Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-12-2017, 18:07   #103
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Na zewnątrz, Kamala stała chwilę koło wejścia, wpatrując się, trochę martwym, spojrzeniem w wodę.
Otrząsnęła się, gdy posłyszała jakieś krzyki z kanału i ruszyła do skupiska gondolierów, by popłynąć do karczmy w której obradowało Koło Wiedzy Mistycznej. Jej gzyms wyglądał jak mała rezydencja, zbudowana z mahoniowych desek na murowanej podstawie. Przechodząc obok budynku można było nie zauważyć, że był to tawerniany przybytek. Nie było szyldu, drzwi nie były otwarte na oścież.
Karczma była cicha, jakby wymarła.
Była niezwykła.
Tawaif podrapała się po głowie, stojąc na stopniach pod futryną i wyraźnie się zastanawiając, czy wejść od razu do środka, czy pukać, czy może zajrzeć ciekawsko przez okno.
Przedreptała najpierw w lewo, później parę kroczków w prawo, zasadzając się na klamkę, ale… nie odważyła się jej dotknąć, jakby obawiała się paść ofiarą jakiejś magicznej pułapki, lub… testu jej magicznych talentów?
Chcąc nie chcąc musiała odszukać naburmuszonego Starca, na którego wciąż była obrażona.
~ Nie śpij bo cię obiorą… ~ burknęła butnie, perfekcyjnie lokalizując zwinięte w kulkę cielsko smoka, ulokowane na dnie jej wspomnień, jakby zrobił sobie z nich leże.
~ Czyżbyś czegoś chciała ode mnie? I czemu przeszkadzasz mi w planowaniu moich podbojów? ~ odparł dumnie gad, odzywając się łaskawie.

Normalna kobieta powinna się teraz odwinąć wrednej jaszczurce i strzelić ją w pysk za takie traktowanie, na szczęście dla niego, bardka do takich nie należała, nawet jako Kamalsundari, a nie jedna z jej masek.
Westchnąwszy ciężko, przełknęła gorycz zbierającą się na języku i zwróciła się grzecznym tonem.
~ Tak jak rozkazałeś, przyszłam zapisać się do Koła, by dowiedzieć się czegoś o twoim czarnym i niegodziwym przeciwniku. Sęk w tym, że… to są magowie… a magowie są szaleni na punkcie magii i mają dziwne poczucie humoru… nie chce teraz otworzyć drzwi i wybuchnąć połowy miasta w powietrze, więc… Czy zechciałbyś udzielić mi mentalnego wsparcia?
~ To znaczy... obdarzyć cię częścią mojej magii? ~ wydawał się niezbyt zadowolony z tego, że tancerka traktuje go jako rozwiązanie każdego swego problemu (mimo, że była to nieprawda).
Gdzieś w oddali Laboni zaczęła krakać, wyczuwając z daleka świeży pretekst do kłótni.
~ Chcę tylko… ~ zaczęła dziewczyna, pamiętając o sile spokojnego oddechu ~ byś pilnował swoją uniżoną służkę, by przypadkiem, przez własną głupotę nie sprowadziła na ciebie kłopotu.
~ Po prostu zapukaj w drzwi, albo jeszcze lepiej… kopnij je. Nie mogą zakładać pułapek na samych drzwiach, bo ktoś mógłby je przypadkiem uruchomić. Ktoś musi dostarczać jedzenie do karczmy i napitki. I z pewnością ten ktoś nie jest czarodziejem ~ mruknął czerwonołuski i zadumał się nad najnowszym dylematem. ~ Myślisz, że Laboni lepiej by wyglądała z wielkim tyłkiem czy płaskim jak deska biustem?
Chaaya zapukała grzecznie, zgrzytając zębami.
~ Laboni ma duży tyłek… ~ mruknęła zblazowanym tonem, przypominając sobie, że mówi o własnej… babci. ~ I jeszcze większy biust. Natura nie poskąpiła jej uroków tak jak mnie.
~ Dam jej takie, że będzie przypominała utuczoną krasnoludkę… albo zabiorę. Muszę tylko mocniej skupić się na kontrolowaniu tych zmian, by podtrzymać je nieco dłużej. ~ Zamyślił się Starzec, a tawaif… czekała.
Dopiero po kilku minutach odsunęła się zapadka w drzwiach, a w niej pojawiły się oczy o przenikliwym spojrzeniu.
- O co chodzi? - Padło pytanie.

~ Czyżbyś się nudził? ~ spytała podejrzliwie ~ Czy może zakochał?
Para orzechowych tęczówek wpatrzyła się w szparę oddrzwi.
- Dzień dobry, chciałam się spytać kiedy obraduje Koło Wiedzy Mistycznej i jakie są zasady rekrutacji do niego - odezwała się z miłym, dziewczęcym uśmiechem pilnej uczennicy.

~ Raczej planuję zemstę, a ona niech się boi albowiem jestem straszny! ~ ryknął smok w jej głowie.
- Ładniutka jesteś jak na adeptkę magii. Zaklinaczka? - “zapytały” oczy po drugiej stronie.
Kobieta pomasowała się w okolicach szczęki, przypominając sobie, że zakrycie uszu wcale nie zagłuszy tego co słyszała.
~ Nie krzycz tak… nikt nie jest tu głuchy. ~ Kilka masek potwierdziło, rozbrzmiewając swoimi słodkimi głosikami dookoła rozmawiających. Wiekowa kurtyzana jak na złość się nie pojawiała, choć jej utyskujące skrzeczenie dochodziło gdzieś z oddali.

- Taaak, tak to się u was nazywa. - Kontynuowała drugą rozmowę na głos.
- Zaklinaczy to tu nie lubimy… ale skoro szukasz wiedzy i chcesz się uczyć. - Drzwi się otwarły i Chaaya stanęła oko w oko ze starym mężczyzną w czerwonych szatach, ćmiącym fajeczkę i przyglądającym się jej w zamyśleniu.
- Pierwsza zasada… żadnych zaklęć na terenie karczmy - zaczął mówić.
Bardka wyprostowała się, chowając ręce za sobą. Na twarzy malowało jej sie przejęcie i trema, jak podczas ważnego egzaminu pod czujnym okiem nauczyciela.
- Żadnych. - Pokiwała z zapałem głową.
- Zajmujemy się teorią, a nie kolorowymi pokazami mocy - rzekł czarodziej, idąc przodem. - Kto był twoim mentorem?
- Wezyr Abu Alim al-Husajn Ibn Alim al-Fasim z Topazowej Twierdzy naszego wiecznie żyjącego władcy… - wzięła większy wdech - Abu Abd ar-Rahmana Ibn Abd Allaha Ibn Abd al-Sulejmana Ibn Hidżar al-Ma’fariego, z Dholstanu na Rozgrzanych Piaskach.

- Nie znam - stwierdził krótko starzec, gdy przeszli do sali jadalnej karczmy.
Białowłosy podszedł do baru i zabrał się za robienie drinka. - Szukasz nowego mentora?
Dziewczyna rozejrzała się po wnętrzu, stojąc grzecznie przy jednym ze stołków.
- Chciałabym poszerzyć swą wiedzę na temat antycznej historii oraz magii wtedy panującej.
- Haaa... to lubię. Młoda osoba, która interesuje się wiedzą i przeszłością, a nie tylko kolejną kulą ognia, łańcuchem błyskawic i stożkiem lodu. To takie rzadkie u młodzieży - stwierdził z entuzjazmem mag. - Z pewnością spodobają ci się wieczorne rozważania.
- Mój nauczyciel zawsze powtarzał, że nie ma potęgi bez wiedzy, ani, że nie ma nic cenniejszego od historii. Gdy przybyłam do La Rasquelle i dowiedziałam się o przeszłości miasta, zapragnęłam zgłębić ten temat… - Tancerka skłoniła się lekko. - O czym rozmawiacie podczas takich obrad? I najważniejsze… kiedy mogłabym przybyć?
- Nie ma ustalonych ram tematycznych - stwierdził staruszek - zwykle jeden z nas wygłasza referat, a potem debatujemy na temat jego tez. Zaczynamy jakąś godzinę po zachodzie słońca i wtedy najlepiej przybyć.
Następnie podał bardce swe dzieło .
Tej zaświeciły się oczy z zachwytu. Ostrożnie przysiadła na stołku, przysuwając do siebie kieliszek i podziwiając w milczeniu napitek.
Był piękny. Jak woda w oazie.
Prawdziwy okaz sztuki, niegodny, by zhańbić go czyimiś ustami.
- Spotykacie się codziennie? - spytała po chwili Chaaya, spoglądając na rozmówcę.
- Taaak. Na wieczornych spotkaniach zawsze, że jest przynajmniej jeden wygłaszający referat - wyjaśnił siwobrody, głaszcząc się po zaroście. - W końcu to klub myślicieli.
~ I papli podniecających się własnymi głosami i mądrością. Klub wzajemnej adoracji okularników ~ wtrącił złośliwe smok.

Tawaif się wyraźnie zafrapowała. Nie było szans, by przychodziła na spotkania codziennie, na których, bogowie raczą wiedzieć, ile spędzi czasu.
Biorąc do ręki szkło za cieniutką nóżkę, zakołysała lazurowym płynem, rozkoszując się wyjątkowo przyjemnym zapachem cytrynowej skórki.
- Nie będę mogła przychodzić tu… co wieczór. Muszę pracować - odpowiedziała cicho, zastanawiając się nad każdym słowem - ...by utrzymać się na czas pobytu w tym mieście. Czy nadal mogłabym jednak uczestniczyć w zebraniach? Raz na parę dni?
Ponownie utkwiła spojrzenie orzechowych oczu w mędrcu. - Jesteście moją jedyną nadzieją, bym mogła się dalej rozwijać… nie macie tu otwartych bibliotek jak u nas… antykwariaty są drogie, nawet gdy chce się książkę wypożyczyć… a znajomości nie mam, by móc przebierać w czyichś prywatnych zbiorach.
Nawet jeśli było tak, jak Pradawny mówił i skupisko tych bilbiofilów strugało sobie flety do wzajemnych występów oratorskich, Dholianka nie widziała na razie, żadnej innej alternatywy na to, by przybliżyć ją do swego celu, jakim było zdobycie wiedzy na temat elfów i ich miasta.
- Nie ma listy obecności panienko. Na wykłady przychodzi kto może i kiedy może. Oczywiście sami magowie na poziomie. Kuglarskich mętów nie mających szacunku dla Sztuki to tu nie wpuszczamy - wyjaśnił właściciel przybytku.
- Cieszy mnie to niezmiernie - odparła mu na to z uśmiechem wdzięczności i ulgi, mocząc dzióbek w kieliszku, by spróbować co takiego przygotował jej mag.
Słodkie… ale smak nie przypominał niczego co znała. Niemniej trunek przynosił błogość i przyjemny szumek w głowie.
Kobieta oblizała usta, siorbiąc z większym zapałem.

- Nigdy czegoś takiego nie piłam - wyznała z rumieńcem podniecenia, gdy odkrywała coś nowego - to jest jak… jak… woda zanzam. Najczystsza, święta i przynosząca objawienie.
- Dodałem nieco ambrozji z Celestii i parę innych składników, które udaje mi się pozyskiwać czasem z planów wyższym. Mam też i substancje z planów niższych. Eksperymentuję mieszając je z alkoholem pozyskiwanym z trzciny cukrowej, albo miodu, albo zboża. Eygwar pędzi z jęczmienia wodę ognistą. Ale tego świństwa nie da się wypić w czystej postaci - rozgadał się alchemik. - Raczymy się drinkami podczas wieczorów. Trzeba czym przepłukać gardło. Oczywiście w rozsądnych ilościach. Jesteśmy… - “pierdołami” wtrącił złośliwie Pradawny - …koneserami, a nie pijakami.
- Niesamowite - przyznała pełna uznania bardka, oblizując brzeg kieliszka ze słodkokwaśnych kryształków. - Znacie może likier z jadu nagi? Mógłby wam przypaść do gustu, rozjaśnia umysł, zamiast go zmącać jak inne alkohole… tylko, trzeba kupić ten ważony podczas nowiu, inaczej można się zatruć.
- Oczywiście. Mam kilka buteleczek, w tym także kilka tych trujących. Eksperymentuję z nim… - wyjaśnił staruszek. - Moje wykłady są poświęcone alchemii właśnie.
- Och… - Chaaya spłonęła rumieńcem zawstydzenia, odstawiając pusty kieliszek na blat. - Nigdy nie byłam z tego dobra… zawsze przyprawiałam mikstury, by lepiej smakowały, niźli… działały - przebąknęła pod nosem. - W takim razie nie mogę się już doczekać mojego pierwszego zebrania - dodała już z większą werwą, zeskakując ze stołka.
- Z pewnością będziesz mile widziana. I nie przejmuj się tym, że większość gości będą stanowili mężczyźni. Jesteśmy dżentelmenami - rzekł uprzejmie właściciel i nad czymś się zamyślił przez chwilę.
- A jak właściwie masz na imię? - zapytał.

“Raczej zbabiałymi impotentami” wtrąciła usłużnie Laboni, szepcząc na ucho skrzydlatemu, ale tak, by i “wnuczka” usłyszała.
~ Żebyś się nie zdziwiła. Znałem takiego staruszka co rano warzył sobie jakieś świństwo, po którym całą noc jak królik z dwiema zniewolonymi kobietkami. Siwobrody zbereźnik, ale tak to jest z wami… my smoki na szczęście mamy jeden sezon godowy w roku i to wystarcza ~ wyjaśnił Starzec oczywiście podkreślając swoją smoczą wyższość nad ludźmi.
- Nazywam się “Pełna jak księżyc” w skrócie Paro, córka Abu Alima al-Husajna Ibn Alima al-Fasima. - Ukłoniła się grzecznie dziewczyna.
- Heronimus Alberchard uczeń Calendusa Browarnika, który był uczniem samego Elhendara - przedstawił się uprzejmie Heronimus. - Miło cię poznać Paro.

“A ja znałam takich, którym miękła pała na widok kobiecego ciała, za to nie mieli z tym problemów, gdy ich kompan schylił się po mydło w łaźni.” Gdakała stara tawaif, rechocząc z wyraźną chrypką.
“Obstawiamy do której z tych grup należy?”
~ I tak nie mamy jak sprawdzić ~ odparł znudzonym tonem gad.

- Mi również. Spotkał mnie dzisiaj wyjątkowo wielki zaszczyt, że mogłam z panem… porozmawiać. - Chaaya nie wiedziała jak się tutaj zwracało do kogoś o takim rodowodzie z szacunkiem, starała się jednak zachowywać, swobodnie, jak na córkę wezyra przystało. - Niestety muszę już iść, obowiązki mnie wzywają.
- Oczywiście. To zrozumiałe. Nie zatrzymuję panienki. - Po tych słowach Heronimus odprowadził bardkę, aż do drzwi i ją wypuścił.

“No co ty…” Laboni, aż się zapowietrzyła, nie wiedząc czy się śmiać, czy może jednak czerwonołuski sobie nie żartował. “Oczywiście, że łatwo to można sprawdzić, wystarczy obserwować reakcje oka.” Wyjaśniła fachowo. “Oczy to zwierciadło duszy… widać w nich wszystkie twoje pragnienia.”
- Dziękuję i do zobaczenia. - Tancerka ukłoniła się ostatni raz, po czym popląsała do przyczółka gondolierów.

~ Gapienie się w gały. To masz pecha, bo ja już nie mam gał z których byś mogła wyczytać mą niezmierzoną mądrość ~ deliberował smok.
“Czytam z ciebie jak z otwartej księgi, nie potrzebuje twoich ślepi.” Burknęła dumnie kobieta.
~ Ja bym powiedział, że nie czytasz… tylko dukasz ciągle… ~ odgryzł się drakon złośliwie.
“W takim razie musisz mocno lubić te moje dukanie, skoro tak często ze mną dyskutujesz” odcięła się wyniośle kurtyzana.
~ Ani trochę… ale zagadujesz ciekawsze fragmenty osobowości Kamali. Mam wrażenie, że to ty uwielbiasz moją obecność. ~ Gad odwrócił kota ogonem, podczas gdy bardka doszła do łodzi i musiała podjąć decyzję, gdzie się teraz udać. Do następnego przybytku, czy przybyć przed czasem na spotkanie z kochankiem.
“Mógłbyś wymyślić coś własnego, jesteś wyjątkowo odtwórczą traszką…” stwierdziła zniesmaczona kobieta, widząc, że potyczka jak zwykle toczy się tak, że Pradawny odwraca każde słowo tawaif, samemu nic nie dodając.
Chaaya wybrała przewoźnika i zleciła kierunek galerii w której miała się spotkać z Jarvisem.


“Pod Kruczym Skrzydłem” była jednym z tych przybytków przytulonych do starej świątyni i przez to mało odwiedzanym. Co jednak wyróżniało to miejsce to barmanka… wytatuowana, białowłosa elfka, w zasadzie to półelfka… ale silnej elfiej krwi.
- Jestem Sandoria… miło cię poznać, ty pewnie jesteś Chaaya. Opis bowiem pasuje - rzekła przyjaźnie do tawaif, gdy ta tylko przekroczyła próg tego przybytku.
“Co do kurwy nędzy…” Laboni zainteresowała się tym co aktualnie było na zewnątrz, przerywając swoje utarczki z Pradawnym.
- Em… tak? Miło mi… - Bardka podrapała się po policzku, nieco zmieszana sytuacją. Wciąż była rozkojarzona własnymi myślami, jak i wyjątkowo erudyjnymi rozmowami w jej wnętrzu.
- Nie wstydź się. Ras… Jarvis i Gozreh to prawie moja rodzina. - Zaśmiała się pół krwi, chwytając tancerkę za dłoń i wprowadzając w głąb przybytku, gdzie posadziła przy stoliku w na środku sali i spytała - jesteś głodna, spragniona?

“Ras? Ras… Ras co?! Co. Co. CO?!” piała coraz bardziej poddenerwowana babka, doprowadzając skołowaną i wziętą z zaszkoczenia Kamalę do szewskiej pasji.
~ SRAS, zamknij się już wreszcie ile można mielić ozorem?! ~ wybuchła niespodziewanie, szokując tym samą siebie.
“Jak ty się do mnie zwracasz ty, tyyy niewyględna dziwko spod ciemnej gwiazdy. Żeby się tak zwracać do starszyzny? W prostej linii spokrewnionej? Do swojej mentorki? Baaabci?!” gdakała jak najęta Laboni, wykorzystując osłabiony alkoholem umysł dziewczyny.
“Ja też jestem ciekawa co dalej było po tym Ras…” Jedna z masek wtrąciła nad wyraz zgryźliwie i ironicznie.
“Jak rodzina?” Powtórzyła druga.
“Ciekawe jak… bliska…” sarknęła kolejna, a w tancerce, aż się zagotowało od ich - jej emocji.
~ “Ras... coś tam” ma na imię Jarvis. Miał, kiedy był pisklakiem ~ wtrącił łaskawie Starzec, wykazujac się swą nieziemską mądrością.
“Przymknij się, nikt cie nie pyta o zdanie!” wybuchły wszystkie kobiety, wyraźnie zdenerwowane, nie tylko rozmową z nieznajomą, ale, że i ktoś postronny wtrąca się do ich rozmyślań.
“Kamalo… Kamalosundari… powinnaś ją zabić.” Odezwała się oficjalnym tonem Nimfetka.
“Urżnij łeb przy samej piz…” Deewani już zaczęła się wyrywać na powierzchnię, ale została ucapirzona przez bardziej spokojną z afirmacji.
“Panuj nad swoim słownictwem jak Sulejmana kocham, tawaif nie powinna się tak haniebnie wypowiadać.”
~ Może czas żebyście zaczęły! Przyda się jakaś męska łapa w tym rozgdakanym babińcu! ~ ryknął głośno urażony smok. ~ Spokój tu. Ja zadecyduję czy ją zabijać. Na razie nie mam w tym intere...
“Zamknij paszcze bo ci naszcz…”
“DEWANII! TRZYMAJCIE JĄ! Bo sie wyrwie!”

Maski zaczęły się wzajemnie przekrzykiwać, a w umyśle, aż się zakotłowało od różnych, sprzecznych emocji, wprawiając w drżenie milczącą, posklejaną postać, która wpatrywała się w białowłosą półelfkę z całkowitym brakiem wyrazu na popękanym licu.
Zdawało się, że bardka powoli zaczynała się poddawać i osuwać się w cień.
“Nie będziesz nam tu rozkazywać! Jeśli tawaif chce zabić, to zabija i się nikogo nie pyta o zdanie… nawet posuwającego ją wezyra!” Stara Kurtyzana wzbiła się w powietrze, niczym kolorowy ptak.
“Pierdole!... Taką… RAND-kę!” Wykrzykiwała gniewnie łobuzica, coraz bardziej wybijając się na powierzchnię.
Chaaya chwyciła za blat stołu, przy którym została posadzona i wyglądało na to, że miała zamiar wywrócić go do góry nogami.
“Najpierw utłukę tę zdzirę, a później tego zawszonego kundla! Niewiernego białasa!”
Coś gruchnęło, jakby wredny kocur strącił ze stolika porcelanowy wazon. Drobna Kamala pękła na plecach, niczym rozpruta pacynka z której zaczęła wychodzić rozkrzyczana Chaaya w swoim chłopięcym stroju.

- Gozreh wspominał żeś temperamenta i możesz być zazdrosna. - Zamyśliła się Sandoria, po czym machnęła ręką. - Nie martw się jednak. Między nami nic nie ma. Jarvis to mój… przyszywany… tak jakby brat… razem żeśmy kiedyś ukrywali się po ruinach. Nie potrafię o nim myśleć jak o kochanku. Poza tym jest za młody dla mnie.
Krnąbrna maska biegała na wolności, pohukując głośno i dopiero po chwili poznając, że… nie ma władzy nad ciałem. Próbowała się skupić i poruszyć pobielałymi od silnego uścisku palcami, ale te ani drgnęły. Za to gniew w umyśle… zmalał i stał się odległy. Obcy. Jakby nie dotyczył tego ciała.
- Mój pierwszy kochanek był o sześćdziesiąt pięć lat starszy ode mnie, kiedy straciłam z nim cnotę… a i tak nie był najstarszym, którego u siebie gościłam. Musiałabyś mieć co najmniej dwieście lat, by zacząć mówić o kimś za stary lub za młody - odparła sucho Kamala, spoglądając koso na kelnerkę.
- Cóż… gdy ja miałam dwadzieścia lat i spotkałam Jarvisa. On miał dziesięć. Ciężko mi więc wykrzesać ku niemu miętę. Ale gdyby ktoś Gozreha zaklął w ludzkie ciało, to kto wie - zażartowała półelfka, siadając naprzeciw bardki i przyglądając się jej badawczo. - A ty tego… pierwszego… kochałaś sercem?

“Dziesięć lat…” Laboni jakby zmatowiała. “Dziesięć lat…” powtarzała jak zepsuta pozytywka, opadając powoli koło skulonego smoka. “Dziesięć lat… dla półelfki… to dużo…”
Najwyraźniej “cios” ten, był poniżej jakiegoś pasa morlanego kurtyzany, bo zaczęła się śmiać jak wariatka.
“Dlaczego to nie działa?” poskarżyła się chłopczyca. “Ej… słyszycie mnie? Dlaczego nie mogę się ruszać?”
Żadna jednak z Chaaj, nie odezwała się do dziewczyny.
- Pytasz czy dziwka może kochać? Ależ oczywiście… kochałam go ciałem i duszą - sarknęła tawaif, opuszczając dłonie na kolana.
Zimne poty wstrząsały jej ciałem, gdy próbowała powstrzymać się ze wszystkich sił, by nie zachować się jak kobieta z pustyni.
- Nieeee o to pytałam. Tylko czy ty… - odparła niezrażona tą reakcją Sandoria. - Widzę, że nie… więc ten sześćdziesięcioletni staruch nie ma prawa być nazywany twoim kochankiem.
Zamyśliła się dodając. - Nie wiem ile będę żyła, więc… czas pokaże czy dobiję do tej dwusetki. Prawdziwe elfy żyją ponoć millenia. Wyobrażasz to sobie?
Coś znowu chrupnęło pod kopułą tancerki. Niczym samotny piorun zwiastujący burzę. Jak… jak ta wywłoka mogła tak odezwać się o jej kliencie? Jak śmiała, nic o nim nawet nie wiedząc!?
- Wyrażaj się z szacunkiem, jeśli nie ze względu na jego czyny, to przynajmniej za wiek, jaki zdołał osiągnąć w miejscu, w którym zginęłabyś po dziesięciu uderzeniach serca - wycedziła oschle Dholianka, wstając z krzesła. - Powtórz Jarvisowi, że poszłam załatwić kilka spraw, widziałam i słyszałam już dość od ciebie. - Nie czekając na odpowiedź skierowała swe kroki do wyjścia, zaciskając dłonie w pięści, by nie rzucić się na kelnerkę jak wściekła hiena.

 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline