czas uciekał. Nikt właściwie nie wiedział kiedy system uzna, że Parchy wykonały zadanie broniąc obywateli Federacji do czasu ewakuacji a kiedy nie. A jeszcze trzeba było wydostać się z bunkra, potem z klubu a potem przedostać na lotnisko. A tymczasem Green 4 wcale nie był pewny czy jego quad na powierzchni ocalał. Ewentualnie czy uda się zdobyć jakiś inny środek transportu po tym całym bombardowaniu. A zostało trochę ponad 2 h i kilka kilometrów zrytego kraterami terenu.

Na razie jednak stał w podziemnym korytarzu przytulony do ponętnej i ponętnie mokrej kobiety owinięte ręcznikiem. - Jorgensen? - westchnęła wcale nie uradowanym tonem zupełnie jakby świetnie kojarzyła i nazwisko i wygląd. I to widocznie wcale nie w ciepłych barwach. - To tłusta, złośliwa ropucha. - prychnęła wyraźnie niezadowolona na pomysł, że miałaby w jakikolwiek sposób zbliżyć się do niego. - No ale dobrze mistrzu jak on ma to coś to zrobię co w mojej mocy. - powiedziała już pogodniejszym tonem zupełnie jakby miała polecenie obsłużyć niezbyt lubianego klienta. Co może nie było jej zbyt miłe ale też i miała w tym niemałą wprawę.

Za to wydawała się wręcz rozpromieniona na myśl, że Horst zwrócił uwagę na jej niespodziankę. - O tak, mam niespodziankę dla ciebie. - powiedziała zadowolona jak mała dziewczynka której udało się zrobić niespodziankę rodzicom. - Tylko to w drugim sektorze. I trzeba by uważać na twoje migdałki. - powiedziała trochę bardziej poważnie lekko przykładając dłoń do swojego gardła w miejscu gdzie każdy Parch miał Obrożę. Horst zaś stanął przed kolejnym dylematem. Czas i tak zaczynał już zaciskać swoją obręcz na nim a teraz stał jeszcze na prawie pewnym rozdrożu. Jeśli Jessica zaprowadziłaby go do niespodzianki to nie poszłaby do Jorgensena. I na odwrót. Nie wiedział też jak szybko dziewczyna upora się ze zdobyciem błyskotki Olsen jaką zarekwirował gliniarz o ile jeszcze było co do odzyskiwania. Ale gdyby wyruszył na powierzchnię to nawet gdyby zdobyła ten materiał to miała by go ona a nie on.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline