Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-11-2017, 21:09   #49
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Stojąc na wzgórzu w blasku księżyca Aila patrzyła na znajomą bryłę klasztoru ledwie widoczną na tle nocnego nieba. Wcześniej był on jej schronieniem, teraz... teraz kojarzył się tylko z bólem. Czy Alexander dotarł tutaj? Po drodze nie natrafiła na żaden jego ślad, choć też po prawdzie nie rozpytywała za bardzo, by nie zwrócić tym uwagi towarzyszących jej Kainitów. Im mniej wiedzieli o jej mężu i jego szkoleniu łowcy - tym lepiej.

- Długo będziemy tak sterczeć? - zapytała Isotta znudzonym tonem.
Były tu tylko we dwie, nie licząc dwóch ghuli wampirzycy. Pozostali zostali albo zagonieni do rozbijania obozowiska, albo wraz z ojcem Aili i Viligaiłą ruszyli na zwiad okolicy.
Po prawdzie Aila i Isotta miały być przynętą na Marcusa, choć oficjalnym ich celem było ustalenie miejsca pobytu Merlina.
- Jedźmy - powiedziała po chwili milczenia Aila, spinając konia i ruszając kłusem w kierunku murów.
Klasztor tchnął spokojem. Może w ogóle nikt tam już nie mieszkał? W żadnym z okien wszak nie dostrzegła poblasku zapalonych świec.
Nim wyjechali do Podklasztorów u podnóża klasztornego wzniesienia, Aila odbiła na bok w dobrze znaną sobie leśną dróżkę. Tamtędy jadąc wędrowcy dotarli do niewielkiej polany. Tutaj Gangrelka zatrzymała konia.
- Stąd musimy iść pieszop. - powiedziała, po czym dodała: - Raczej tylko my dwie. Znam miejsce, gdzie można wdrapać się na mury i wejść na dach stajni.
- Wdrapywanie się na mury? Wchodzenie na dachy? Po co? - Isotta zmrużyła oczy.
- Żeby nie zostać zauważonym. Myślisz, że Merlin przyjmie nas z otwartymi ramionami, skoro chcemy zniszczyć jego sire’a?
- I dlatego Angus do wkradnięcia się tam w ten sposób wybrał nas? - Isotta uśmiechnęła się. - Mnie, która daleka od “wdrapywania” i swoją nieopierzoną córkę? Zapomnij o takich pomy… Uch, co za smród… - zmieniła temat gdy idąc pomiędzy drzewami zaczęły czuć zapach rozkładu. Dobiegał z prawej strony, przeciwnej niż klasztor, ale wobec bezwietrznej pogody coś co gniło, musiało być blisko.
Aila również to poczuła. I choć ciężko jej było zignorować kpiący ton wampirzycy, skupiła się teraz na odkryciu źródła zapachu. Zeskoczyła z konia i powoli zaczęła iść w kierunku z którego zdawał się dobiegać.

W końcu zobaczyła co tu tak śmierdziało.

To musiała być prawdziwa rzeź…
Jeden z koni do tej pory przywiązany był do drzewa, gdzie zapewne wilki zakończyły jego żywot. Był mocno objedzony, ale paradoksalnie głowa była mało naruszona. Drugi pewnie zerwał się z uwiązu, bo leżał trochę dalej, mocniej objedzony i radośnie gnijący w świetle księżyca.

Większą uwagę Aili zwrócił jednak masywny kształt stojący między drzewami obok śladów obozowiska. Ot powóz jak powóz ktoś by rzekł… ale nie mogła oprzeć się wrażeniu, że wyglądał tak samo jak ten, który Alexander kupił w Monachium. i którym wjechała do Wiednia. Poczuła jak ziemia ustępuje jej spod nóg. By nie upaść ruszyła biegiem do powozu, by mu się przyjrzeć i sprawdzić czy to ten... i czy nie ma w nim śladów po ludziach.
Szybko doszła do wniosku, że zapewne był to ten sam, który zdążyła poznać, a i wokół były dowody bytności ludzi, rozbitego tu obozowiska. W jednym miejscu sporo było ścinków drewna, jakby kto nudząc się, przy ogniu kozikiem ostrzył drewno. Jiri często to robił by zabić czas, gdy podróżowali razem. Mawiał, że woli zapach trocin, niż gówna, gdy Bernard z Noelem rozmawiali czasem o polityce, której Czech nie lubił. Alexander przez to nie musiał martwić się o kołki. Tu trocin było więcej, jakoby ktoś celowo drewno ostrzył.
Aila wyostrzyła zmysły.
Starała się zorientować czy w pobliżu jest ktoś żywy... lub rozkładający się, ale trupy koni były jedynymi ofiarami. Krążąc wokół zauważyła więcej śladów bytności ludzi, obozowisko musiało tu być przez kilka dni.
Zapominając zupełnie o towarzyszce, wampirzyca na czworakach sprawdzała ślady, obwąchiwała je nawet, byleby tylko poczuć tego, za którym tęskniło jej martwe serce. Czy Alex tu był? Czy nic mu się nie stało?

- Coże ty czynisz? - towarzysząca jej wampirzyca więcej niż zainteresowała się tym co Aila wyprawia. Obserwowała ją spod zmrużonych oczu.
- Byli tu... ale wilki napadły obozowisko. Tutejsze wilki... to mogą być Lupini - powiedziała, wciąż szukając śladów ukochanego a nie wilków.
- Marcus czy Merlin, i po czym to poznajesz? - Isotta zbliżyła się. - To nie mogły być wilkołaki.
- Czemu nie? - zapytała Aila, nie odpowiadając. Po chwili z ciężkim sercem podniosła się z klęczek.
- Gdyby w tej części gór pchlarze się kręciły, to Merlina dawno by już tu nie było. Skąd wiesz czy Marcus lub Merlin tu byli?
- Nie powiedziałam, że to oni. Ludzie. Przyjezdni - młodsza nieumarła odpowiedziała zdawkowo, po czym ruszyła znów w kierunku polany. - Zamierzam się wspinać. Jeśli chcesz, możesz iść głównym wejściem. Chętnie zobaczę czy ktoś zareaguje. I jak.
- Nie zamierzam ani się nigdzie wdrapywać, ani wystawiać się. Wracamy do obozu.
- W porządku. - Powiedziała Aila, wiedząc, że i tak więcej nie wskóra.

Zostawiwszy dawne obozowisko Alexandra i jego ludzi, obie wampirzyce wraz z towarzyszącymi im ghulami skierowały się ku obozowisku rozbitemu u zbocza góry, niedaleko przełęczy przez która wczoraj wjechali do doliny. Klasztor widać było z oddali, lecz nie paliły się żadne światła. Mniszki mogły już spać, a pracownia Merlina nie miała otworów okiennych.


- Czemuście nie wjechały do środka? - zapytał Angus, gdy dotarły na miejsce.
- Decyzja starszej - odparła krótko Aila, schodząc z konia. Widać, że jest nie w humorze.
Gangrel przeniósł pytające spojrzenie na Isottę.
- Uczyniono cię przywódcą wyprawy, ale nie mam zamiaru czynić samobójczych ruchów. - Wampirzyca strzepnęła nieistniejący pyłek z rękawa sukni. - Ujęliby nas.
- Może, ale przynajmniej poznalibyśmy jak są zorganizowani, a tak nie wiemy nic.
- A jak byś to wiedział - Ventrue zainteresowała się mrużąc oczy - gdyby nas ujęli? Chcesz to wyślij ją, ja wystawiać się na takie ryzyko nie mam zamiaru.
Wargi mężczyzny uniosły się jakby zaraz faktycznie miał warknąć na bezczelną nieumarłą. Po chwili jednak opanował się.
- Obserwowaliśmy was. Viligaiła wciąż zresztą jest pod klasztorem. W każdym razie Wiedeń dowie się o twojej decyzji. Ailo, pójdziesz?
Młoda Gangrelka tylko skinęła głową i już po chwili była na koniu. Obserwująca to Isotta tylko wzruszyła ramionami, nie wyglądała jakby przejęła się słowami Gangrela.
- Powodzenia Ailo - rzuciła do młodej wampirzycy. - Ja tymczasem zajmę się wsią - dodała zwracając się do Angusa.


Obserwując z daleka i z ukrycia córkę, stary Gangrel pozostawał w ukryciu gdy Aila pozostawiwszy konia nieopodal Przyklasztorów wróciła na polanę. Nie chciała by zapach trucheł denerwował jej wierzchowca. Ruszyła w stronę murów klasztornych, na których odnalazła ich część pokrytą bluszczem, przez co nadającą się do wspinaczki i powoli zaczęła piąć się ku górze. Właściwie droga ta nie była trudna i nie wymagała wielkiej sprawności, jednak zewnętrzne mury okalające monastyr były wysokie, toteż u góry mogło zakręcić się w głowie.
Na szczęście wampirzyca poradziła sobie. Wkrótce znalazła się na blankach i rozejrzała w stronę lasu i wsi, czy nie zauważy czegoś podejrzanego, albo... śladów innego obozowiska. Nie chciało jej się bowiem wierzyć, że Alex mógłby polec w walce z watahą wilków.
Jej wzrok nie zauważył jednak żadnych poblasków od ogniska. Wkoło wszystko wyglądało jakby wymarło, nawet Przyklasztory pogrążone były w mroku, zapewne wieśniacy spali, a w takich biednych wsiach nikt nie marnował świec by siedzieć po nocach. Z drugiej strony, Alexander głupi nie był, aby (jeżeli obozował gdzieś w okolicy) wskazywać swoje obozowisko blaskiem ognia widocznego z klasztoru… w którym mieszkał Merlin i być może Marcus.
Wszędzie panowała grobowa cisza.

Aila wyjęła miecz i powoli ruszyła ku głównemu budynkowi monastyru. Na zewnątrz wszystko tutaj wyglądało na opuszczone - nie było zwierząt, nie było ludzi, którzy tu wcześniej pracowali, nie było też straży. Jakby wszyscy opuścili nagle ten przybytek wiedzy. Po chwili wahania Aila weszła do środka i skierowała się ku komnaty, w której zazwyczaj pracował Merlin. Korytarze były puste i zakurzone, jakby nikt ich nie sprzątał od co najmniej miesiąca. Wypalone pochodnie tkwiły w uchwytach naściennych nie doczekawszy się wymiany. Wszystko wyglądało tak, jakby z dnia na dzień, z godziny na godzinę wszyscy mieszkańcy monastyru wyprowadzili się stąd.
Dokąd?
Co się z nimi stało?
Choć można było spodziewać się najgorszego, Aila nie natrafiła w żadnym miejscu ani a ślady walki, ani na choćby odrobinę zaschniętej krwi. Pracownia Merlina okazała się być pusta.
Gangrelka zwiedzała więc dalej, by zauważyć, że zniknęli nie tylko mieszkańcy klasztoru, ale także księgi. Cały ogromny księgozbiór gdzieś się ulotnił, co wydawało się zgoła irracjonalne.

Akurat skończyła przeszukiwać klasztor i miała zająć się budynkami gospodarczymi oraz podziemiami, gdy usłyszała dźwięk rogu. Znała go. To było wezwanie jej ojca.
Po chwili wahania pomknęła przez główny dziedziniec do bramy monastyru. Ta okazała się nie tylko zamknięta, ale także miała spuszczoną kratę, co... można było zrobić tylko od wewnątrz przybytku. Ktoś tu jednak musiał być...
Aila rozejrzała się, lecz nikogo nie zauważyła i tym razem. Wezwanie zaś powtórzyło się, toteż nie mając innej opcji, wampirzyca opuściła klasztor tą samą drogą, którą przybyła - po ścianie muru.
Ledwo z niego zeszła, by natknąć się na swego wampirzego ojca.
- I co? - zapytał. Było widać, że coś go trapi.
- Nic. Nikogo tam nie ma - odpowiedziała zgodnie z prawdą.
- Mhm... przed chwilą wróciła Isotta. To samo w Podklasztorach. Wszyscy mieszkańcy zniknęli.
Młoda wampirzyca otworzyła szeroko oczy i spojrzała na Gangrela. O ile w klasztorze można było się tego spodziewać, że Marcus przeniósł gdzieś wszystko, co cenne, o tyle cała wieś... to było działanie zgoła zaskakujące. I jaką rolę w tym wszystkim odegrały wilki?
- Jak to możliwe? - zapytałą cicho Aila.
- Nie wiem - odpowiedział Angus zamyślony. Obserwował uważnie monastyr ledwo widoczny w świetle księżyca.
- Może... może Marcus znów uwięził ludzi w swojej siedzibie w górach? - Ppodsunęła, po czym dodała: - Ale cała wieś by się tam nie zmieściła. Jeno dla samych mieszkańcach klasztoru miejsca by starczyło.
- Po cóż miałby to czynić? Przenosić się do sąsiedniej doliny uprowadzając wszystkich tylko po to by tam siedzieć? Nic z tego nie rozumiem… - Gangrel pokręcił głową. - Gdyby zniknął tylko Merlin, ewentualnie jego służki, to pokazywałoby, że Marcus gdzieś się chciał przenieść…ale cała wieś?
Aila zamyśliła się.
- Tak... mi przyszło do głowy... a jeśli on Merlina chciał związać nie po to by mieć na niego wpływ, ale żeby mieć dostęp do ksiąg? Tych z rytuałami magii krwi chociażby... - zasugerowała niepewnie.
- By mieć dostęp, to by Merlina po prostu zabił i przejął jego leże, mała. A nim byśmy się dowiedzieli o tym, wysłałby gdzieś zbiory i sam odszedł. Merlin może mu być potrzebny do odprawiania pewnych rytuałów, albo nauki Taumaturgii.
Pokiwała głową.
- To jednak nie wyjaśnia gdzie zniknęli ludzie...
- I co się stało z wilkami - dodał Gangrel, po czym zdecydował. - Dziś skupimy się na przeczesaniu terenu. Viligaiła ruszył na wschód od klasztoru, Ty weźmiesz północny-zachód. Isotta z tobą pójdzie.
Na to ostatnie zdanie Aila wyraźnie zmarkotniała.
- Czy to konieczne, ojcze?
- Tak, ona nie czuje się dobrze w walce, ty zaś jesteś jeszcze młoda, coś strzeli ci do głowy mała i… - Uśmiechnął się. - Spokojniejszy będę.

Nie przyznała się, że już jej strzeliło. Postanowiła bowiem, że musi odnaleźć Alexandra - nie po to, by ją zobaczył, ale by upewnić się, że nic mu nie jest.
- Może mnie spowalniać... - zamarudziła.
Skinął głową.
- To i dobrze. Masz się rozejrzeć, przeczesać teren, prawda? - W oczach błysnęły mu figlarne ogniki. - Gdy się spieszy i pędzi, łacniej można coś przeoczyć.
Spojrzała na niego ponuro. Oboje mieli chyba podobne odczucia względem Ventraski, jednak cóż mogła więcej? Skinęła głową.
- Znajdziesz ją na polanie, kazałem jej tu przybyć. - Wyjaśnił Gangrel - Ja ruszam za tym drugim - dodał i po chwili go nie było.
Aila czuła pokusę, by ruszyć na rekonesans omijając polane, jednak... nie chciała wprost ignorować polecenia wampirzego ojca. Pobiegła przed siebie, by odszukać Isottę.


Wampirzyca stała na polanie, pochylając się nad głową martwego konia. Choć Aila spodziewała się, że ten widok będzie ją odrzucał, Ventraska patrzyła jakby zafascynowana, dłubiąc palcem w szarpanej ranie na szyi zwierzęcia. Gdy zaś zauważyła Gangrelkę odskoczyła jak oparzona.
- No jesteś wreszcie! - powiedziała udając zniecierpliwienie.
- Ojciec kazał nam sprawdzić las. - rzekła do niej Aila. - Mamy iść na północny zachód od klasztoru.
- Cóż za wyśmienity pomysł... - Książna d’Este pokręciła głową. - Błąkanie się w ciemnościach po lesie, gdzie i tak mało co widać, w poszukiwaniu “czegoś”. On sam wszak nie wie czego, prawda?
- Mamy do znalezienia całe stado wieśniaków, mniszek i prawdopodobnie wilków. Wybierz sobie - warknęła w odpowiedzi Aila, idąc we właściwym kierunku i nie oglądając się na Ventraskę.
- Bzdura. - Isotta skrzyżowała ręce na piersi. - Skoro odeszli ze wsi i klasztoru, to nie po to by zaszyć się w lesie w tej samej dolinie. Wilki zaś… jak będziemy się szwędać po lesie to same mogą nas znaleźć. Jak spora wataha, to tylko niepotrzebne ryzyko.
Aili nie chciało się komentować tego narzekania, szła przed siebie niewzruszona, na co starsza wampirzyca spojrzała na swoje ghule.
- Davor, zabierz konie do obozu. Ty idziesz ze mną - dodała do swojego rycerza kierując się w ślad za córką w krwi Angusa.

- Umiesz biegać na dłuższe dystanse? - zapytała Gangrelka po jakimś czasie. Chciała już znaleźć się dalej na niezbadanym dotychczas przez nich terenie.
- Każdy umie, ja jednak wolałabym tego uniknąć - Isotta rozglądała się, choć raczej pro forma, w tej ciemnicy był problem zobaczyć co się ma pod nogami. Aila i jej ojciec dysponowali mocą widzenia w ciemności, lecz Ventrue jej nie posiadali. Księżna raz i drugi potknęła się. - Różnimy się. Dla was bieganie po lasach to coś naturalnego, dla mnie i mi podobnych czysty kretynizm.
- Możemy się rozdzielić... Mogłabyś gdzieś poczekać do mojego powrotu - podpowiedziała z nadzieją Aila.
- Nie możemy, bo ani ja ani Lorenzo nic nie widzimy - Ventrue warknęła. - A jak wrócę do obozu Angus będzie miał pretensje. Wie, żem tu na nic, wysłał mnie tylko po to bym miała cię na oku, prawda?
Młodsza wampirzyca prychnęła, potwierdzając tym przypuszczenia. Nie zostało jej więc nic innego jak prowadzić przez gąszcz swoją niezbyt miłą kompanię.

Oczy Aili gorzały czerwienią gdy użyła mocy krwi aby widzieć w ciemności, ale mimo to nie zauważała nic co można byłoby uznać za ciekawe. Las był cichy i wręcz nudny w swym spokoju.
- Al diavolo! - syknęła Isotta potykając się o jakiś korzeń, a Lorenzo podtrzymał swą panią, aby nie upadła.
- Non chiamarlo se non vuoi vederlo - padło w odpowiedzi, nie wyrzekł tych słów jednak rycerz starszej wampirzycy. Głos dobiegał z góry, spośród gałęzi.
Wszyscy troje odruchowo spojrzeli tam i zobaczyli czerwone oczy gorejące w ciemności.

[MEDIA]http://31days-to-enlightenment.com/wp-content/uploads/2016/06/does-evil-exist.jpg[/MEDIA]

Aila poczuła jak piętno na udzie nagle ją zaszczypało. Odruchowo cofnęła się o dwa kroki i złapała za nogę.
- Marcus... - szepnęła, zdradzając swojej towarzyszce kim jest nieznajomy, który do nich dołączył.
- On…? - nieumarła księżna d’Este cofnęła się odruchowo, a jej rycerz przeciwnie, uczynił krok w przód by ją osłonić. Mieli niby przewagę, dwie wampirzyce i zbrojny na jednego wampira… problem w tym, że obie były stosunkowo młode, a Marcus stary i potężny. Aila wspomniała bełt Jiriego nie czyniący mu krzywdy.
- Nie wierzę… Pani d’Eu…? Zostałaś jedną z nas? - w głosie Marcusa zabrzmiało szczere zdziwienie.
Aila uśmiechnęła się krzywo. To było tyle jeśli chodzi o udawanie, że jest tu pierwszy raz.
- A jednak i wielkiego wizjonera może coś zaskoczyć. Zresztą ostatnim razem twe wizje nie ziściły się, panie - nie omieszkała mu wytknąć. Dłoń trzymała na rękojeści miecza, choć wiedziała, że broń ta niewiele wskóra przeciwko szponom bestii.
- To… sporo zmienia. To daje… baaardzo ciekawe możliwości. Alexander się ucieszy z pewnością, gdy mu o tym powiem.
- Gdzie jest Merlin? - Isotta przemówiła spokojnym głosem, musiała świetnie kryć napięcie, albo nie przejmowała się potęgą przeciwnika. To drugie było wątpliwe.
- Alexander? - Aila w tej chwili bardziej interesowała się losem męża niż nieumarłego. Skoro Marcus wiedział o nim, to znaczy, że... go schwytał?
- Alexander.
- Merlin - warknęła Isotta, Lorenzo zdążył już wyciągnąć miecz.
- To może ustalcie między sobą - w tonie starego wampira znac było lekkie rozbawienie - o którym mam coś powiedzieć nim was zabiję?
Na tę groźbę Aila również obnażyła ostrze miecza i stanęła na lekko rozstawionych nogach.
- I tak nie możemy ci ufać. Chyba, że nas zaprowadzisz. Bo to twój koniec, Marcusie. Wiesz pewnie, że nie przybyłyśmy tu same. A nawet jeśli nas pokonasz... będą kolejni. Tedy mów gdzie tamci i gdzie ludzie z wioski.
- Jak to gdzie? - odparł udając zdziwienie wampir. Zeskoczył zgrabnie na ziemię i postąpił ku nim krok. - Tam, gdzie bydło być powinno, gdy wilki grasują. Schowani bezpiecznie nim się z wami nie rozprawię.
Kolejny krok... i kolejny przybliżyły go do wampirzyc.

W końcu zatrzymał się.

- Mam propozycję - rzekł spoglądając to na Isottę, to na Ailę. - Odwrócisz się Pani d’Eu i pójdziesz poszukać swego ojca, który ugania się po drugiej stronie doliny natrafiwszy na ciekawe tropy. Przekażesz mu ode mnie, prośbę o spotkanie, za dwie noce. Zobaczysz też wtedy Alexandra. Ale teraz odejdziesz, nie pomagając tej tu, gdy będę ją zabijał. - Marcus uśmiechnął się. - Możesz zostać i walczyć, zapewne też wtedy zginiesz. Zostanie ich przeciw mnie tylko dwóch… Może jednak będziecie miały szczęście, wtedy ucieknę niczym dym i zrobię wiele złych rzeczy Alexandrowi. A rozmów wtedy nie będzie już, rozpocznę polowanie. Decyduj Pani d’Eu.
Młoda wampirzyca spojrzała na towarzyszkę, która zmarszczyła brwi. Nie lubiła jej. Nie poważała. Nie ufała nawet. Za to jeśli Marcus miał faktycznie Alexandra, wiedziała, że zrobi wszystko, by uwolnić męża. Mogła teraz walczyć, lecz wiedziała, że sama czy nawet z Isottą nie da rady tak staremu wampirowi. Tylko jej ojciec miał z nim szanse... jeśli ktoś w ogóle.
- Za dwie noce... i nie waż się go skrzywdzić - powiedziała wreszcie, a odwracając się, by odejść rzuciła jeszcze do Isotty: - Uciekaj. - Więcej nie zamierzała dla niej zrobić. Przyjęła warunki starego wampira.

Taka rada rzeczona do wampirzycy nie widzącej w ciemności i bywalczyni raczej dworów niż lasów, zabrzmiała groteskowo. Uciekanie po górskiej kniei przed Gangrelem zapewne dodałoby mu więcej satysfakcji i przyjemności z mordu.
Księżna d’Este wyprostowała się dumnie.
- Ty uciekaj. Póki się nie rozmyśli - powiedziała cicho i z rękawa wyciągnęła sztylet. Rękojeść jego była wydłużona, drewniana i zaostrzona, poza niezbyt długim ostrzem był to zatem i kołek, którym można było dźgać. Sprytna broń na wampiry.
- Powiedz Angusowi… że on za to odpowiada. Tylko on - rzuciła za Ailą. - Ty zaś… też staniesz przed wyborem Marcusie. Bo ja nie chcę ginąć. Zniszczysz mnie, bezbronną? Czy podarujesz istnienie, za służbę krwi?

Aila już na to nie patrzyła, oddalała się między drzewami.
Usłyszała jeszcze jak Lorenzo krzyknął z przestrachem.
Potem drugi, z bezsilną wściekłością i żądzą mordu.
I trzeci.
Ten trzeci wrzask był najgorszy, najgłośniejszy, najkrótszy i definitywnie ostatni w karierze italskiego rycerza.
Poczuła znajome pieczenie pod powiekami, lecz nie zawróciła, tylko pospieszyła. Marcus znów ją osaczył, znów uczynił z niej swoje narzędzie nawet nie dotykając. Najbardziej jednak bolała myśl, że mógł mieć Alexandra lub nawet zabił go wcześniej, a teraz droczył się tylko z młodą wampirzycą.

Krzyknęła z bezsilności, biegnąc przed siebie.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline