Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-11-2017, 00:30   #101
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
- Wybacz, nie spodziewałam się takiego obrotu spraw. - Agnese uśmiechnęła się do niego. - Inaczej spróbowałabym chociaż co nieco ci opowiedzieć.
- Tak
- przyznał markiz - obiecałem, że nie będę się wtrącał w twoje sprawy i nie będę, ale nikt nie lubi wychodzić na idiotę.
Agnese położyła powolutku dłoń na jego dłoni.
- Naprawdę chętnie cię wprowadzę w ten światek, tylko… myślałam, że cię to nie interesuje.
- Agnese, wiem, że jesteś ode mnie starsza oraz bardziej doświadczona. Nie będę tego negował, ale czułbym się dziwnie, jako twój mąż, będąc tylko uśmiechaczem albo przytakiwaczem. Wydaje mi się, że sprawy dotyczące wampirów oraz ludzi bardzo często się splatają.
- Kiedyś
… - Uśmiechnęła się - Kilka dni temu zaledwie, powiedziałeś mi, że polityka cię nudzi. Chcę cię w to wprowadzić, bo potrzebuję wsparcia, ale to nie jest temat, w który można kogoś wcisnąć. Jeśli wyrażasz chęć, chętnie stanę się dla ciebie kompendium, z którego będziesz mógł swobodnie czytać.
- Bowiem faktycznie nie lubię polityki, ale cóż, jak widać od pewnych kwestii się nie ucieknie, zaś nazwisko zobowiązuje. Nie chcę od ciebie czegoś, co stanowi tajemnicę twego gatunku lub gdzie dałeś słowo, ale przyznam, że wolałbym toczyć takie rozmowy, jak ta przed chwilą, nie czując się niczym zbędny przedmiot. Chociaż właściwie nie, kardynał ucieszył się, że wejdziesz przeze mnie do rodziny, no cóż, to już coś
- stwierdził nie to kwaśno, ni to litując się nad sobą. - Ano nic, następnym razem może jakoś będzie lepiej.
- Zawsze, w momencie, w którym rezygnujemy z pewnej wiedzy, musimy być gotowi na to, że staniemy w takiej sytuacji i będziemy mogli jedynie przysłuchiwać się z boku
. - Agnese spoważniała. - To co wydarzyło się dzisiaj będzie miało swoje konsekwencje. Startujesz mój drogi w dorosłe życie z bardzo trudnej pozycji, której ja nie pomagam, by nie powiedzieć że ją pogarszam. To nauczka i jeśli czujesz się z tym niekomfortowo, będziesz musiał zadbać by to nigdy się nie powtórzyło.
- Wierz mi, Agnese, zadbam. To moja wina. Polityka mnie nudzi, prawda, ale nie przypuszczałem, że tak to zinterpretujesz, iżby nie powiedzieć mi, jaki będzie temat rozmowy z kardynałem. Rzeczywiście moja wina. Będę bardzo uważał na słowa, zaś kiedyś, kiedy może poznasz mnie lepiej, już nie będzie to konieczne. Kocham cię bardzo, ale przyznam, że głupio się teraz czuję
- skrzywił się lekko, ale także uśmiechnął do niej.
- Nie wiedziałam jak przebiegnie rozmowa z kardynałem Collona i za nic nie podejrzewałam, że ma kontakt z “moim” kardynałem. - Agnese skrzywiła się. - Zaskoczyłeś mnie lekko tym spotkaniem, a i wczoraj nie za bardzo miałam czas i chęci by się do niego przygotować. Gdybym tylko wiedziała, że to może pójść w tą stronę zostałbyś przeze mnie przemaglowany czy by ci się to podobało czy nie. Uwierz skarbie, to że wychodzę na figurę polityczną, w związku z moim wampiryzmem, jest dla mnie bardzo niewygodne.
- Wierzę oczywiście, trudno przewidzieć wszystko oraz każdy możliwy przebieg rozmowy. Ale wiesz co, właściwie jak tak teraz myślę, wśród wszystkich plotek, które krążą o kardynałach, coś mi się obiło o uszy o tym kardynale d’Aubigny. Nie zwracałem na to uwagi, bowiem nie interesowały mnie te sprawy, ale jak teraz sobie myślę, rzeczywiście chodziły jakieś plotki, że kardynał publicznie ogłosił, iż rezygnuje z wyboru, że odnalazł nowe właśnie powołanie. Podobno udał się do jakiegoś klasztoru, tak jak wspomniał mój kuzyn kardynał, klasztoru cysterskiego pod wezwaniem św. Leopolda, alboli coś podobnego … kompletnie nie pamiętam. Ot, uważałem to za plotkę jedną spośród wielu, ale jak widać potwierdzono ją. Aczkolwiek
- roześmiał się - właściwie co nam do tego - ucałował mocno kobietę.
Agnese oddała pocałunek, obejmując go.
- Chcę byś czuł się przy mnie silny, byś widział we mnie wsparcie. - Delikatnie przeczesała starannie ułożone włosy mężczyzny. - Lubię dominować, ale nie we własnym domu.- Nachyliła się do jego ucha. - Nie we własnym łóżku.
- Och, wiesz, to że nie miałem wiele do powiedzenia podczas rozmowy miało przynajmniej pewien dobry skutek. Mogłem się skupić na myśleniu dotyczącym twoich pantalonów, albo raczej, ich braku
- uśmiechnął się markiz. - Myśl, że moja ukochana pod suknią i halką nic nie ma, jest wyjątkowo podniecająca oraz powodująca, że bardzo chciałbym przystąpić do działania, jeśli moja piękna signora nie miałaby nic przeciwko? - ni to spytał, ni to oznajmił lekko zezując, zaś jego uśmieszek był wyjątkowo szelmowski.
Agnese sięgnęła jedną ręką do jego spodni i poluzowała spinający je pas.
- To może rozkażesz by wydłużono nasz przejazd?
- Jedziemy przez Via Appia
! - krzyknął. - Oraz przez dzielnicę kupiecką i finansową! - była to droga okrężna, ale względnie bezpieczna, jeśli ogólnie cokolwiek było takie w rozszalałym Rzymie.
- Tak, wasza czcigodność! - usłyszeli krzyk woźnicy. Pewnie niezbyt chętny był, żeby się włóczyć po nocy, ale obstawę mieli silną, więc nie powinno być problemów.
- A teraz już mogę? - wyszeptał do niej.
Agnese położyła dłoń na jego męskości.
- Może wystarczy nam czasu. - Pocałowała go mocno, przywierając do niego swoim ciałem.
- Więc chodźmy do boku, dzielny - zanucił pierwsze słowa znanej pieśni. Zszedł z ławki karety, uklęknął pomiędzy nogami narzeczonej i uniósł jej klosz i halkę nurkując pod nie. Uczuła jeszcze, że lekko ją pociąga, by siedziała na samym brzegu ławki oraz rozkłada mocniej jej smukłe uda. Potem jednak już był słodki pocałunek w jej słodkim gniazdku, który zapowiadał tylko dalszą przemiłą serię.
Wampirzyca jęknęła.
- Czy będzie ci bardzo w niesmak jeśli będę tu krzyczeć? - Agnese wpatrywała się w głowę poruszającą się pod jej suknią.
- Musisz wytrzymać, kochanie - usłyszała lekko przytłumiony, lecz wesoły głos markiza, jednocześnie czując, jak coraz bardziej dobiera się do niej. Pierwsze pocałunki były słodkie, lecz jednocześnie leciutkie, niczym muśnięcie skrzydeł motyla, lecz kolejne coraz silniejsze. Pieścił jej płateczki oraz ogólnie całe krocze. Języczkiem bawił się włoskami łonowymi, przesuwając powoli tak, by zaczepiać o kobiecy kwiatek. Później jednak skoncentrował się coraz mocniej na szparce, poruszając wzdłuż niej, dzieląc ją oraz powoli się zagłębiając coraz mocniej.
- Ach Alessandro! - Podniesiony głos wampirzycy wypełnił karetę. Najwyraźniej powstrzymywanie się nie wchodziło w rachubę. - Mocniej! - Markiz uczuł, że Agnese zaczyna zsuwać z niego suknię, aż w końcu odsłoniła jego głowę. Patrzyła na niego rozpalonym wzrokiem, a w jej oczach pojawiły się znajome ogniki, które zawsze towarzyszyły wampirzycy gdy miała ochotę się z kimś pobawić. Mocno przytuliła do siebie poły sukni, rozszerzając mocniej nogi. Dzięki czemu jej mężczyzna miał łatwiejszy, głębszy dostęp. Jakoż poczuła, że języczek zaczął sięgać nawet do początku jej szparki. Jednak nie stale, wcho dził tam, wychodził, zaś potem skupiał się wyżej, starając objąć oraz ssać miejsce, gdzie płatki kobiece łączyły się na górze. Brał je całe w usta, pociągał, zasysał, leciutko przygryzał nawet, że ponownie skupić się na pieszczeniu językiem. Jednocześnie szukał cały czas miejsca, które będzie najwrażliwsze, najwspanialsze do pieszczenia dla ukochanej kobiety.
Wampirzyca już czuła, że urozmaicą woźnicy i najbliższej ochronie przejażdżkę.
- Wejdź we … mnie mój piękny. - Agnese położyła jedną nogę na ramieniu mężczyzny. Jej głos był dosyć donośny, przerywany jęknięciami, gdy markiz trafiał na bardziej wrażliwe miejsca. - Chcę poczuć... jak się we mnie wbijasz.
Jednakże nie było to takie łatwe w trzęsącej się karecie. Markiz jednak zdołał powstać jakoś i uniósł swojego ptaka znad opuszczonych na uda spodni oraz pantalonów. Uniósł mocno jej nogi wyginając Agnese bardzo i wtedy poczuła to, co chciała. Jak ją bierze, jak ją wypełnia, jak w nią wchodzi do samego końca rozciągając swoją męskością tak niezwykle cudownie. Wampirzyca krzyknęła z rozkoszy, układając wygodnie dłonie na szyi mężczyzny. Nie musiała już przytrzymywać sukni, ściśniętej ich ciałami.
- Jesteś wspaniały. - Pocałowała mężczyznę. Po czym szepnęła już dużo ciszej. - Żałuję, że nie mogłam się obudzić z tobą w środku.

Uśmiechnął się tak, że wampirzyca mogła być zadowolona z tego pełnego pragnienia uśmiechu oraz radości wspólnego odkrywania rozkoszy miłosnej wspólnoty.
- Ty jesteś wspaniałaa! - a wymówił już głośniej, uderzając ją mocno, tak bardzo pchając, dochodząc do końcowej ścianki i trafiając w nią podniecająco końcówką. - Kocham cię, uwielbiam cię, pragnę cię - każde “cię” było mocnym pchnięciem, które wraz z podskakiwanie karety wręcz rozpychało jej łono, poruszało je, naciągało, wywoływało wszelkie możliwe ruchy i drżenia, poz tym najważniejszym oczywistym. I co najwspanialsze, trwało to długo, jak bardzo długo, dłużej niż kiedykolwiek wcześniej, tymczasem Agnese była już rozpalona pieszczotą jego warg. Wampirzyca czuła jak bardzo jest na granicy, jak bardzo chciałaby dojść i zazwyczaj gdy już czuła, że to będzie to, że kolejne uderzenie doprowadzi ją do tego cudownego stanu, kareta, postanawiała drgnąć, podskoczyć. Zaciskała dłonie na ubraniu mężczyzny, z jej ust niemal cały czas wydobywał się cichy pomruk, który momentami przeradzał się w głośny jęk. Z zachwytem wpatrywała się w swego partnera. Jednak nawet ta szalona galopada nie mogła trwać wiecznie, choć była czymś niesamowicie wspaniałym. Markiz już nie trzymał jej nóg. Opierały się na jego ramionach, zaś biodra ruszały coraz szybciej wnikając w nią, niby gwałtownie uderzajaca włócznia, która wycofuje się niekiedy tylko po to, żeby znowu uderzyć. Jego usta wręcz rzuciły się w pewniej chwili na jej oblicze całując je dodatkowo do tego, co się działo, wreszcie łącząc w pocałunku. Języczki splotły gwałtownym tańcem, kiedy uczuła, że także na dole w jej łonie spina się i wystrzeliwuje swe policki męskość markiza. Jęczałby, gdyby nie ciągły, gwałtowny pocałunek, ale jego biodrom nie przeszkadzało to uderzać, zaś mieczowi wnikać w jej pochwę wstrzeliwując kolejne porcje nasienia. Wampirzyca spojrzała na niego zawadiacko i odsunęła usta. Czuła jak jej ciało wraz z jego wystrzałem spina się i nagle dociera do niej ulga i spełnienie.
- Alessandro! - Jej krzyk poniósł się po karecie, a chwilę później pojawiły się głośne jęki, gdy kolejne fale uderzały o jej głębiny. - Ach, Alessandro…
- Tak pani, zaraz będziemy w pałacu markiza, już dojeżdżamy
! - usłyszała krzyk woźnicy z zewnątrz, który widocznie wziął jej okrzyki za pytanie. Agnese spojrzała na oblicze markiza, które było straszliwie podniecone, ale nagle usta podniosły mu się w uśmiechu i wręcz pokręcił głową gryząc wargi, żeby nie zacząć rechotać. Było mu tak cudownie, czuła to całą swoją kobiecością.
- Kocham cię, Agnese - usłyszała jego głos - i w karecie i w pałacu - szeptał ciągle nie wypuszczając jej z tak zgiętej pozycji oraz trzymając w niej swoją męskość, która choć powoli miękła, była jeszcze całkiem solidna wielkościowo oraz dosyć twarda.
- Mam też obiecaną zachrystię. - Wampirzyca uśmiechnęła się i ucałowała go.
- Oraz wiele innych miejsc, a jak znam twoją ghulicę, to pewnie coś znowu wymyśli także - przyznał markiz.
- Zaczynam odnosić wrażenie, że ci się to podoba. - Agnese poruszyła lekko biodrami.
- Nie, to znaczy tak - zakałapućkał się. - Nie wiem, jak to określić. Ona mnie nie interesuje, jako kobieta, ale kiedy jest z tobą i ty chcesz, żeby była, to jest to trochę, jakby stanowiła przedłużenie twojej woli i ciebie. Nie wiem, jak to rzec - widać było zakłopotanie. - Nie chcę się z nią kochać i z żadną inną, oprócz ciebie. Lecz kiedy jesteście razem, kiedy jest to twoja wola to mi też się udziela - przyznał się. - Bowiem rozumiem, że tobie to się podoba, że chcesz tego? - spojrzał badawczo na swoją kobietę, ciągle nie wychodząc swoją męskością z jej słodkiego łona.
- Mówiłam raczej o różnych lokalizacjach, naszych igraszek… - Agnese wyszczerzyła się. - Ale skoro bardziej interesują cię zabawy Gilli. - Drażniła się z nim. Opuściła swoje nogi i owinęła je wokół bioder mężczyzny nie chcąc go wypuścić.
- Nie, to nie tak, po prostu. przecież wiesz, że ja naprawdę z nią nie … - próbował się uwolnić z uchwytu jej nóg, ale nie szło mu. Inna kwestia, iż naprawdę przestraszył się, że Agnese coś zabolało. - Co mam robić, żeby pokazać, że kocham ciebie i tylko ciebie?
- Prrrrr
! - usłyszeli krzyk woźnicy. - Dojechaliśmy.
- Zastanówmy się…. - Wampirzyca, powolutku wypuściła go ze swych objęć. - Mówić mi że mnie kochasz, chyba już to robisz. Kochać się ze mna… również. Martwić się o mnie, także chyba ci się udaje. Oświadczyć mi się… ups to też już zrobiłeś. Hm…. Alessandro, wiem, że mnie kochasz. - Pocałowała go czule. - Ja ciebie też i chcę doświadczać całego świata z tobą, jak najmocniej. - Delikatnie dotknęła jego męskości. - Wysiadamy, czy jeszcze jedno kółko, po Rzymie?
- Wysiądźmy. Naszym ludziom także należy się odpoczynek. Tymczasem my możemy się zadekować w którejś komnacie. Czy masz jakieś preferencje
- powoli wyszedł z niej siadając obok i podciągając swoje spodnie. - Jakaś piękna, moja najdroższa, ukochana damo - wyszeptał.
- Na razie mój gabinet. - Agnese opuściła suknię. - Mam pewien list do napisania, ale z przyjemnością dam sobie poprzeszkadzać. - Mrugnęła do markiza. - A chyba jestem w stanie pisać go nago.
- Wobec tego masz zapewnione to. Hm, wiesz, może chciałabyś usiąść na takim krzesełku, jak moje uda i to co pomiędzy nimi
? - spytał markiz filuternie. Widać naprawdę stał się inną osoba przy niej.
- Yhym… wobec tego musisz zająć to miejsce przede mną. - Wampirzyca wygładziła suknię i wskazała na drzwiczki karety.
 
Kelly jest offline