Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-11-2017, 19:12   #337
Molkar
 
Molkar's Avatar
 
Reputacja: 1 Molkar ma wspaniałą reputacjęMolkar ma wspaniałą reputacjęMolkar ma wspaniałą reputacjęMolkar ma wspaniałą reputacjęMolkar ma wspaniałą reputacjęMolkar ma wspaniałą reputacjęMolkar ma wspaniałą reputacjęMolkar ma wspaniałą reputacjęMolkar ma wspaniałą reputacjęMolkar ma wspaniałą reputacjęMolkar ma wspaniałą reputację
Retrospekcja

Bohaterowie mieli możliwość odpoczynku z czego też skorzystali, gdyż oboje byli bardzo zmęczeni.Ogień dawał na tyle dużo światła i ciepła że łowcy nie groziło zamarznięcie na śmierć. Chociaż sam płomień zdawał się zachowywać bardzo dziwnie, wił się i układał w przeróżne, nietypowe kształty. Konrad zasnął momentalnie gdy tylko się położył. W tej samej chwili Felix który postanowił trzymać wartę, zauważył że sylwetki bestii na moment znikły, lecz gdy tylko Niziołek mrugnął, pojawiły się spowrotem, jakby nic się nie stało. Ogień również zmienił swój kształt, teraz zachowywał się bardziej stabilnie.

- Aaaa! - głośno ziewnął Felix, gdy się obudził. - Dzień dobry!

Po tym powitaniu ciężko się zgrabał na drogi na nogi, a następnie zwrócił się do towarzysza:
[i]- Masz jakiś pomysł[i/] - zaczął wodzić oczami po okolicy.

Łowca obudził się rano niekoniecznie tak wyspany jak oczekiwał… potwory nadal krążyły ale chyba już nie tak zainteresowane ich osobami jak wcześniej. Rozejrzał się dookoła chcą zastanowić się co dalej, pytanie Felixa pozostawił na tą chwilę bez odpowiedzi bo co mu miał odpowiedzieć, że nie ma pojęcia? Przyjrzał się ognisku które cały czas płonęło mimo, że nie dokładali do niego drewna. Był ciekaw czy poukładane w ogniu klocki w ogóle się spalają oraz czy ogień daje ciepło czy to efekt braku wiatru, do tego powoli przyłożył rękę w stronę ognia aby zobaczyć czy jest możliwość poparzenia się tym dziwnym ogniem.

- Dobry pomysł! - pogratulował towarzysza Felix i jął się pilnie przypatrywać potworom… czy może zareagują na niego poczynania.

Kamienna misa która pełniła funkcje paleniska wyłożona była kilkoma szczapami drewna które nie były nawet zajęte ogniem. Brakowało też żaru który tworzy się pod koniec spalania kawałka drewna -jedynie kamienne dno i oplatane przez płomienie szczapy. Kolejna dziwna rzecz, Konrad po przybliżeniu dłoni do ognia nie wyczuwał ciepła, co jeszcze bardziej uświadomiło go w tym że jest to naprawdę dziwny ogień, lecz gdy tylko pomyślał o możliwości poparzenia, płomień w nadnaturalny sposób zmienił swoją trajektorię i zahaczając o dłoń Konrada lekko ją podpiekł. Nie było to nic poważnego, chwilowy ból, lekkie zaczerwienienie i ekspresowa depilacja, ale zdziwienie łowcy - bezcenne.

W tym czasie Felix obserwując bestie zauważył że teraz, zamiast krzątać się bez celu po świątyni zwróciły się w stronę bohatera i jęły mu się bacznie przyglądać, jakby odwzajemniając dociekliwe spojrzenia niziołka.

[i]- Ciekawe... - przemknęło przez głowę łowcy. Po czym skupił się najmocniej jak umiał i nagle gwałtownie spojrzał gdzieś za nimi bacznie uważając na czy stwory go naśladują.

Potwory, jak na komendę zatrzymały się i bezzwłocznie powieliły ruchy Niziołka.

Felix widząc, że potwory go naśladują dla pewności przesunął się parę razy na bok, a w końcu podniósł rękę. Gdy już był pewny odezwał się do Konrada:
- Widzisz jak mnie małpują? Rzuć czymś głośno w bok… zobaczymy co się stanie.

Dziwne pomyślał Konrad, wszystko tu coraz bardziej mu nie pasowało, wszystko wydawało się tak nierealne… Widząc jak potwory zaczęły małpować Felixa w głowie ułożył mu się plan, zaczął intensywnie myśleć o tym, że ognia jak i potworów tutaj w ogóle nie ma a sam przygotował pochodnię aby rozpalić drewno w koksowniku.

Patyk rzucony przez łowcę wylądował kilkanaście stóp dalej, oczywiście bestię zrobiły to samo, a na ich niezbyt wyględnych twarzach pojawił się grymas wskazujący na zadowolenie, podobne jak na twarzy niziołka.

Rozochocony Felix już miał się zabierać za kolejny trik gdy zauważył że bestii już nie ma. Nie było ich widać ani słychać. W świątyni zrobiło się ciemno i zimno, ognisko które do tej pory płonęło, momentalnie znikło wraz z całym kamiennym paleniskiem, a na jego miejscu stał zwykły koksownik do którego podchodził właśnie Konrad niosący zapaloną pochodnię. Drewno dość szybko zajęło się żywym ogniem ponownie rozświetlający i ogrzewając pomieszczenie.

-Wygląda, że sami nic tu nie wskóramy... - stwierdził z zdziwieniem Felix - Może powinniśmy wracać do wioski?

Czyli wszystko to było tylko złudzeniem… Konrad postanowił rozpalić normalny ogień i skoro są bezpieczni odpocząć jeszcze z dzień zanim znów wyjdą na zimno. I tak nie mieli za bardzo planów a wracanie do wioski kiedy każdy chce ich zabić a nie mają żadnego planu nie było dobrym pomysłem. Kiedy udało rozpalić mu się ogień ogrzał dłonie przy przyjemnym cieple po czym zaczął szukać czegoś do picia i jedzenia

- Wiesz, że oni tam chcą nas zabić… jeśli mamy próbować przejść obok albo zobaczyć czy nasi towarzysze nadal żyją to musimy mieć plan i być wypoczęci.

Odpoczynek po odpoczynku. Teraz gdy byli już świadomi tego że wszystko było iluzją, bohaterowie podświadomie byli w stanie utrzymać stan rzeczywisty. Gdy tylko o czymś myśleli od razu negowali istnienie tej rzeczy i jeśli już nawet coś się pojawiło to szybko znikało. Szybko zdali sobie sprawę z tego że mogą manipulować tym co pokazuje się w świątyni i na przykład wykorzystać to w swoim celu. Siedząc przy ogniu i spożywając posiłek naprawde odpoczywali, poczuli taką wewnętrzną ulgę, zupełnie jakby ktoś zdjął z nich wielki ciężar. Jednakże nie wszystko co widzieli faktycznie było iluzją, budynek był taki jakim pamiętali go z poprzedniego dnia, podobnie pomieszczenia po bokach ( wraz z wyposażeniem) oraz ołtarzem. Nie było jednak bestii oraz dziwnie pląsających płomieni. Co jakiś czas trzeba było dokładać do ognia aby utrzymać jego palenie, ale nawet i bez tego, wyposażeni w swoje ciepłe stroje i posłania byli w stanie przetrwać noc. Jedyna rzecz ( na pierwszy rzut oka) której wcześniej w świątyni nie było to sporych rozmiarów fioletowo-różowy kamień osadzony w murze nad ołtarzem - nie było sposobu aby go przeoczyć. Przyglądając mu się bliżej zauważyli iż jego wnętrze delikatnie się żarzy, a jego natężenie zwiększa się za każdym razem jak któryś z bohaterów snuje domysły na temat czymże mógłby być i do czego służyć. Oczywiście wraz z każdą myślą w świątyni na chwilę pojawiała się jej wizualizacja, lecz jako rzecz nierealna bardzo szybko znikała dając bohaterom czytelny sygnał iż był to tylko miraż.

Gdy przez dłuższy okres bohaterowie przyglądali się dziwnemu kamienowi Felix przerwał niezręczną ciszę:
- Ten kamień wygląda na źródło zła… Sami z kolei nie damy z nim rady. Wygląda na to, że trzeba sprowadzić jakiegoś maga czy kogoś innego, kto da radę go rozwalić…

Kamień wyglądał dziwnie, wręcz emanował energią. Mimo, że Konrad nie znał się na magii podejrzewał, że obiekt ten jest nią wręcz przesiąknięty. Za każdym razem gdy tylko o czymś myśleli i to się pojawiało kamień żarzył się.
Wyrwany z rozmyślań przez słowa Felixa zerknął na niego

- czy ja wiem czy na pewno źródło zła? Na pewno nie jesteśmy w stanie zrozumieć jego działania, może Marwald byłby w stanie coś powiedzieć więcej lub Victoria… - na myśl o zmarłej kobiecie oraz przetrzymywanym towarzyszu łowca wręcz posmutniał. Wiedział, że nie ma co siedzieć w świątyni w nieskończoność bo nawet ich zapasy na to nie zezwalały. Jedynym wyjściem będzie zejście w dół i albo wydostanie przyjaciół albo ominięcie wioski ucieczka. Zawsze opcją było oddalić się z tych rejonów tak daleko aby magia ich nie dosięgła.

- szykujmy się, sprawdzimy co się dzieje w wiosce, może uda się uratować resztę

Bohaterowie postanowili nie tykać się tajemniczego kamienia, gdyż nie rozumieli jego działania. Zamiast tego chcieli odpocząć, aby w pełni sił móc wyruszyć w drogę powrotną.

***

Poranek następnego dnia nie różnił się zbytnio od pozostałych. Na dworze dalej było zimno i wietrznie, lecz teraz bohaterowie byli wypoczęci a droga łatwiejsza, gdyż prowadziła w dół. Jeszcze przed zapadnięciem całkowitego mroku ochotnicy dotarli pod wieś, lecz doświadczeni ostatnimi wydarzeniami nie od razu weszli do wsi. Jako że było już dość szarawo, wzrok Konrada znacząco się pogorszył, lecz Felix w takich warunkach widział wszystko doskonale, miał również przewagę nad Ludźmi Gór którzy byli ludźmi i po ciemności radzili sobie gorzej od niego. Mieszkańcy krzątali się jeszcze pomiędzy domostwami, lecz widać było że powoli szykują się już powoli do snu. Bohaterom od razu rzucił się w oczy brak straży oraz ogólnie fakt iż ludzie chodzili nieuzbrojeni. Zamiast tego na drzewach w otoczeniu wsi wisiały białe chustki na których ktoś błotem niezdarnie próbował narysować coś w rodzaju małego ptaka. Bohaterowie obeszli wieś, z każdej strony wyglądało to podobnie. Ochotnicy byli zmęczeni, aczkolwiek, nie tak jak poprzednio - idąc na górę, poza tym teraz byli osłonięci przed wiatrem i mogli odpocząć bez konieczności budowania osłony przed wiatrem.

- Siądźmy i odpocznijmy.. Jak posną spróbuję się zakraść do chaty tego kapłana… - rzekł Felix ciężko opierając się o drzewo.

Zachowanie ludzi w wiosce było dziwne, nikt nie nosił broni gdzie jeszcze dwa dni temu każdy chodził uzbrojony. Brak strażników mogła sugerować, że spisali ich na straty w śnieżycy.
Póki ludzie przechadzali się po wiosce nie było sensu do niej wchodzić, zauważeni i tak nie daliby rady wszystkim. Łowca żałował, że przez te “zmiany” które w nich zachodziły wieczorami i w nocy tak źle widział. Noc była dobrym czasem do tego aby w takich sytuacjach się czegoś dowiedzieć. Musiał polegać na Felixie.

- Masz racje, jak pójdą spać to będzie trzeba się rozejrzeć lecz to chyba pozostanie na Twojej głowie. Ja niestety widzę źle kiedy jest już nawet półmrok a co dopiero środek nocy - mówiąc to łowca oparł się o drzewo i przykucnął aby odpocząć.

Mrok zapadł, Konrad znalazł miejsce na odpoczynek z widokiem na wieś, lecz było to jedynie uspokajanie sumienia, gdyż po takiej ciemnicy i z takiej odległości, mógłby dostrzec jedynie otwarty ogień.

Natomiast Felix ruszył w dół, do wsi a dokładnie do chaty kapłana. Bez większego problemu dotarł na miejsce, chata zdawała się być pusta. Po dłużym nasłuchiwaniu delikatnie uchylił drzwi, robił to już raz, więc wiedział w którym momencie te konkretne zaczną skrzypieć. We wnętrzu nie paliło się żadne światło, wliczając w to kominek, ogólnie chata była wychłodzona i prawdopodobnie pusta.

Podczas przeszukiwania mieszkania Kapłana, Felix usłyszał jak kilka chat dalej ktoś otwiera drzwi i wychodzi. Jakiś chłop niósł w rękach pochodnie, wyglądał na lekko zdenerwowanego, podszedł do małego stosiku ustawionego na środku placu i podpalił większy ogień gasząc swój. Drewno szybko zajęło się płomieniami a mężczyzna zaczął spacerować po placu, co jakiś czas podchodząc do paleniska aby się ogrzać. Nie miał przy sobie broni, jego włócznia była wbita w śnieg koło ogniska.

Gdy Felix upewnił, że w okolicy jest spokojnie postanowił sprowadzić towarzysza do chaty, a zatem podszedł do niego i przywołał go gestem.

Łowca rozsiadł się przy drzewie, w tych ciemnościach i tak gówno widział więc pożytku z niego nie było. Dla pewności łuk trzymał na kolanach a strzała wbita w śnieg była w razie nagłej sytuacji.
Po pewnym czasie zobaczył rozpalone palenisko i jednego z wioskowych, odruchowo sięgnął po strzałę i przypatrywał się co dziwne nieuzbrojonemu celowi.
W pewnym momencie dostrzegł Felixa który przywoływał go ręką do siebie, rozejrzał się raz jeszcze po czym ruszył w stronę towarzysza.

Gdy towarzysz się zbliżył Felix przemówił:
- W wiosce jest spokój, a sam kapłan zniknął… Nie dziwne to?

- To dość dziwne, może wyruszył z jakąś grupą poszukać nas? A widziałeś naszych?

- Nie, nie wiem… Byłem tylko w chacie kapłana, którą warto przeszukać… Pomożesz?

Łowca rozejrzał się czy na pewno nikt ich nie widzi po czym wskazał Felixowi gestem aby prowadził kiwając tylko przytakująco głową.*

Felix nie miał problemu w bezgłośnym podejściu do chaty kapłana, lecz Konrad poruszał się po omacku, więc gorzej było mu się poruszać. Z czasem gdy zbliżyli się do zabudowań Konrad zahaczył o drzewo którego gałęzie zaszeleszczyły an tyle głośno iż zaalarmowały strażnika.

[i[- Halo! Ktoś tam jest? Halo! Marwald już nam wszystko powiedział, nie ma czego się obawiać. Halo!


Konrad się zdemaskował, ale mimo to Felix nadal miał szansę się schować, a zatem pomknął do chaty byłego już kapłana.

No i dlatego Łowca nie przepadał od momentu kiedy zaszły w nim zmiany poruszać się w nocy. W dzień to on widział wszystko ale w nocy …
Musiał wpaść akurat na drzewo idąc za Felixem. Szybko założył strzałę na cięciwę i zaczął powoli się wycofywać chcąc oddalić się od wioski.

A Felix przeciwnie… Zakradł się do drzwi od strony wioski, aby przez nie po uchyleniu podjąć obserwację co się w niej dzieje.

Konradowi wycofywanie się wychodziło dość topornie. Miał wrażenie że strażnik, gdyby tylko chciał, mógłby do niego podbiec i zdemaskować. Jednakże nic takiego nie zrobił. Zamiast tego zrobił kilka kroków w jego stronę i zatrzymał się. Łowca mógł przysiąc że wartownik właśnie w tym momencie go dojrzał i dlatego też się zatrzymał.

- Spokojnie, spokojnie, nie mam zamiaru nikogo gonić. Nie chcesz to nie - krzyczał z daleka

Tymczasem Felix, bez żadnych problemów, wykorzystując małe zamieszanie, po prostu wszedł do chaty kapłana. Domostwo było puste i wychłodzone. Niziołek nie posiadał żadnego źródła światła także ciężko było mu dojrzeć szczegóły, jednakże był pewien że w chacie nie ma żadnego człowieka, żywego, bądź martwego, śladów krwi, walki itp. Zamiast tego większość mebli była poprzesuwana, zupełnie jakby ktoś czegoś szukał.

Gdy Felix patrząc na wikipiszone wnętrze domostwa był skłonny uwierzyć, że rewelacje strażnika mogą być prawdą… ale głupich nie ma. Cofnął się, a póżniej ruszył do rogu, skąd widać strażnika, a następnie krzyknął do niego:
- O czym ty do diabła gadasz?

- Wiem że to wszystko jest bardzo dziwne. Pewnie mi nie wierzycie, ale taka jest prawda. Burhard okazał się oszustem, podstępem pozbył się Willa, jego rodziny, Waszego przyjaciela Olafa i reszte też chciał pozbawić życia. Jednakże Marwald w porę ukrócił jego rządy. Jeśli nie chcecie nie musicie tu zostawać, mogę zaprowadzić Was tam gdzie poszli, żebyście mogli podążyć za nimi.

Felix uznał, że warto dać mu szansę. Odszedł trochę w stronę lasu i krzyknął:
- W takim razie podejdź do mnie!.

Wartownik powoli i dość niepewnie ruszył w kierunku Felixa - prawdopodobnie słysząc skąd pochodzi jego głos.

Wycofywanie się łowcy zostało przerwane przez Felixa który zwrócił uwagę strażnika, mając go na oku postanowił asekurować towarzysza z boku, gdyby ten był zagrożony miał zamiar posłać celny strzał w stronę wioskowego. Sam fakt sugerowania, że Marwald i reszta żyją i, że udało im się wyjaśnić sprawę wioski brzmiał zbyt pięknie szczególnie po tym co ich spotkało w ostatnich dniach.

Wartownik wyszedł zdecydowanie poza obręb swojego placyku, powoli zagłębiał się w śniegu. Felix widział że mężczyzna jest zdenerwowany, słychać było to również w jego głosie. W pewnym momencie się zatrzymał. Do Felixa miał jeszcze spory kawałek.

- Daleko jeszcze? Tu już jest bardzo ciemno, pomiędzy drzewami, mało tu widzę.

Felix zlitował się nad biedakiem:

- Już do ciebie idę! - i ruszył w niego kierunku.

Z czasem gdy bohater podszedł bliżej, strażnik w końcu mógł go dojrzeć, co było dla niego zdecydowaną ulgą

- Ah, to ty dzieciaku. Przestraszyłeś mnie, nie rób tak. Sam tu jesteś biedaku? Brakuje jeszcze jednego Waszego przyjaciela.

Chłop zachowywał się w pełni swobodnie.

Felix nie pewnie się uśmiechnął i rzekł:

- Jest jeszcze Konrad, tam w lesie nie daleko - wskazał ręką towarzysza - Podejdziemy do niego? - zapytał.

- Jest tam? i wysłał Ciebie? Znaczy … nie no dobrze, możemy iść. Ale jak za długo zniknę z pola widzenia to będą się o mnie martwić. Może po prostu pokaże Wam gdzie poszła reszta? Chyba że chcecie zostać we wsi, chociaż całkowicie rozumiem waszą ostrożność; jeśli nie chcielibyście zostać.

- Najlepiej zapytać Konrada - rzekł Felix i przyspieszył kroku.

Konrad na ile mógł śledził wzrokiem i strzałą idącego strażnika, wprawdzie kiedy odszedł on od ognia ten zniknął mu całkowicie z oczu. Słyszał tylko jego rozmowę z Felixem po której wiedział, że idą w jego kierunku.
Jak tylko dostrzegł Felixa z towarzyszącą mu osobą wycelował w nią i rzekł :

- Ok, mów co masz mówić i obyś nas przekonał, zbyt wielu dobrych ludzi straciło przez was życie

Felix na widok wycelowanego łuku w strażnika odruchowo od odskoczył.

- I przez Was też - rzucił lekkomyślnie, ale wnet się poprawił - znaczy, to nie wasza wina, broniliśmy się bo myśleliśmy że jesteście źli. Każdy kogoś stracił, a wszystkiemu winna jest ta szajka z Burhardem na czele.

Strażnik był lekko poirytowany faktem że Konrad w niego celuje, lecz Felix doskonale zdawał sobie sprawę oraz widział że jego towarzysz celuje trochę na oślep oraz że strażnik mógł się już tego domyślić.

- Wolałbym żebyś nie celował we mnie, ja nie mam broni, a skoro chcesz mieć bron w pogotowiu to skieruj ją prosze w inną strone.

Mężczyzna powiedział Konradowi to samo co wcześniej Felixowi.

- Także tak wygląda sytuacja, decyzja należy do Was, chyba że macie jeszcze jakieś pytania? Popełniliśmy błąd a teraz chcemy go naprawić. Gdybyśmy chcieli walczyć to nie wystawiliśmy się na celownik. I nie, nie chcę nikogo do niczego przekonywać. Zrobicie co uważacie za słuszne, a my się dostosujemy chociaż to możemy zrobić.

Konrad opuścił broń ale nie zamierzał tracić czujności, zbyt dobrze pamiętał co wioskowi zrobili z jego towarzyszami.

- W takim razie gdzie są pozostali i kto przeżył? I czy jesteś nam w stanie przynieść nasze rzeczy wraz z jedzeniem na drogę?

Na te dictum nieśmiało odezwał się Felix:
- Konrad… na drogę potrzebujemy też jakiegoś przewodnika…

- Felix ma racje, przewodnik też się przyda abyśmy mogli ich odszukać.

- Zostali: Marwald, Waightstill oraz Horst. Poszli w korytarze, prowadzi ich młody Simon. Wykorzystujemy je do przechowywania różnych rzeczy, chowania zmarłych i tym podobne, ale to wszystko raczej w najbliższych zagłębieniach i jaskiniach, nikt nie zapuszcza się dalej bo i po co. Chociaż z tego co wiem to bohaterowie chcieli znaczyć drogę, wzięli jakiś sznurek, ale wątpię żeby było go aż tyle aby starczyło na całą drogę.

- Wasze sanie dalej stoją w naszej stodole wraz z koniem którego oczywiście cały czas karminy. Wasze rzeczy są nieruszone, ale wszystkiego nie weźmiecie, hm? Jedzenie, a co jeszcze Wam przynieść? Może czegoś Wam brakuje?

- Niestety raczej nikt z naszych nie będzie znał drogi przez jaskinie. Jedynie te początkowe. Może poczekać do rana, odpoczniecie, nabierzecie sił a rano wybierzemy kogoś kto najbardziej zna korytarze. Chyba że bardzo chcecie ruszać teraz, to obudzę.

Felix mruczał do siebie:
[i]- Tam się dzieją różne złe rzeczy, a więc nie możemy czekać, bo mogą być niebezpieczeństwie… Naszych druhów prowadzi Simon, bo zna najlepiej te jaskinie, więc trzeba kogoś kto go najlepiej zna może coś o nich gadali?[i/] - Po tym pomyślunku odezwał się do towarzyszy - Obawiam się, że chyba nie mamy czasu, a zatem powinniśmy niezwłocznie ruszyć po nasze zapasy i się przygotować do drogi, a ty - zwrócił się do strażnika - obudź najlepszego druha Simona.

Strażnik zostawił bohaterów a sam ruszył z powrotem w kierunku pozostawionego paleniska.Widać nie było go na tyle długo że ktoś postanowił się zainteresować. Do ognia podeszło kilka osób, lecz po krótkiej rozmowie odeszli z powrotem. W kierunku bohaterów szło dwóch mężczyzn, jeden starszy drugi młodszy.

- Nazywam się Jan, jestem tu najstarszy więc ludzie uznali, że powinienem wraz z Matiasem i Herdun, mówić w imieniu wszystkich…
… I tak to wszystko wygląda. Kapłan okazał się wierutnym kłamcą,wichrzycielem i mordercą. Podobnie jak jego ludzie. Jednakże nie trwóżcie się. Cała szóstka straciła życia za swe czyny. Niestety, wasz towarzysz Max został zabity, jego ciało zostało znalezione w lesie, a następnie pochowane w krypcie. Ciała Victorii nie znaleźliśmy, lecz jesteśmy pewni że nie żyje.


[i]- Ten oto mężczyzna pokaże wam kryptę cmentarną, oraz wejścia do korytarzy, lecz niestety, nie ma we wsi osoby która znałaby te zakamarki. Korzystamy tylko z powierzchownych jaskiń i korytarzy. Tylko Simon zapuszczał się dalej mimo zakazu, zawsze chodził sam. Mało też przebywał ze swoimi rówieśnikami, którzy i tak baliby się zapuszczać za daleko. Nawet dorośli tam nie chodzą, bo i po co? Na szczęście Simon zabrał sznurek, miał zamiar zostawiać co jakiś czas zawiazany kawałek na jakimś skalnym występie. Może tak uda wam się dogonić waszych towarzyszy? Chyba że chcecie jednak zostać we wsi? Dla nas to żaden problem. Poczekacie sobie tutaj na nich, ugościmy was.[i]

Konrad i tak nie bardzo chciał ufać ludziom z wioski, nadal pamiętał co się stało zaledwie kilka dni temu.

- to miłe z waszej strony ale uzupełnimy ekwipunek z sań i chcielibyśmy ruszyć od razu za towarzyszami, mogą potrzebować naszej pomocy i głupio by było jakbyśmy siedzieli i tylko na nich czekali

Konrad poszedł we wskazane miejsce gdzie stały sanie o po dłuższej chwili miał wszystko co potrzebuje, zamienił włócznie na miecz bo z nią ciężko by się walczyło w jaskiniach, wymienił łuk na lepszy po czym zostawił mniej znaczące rzeczy i dobrał to co będzie akurat im potrzebne. Zdecydował się też zabrać z nimi psa który zawsze w nocy może ostrzec o zbliżającym się niebezpieczeństwie lepiej niż człowiek.

Po wysłuchaniu oferty strażnika i Felix gorączkowo pokręcił głową i rzekł:
- Tam czyha wielkie szaleństwo! Nie możemy czekać! - pognał za Konradem do sań, gdzie niezbędnych przygotowaniach niecierpliwie czekał na przewodnika gotując się do niebezpiecznej wyprawy…

Po uzupełnieniu ekwipunku bohaterowie bez dodatkowej zwłoki ruszyli w kierunku jaskiń. Ich przewodnik szedł dość niepewnie, z jednej strony, jak zostało to powiedziane wcześniej, nikt tak do końca nie znał tych korytarzy, a z drugiej strony mógł trochę bać się ludzi których prowadzi.

Jako że ochotnicy nie chcieli wchodzić do jaskini cmentarnej, przewodnik zaprowadził ich od razu w korytarz który prowadził tropem Marwalda, Waightstilla oraz Horsta. Przy przejściu z zasp do wejścia napotkali sporo śladów rakiet, w tym jedne większe - zapewne należące do Waightstilla oraz co dość dziwne zważywszy na temperaturę - odciski ludzkich, nagich stóp.

Przewodnik po kilka razy sprawdzał drogę - bardziej z potrzeby upewnienia się aniżeli konieczności, gdyż droga była prosta i wydeptana - przynajmniej do pewnego momentu. Po pewnym czasie przewodnik zatrzymał się i zwrócił do bohaterów:

- I tu kończy się moja wiedza, do tego miejsca jeszcze się zapuszczamy, dalej się nie wybieramy bo i po co.

Na szczęście dla Konrada wnętrze, wbrew pozorom było w miare oświetlone, skały pozarastane były dziwnymi roślinami które świeciły przymglonym światłem co pozwalało mu na względnie sprawne poruszanie się. Natomiast Felix nie miał żadnych problemów, rośliny mieniły się na tyle mocno że widział prawie tak samo jakby był dzień. W tym samym miejscu Felix znalazł prawdopodobnie pierwszy kawałek sznurka zostawionego przez Simona, a właściwie były to resztki liny, gdyż wszelakie robactwo oblazło włókna najzwyczajniej w świecie je konsumując. Pies który szedł wraz z bohaterami również wyczuł trop. Nie jest to może zwierze szkolone do tropienia, lecz swoich panów rozpoznał bezbłędnie, czym dał znak radośnie machając ogonem.

Atmosfera podczas podróży była dość ciężka, widać było, że ich przewodnik boi się wbicia noża w plecy w akcie zemsty w końcu był tu sam.
Dość szybko dotarli do jaskiń w których o dziwo nie było wcale tak ciemno jak łowca sobie wyobrażał, mimo wszystko nie żałował tego, że zabrał ze sobą pochodnie bo może się jeszcze przydać. Nie podobały mu się te bose ślady stup bo nikt przy zdrowych zmysłach nie chodzi boso przy takiej pogodzie. Miał nadzieję, że to jednak nie jakiś mutant który puścił się w pogoń za resztą.
Po dłuższej chwili dotarli do miejsca gdzie ich przewodnik stwierdził, że dalej nie idzie bo nie zna drogi, niby odszukali sznurek a pies ochoczo zareagował jakby wywęszył resztę tylko na ile mogli mu ufać.

- byłoby to wszystko, dzięki za doprowadzenie nas aż tutaj. - mówiąc to wyciągnął miecz i spojrzał na Felixa kiwając w głąb korytarzy.*

Gdy tak szli Felix nawiązał rozmowę na nurtujące go tematy:
- Matias? Mówiłeś, że ten fałszywy kapłan i jego poplecznicy przybyli tuż po odejściu waszego starego? Możesz powiedzieć kiedy to było... czyżby w przed tą straszną zimą?

- Nie, długo dość nawet siedzą, będzie z kilka wiosen nawet.

-I przez cały ten czas nie wzbudzili podejrzeń? Zastanów się! Może przypomnisz sobie coś dziwnego…

dziwne rzeczy związane z przybyciem i bytnością kapłana i jego popleczników
dziwne rzeczy, które działy się w tym roku
dlaczego chłopak, który “aresztował” Felixa zdenerwował się gdy Felix nawiązał do tematu świątyni?
jaki właściwie jest Simon?

- Patrząc na to co się wydarzyło teraz, że sie wydało, to faktycznie było trochę dziwnych rzeczy, ale to jak każdy, ma swoje udziwnienia, nic bardzo odrzucającego. Kapłan od początku dużo więcej aniżeli jego poprzednik o potrzebie gorliwej wiary, stawiał ją nad wszystko inne. Jego ludzie nie wyglądali na jakoś bardzo religijnych, lecz nie nam było to oceniać, skoro sam kapłan był blisko nich. Nigdy publicznie mu się nie sprzeciwili. Nie robili tez żadnych dziwnych rzeczy, oni ani nikt inny. Zima może trochę bardziej doskwiera, jest zimniejsza i jakby dłuższa ale nic poza tym. Chociaż … jakby tak się zastanowić, to od jakiegoś czasu do wsi przychodzili ci … nieszczęśnicy, co ich kapłan próbował uleczać. Wcześniej ich nie było, ale też kapłan był we wsi dużo wcześniej. Jeśli chodzi o Simona, to hm…. niby to jeszcze dziecko ale wyrośnięty jest więc zdarza się że traktujemy go jako dorosłego. Jest dość mądry i inteligentny, pewnie dlatego mało przebywa z rówieśnikami, a więcej z dorosłymi. Można z nim sensownie pogadać jak ze starym, ma fach w ręce i wiele potrafi jak na swój wiek. Niejednego zagiął już w gadce, choć czasami mam wrażenie że jest mu głupio z tym jego mądrzeniem się i specjalnie nie odzywa się za dużo.
- Czyli ci nieszczęśnicy zaczęli przychodzić dopiero w tym roku… a zatem jeśli się nie mylę, to z tymi eliksirami, które wywołują tą furię zobaczyliście wtedy?*

- No w sumie, to jakoś tak by właśnie było. No, można powiedzieć że w tym roku, chyba tak.

- A mordując tych ludzi gromadzili kosztowności… które im się tu nie przydadzą. Chyba chcieli się udać do jakiegoś miasta. Co o tym sądzicie?*

- Uuu…. o to to ty mnie dziecko nie pytaj. Ja tam nie wiem gdzie oni chcieli iść, a “ludzie” którzy do nas przychodzili nie wyglądali na bogatych, prędzej który miał coś na ciele dziwnego, pomodyfikowany był był aniżeli bogaty, napewno nie mieliby tego coście nam pokazali.

- A ostatnio aż się roi od mutantów, więc ten trop chyba nie prowadzi… chyba, że słyszałeś od kompanii maga Maximiliana von Mensche co ponoć odwiedziła te strony?

- A był tu taki ważniak co miał się za niewiadomo kogo. Mówił że jest jakimś badaczem, a że był bucem i do tego że nigdy nie lubiliśmy obcych tośmy go pogonili. Później wrócił ze swoimi osiłkami, tośmy już go puścili co by krwi nie przelewać. Taki to i tak postawi na swoim to już woliliśmy nic nie robić, tylko go pilnowaliśmy. Też chyba w jaskinie szedł. Poza tym nie siedział we wsi, w góry chodził to i nas to zbytnio nie obchodziło. Póżniej to tylko spierdzielał jakby go jakieś licho goniło, a jeszcze wcześniej to go ludzie zostawili, a jakieśmy pytali dlaczego to mówili że zwariował. No i tyle w sumie. Nic więcej, od tamtej pory się nie pokazywał. Ale chyba w sumie wyjechał, nom, chyba tak.

- Kiedy odkryłem zamordowanie Pani Victorii był ze mną taki chłopak, który mnie pojmał i doprowadził do waszego zgromadzenia… Gdy mnie tak prowadził próbowałem się rozpytać co się tu dzieje. W pewnym momencie poruszyłem temat pobliskiej góry i świątyni co na niej jest. To go wyraźnie zdenerwowało… Domyślasz się dlaczego?

- Simon? Tak, Simon Cię prowadził, a zdenerwować się mógł bo my wszyscy od małego uczeni coby tradycje i wiarę pielęgnować. Coś mu powiedziałeś to się wkurzył, nie lubimy ludzi którzy nam tam łażą bo to nasze święte miejsce a nie jaka atrakcja turystyczna. Może mu powiedziałeś że chcesz “zobaczyć” a powinieneś powiedzieć “odwiedzić świątynie”. Albo zbyt mądry dla niego byłeś, może tego nie lubi. Nie wiem, zresztą to jeszcze dziecko, mądre ale dalej dziecko, ja bym się nie przejmował.

- Tak… to zrozumiałe. Jednakowoż w Grillcunter spotkaliśmy Nicolasa, który należał do tej grupy. I nie obraż się, ale on wskazuje na tą świątynie jako źródło całego tego zła, które doświadczamy tej zimy… - Tu Felix uważnie spojrzał na rozmówcę i po odczekaniu chwili (tak żeby Matias mógł ochłonąć z ew. oburzenia) jął - Więc ufam zrozumiesz dlaczego, bo podążyliśmy do tej świątyni… - i opowiedział o wizycie na górze, a na koniec zapytał - Nie sądzisz, że te halucynacje to nie jest coś normalnego?*

Mężczyzna pozgrzytał lekko zębami zamiast odpowiedzieć, widać było że tłamsił w sobie odpowiedź, lecz z szacunku nie powiedział nic drażliwego.

- Nie wiem, mógł sobie gadać co chce, my wiemy swoje. Normalnie bysmy Was przegonili, ale przyszła osoba która została zapowiedziana, posiadała znaki i nie była to żadna sztuczka. Przybycie Marwalda, choć wcześniej nie znaliśmy jego imienia, zostało nam przewidziane, wiec nie możemy wątpić w jego osąd. Nie każ mi tego więcej rozstrząsać. Skoro Marwald mówi ze trzeba to znaczy że trzeba, on wie i pojmuje więcej od nas, prostych ludzi.

Felixa ten obrót sprawy trochę zaskoczył, ale postanowił jednak zapytać o jeszcze jedną rzecz:

- Możesz opowiedzieć co mówi wasza tradycja o Marwaldzie?

- Nie konkretnie o Marwaldzie, powiedziane było o osobie, człowieku który przyjdzie aby zrobić to co zostało mu powierzone. Nie wiemy co dokładnie miał ów człowiek zrobić, jedynie tyle że ma bardzo ważne zadanie które wychodzi poza nasze pojmowanie. Naszym zadaniem jest go ugościć i pomóc na tyle ile możemy. I to nawet nie chodzi o konkretną osobę, może nawet więcej niż jedną. Wasz towarzysz Marwald ma troje oczu które układają się w nasz święty symbol, co oznacza że jest on osobą naznaczoną do wyższego celu. Wiesz, to jakby w środku nocy niebo zajaśniało i spomiędzy gwiazd usłyszałbyś głos wszechmogącego. Takiego znaku nie można przeoczyć, a Marwald jest takim swego rodzaju znakiem.

Mężczyzna opowiadał dość zawile i niezbyt konkretnie, po pierwsze dlatego że rozmawiał z dzieckiem, a po drugie że sam nie do końca potrafił się wysłowić. Nie bez znaczenia było również to że wszelakie kwestie wiary są … kwestiami wiary i nie zawsze da się je logicznie przedstawić.

Pytanie o halucynacje zbiły go z tropu.

- Ale że jakie halucynacje?

- No… te potwory co pojawiały i znikały… - spróbował Felix naprowadzić.

- Ja tam żadnych potworów nie widziałem - zażartował. Po jego oczach widać było że właśnie przypomniał sobie że rozmawia z dzieckiem, a te mają tendencje do zmyślania, nawet jeśli wyglądają i zachowują się bardzo dojrzale.

- Ale nie bój się, tu nigdy nie było potworów, coś ci się musiało przewidzieć - skwitował.


***

Bohaterowie po pożegnaniu się z przewodnikiem ruszyli korytarzami dalej w głąb jaskini. Felix czuł się w nich bardzo swobodnie, ze swoim wzrostem nie miał problemu z szybkim poruszaniem się, mógł nawet spróbować biec, jeśli byłaby taka konieczność. Trochę gorzej miał Konrad, był wyższy i czasami musiał schylać głowę aby nie uderzyć w wystającą skałę. Jego wzrok znów przeszkadzał, lecz dawał radę na tyle żeby się nie poobijać - musiał być po prostu bardziej czujny. Aż strach pomyśleć jak w takich cieśninach poruszał się Waightstill, lecz póki co nigdzie nie znaleźli jego ciała a trop cały czas był wyraźny. Pies nie do końca radził sobie z tropem, wszakże nie był psem tropiącym, trzeba było mu czasami pomóc, zachęcić, lecz w połączeniu z resztami sznurka pozostawionymi przez poprzednią ekipę, nie było problemu z odnalezieniem drogi.

Korytarze ciągnęły się w nieskończoność, bohaterowie zatracili poczucie czasu, lecz w pewnym momencie dotarli do zwaliska kamieni - trop się urwał. Korytarz był ślepo zakończony, świeżo zawalonym kawałkami skał spomiędzy których widać było dalszą drogę - korytarz rozszerzał się do sporej, jak na te warunki, jaskinie. Bohaterowie byli pewni że ich towarzysze szli tą drogą.

Felix na widok zwaliska gorączkowo doskoczył do prześwitu, aby do niego zajrzeć…

Konrad spojrzał na zablokowany korytarz, obrócił się i zaczął myśleć ile musieliby się cofnąć aby ominąć ten korytarz. Po chwili zastanowienia doszedł do wniosku, że nawet jeśli się zawrócą to mogą nigdy nie trafić na odpowiedni korytarz.

- No młody, szykuje nam się tu niezła robota

mówiąc to zaczął odkładać sprzęt który mieli żeby zabrać się do odgruzowania przejścia

Felix ostrożnie zszedł z gruzowiska, podszedł do Konrada i jął czynić takie same przygotowania co towarzysz.

Przerzucanie kamieni było bardzo ciężkim zajęciem dla tak wątłych ludzi, lecz po pewnym czasie przejście było na tyle szerokie że mogli się przez nie prześlizgnąć. Ciężko było określić ile czasu zajęła cała akcja gdyż w tych jaskiniach nie było widoku na niebo. Czołgając się bohaterowie zauważyli iż skały znajdujące się nad nimi są dość stabilne - rodzima skała, więc przejście jest bezpieczne. Po wyprostowaniu się po drugiej stronie ochotnicy zauważyli dość sporą, jak na warunki podziemnych korytarzy - jaskinię. Z podłoża unosił się bardzo nieprzyjemny zapach siarki, a cokolwiek wcześniej nie leżało na ziemi teraz było tylko glutem, kupką bliżej nieokreślonego czegoś z unoszącym się nań żółtawym dymkiem. Oddychanie takim powietrzem nie należało do najprzyjemniejszych i najzdrowszych, lecz bezpośrednio nie zagrażało życiu. Z jaskini były dwa wyjścia, jedno przez które weszli bohaterowie, oraz drugie - długi korytarz po drugiej stronie jaskini, którego końca nie było widać. Środek jaskini znajdował się trochę wyżej niżej jego krawędzie, a wzdłuż korytarza porozrzucane były mniejsze i większe kamienie - coś na wzór naprędce skonstruowanego chodnika. Gdy tylko bohaterowie zeszli z gruzowiska, ze szczelin znajdujących się przy ścianie jaskini zaczęła wydobywać się żółtozielona, śmierdząca ciecz która trawiła resztki znajdujące się na podłożu.


Przekopanie było ciężką pracą dla Konrada, nie był już tak silny jak kiedyś lecz wolne i systematyczne odkopywanie przejścia było dobrym wyjściem. Nie musieli się śpieszyć a więc siły wystarczały im na dłużej. Po przekopaniu się do kolejnego pomieszczenia poczuł nieprzyjemny zapach chyba siarki, wyciągnął. Odszukał w kieszeniach kawałek szmatki po czym nasączył ją wodą i przyłożył do twarzy co pozwalało częściowo zlikwidować problem zapachu i oparów.
Po chwili dostrzegł dziwną ciecz wypływającą po bokach komnaty, kiedy zobaczył, że rozpuszcza ona resztki na ziemi nie czekał nawet chwili

- Biegiem do drugiego wyjścia bo inaczej będzie krucho z nami.

Pies nie potrzebował dodatkowych komend aby zrozumieć że należy czym prędzej opuścić pomieszczenie. Wszyscy biegiem udali się do wyjścia. Po drodzę zdali sobie sprawę że zielonkawe coś wypływające ze ścian przestało się sączyć, zupełnie jakby w naczyniu z którego kwas się wylewał zabrakło cieczy - co zresztą było widać po podłożu - było przesączone prawdopodobnie tą mazią. Każdy nieuważny krok kończył się przyjaraniem podeszwy buta, należało stąpać uważnie, po kamieniach. Niestety, w pewnym momencie wystające skałki się skończyły i końcowy etap trzeba było pokonać w inny sposób. Bohaterowie dojrzeli częściowo strawiony ludzki szkielet, na którego górnej części było jeszcze widać dość świeże kawałki skóry i mięśni, co mogło świadczyć że nieszczęśnik zginął niedawno. Na szczęście ochotnicy nie musieli się już przejmować kwasem, popyrkał tylko delikatnie, a to co zdążyło się wylać zaczęło powoli wsiąkać w podłoże.

Felix jeszcze trochę pouciekał… gdy stracił z pola widzenia ten straszny widok, schylił się i gwałtownie zerwał chustę z ust, a następnie wrzasnął:
- Co to było?*

Po zobaczeniu, że dziwna żrąca ciecz przestała wyciekać ze ścian zatrzymał się aby przypadkiem w nią nie upaść i powoli zaczął zmierzać ku wyjściu z jaskini. Popatrzył przez chwilę na leżący szkielet mając tylko nadzieję, że to żaden z ich znajomych.

- nie mam pojęcia co to mogło być, jakieś żrące gówno i mam nadzieje, że nie ma tego więcej dalej bo tu mieliśmy chyba szczęście…

- Ale komuś mu go zabrakło… - stwierdził jednak Felix.

Bohaterowie bez zbędnej zwłoki ruszyli dalej, musieli co prawda poczekać aż poziom kwasu opadnie na dobre, lecz nie trwało to zbyt długo, biorąc pod uwagę że nawet całe podłoże nie nie zdążyło się nim zalać. Korytarz który był wyjściem z jaskini w pewnym momencie zaczął się wznosić, bohaterowie stanęli suchą stopą i od razu zauważyli że podeszły ich butów zostały nadtrawione przez kwas. Maź musiała być naprawdę agresywna skoro nawet sama ziemia ledwo nasączona tym specyfikiem była w stanie uszkodzić utwardzane podeszwy butów. Mężczyźni poczuli również ulgę, gdyż w miejscu w którym aktualnie się znajdowali było o wiele świeższe powietrze.

Ochotnicy ruszyli naprzód, korytarz był prosty, po drodze nie minęli żadnej odnogi w którą mogliby przez przypadek skręcić. Po pewnym czasie napotkali … ścianę. Korytarz którym do tej pory szli był ślepo zakończony i nic nie wskazywało na to że gdzies znajduje się inna droga.

Felix po spotkaniu tej przeklętej ściany przywołał psa i kazał szukać przyjaciół, po czym rzucił się przeszkody zaczął ją macać w nadziei, że coś wyczuje.

Bohaterowie zbliżyli się do ściany która zdawała się być czymś innym aniżeli wyglądała. Po jej “dotknięciu” ręka przechodziła na drugą stronę nie natrafiając na żaden opór.

- Znowu te iluzje co w świątynii… - rzekł Felix i następnie jął uważnie przyglądać się podeszwom swoich butów.

Buty wyglądały źle, resztki kwasu zdążyły się już ulotnić, lecz efekt pozostał. Podeszwy były nadżarte co zresztą można było wyczuć korzystając z nich.

- Czyli tamto było prawdziwe. No dobra… teraz skupmy uwagę na tej ścianie może się jej pozbędziemy, bo inaczej trzeba iść w ślepo…

Konrad spojrzał na ścianę która wydawała się tylko iluzją, po wizycie w świątyni miał w sumie już dość tego typu rzeczy…
poszukał na ziemi jakiegoś kamienia po czym wskazał Felixowi aby był cicho po czym rzucił go lekko przez ścianę aby sprawdzić czy uderzy w korytarz za nią, odpalił również pochodnie i przełożył ją przez ścianę i przytrzymał ją tak przez dłuższy czas po czym ją wycofał do siebie, jeśli się będzie palić to znaczy, że po drugiej stronie jest powietrze.*

Kamień rzucony przez łowcę przeleciał przez ścianę nawet nie zwalniając, natomiast pochodnia paliła się dalej, nawet po przełożeniu jej przez ścianę i wyciągnięciu.

Proste testy łowcy wskazały, że za ścianą jest podłoga jak i powietrze a więc nie było sensu czekać w nieskończoność. Trzymając miecz w jednej ręce a pochodnię w drugiej, wysuwając ją lekko do przodu aby w razie czego odstraszyć coś co może czekać po drugiej stronie powoli ruszył do przodu.

- Idziemy młody, nie ma co czekać aż nas tu śmierć zastanie.

- Masz rację… tak nic nie skóramy. - powiedziawszy to Felix poprawił włócznię w dłoni i śmiało wszedł w ścianę.

 
Molkar jest offline