Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-11-2017, 14:36   #151
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
“Za Shire” szeptała przy każdym wypuszczeniu cięciwy. “Za Shire”. A moc tego szeptu zdawała się kierować każdą strzałę wprost do bijącego w zakutej orczej piersi serca. “Za Zieloną Kompanię”. “Za was wszystkich”. Czuła obecność ich duchów. Zimną. W jakiś sposób złą. Nieprzyjemną. A jednak dziwnie rozgrzewającą jak wieczór przy domowym ognisku. Już nie bała się duchów.

Raz tylko jeden się wystraszyła w ciągu tej bitwy i w jej serce wtargnęła bojaźń jaką się hobbitom przypisuje. Wtedy gdy jar ogarnęła noc czarodziejskich kruczych skrzydeł. Wiedziała, że to czarnoksięstwo jakieś za tym stoi i kruki prawdziwe nie są. Ale jednocześnie zgubiła z oczu Thyriego i Lorelei. A jeszcze chwilę temu słyszała krzyk mistrza i łowczni, którzy gromili orctwo kilka metrów przed nią i nie była pewna, czy nie w krzyku tym boleści nie było… A teraz nic nie widziała. Furkot czarnych jak dziegieć skrzydeł tłumił też dźwięki. I jedyne czego mogła się trzymać to świadomość, że Rufus też tu jest. I to wystarczyło na te kilka chwil, gdy elfka i krasnolud ostrzami rozpędzili czarną magię kładąc pokotem kolejnych orków i sprzyjającego im czarownika. I Hilly znów zaczęła zabijać. Choć tym razem coraz częściej jej strzały wbijały się już nie w torsy, a w plecy umykających orków. Aż w końcu prócz pierzchającymi nie pozostali już niemal żadni inni. Co nie powstrzymało hobbitki, która przestała dopiero gdy zabrakło jej strzał. A i wonczas sięgała biernie do kołczanu jakby jakie widmowe pociski tam być mogły i przeszywać orcze plecy. Gdy jednak nie przyniosło to skutku, opuściła łuk, spojrzała w niebo i krzyknęła z jakąś złością. Odkrywając coś nowego. Wcale jej nie ulżyło. Śmierć orków nie przyniosła ukojenia w tym przedziwnym żalu po zupełnie nieznanych sobie przecież krajanach sprzed setek lat. Bo nie mogła zrozumieć jak to się stało, że tylu… tak dzielnych, tak innych i tak wspaniałych hobbitów, zostało zwyczajnie zapomnianych. I nic na to nie poradzi. Póki nie spełni prośby Rufusa. Dlatego niebaczna na rany towarzyszy, którzy przecież mimo wszystko nie ucierpieli jakoś strasznie, nalegała by jak najszybciej rozpocząć poszukiwania.

Łuk znalazł Thyri. Kilka lat temu by ją to bardzo rozzłościło, ale była teraz na dobrej drodze by z tego wyrosnąć. Bo i w rzeczywistości, mistrz szukał jak wytrawny poszukiwacz skarbów. A ona… ona byle szybciej. Byle prędzej. No na odczep się. Gdy jednak Thyri potwierdził inicjały na łęczysku, nie został w niej nawet cień zazdrości. Rzuciła się krasnoludowi na szyję, pocałowała w oba policzki i ze łzami w oczach wzięła w dłonie prastare resztki. Po czym aż usiadła bo aż się jej w głowie zakręciło od nadmiaru emocji.
- Łuk Rufusa - powiedziała jakby nadal nie dowierzając i patrząc to w oczy Lorelei to Thyriego - Tyle lat byli tu sami… - pokręciła głową - Tyle lat niepamiętani… Wierzyć się nie chce...

***

Gdy usiedli wieczorem przy palenisku wiedziała, że prędko nie uśnie. Nosiło ją, żeby jak tu siedzieli, ruszyli czym prędzej do Shire. Nie było to przecież aż tak znowu daleko stąd. Byle dojść do Brandywiny, a potem tylko na południe. Kiedyś wszak już tę drogę miała w głowie…
Kręciła się po obozowisku maszerując z jednej jego strony na drugą pogrążona w myślach, gdy mistrz Thyri prawił o czymś co zakończył chyba pytaniem. Zatrzymała się sklecając jego słowa w całość i uśmiechnęła się promiennie do znalazcy łuku Rufusa.
- Thyri… Z Tobą to bym mogła olifanty kraść. Zanieśmy tylko czym prędzej łuk do Shire i mogę iść nawet do tego Esgaroth. Choć Góry Mgliste znacznie bliżej. Chyba… Na mapie Malborna widziałam, ale pokręcić coś mogłam. Zresztą nie ważne. Idę. Tylko najpierw łuk.

Już gdy spojrzeli na nią oboje z Lorelei, czuła, że coś jest nie tak, choć nie wiedziała jeszcze co. Gdy zaś wyłuszczyli co i jak, zdębiała.
- Niegrzeczne? - powtórzyła za krasnoludem, po czym brwi się jej zbiegły, usta zwężyły, a spojrzenie wyostrzyło - Niegrzeczne to było wiedzieć o Zielonej Kompanii i nie uczynić niczego. A Bilbo wiedział! I wysłał nas nie po to by pamięć o nich przywrócić, tylko by utrzeć nosa Lindirowi! Dla głupiego zakładu z elfem w sukience!
Syknęła jadowicie nawet sama siebie zaskakując, że ją to tak rozsierdziło, że aż na przyjaciół krzyczy. Do tego stopnia, że wzrok choć nadal dumny, spuściła w ziemię. I ciągnęła już ciszej.
- Wy tego nie zrozumiecie nigdy. Żadne z Was. Wasze historie… elfów, krasnoludów… i tych głupich dunedainów pokroju Malborna też. One pełne są bohaterów. Królów. Rycerzy. Rozbójników. Czarodziejów. Księżniczek. W bardzo pięknych sukienkach... W takich, w których Ty Lorelei wyglądasz jak księżniczka, a ja jak wieszak. To płynie w Waszych żyłach. W moich... płynie piwo i melasa buraczana. Tak gęste, że wyruszając tu nie wierzyłam w istnienie Zielonej Kompanii. Chciałam po prostu zobaczyć Fornost.
Wzruszyła ramionami, pociągnęła nosem i przetarła oczy od gryzącego dymu z ogniska.
- Jeśli grzecznością ma być wędrowanie tygodniami z łukiem Rufusa w tę i z powrotem gdy najwspanialsi z moich rodaków snują się po tym strasznym mieście jako zjawy, to ja dziękuję bardzo. W nosie mam grzeczność. Zaniosę łuk prosto do Shire.

 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline