Vit nie cackała się z Hainzem i w trakcie jego wywodu mocno wzięła go pod ramię:
- Wesprzyj się. – szepnęła – Jest duże, ma sześć łap, ogromny, czarny kot. Równie co koty zwinny i szybki. Świnię zabił jednym pacnięciem. Jakieś otwarte rany? Jeśli zwęszy krew.... – nie dokończyła pytania.
Właśnie koncentrowała wzrok na Drągalu, gdy doleciał ich wrzask.
Ktoś wrzeszczał jakby był na cholernym pikniku i oblazły go mrówki.
Zacisnęła zęby ciągnąc rannego zwiadowcę pomiędzy dwa zrośnięte ze sobą pniami drzewa, gdy drzewa nad ich głowami zaszumiały a z góry poleciał szemrzący drobny deszczyk liści.
Prostując się z odruchowo przygiętej pozycji, spojrzała na Hainza z pytaniem i niezrozumieniem w oczach w oczach:
„Jakim cudem nas nie zaatakował? Był tuż tuż.”
Nie zadała pytania głośno.
- Wytrzymasz do mojego powrotu? – pytanie retoryczne. Upewniła się, że Drągal usadowił się dobrze - Uważaj na małe koty. Coś z nimi nie tak. Wywołują emocje. – szeptem przekazała kolejne informacje podnosząc się z przykucniętej pozycji. Wzdrygnęła się lekko – nie tak dawno sama tuliła małego sierściucha. Może to przez przeświadczenie i odczucie lekkiego kociego politowania?
Nieco przygięta rozejrzała się by zapamiętać okolice przy okazji główkując, co może zrobić by pomóc Mikenowi.
Czy w ogóle zdąży zrobić cokolwiek?
Ruszyła w stronę, z której niedawno dobiegały wrzaski chłopaka.
Im bliżej podchodziła, tym ostrożniej, zdając się na swe zmysły i instynkty.