Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-11-2017, 09:56   #100
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Kardynał podniesionym głosem wezwał mnicha prosząc, tak: prosząc, ażeby ten zechciał wezwać Jego Eminencję z celi podróżnej. Rzeczywiście chwilę potem pojawił się mężczyzna ubrany w czerwony strój. Chociaż lat słusznych, miał spojrzenie silne, wnikliwe oraz pełne inteligencji. Uważnie taksował spojrzeniem ludzi, zaś wampirzycy wydawało się, że jest to jeden ze specjalnie obdarzonych łaską woli twardej, niczym prawdziwa stal.

[MEDIA]https://s7.postimg.org/4d866l2x7/Giulianodella_Rovere_ST.jpg[/MEDIA]

Kardynał Colonna powstał.
- Drogi przyjacielu, pozwól, że przedstawię ci mojego kuzyna, markiza Alessandro i jego narzeczoną, signorę Contarini. Moi drodzy, kardynał Giuliano della Rovere.
Oczywiście wiadomo, przybyli wstali, żeby powitać kolejnego purpurata. Wampirzyca skłoniła się nisko.
- Markizie, madame - powiedział z francuska z leciutkim akcentem. widać, iż musiał długo przebywać w tym kraju, co zresztą było prawdą. Della rovere bowiem przeczekał na emigracji calutki pontyfikat poprzedniego papieża, który go nie cierpiał. Zresztą wzajemnie. - Miło mi państwa poznać - podał dłoń do ucałowania.Następnie po szeregu niezbędnych powitań ponownie wszyscy usiedli na krzesłach.
- Szanowny kardynał niedawno przybył do Rzymu - odezwał się Giulio Colonna.
- Tak, udało mi się uniknąć nieprzyjaciół - oczywiste, kim byli - i przybyłem na Konklawe. Niezwykle miło państwa poznać. Nie wiedziałem, że Colonnowie będą mieli nową, piękną, wpływową członkinię rodu - spojrzał na Agnese.
Wampirzyca wyprostowała się i uśmiechnęła do kardynała.
- Myślę, że moje wpływy są niczym przy wpływach wielkiego rodu di Colonna. Rozmawialiśmy właśnie o tym jak trudne są to czasy, cieszy więc tym bardziej, że waszej Eminencji udało się dotrzeć cało do Rzymu.
- Dziękuję signora. Doskonale wiem, komu zawdzięczam owe problemy, ale cóż, nie dano temu księciu zrealizować jego wilcze plany. Jednak nie przejmujmy się nim teraz. Chciałem po prostu poznać rodzinę mojego drogiego brata - wskazał na kardynała - oraz jego narzeczoną. Czy mogę zapytać, kiedy ślub?
- Wasza Eminencjo - odpowiedział markiz, kiedy wreszcie mógł coś powiedzieć - czasy obecnie są niespokojne, więc nie zdecydowaliśmy jeszcze o terminie.
- Tak, to bardzo przykre, gdybym mógł pomóc coś w tej mierze, ale cóż tutaj zrobić, skoro i na południu i na północy stacjonują obce wojska, zaś w samym Rzymie dzieją się rzeczy straszliwe. Podobno poprzedniej nocy były jakieś straszne walki pomiędzy maruderami.
- Słyszeliśmy to, Wasza Eminencji. Niestety Rzym nie przypomina tego, kim był dawniej. Pokój byłby mile widziany chyba przez wszystkich …
- Niestety nie - wtrącił się kuzyn kardynał. - Niektórzy wolą mącić kijem mętna wodę, ale rzeczywiście, ostatnie wydarzenia wstrząsnęły Rzymem, jednak takich bitew miejskich toczyło się tutaj już kilka.
- A co sądzi o tym, signora? - spytał della Rovere patrząc bardzo bystro. Stanowczo wtajemniczony był w działania polityczne Agnese.
- Panie, Italią od dłuższego czasu targają wojny i wojenki, byłabym bardzo zaskoczona gdyby do epicentrum, jakim jest Rzym, nie przedostały się te “nastroje”. - Markiz mógł zauważyć, że w przeciwieństwie do rozmowy z księżną, Agnese tutaj postępuje bardzo ostrożnie. - Szczególnie w obliczu napięć związanych z konklawe. Pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że do czasu obrad przetrwa choćby fragment tego wiecznego miasta.
- Obrady już trwają. Konklawe właściwie się rozpoczęło - wyjaśnił della Rovere. - Póki jednak czekamy jeszcze, modlimy się, rozmawiamy i takie tam pobożności, które niespecjalnie interesują świeckich.
- Tak właśnie - dodał kardynał Giulio Colonna. - Chociaż właściwe głosowania szykują się za te parę dni.
- Tak 22 września - potwierdził della Rovere.
- Choć niektórzy chcą przeciągnięcia obrad, szczególnie kardynał d’Amboise, ale raczej wszyscy inni, albo większość innych oczekuje szybkiego wyboru nowego przewodnika chrześcijaństwa oraz biskupa Rzymu.
- Zapewne dlatego, że d’Aubigny, na którego liczył, oświadczył, że wstępuje do cystersów i po prostu z tej racji nie będzie brać udział w konklawe.
- To ogłosił podczas oficjalnego kazania, jest to więc wiadomość całkowicie dostępna - uzupełnił Colonna jakby informując, że wraz z della Rovere nie przekazują żadnych tajnych informacji dotyczących konklawe.
- Markizie, signora - della Rovere się podniósł stając przed nimi, oczywiście także musieli powstać. - Wybaczcie pośpiech, ale wzywają mnie sprawy. Chciałbym się jednak spotkać z wami ponownie po konklawe. Czy mógłbym liczyć wtedy również na waszą przyjaźń? - spytał wprost. - Signora, pozwól, że zacznę od pani? - powiedział bardzo poważnie.
- Wasza Emimencjo, nie wolno mi się wypowiadać w związku z własnościami mego narzeczonego, ale osoby sprzyjające memu rodowi, zawsze są miłymi gośćmi w mych włościach i zawsze otrzymają tam ochronę i niezbędne wsparcie. - Agnese ukłoniła się lekko.
- To mi wystarczy, bardzo dziękuję signora, możesz mi wierzyć, że także nie zapomnę tej miłej rozmowy oraz twych uprzejmych słów. Jeśli będę mógł w czymkolwiek pomóc, także będzie mi bardzo miło. A pan markizie?
- Wasza Eminencja jest zbyt łaskaw. Osobiście pragnę przyjaźni wszystkich dobrych ludzi, zaś o Waszej Eminencji słyszałem wiele dobrego - odparł dyplomatycznie.
- No i dobrze, choć faktycznie, dawni zwolennicy Borgiów mieliby inne zdanie.
- Drogi przyjacielu - wtrącił Colonna - wiesz, że również do nich należałem od czasu do czasu, ale to przeszłość właściwie.
- Tak, skupmy się na przyszłości. Madame, markizie - della Rovere skłonił się elegancko oraz wyszedł.

Kardynał Colonna chwilkę poczekał.
- I co, jak oceniacie mojego kolegę? - powiedział zagadkowo.
- Jest kardynałem. Wpływowym niespecjalnie, bowiem był właściwie cały czas na wygnaniu.
- Owszem, prawda. Myślę jednak, że byłby dobrym Ojcem Świętym. Pewnie nie na najbliższym konklawe, ale następnym … - uwaga jakby zawisła na powietrzu, będąc skierowana ewidentnie do wampirzycy.
Agnese chwilę wpatrywała się w zamknięte drzwi.
- To święty człowiek. - Wampirzyca obejrzała się na kardynała Colonnę. - Wierzę, że znajdzie wielu którzy za nim pójdą.
- Świętym nie jest, ale przyzwoitym na pewno. Szczególnie jak na standardy rzymskie. Ma tylko jedno nieślubne dziecko, aczkolwiek z dawnych lat, bardzo dawnych, Felice. Porównując do Borgiów … Pewnie obecnie zostanie wybrany ten, który musi być wybranym, lecz na następne konklawe … niewątpliwie drogi kardynał znajdzie wielu, którzy będą chcieli się udać wraz z nim na wspólna przechadzkę odnowy Kościoła.
- Cieszy mnie to spotkanie, gdyż rzeczywiście była to jedna z osobistości, które mnie zaciekawiły i przyznam się, których się odrobinę obawiałam. - Agnese była bardzo ciekawa czy Colonna miał na celu tylko przedstawienie jej kardynała czy też zamierza zagrać o jej poparcie.
- Cóż, rzeczywiście, za czasów Borgiów nie był uważany za ich przyjaciela. Obawiali się go. Jednak przyjaciele stanowczo nie mają powodów. Kardynał della Rovere potrafi zadbać, by jego druhowie mieli się dobrze. Skoro zaś tak, zapewne liczy na was w przyszłości. Obecne konklawe … pozostawmy je, lecz kolejne … również chciałbym widzieć was przed nim - wszyscy jak widać przewidywali, że obecne rozwiązanie wynegocjowane między innymi przez Agnese, stanowi wyłącznie chwilową kwestię.
- Czy Wasza eminencja ma może kontakt z hrabią Tagliacozzo?
- Z konetablem Fabrizio Colonną? Nie, a przynajmniej nie teraz. Pisał do mnie w zeszłym miesiącu jednak. Ma wielki kłopot, pomimo sukcesów na polu walki. Rodzinny, rzekłbym. Jego córka została porwana. Najpierw porywacze negocjowali uwolnienie za okup, później jednak zamilkli - kardynał faktycznie wydawał się być bardzo posmutniały.
- Panna Vittoria przebywa obecnie w pałacu markiza di Colonna. - Agnese powiedziała to spokojnie jakby to było oczywisty i wszystkim znany fakt. - Moi ludzie niechcący trafili na młodą Tagliacozzo.
- Naprawdę? - widać było radość na jego twarzy. - Wspaniale! - niemal krzyknął. - Bardzo się cieszę, że tak się stało. Oczywiście napiszę jak najszybciej Fabrizio. Jak się czuje, jest zdrowa, czy oni …
- Nic jej nie zrobili - uspokoił go markiz. - Została zbadana przez medyka, zaś obecnie znajduje się pod opieką Sophi.
- Twojej siostry? Jak to dobrze. Mówi pani, signora, że jej ludzie niechcący natrafili na małą … właściwie chyba już nie taka małą. Trzynaście lat. Powinna do slubu się szykować. Proszę opowiedzieć, jak to było, jak to się stało?
- Niestety nie jestem w stanie opisać Waszej Eminencji, ze szczegółami. - Agnese uśmiechnęła się. - Przyznam się, że planowałam tam odnaleźć coś innego, coś co należało do mnie. Na szczęście dla panny Vittori, otrzymałam błędne informacje. - Wampirzyca spojrzała na markiza z uśmiechem. Bardzo chciała by zagrał w to kłamstwo.
- Mnie przy tym nie było - wyznał uczciwie markiz - Wasza Eminencjo. Dowiedziałem się jedynie, że rzeczywiście była tam grupa maruderów, czy pospolitych rozbójników, czy ktokolwiek. Trudno rzec. Porwali Vittorię. Czy dla okupu, czy przekazania jej wrogom Colonnów. Może Orsinim. Rzeczywiście kiedy dziewczyna przypadkiem została usłyszana, bowiem ukrywali się gdzieś w ruinach, których przecie pełno, po prostu pospieszono jej na pomoc. Zbóje albo stawili się ginąc, albo uciekli. Trudno oceniać takie rzeczy, kiedy trwa walka. Kiedy tylko Vittoria znalazła się w moich rękach, natychmiast oddałem ją Sophi pod opiekę. Osoby, które ją ratowały, nawet nie wiedziały, że jest Colonną. Ot dziewczynką, której trzeba pomóc - wyjaśniał markiz mówiąc wiele i niewiele jednocześnie.
- Chcielibyśmy by informacja o tym, że panna Vittoria jest bezpieczna dotarła jak najszybciej do jej ojca. - Agnese uśmiechnęła się ciepło do kardynała.
- Oczywiście signora, chwali się niewieścia wrażliwość, ale także kiedy sobie przypominam Vittorię oraz myślę, że była trzymana przez takich łajdaków … - przerwał na chwilę. - Doskonale kuzynie zrobiłeś informując mnie. Wysyłam list do hrabiego Fabrizio i powiadomię was, kiedy przyjdzie odpowiedź. Cóż, dziękuję, że odwiedziliście mnie. To miłe, kiedy spotykają się Colonnowie - popatrzył na markiza - oraz przyszli Colonnowie - popatrzył na Agnese,

Alessandro zrozumiał, że to jest grzeczne powiedzenie: jeśli jeszcze mamy coś ważnego, to omawiajmy, jesli zaś nie, to jestem bardzo zajęty. Skłonił się spoglądając na swoją ukochaną damę.
- Czy mogłabym zająć jeszcze Waszej Eminencji czas, dwoma prostymi, acz bardzo męczącymi mnie pytaniami? - Agnese cały czas spoglądała na kardynała radośnie.
Kardynał spojrzał na nią ciekawie, ale skinął.
- Proszę, rodzina oraz przyszła rodzina zawsze powinna się wspierać. Jak mógłbym pomóc pani, signora Contarini? - spytał.
- W tym samym czasie co kardynał della Rovere, przybył do Rzymu, kardynał d’Aubigny. Przyznam, że i on wzbudził moje obawy, pojawiając się w “tym” czasie w Rzymie.
- Kardynał d’Aubigny wstąpił do zakonu. Tak jak wspomnieliśmy podczas rozmowy z kardynałem della Rovere. Naprawdę. Zadeklarował, że nie będzie brał udziału w konklawe. Przyjechał oczywiście do Rzymu w odpowiednim czasie. Francuzi liczyli na niego, jednak widać stało się coś, że stanął okoniem oraz jest obecnie cystersem.
- Czy zrezygnował z udziału w konklawe zarówno jako kandydat jak i jako jeden z głosujących? - Mina Agnese była niewzruszona, jakby informacje, które otrzymuje były tylko miłą ciekawostką.
- Owszem, jedno i drugie. Jednak jako kandydat i tak nie miałby szans. Gdyby Francuzi mieli głosować wybraliby d’Auboise’a. D’Aubigny nie miał takich wpływów, jednak był liczącym się kardynałem, który mógł odegrać swoją rolę. Oczywiście, myśli pani, że wielokrotnie sprawdziło się przysłowie: Kto na konklawe przybywa papieżem, wjeżdża kardynałem. Prawda. Czasami główni kandydaci odpadali, zaś pozostawał ktoś najbardziej centrowy. Jednak tutaj nie było takiej możliwości. Jednakże faktycznie, sprawa przejścia kardynała do zakonu jest nadzwyczaj zaskakująca, chociaż bywają takie przypadki.
- Niestety wieści te nie zmniejszyły mego niepokoju. - Agnese zerknęła na drzwi, którymi wyszedł Rovere. - Tak jak pierwsze pytanie drugie również jest bardzo proste. Jak nastroje hiszpańskie, przy tych wszystkich francusko-włoskich zawirowaniach?
- Signora, takie pytanie jest chyba najbardziej skomplikowane spośród wszystkich. Kiedy król francuski wkroczył na ziemię Italii umarł ostatni spośród głównej linii władców Neapolu. Wszyscy wiedzą, jak bardzo stało się to skomplikowane. Najpierw wojska północy przeszły niczym burza przez półwysep, przejęły Neapol jedynie po to, ażeby zaraz musieć uciekać na północ. Teraz sytuacja jest taka, że wszyscy wstrzymali działania licząc na nowego papieża. Francuzi chcą swojego, ale nie dostaną. Hiszpanie nie mają szans po swoich Borgiach. Wybrany będzie więc Włoch. Teraz wiadomo, ale potem musi być to ktoś, kto zapewni względny spokój, albo przynajmniej będzie próbował uratować, co się tylko da. Osobiście jestem przekonany, że Hiszpanie wygrają, ale nie będzie to łatwe. Nasi kuzyni, przynajmniej większość, popierają właśnie ich. Póki co mamy zastój. Zobaczymy - widać było prawdziwa niepewność na jego inteligentnej twarzy. - Dlaczego zadałaś te pytania, signora?
Wampirzyca uśmiechnęła się szeroko.
- Od kiedy dane mi było przybyć do Rzymu, konklawe towarzyszy mi na każdym kroku. Byłoby grzechem nie skorzystać z możliwości otrzymania informacji z pierwszej ręki. Tym bardziej, że jest grupa, która najwyraźniej liczy na moje wsparcie, mimo iż moje wpływy w “waszym” mieście są raczej znikome, by nie powiedzieć, że nie ma ich wcale.
- Być może, signora, ale póki wielu wierzy, że są duże, właśnie takie są - wyjaśnił uprzejmie kardynał. - Zaś biorąc pod uwagę twój związek z Colonnami poprzez markiza, my także zostajemy wciągnięci w te sprawy. Byłoby głupotą nie skorzystać z tego, nieprawdaż. Aaa, jeszcze jedno, co właściwie ma pani przeciwko Pazzim?
- Ach… kardynale, a co Colonnowie, mają przeciwko Orsinim? - Wampirzyca odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- Rywalizujemy wszak z nimi od lat. Ale widzi pani, nie zawsze ktoś z Pazzi przybywa do mnie, żeby się na panią skarżyć - odpowiedział kardynał Giulio Colonna.
- Pewien Pazzi, obraził mnie, zbezcześcił miejsce, w którym mieszkam, podważył moje prawa i raczył mi grozić. O ile w temacie konklawe jestem gotowa pomóc, z czystej ciekawości i sympatii dla biorących w tym udział ludzi, to… - Agnese uśmiechnęła się. - To taka moja osobista rywalizacja i przykro mi, że ktoś niepokoi Waszą Eminencję tym błahym tematem.
- Błahym tematem? Hm, rozumiem. Kardynał Medici wspomniał mi coś właściwie identycznego. Pazzi odwiedził mnie właściwie skarżąc się bardziej na mojego kuzyna, iż udzielił swojego domu właśnie pani i pytał, czy Colonnowie … właściwie jak zwykle. Cóż, wobec tego doskonale. Czy coś jeszcze? - spytał narzeczonych.
- Poproszono mnie bym poparła pewną stronę w tym konklawe. - Agnese spoważniała. - Wierzę iż wie Wasza Eminencja którą.
- Znam twoje rozmowy z kardynałem Medicim - potwierdził kardynał, zaś spojrzenie markiza mówiło: On zna, ja nie znam.
- Gdyby ktoś ze strony hiszpańskiej, nie był przekonany, do tego krótkoterminowego zabiegu, z przyjemnością spróbuję go przekonać do swoich racji.
- Być może to będzie potrzebne, zobaczymy. Na razie opiera się głównie … właściwie nie powinienem mówić. Będziemy w kontakcie.
- Tak, dziękujemy Waszej Eminencji za łaskawą audiencję - odezwał się wreszcie markiz.

Agnese uśmiechnęła się do niego ciepło z przepraszającym wzrokiem. Nie spodziewała się, że rozmowy potoczą się w tym kierunku. Spojrzała jeszcze raz na kardynała i skłoniła się nisko.
- To był zaszczyt poznać Waszą Eminencję... - Powolutku wyprostowała się, a na jej twarzy pojawił się ten sam dyplomatyczny uśmiech co na początku rozmowy. - … tym bardziej, że mam nadzieję niebawem dołączyć do rodu Colonna.
- Doskonale.
Jeszcze doszły klasyczne “do widzenia”, odpowiednio etykietalne, chwilę później szli ponownie korytarzem prowadzeni przez prawdopodobnie tego samego mnicha. Czekała na nich kareta oraz obstawa. Brama chwilowo otwarła się oraz zamknęła zaraz za karetą. Markiz siedział i dumał o czymś.
 
Aiko jest offline