Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-11-2017, 12:07   #32
merill
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
- W mordę… - Heike chwycił się za twarz, jakby w niedowierzaniu - Czy to nie poczciwy Kasztaniak i jego leśna przyjaciółka Strzałka? Matka mówiła, że jak orzechy im się rzuci, to drogę do domu wskażą… - poklepał chwilę po kieszeniach, udając zakłopotanie - Najwyraźniej wszystkie zjedliśmy…
Chłopak zmyślał, a jakże. Nigdy o żadnym Kasztaniaku nie słyszał, ale jako pierwsze przyszło mu to do głowy. Bredził, może jak będą wyglądali na pomylonych, to puszczą ich wolno? Może ktoś inny wpadnie na lepszy pomysł, to przynajmniej kupi mu się trochę czasu. Nie przejmował się przy tym za bardzo wycelowaną bronią, było mu to zaskakująco obojętne, jakby z oczu patrzył mu wzrok mówiący „jak chcesz, to strzelaj, albo daj mi spokój”. Był zbyt zmęczony, głodny i do tego chyba chory, taka sytuacja potrafiła przestawić perspektywę nawet u najbardziej wytrwałych.
Heindel był wyraźnie zlękniony. Wykonał krok w bok próbując schować się za Heike. Jakby mógł to skurczył by się do wzrostu jaki miała Troć.
Słysząc słowa Heikego, Strzałka zaśmiała się głośno.
- Kasztaniak! Haha! Kasztaniak! Słyszałeś go? - śmiała się dalej, nie zważając na tężejącą twarz swojego towarzysza
- Słyszał żem - mruknął po chwili, rozdrażniony już jej śmiechem. - My nie są dwie świnie, co z jednego żarły koryta, więc ci sie chyba co przyśniło, wypierdku. Złoto oddawać, bo dupy wam przedziurawim!
Strzałka skrupulatnie potwierdziła, kiwając głową i wciąż śmiejąc się.
- Zabiją nas, zabiją nas, zabiją nas... - powtarzał w krótko Graperz. Oczy jego były zamknięte, bał się patrzeć na celującą w nich kuszę.
Elsie starała się nie ruszać, zeby nie prowokować napastników. Trzęsły się jej kolana. Cała reszta też, jak się po chwili zorientowała.
- Nie mam złota - powiedziała w końcu, siegając do sakwy - [/i] Tylko miedziaki. [/i]
Heike spojrzał na Elsie. Faktycznie, nie mieli przy sobie prawie nic. Najcenniejsze zdawały mu się jej łuk i haczyki Taffy.
- Jeżeli przedziurawisz nam dupy, to nie wyleci z nich nagle złoto. Miałeś rację twierdząc, żeśmy gołodupcy, bo nie mamy prawie nic, nawet jedzenia… - zaciągnął nosem, żeby móc dalej mówić - Dziwne miejsce na grabienie, między Zweufalten a Birkenstein nie ma dużego ruchu - powiedział już do Strzałki, która wydawała mu się bardziej sympatyczna. Może dlatego, że była dziewczyną, może dlatego, że nie była krasnoludem.
- Gówno w dupie - stwierdził nieprzejednanie krasnolud - dawej swoją miedź, dziewczyno, ino żywo!
Heike spojrzał na Strzałkę, ale ta tylko wzruszyła ramionami.
- Każden orze jak może - powiedziała beznamiętnie. - Ziarko do ziarka i zbierze się korzec. Czy jakoś tak matka gadała. A reszta co tak stoi jak słupy? Wyskakiwać z majętności, bo Kasztaniaczek sam się do nich dobierze.
- Nie jestem kurważ żaden Kasztaniak! - ryknął Kasztaniak - zamknij mordę, Strzałka!
Strzałka tylko zachichotała na drzewie.
- Kurwa no! Zaraz mu rozjebię mu ten niewyparzony ryj!
-[i] No, on nie żartuje. Tylko brzenk monet pohamuje szybkie paluchy tego krasnoluda[i/] - zachichotała znowu.
Struchlała Taffy skryta była za wielkimi plecami Willa. Bała się jak cholera i pewnie mogłaby wymknął się cichcem i skryć w jakichś zaroślach. Tylko nie chciała opuszczać pozostałych. Nie wiedziała za bardzo co zrobić, więc nie robiła nic. Niech inni mówią. Ona nie miała pieniędzy, nie miała jedzenia. Miała nóż, procę i haczyk na ryby. A tego oddać nie mogła, bo zginęłaby potem z głodu.
Koło niej dygotał Heindel.
- Ino ubrania mam. Brzęku nici - z ledwością, cichy, drżący głos wydobył się z jego gardła.
Sig starał się myśleć trzeźwo, ale atmosfera była tak gęsta, że i mu lekko ciemniało przed oczami… za cholerę i w trzy dupy nie był sobie w stanie przypomnieć tego co wiedział o krasnoludach, a tych się trochę w życiu naoglądał… jedno było pewne, to nie był zwykły krasnolud… może jakiś stuknięty i bez honoru? Honoru? Coś krasnoludy miały z tym całym honorem… ale co? Psiakrew! Nie pamiętał…
- Jesteśmy z Zweufalten - powiedział smutnym głosem i słabym uśmiechem - Uchodźcy bez domu i nadziei, przed wojną uciekający - tu odpiął sakiewkę i z wyraźnym wahaniem cisnął w stronę khazada po czym westchnął ciężko - Skoro już nas oskubaliście do cna to może sypniecie czymś do jedzenia i picia? Od dni o pustym jesteśmy...
- Zara się posram ze współczucia - stwierdził krasnolud, podnosząc sakiewkę. Rzucił ją swojej towarzyszce. - Sprawdź no, Strzałeczka, co tam mają gołodupcy. Bo jak kamyszków nasypali, to niech mie pierun jebnie, jak im bełta w rzyć nie wsadzę.
Dziewczyna zwinnie chwyciła podrzuconą sakwę. Odłożyła łuk i wyciągnęła z cholewy wysokiego buta długi, poszczerbiony sztylet. Z trudem rozcięła sakiewkę i przyjrzała się jej zawartości.
- Tacyście biedni, ale jak bełt w rzyci zagraża, to i srebro się znajdzie - powiedziała, uśmiechając się ładnie, a khazad fuknął gniewnie. - Ja prosta jestem dziewucha, ja tam nie wiem, kim żeście są. Czy wy uchodźce, czy inna zaraza. Ale słyszeli my, że na południu zawierucha jakaś, ciągną tędy uchodźce raz po raz. Umówmy się więc: panienka o krasnym licku swoją miedź oddaje i pozwolicie memu kompanowi przeszukać was, coby sprawdził, czy wam łgać na myśl nie przyszło. Potem - droga wolna, nam o waszą krew nie idzie, tylko o monety. A jak broń zostawicie, to nawet do naszego kociołka zaprosimy. Króliczki żesmy niedawno ustrzelili - ponowiła uśmiech.
- Ty pojebana jesteś, co? - spytał ze złością “Kasztaniak” - Chcesz tych pierdzieli do naszego kociołka zapraszać? Patrz, jak się smarka ten cherlawy, o - skinął na Heikego - jeszcze nas syfem jakimś zakażą.
- Jak ich nie wyruchasz, to cię nie zakażą. Haha!
- A zamknij mordę. Zresztą naszych króliczków na nich nie starczy, mamy tylko trzy. Niech lezą swoją drogą.
Strzałka wzruszyła ramionami. Zwróciła się do nich znowu.
- Wasz wybór. Możemy też wam dupy strzałami naładować, jak się przeszukać nie dacie.
- Temu trefnisiowi pierwszemu, ot co! - krasnolud spojrzał bykiem na Heikego.
“No cóż…” pomyślał Sig “...skoro współczucie nie działa…”
Uśmiechnął się tutaj delikatnie i niedbale wzruszył ramionami.
- W końcu ja syn handlarza, nie? - zapytał luźno - Jak trzeba coś sprzedać, kupić, utargować, lub wycenić… to jestem odpowiednim człowiekiem do tego. Z tatkiem się dużo pływało w dół Delbu. Pieniądz rodzi pieniądz, nie? To oni się uparli iść tu, hen. Ja chciałem pod nos do Gemunden, bo pod latarnią najciemniej, ale...
Chwila przerwy dla namysłu po czym młody handlarz uśmiechnął się delikatnie, acz przyjemnie spoglądając najpierw na czarnowłosą, a następnie na khazada. Pora była odegrać to co podglądnął u brata Elsie… ale z własnym dotykiem.
- ...gdyby nie oni nie spotkałbym tak czarującej Strzałki i Krasnoluda o jakże mi znajomym zmyśle do pieniędzy… tak więc ja, Sigfried, nie żałuję.
Heike wzdrygał sporadycznie, słysząc jad toczony ze strony krasnoluda. Chłopak samemu był sobie winny, jednak być pierwszym do odstrzału, to nie radosna nowina. Co gorsza, również Sig zaczął bredzić.
- Mogłeś iść sam… - bąknął na słowa kupczyka - Z głodu majaczy - zwrócił się już do bandytów - Chcemy się przeprawić na drugą stronę lasu, może drogę wskażecie chociaż w zamian, że tak ładnie współpracujemy i nie trzeba było bełtami ciskać? A jak chcecie, to droga wolna - uniósł nieznacznie ręce - nic cennego nie ukrywam.
Will zrozumiał, że opór jest bezcelowy. Nie mieliby szans w bezpośrednim starciu z krasnouldem i łuczniczką. Zacisnął bezsilnie wielkie jak bochny pięści przez zaciśnięte zęby wycedził: - Możecie mnie też przeszukać… nie mam nic, co warto byłoby Wam zabierać…
Elsie potrząsnęła głową, rzucając miedziaki pod nogi kobiety.
-Nie mam złota - powtórzyła. - Nie mam żadnego pieprzonego złota! Nie mamy złota! Czy to tak trudno zrozumieć?!
Sig prychnął poirytowany na słowa Heike. Młody szkutnik z natury lubił wszystkich… jednych bardziej, a drugich mniej.
- Majaczę, tak? - warknął w stronę chłopaka ściskając mocno swój kij, aż ręka mu się trzęsła - A kto najgłośniej majaczył o tym by iść do miejsca które jedynie Will zna, hę? Mówiłem, idźmy do Wilheimsdorf, zobaczmy jak się sprawy mają, pomyślimy… ale nie. Lepiej iść na pałę, dziczą, trasą której nikt nie zna, zgubić drogę można i co lepsze nikt ryb nie połowi, a jedynym źródłem żywności to łuk Elsie… o wodzie nie wspomnę! Co lepsze, teraz dowiadujemy się, że tam tabuny uchodźców idą… wiesz co to znaczy? Że rynek przesycony. Skończymy na ulicy, a przy dużej dawce szczęścia przeżyjemy wywożąc odpady i gówno. Ale nie… nie… nie słuchajce Siga, bo on najmłodszy i się nie zna… a w Gemunden do którego proponowałem iść w dalszą trasę? Wojna, ludzie uciekają, do wojska siłą biorą, miejsca pracy się zwalniają... tylko trza by było uważać, by jęzorem co głupiego nie chlapnąć!
Prychnął po raz drugi.
- I nie bredź mi o samotnej przeprawie! W dwójkę bym jeszcze poszedł, ale w jedynkę to, aż o kłopoty i śmierć się prosi. Chcąc nie chcąc, nie miałem wyboru!
- Przestać trajkotać! - poirytował sie krasnolud i podszedł, by ich przeszukać.
Był bardzo skrupulatny. Przetrząsywał wszystkie mieszki, sakiewki, worki i pasy, nie oszczędzał butów ani kieszeni. Za każdym razem, gdy nie znajdował niczego cennego, klął parszywie. Siga skontrolował szczególnie dokładnie, jakby coś podejrzewał.
Rzut na Przeszukiwanie (kransolud): 74 (nieudany)

- Nic nie macie, psie syny - rzucił zrezygnowany. - Jużem myślał, czy ci kubraka nie chapnąć, ale srał to pies. Lepszy se znajdę, nie wyżarty przez mole.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline