Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-12-2017, 18:10   #105
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Jarvis jeszcze nie przybył do zapomnianej przez wszystkich karczmy, ale kelnerka nadal tam była i co gorsza, zauważyła Chaayę…
Sandoria na widok bardki zamarła. Wydawała się równie zmieszana co sama tawaif, stała milcząca za kontuarem, przyglądając się wchodzącej do środka z niemrawą miną dziewczynie, przecierając szkło i wypolerowany blat baru.
Może tak było lepiej dla nich obu?
Chyba…
może nie, ale na pewno łatwiej.
Kamala usiadła przy wolnym stoliku, tym samym, przy którym wcześniej posadziła ją białowłosa służka, i kładąc ręce na kolanach, zwiesiła głowę siedząc pogrążona w ciszy.
Czekała.
Maski również się nie odzywały, bo i alkohol wywietrzał i nieobecność Deewani wyzbyła je z “przebojowości” i odwagi.

- Widzę, że… bojowa z ciebie kobietka. Ognista… - odezwała się w końcu półelfka, podchodząc i podając tancerce nieduży kieliszek z czymś… o malinowym zapachu. - ...i zaborcza. Potrafię to uszanować. I nie było w moich planach urazić… twojego pierwszego.
- Nie nawykłam do rozmawiania z kobietami - odparła brunetka zgodnie z prawdą, nie zmieniając położenia swoich dłoni. - Czy mogłabym prosić o coś do jedzenia?
- Coś konkretnego czy… danie firmowe? - zapytała mieszanka i podrapała się po uchu. - Miałaś mordercze spojrzenie. Nie widziałam takiego od… dawna szczerze powiedziawszy. Aż mi dreszcze po plecach przeszły. Już przestałam praktykować magię, więc nie wiem czy by mnie nie zawiodła.
Sundari zgarbiła się jak przy silnym uderzeniu, usta wygięte miała w smutną podkówkę. Teraz wychodziła jeszcze na szurniętego potwora, tego jej tylko brakowało do pełni w tej sytuacji, zebrała się jednak w sobie.
- Przepraszam, nie chciałam cię przestraszyć… - Nie było to w pełni zgodne z prawdą, bo w tamtej chwili faktycznie była wściekłą barbarzynką z pustyni, teraz jednak dostrzegała, a raczej próbowała dostrzec różnicę. Choć drobne igły niesprecyzowanej zazdrości i frustracji na powrót przekłuwały jej duszę.
- Może być danie firmowe, jeśli to nie problem.
- Nie przejmuj się tym. Gozreh wspominał, że masz temperamencik. Taki ogień w żyłach ma swoje zalety. Zadbasz o bezpieczeństwo mojego braciszka - odparła jej z łobuzerskim uśmieszkiem szpiczastoucha i ruszyła w kierunku kuchni mówiąc - więc będzie danie firmowe. Naleśnik z pastą z morskiej rzepy.

“A tego łachudrę gdzie wywiało? Gdzie się ta łajza szlaja!” Laboni ożywiła się nagle, wracając do pełni sił gotowa krakać jak to miała w zwyczaju.
Złotoskóra westchnęła, gdy została na chwilę sama, dopiero teraz czując jaka była napięta i skrępowana. Musiała być jednak silna. Musiała iść z dumnie uniesionym czołem, choćby na nią pluli i rzucali piaskowiec pod nogi. Była tawaif, a więc była ponad wszystko inne. Prawda?
Jarvis pojawił się zaraz po tym, w końcu przynosząc ulgę czekającej na niego kochance. Przyglądał się jej z ciepłym uśmiechem, gdy wchodził z iskierkami pożądania w oczach.
Natychmiast przysiadł do bardki mówiąc - pewnie poznałaś już Sandorię, co? To jedyna mi znana półelfka, więc uznałem, że będziesz zainteresowana ją poznać. Nikogo będącego bliżej starożytnych elfów nie znam w mieście. O i udało mi się załatwić klucz do portalu, więc z pewnością udamy się tam na wycieczkę.
Dziewczyna ucieszyła się na jego widok, spoglądając na niego pełnym uczucia spojrzeniem. Nie poruszyła się jednak, ani nie odezwała. Siedząc jak przygaszony ogarek.
Na czułe słowa przywoływacza, powieki lekko jej zadrżały, a w kącikach pojawiły się łzy.
“Nie płacz, nie płacz, nie płacz, niepłaczniepłaczniepłacz…” zaklinała samą siebie, czując dojmujące poczucie wstydu i odrazy do samej sobie.
Zdecydowanie nie zasługiwała na tak szczodrego i hojnego partnera jakim był dla niej czarownik.
- Dziękuję… - wyszeptała cicho, łamiącym się głosem, choć dzielnie trwała w “opanowanej” formie.
- Chodź… usiądź mi na kolanach. Daj się przytulić - szepnął mężczyzna, nachylając się ku wyraźnie załamanej towarzyszce.
- Nie-e… - Ta zaprzeczyła kręcąc głową i spuszczając wzrok na dłonie, by dalej katować się mantrą, powstrzymując swe oczy przed płaczem.
- Czemu? - spytał cicho mag wyraźnie zmartwiony jej zachowaniem. Na domiar złego po chwili zaś pojawiła się półelfka podając na talerzyku naleśniki pachnące dość mocno i aromatycznie.
- Uważaj, są lekko słone i mocno pikantne. Przyniosę coś jeszcze do popitki - stwierdziła kelnerka i ulotniła się tak szybko jak przyszła, nie witając się z przyjacielem z dzieciństwa.

- Mało jej nie zabiłam Jarvisie… z zazdrości o ciebie - odparła bardzo cicho brązowooka, garbiąc się nad talerzykiem. Czuła, że straciła całkowicie apetyt, lub od początku w ogóle go nie miała. - Wyszłam na wariatkę.
- Och… - Jeździec zamarł słysząc jej słowa i zamyślił się przyglądając Chaai. - Rozumiem. Ukarzę cię wieczorem. Mocnymi klapsami, bolesnymi uderzeniami w pośladki. Poczujesz się wtedy lepiej?
- Nie-he… - Kamala uśmiechnęła się blado, biorąc do ręki widelec, który wyjątkowo ciążył jej w dłoni. - Nawet gdyby mnie piekło pochłonęło nie poczułabym się lepiej…
- Ale jej nie zabiłaś. Nawet nie zaatakowałaś... chyba. Więc… z tego powinnaś być dumna - odparł z uśmiechem partner tancerki i sięgnął dłonią ku jej głowie, wsuwając delikatnie palce w puszyste włosy, głaszcząc leniwie.
Dziewczyna pociągnęła niebezpiecznie nosem, odkrywając widelczykiem kawałek omleta, którego nadziała z cichym chrobotem metalu o metal.
- Taaa… Dumna jak cholera… - mruknęła, posłusznie poddając się pieszczocie, która wyjątkowo terapetutycznie na nią działała.
Zjadła. Powoli przeżuwając i czując jak strawa pęcznieje jej w ustach.
- Znajdę ci okazję do pokutowania… - stwierdził łobuzersko, nie przerywając powolnej pieszczoty. Białowłosa wróciła zaś z popitką i ponownie oddaliła się tak szybko jak się zjawiła.
- Są ciche zaułki pomiędzy nami, a Dartunem - dodał po chwili kochanek.
Tancerka zmusiła się do przełknięcia kęsa strawy, ciamkając jak wybredne dziecko, które jest wyjątkowo niechętne do konsumpcji czegokolwiek.
- Przepraszam cie. Przyniosłam ci tylko wstyd… ciągle ci to robię. Ona się chyba mnie boi… dłużej nie zniosę tej sytuacji… - Na dowód tego przyśpieszyła posilanie się, kryjąc smutek za bardziej zaciętą miną.
- Nie sądzę, by ona bała się czegokolwiek i kogokolwiek. - Zamyślił delikatnie mag. - Nie przejmuj się tym. Jesteś żywiołowa… to także część twego uroku.
- Ciebie też chciałam zabić… - burknęła z pełnymi policzkami, spoglądając na partnera znad talerza. Oczy miała zaróżowione, ale już nie świeciły się niebezpiecznie od łez. - Słabo nadaje się na niespodzianki… - Dopchała widelcem ostatni kawałek jajka i opierając się na krześle, poczęła żuć... i żuć i żuć, a policzki tylko bardziej jej rosły i rosły.
- To… nie dziwi mnie. Nie wiem tylko czy od chęci przeszłabyś do czynów - odpowiedział cicho, przyglądając się kobiecie.
~ Chodźmy stąd, chcę poczuć jak twoje ciało drży w moich objęciach. ~ dodał telepatycznie.

Kamala pozwoliła dyplomatycznie przemilczeć to pytanie, popijając drobnymi łyczkami zaserwowany napitek. W końcu gula jedzenia przeszła jej przez gardło i tawaif odetchnęła z ulgą, jak po wykonaniu nieprzyjemnego obowiązku.
~ Zapłacę i możemy iść… ~ odparła spolegliwie, sięgając po sakiewkę i szukając wzrokiem szpiczastouchej, ta czaiła się przy barze, nie spoglądając na jedynych gości swojego przybytku.
~ Dobrze ~ zgodził się z nią towarzysz, raz jeszcze uśmiechając się pokrzepiająco.
Bardka wstała i ruszyła pośpiesznie do kontuaru, wysypując drobne na dłoń i grzechocząc nimi cicho.
- Było… smaczne, ile płacę? - spytała grzecznie, trzymając spojrzenie nisko, jak zawstydzona służka.
- Pół sztuki srebra za wszystko. Cieszę się, że ci smakowało - odparła z uśmiechem półelfka.
Wyłuskawszy odpowiednią kwotę, Chaaya położyła monety na blacie, po czym skinąwszy na pożegnanie głową, ruszyła do wyjścia, nie oglądając się na czarownika.
Marzyła tylko o tym, by czym prędzej uciec z tej niezręcznej sytuacji… w którą wpakowała jej zbyt gorąca krew.

Wiedziała, że Jarvis ruszył za nią i zrównali się już na ulicy. Przywoływacz poprawił kapelusz na głowie, chwytając za dłoń tancerki.
~ Stęskniłem się. ~ Usłyszała w głowie.
~ Dwa razy przychodziłam do tej nieszczęsnej galerii i dwa razy byłam przed czasem i musiałam na ciebie czekać. ~ Dziewczyna uśmiechnęła się ciepło, choć ciężko, ściskając rękę kochanka i splatając z nim palce.
~ Nie musimy iść jeszcze do Dartuna ~ odparł mag, prowadząc gdzieś bardkę wzdłuż kanałów. ~ Chcę usłyszeć twój jęk Kamalo. Chcę usłyszeć rozkosz… i zobaczyć twój uśmiech. I to co masz pod suknią.
Ta przylgnęła do niego ramieniem, by być przy nim jak najbliżej i zadzierając głowę, przyglądała się jego twarzy z profilu w pełnym ufności spojrzeniem.
~ Przecież dobrze wiesz co mam pod sukienką… ~ mruknęła lekko przybitym tonem.
Wydawało się, że nie była w dobrej formie do amorów, jak wcześniej zakładała.
~ Dlatego chcę zobaczyć… to piękny widok. Kuszący ~ odpowiedział mężczyzna i zatrzymał się na moment.
~ Czy wszystko w porządku? Możemy pójść od razu do Dartuna jeśli chcesz. Albo zajrzeć na jarmark i napchać brzuchy słodyczami.
Chaaya ciągle wpatrywała się w partnera, nie za bardzo przejmując się drogą, którą przemierzali.
~ Troche sie wstydze to wszystko ~ odparła, przytulając nieznacznie policzek o jego ramię. Na większą poufałość, nie potrafiła się zdobyć.
~ Wstydzisz się tego co się stało? ~ zapytał, gdy zmierzali w kierunku bardziej odludnych obszarów miasta. Kobieta rozpoznawała okolicę. Zapomniana świątynia elfiej bogini rozpusty… ich świątynia, była gdzieś tutaj w pobliżu.
~ Raczej… tego co myślałam i czułam… choć nie powiem, owe spotkanie nie należało do najlepszych ~ stwierdziła ze smutnym rozbawieniem tawaif.
~ Jest wiele rzeczy… błędów… wyborów, które czasem żałuję. Ale nie można ich rozpamiętywać, bo to tylko przynosi ból. Można jedynie wyciągnąć z nich naukę. ~ Czarownik zatrzymał krok i spojrzał na umiłowaną. ~ A ty… dziś wygrałaś. Nie poddałaś się owym myślom, zwyciężyłaś te uczucia i pragnienia. Odrobinkę. Ale krok do przodu jest zawsze krokiem w dobrym kierunku… nieważne jak malutkim.

Dholianka słuchała go jak ufne dziecko słuchające ważnej nauki rodzica. Splecione palce u dłoni, coraz mocniej zaciskały na ukochanym jakby w obawie, że mogli by się nagle rozłączyć.
Sundari nie była pewna swego “zwycięstwa”, a raczej było ono gorzko słodkie.
To prawda… powstrzymała swoje zapędy, jakiekolwiek by one nie były, ale… zachowanie i emocje jakie w sobie zdusiła, były jak wyrzeczenie się swojego pustynnego rodowodu.
Zazdrość, wybuchowość, zawiść, chęć i czyn mordu w sprawie “miłości”, były wszechobecną zasadą przyjętą na Rozgrzanych Piaskach.
Kobiety były płomieniem. Chaotycznym i krwiożerczym, którego jażmicielem był mężczyzna. Kobiety mordowały kochanków, kobiety spiskowały przeciwko swoim rywalkom, kobiety plotkowały, knuły, truły i wyżywały się na sobie nawzajem, pilnie strzegąc swego męża.
Oni byli skarbem… a one wściekłym smokiem go broniącym.
Dlatego były zamykane, dlatego uciemiężone i pilnie strzeżone przez ochronę haremu. Czasem bite, czasem źle traktowane przez historię i naleciałości kulturalne, które umniejszały ich wartości i prawa, ale co by nie mówić… to właśnie one były najniebezpieczniejszymi istotami na pustyni… zaraz po skropionach i kobrach.
Sprzeciwiając się temu, Chaaya czuła się jednocześnie… zdrajczynią, bo… morderczynią już była, ale tego akurat jej kochanek nie musiał widzieć.
~ Ta… zapewne jestem teraz bardziej biała… Janus byłby ze mnie dumny ~ stwierdziła oględnie, podskakując i zrzucając znienawidzony, jarvisowy kapelusz na ziemię. Po czym jak gdyby nigdy nic, obejrzała się na budynki, “podziwiając” widoki.
- Tak… z pewnością… bialutka - mruknął Jarvis, schylając się po cylinder.
Tawaif skorzystała z okazji, iż twarz mężczyzny znalazła się na jej wysokości i czym prędzej nachyliła się, by pocałować go w policzek. Gest ten miał wyrażać podziękowanie, bo skruchy swoim niecnym czynem nie odczuwała… być może już planując jak zrzucić nakrycie głowy ponownie.
- Nie taka biała jednak… nadal masz w sobie łobuzerskie iskierki. - Przywoływacz rozejrzał się dookoła i widząc jedynie odpływającą gondolę, naparł ciałem na bardkę, dociskając ją do zimnego muru pobliskiego budynku. Następnie pocałował zachłannie i namiętnie, delektując się miękkością jej warg.
Tak… dziewczyna przekonała się, że bardzo się za nią stęsknił.

Chaaya zadrżała od nagłej fali podniecenia, owijając się jedną nogą o nogę czarownika, tak by ten nie miał już od niej ucieczki.
~ Nie było cie! ~ poskarżyła się gniewnie, obejmując go wolną ręką pod pachą, gładząc mu palcami nasadę głowy. ~ Tak długo cie nie było. Za długo! Za daleko! Bezemnie… ~ Napierała ustami coraz mocniej, jakby chciała pieszczotę zamienić w walkę o dominację nad językiem partnera. ~ Nie chce… nigdy więcej... nie obchodzi mnie, po prostu nie chce… więc nie zostawiaj mnie.
~ Nie znudzę ci się? ~ Ten na razie sam dociskał jej ciało do siebie, nacierając całym swym ciężarem na drobniutką sylwetkę dziewczyny. Jego usta przylegały zachłannie do jej warg, a język dzielnie staczał bój ze zwinnym języczkiem kochanki.
~ Dzień w dzień, noc w noc… zawsze spragniony widoków, dotyku, głosiku.
Zawarczała w rozdrażnieniu, wbijając Jarvisowi paznokcie w kark.
~ Mam cię błagać? Na kolanach? Zrobię to! ~ odparła z determinacją.
~ Tu i teraz? Nie lepiej poczekać z błaganiami… aż dotrzemy do świątyni? Zresztą, też coś planowałem na kolanach ~ mruknął telepatycznie, usta mając zajęte pieszczotami jakimi znaczył jej policzek.
~ Gdzie chcesz… gdzie mnie zabierzesz ~ zapewniała gorliwie, owiewając mu ucho ciepłym oddechem.
- Tak mocno cię pragnę… - zakwiliła na głos, czując jak znowu łzy szczęścia, i poczucia winy, napływają do jej oczu.
Mężczyzna wziął ją w ramiona i ruszył do świątyni. Trzymał bardkę mocno, zachłannie tulą do swojego torsu.
~ Jak już będziemy na miejscu… będziesz mi posłuszna? ~ zapytał nieśmiało.
Brązowowłosa przytrzymywała dłońmi twarz maga, muskając jego policzek, usta i brodę drobnymi całusami.
~ Jak wytresowany pies jeśli tego chcesz… ~ odpowiedziała czule, przecierając szybko oczy o swoje ramię.
~ Nie wiem… czy tego chcę. Kocham cię Kamalo… całą ciebie. Razem z tym zadziornym charakterkiem także.
Powoli dotarli w znajome im rejony. Przekroczyli próg starożytnej świątyni, w której składano hołd pierwotnym żądzom i ofiary z czystej rozkoszy.
Smoczy Jeździec ostrożnie postawił dziewczynę przy kariatydzie, rzeźbionej na kształt nagiej, zmysłowej elfki.
- Chcę zobaczyć jakie to skarby ukrywasz pod suknią - zażądał cicho, spoglądając na swój złotoskóry skarb o burzy czekoladowych loków i jasnych orzechowych oczach, spragnionym spojrzeniem.

Chaaya mierzyła partnera z pożądliwością. Oddychała ciężko, falując ukrytym pod zbroją biustem. Sięgnąwszy po troki swojej szaty, rozwiązała ją na plecach i zaczęła się powoli rozbierać.
- Jak sobie życzysz… jaamun. Jak sobie życzysz… - wymruczała odsłaniając kształtne uda, napięty brzuch i dekolt w całej swojej okazałości, ściągając materiał przez głowę.
Stała teraz ubrana w fioletową bieliznę, prężąc się dumnie i lubieżnie, gładząc się delikatnie między wzgórkami piersi.
- Wyglądasz zachwycająco… jak żywe dzieło sztuki. - Jarvis podszedł do niej z podniecownym uśmiechem i upadł przed nią na kolana. Pochwycił za uda, zaciskając na nich kompulsywnie dłonie. Następnie przylgnął ustami do jej łona i wodził językiem po okrywającej je bieliźnie.
Powoli i stanowczymi muśnięciami. Jak artysta malujący na płótnie.
Kobietę ucieszyły te słowa, wywołując łagodny uśmiech na twarzy. Gdy drżąc delikatnie, jak kwiat pod uderzaniem pierwszych kropli deszczu, rozkwitała pod dotykiem kochanka.
Pragnęła go jak roślina pragnie wody, szukała swym spojrzeniem jak słonecznik odwracający się za słońcem.
Zrzucając czarownikowi kapelusz, ujęła jego twarz w dłonie, podnosząc ją do góry, by mogli spojrzeć sobie w oczy.
Źrenice tancerki były nieznacznie rozszerzone, a tęczówki iskrzyły się głęboko skrywanymi emocjami. Przypominały rozgwieżdżone niebo, przez które przepływały strzępki chmur przesłaniając ich blask, gdy nieopisany smutek spływał na jej serce.
- Meri saajan… - wyszeptała czule, gładząc kciukami odstające kości policzkowe mężczyzny - meri sanam… meri janaam… meri jaamun - powtarzała cicho, drżąc od wzrastającego uczucia, które rozbuchało się ogniem w jej wnętrzu - meri zindagi… meri dil… meri prem… - Znów poczuła w sobie siłę, potrafiącą zabijać, niszczyć i niweczyć wszystko w około.
Zacisnęła mocnej palce na skroniach klęczącego, oddychając coraz ciężej. Była gorąca, jak trawiona magiczną gorączką. Opuszki wbijały się w skórę, powoli zaczesując przywoływaczowi włosy do tyłu, naciągając skórę.
Był jej światem, był jej bogiem. Widział to w jej spojrzeniu i słyszał w przepełnionym bolesną tęsknotą głosie.
Była bezsilna wobec ogromu miłości, która trawiły ją od środka, gnębiąc ciało i duszę.
- Mujhe tumse pyar hai… - wyznała bezgłośnie, drżącą dłonią głaszcząc jedynego jakby się bała, że jej dotyk może sprawić mu ból i pochylając się coraz bardziej ku niemu, jak samotna wierzba skłaniająca się przed jeziorem, którego brzegu strzegła.
Dla tych chwil Kamala była gotowa wyrzec się samej siebie. Jeśli będzie musiała uśmierci swe serce i wszelkie wspomnienia związane z dawnym życiem. Rozerwie się na strzępy i ulepi od nowa. Byleby nie utracić łaski kochania i bycia kochaną.
- Już… już jestem ci posłuszna - odparła, opuszczając ręce.

- W takim razie… rozkoszuj się - wymruczał ciepłym głosem mag, wodząc prowokująco językiem po bieliźnie tancerki. - I powiedz, kiedy będziesz miała ochotę na więcej.
Jego dłonie obejmowały jej uda, gdy klęczał przed nią niczym wyznawca przed swą boginią.
I wielbił ją.
Zresztą… ta świątynia była wyjątkowym miejscem. Można mieć było wrażenie, że posągi patrzą na nich, przyglądając się ich działaniom. Tawaif mogła się czuć nie tylko jak niewolnica miłości do swego wybranka, ale… jak kapłanka zapomnianej bogini miłości, odprawiająca rytuał ku jej czci.
To potrafiło upoić, dziewczyna drapała swego “sługę” za uchem, obserwując go z jasnymi wypiekami na twarzy.
Widok ukochanego na kolanach od wieków oddziaływał na kobiety, bardka nie należała tu do wyjątków. Jej serce miękło, a łono zaczęło przyjemnie pulsować pod materiałem, ale… była twardą sztuką i jeśli mężczyzna chciał dostąpić łaski cielesnego spełnienia u jej boku, musiałby się bardziej wykazać, by skusić ją do zrezygnowania z tej chwili.
Była więc panią sytuacji, bo i Jarvis zamiast wziąć siłą co jego, godził się na to pieszcząc jej łono przez coraz bardziej przemokniętą bieliznę. Nie była to oznaka słabości ze strony kompana, a raczej jego natury… i czułości jaką ją obdarzał były wyrazem jego uczucia.
W końcu jednak postanowił posunąć się dalej w tych działaniach i… powoli zaczął zsuwać w dół koronkowe majteczki. Jakby odkrywał ukryty skarb… i przez chwilę Chaaya jedyne co czuła na swym podbrzuszu to jego spojrzenie i ciepły oddech.

Kurtyzana przejechała opuszkami palców po rozchylonych ustach partnera, po czym zanurzyła je w odsłoniętym pączku jej kobiecego kwiatu.
Zaśmiała się pod nosem, masując się delikatnie i z roztargnieniem.
- Czy powiedziałam, że chcę więcej? - spytała wesoło, zasłaniając dłonią swe wdzięki. - Nie dostaniesz nawet widoku, póki masz na sobie marynarkę.
- I to tyle w kwestii posłuszeństwa… - zamruczał czarownik, ale bez śladu urazy w głosie. Jego spojrzenie przesunęło się na stanik, gdy zdejmował marynarkę. - A ile zapłacę za odsłonięcie piersi?
- Sam powiedziałeś, że mam ci powiedzieć, gdy będę czegoś chciała - wytknęła mu z satysfakcją, cicho się śmiejąc i wykorzystując nadarzającą się chwilę, by trochę pognębić towarzysza. - Ten widok będzie kosztować cię koszulę.
- I podtrzymuję to… nie wiem tylko czy sam będę w stanie opierać się tak rozkosznym widokom. - Za marynarką poszła kamizelka i koszula. Sundari mogła podziwiać półnagiego kochanka i ślady jakie zostawiła na jego ciele paznokciami i ząbkami.
Kobieta rozgorzała jeszcze mocniej, a rumieniec podniecenia, z policzków, spływał powoli na ramiona i dekolt.
Odwróciła się plecami do przywoływacza i... kucnęła przed nim, by mógł rozpiąć jej biustonosz. Czuła jego palce na plecach… które drżały z podniecenia. Mimo, że widział ją nieraz nagą i rozbierającą się, to nadal pożądał tych widoków.

- A! - zawołała nagle zadziornie jak psotliwa bestyjka. - Dotyk kosztuje spodnie.
- Zgoda… ale najpierw… określ jaki dotyk. - Po rozpięciu zapięcia stanika, Chaaya poczuła jak jego palce wodzą po jej plecach, a potem pośladkach. Jarvis nie grał czysto, starając się wykorzystać sytuację.
- Dotyk to dotyk… póki masz na sobie spodnie, możesz tylko na mnie patrzeć. - Ta odpowiedziała rezolutnie, oglądając się nieznacznie przez ramię, przez co widział jak jej usta wygięte są w pełną łódeczkę chochliczego uśmiechu.
- Najpierw pokaż te skarby… - mruknął w odpowiedzi jej ukochany, chcąc oczywiście zobaczyć to co przed nim ukrywała… w tej chwili.
- To schowaj ręce za sobą… - pertraktowało nieugięte nimfiątko, odwracając się bokiem, by móc obserwować poczynania swojej ofiary.
Na jego nieszczęście, choć bielizna rozpięta, podtrzymywana była ręką, unosząc obie piersi do góry, niczym dwa puszyste desery na tacy.
Mag posłusznie schował ręce za plecami, klęcząc przed ślicznotką i wędrując rozpalonym spojrzeniem, po jej coraz bardziej nagim ciele. Widziała jego pragnienie i wiedziała o jego pożądaniu pulsującym w niej. Wystarczyło tylko jedno jej słowo… jeden gest... jeden kaprys.

Kamala spuściła wzrok, chwile się nie ruszając. Czyżby dalej się droczyła, czy może faktycznie poczuła zawstydzenie? Tylko czego miałaby się wstydzić przed magikiem? Znał każdy szczegół i sekret jej kobiecego ciała, a jednak gdy miała odkryć przed nim swoje serce, nagle płoszyła się jak łania.
W końcu opuściła delikatnie przedramię, a atłasowe miseczki na jeden oddech utrzymały swe miejsce, po czym bezwładnie opadły na podłogę. Bardka pogładziła się po piersiach, obleczonych w gęsią skórkę, podnosząc niepewnie wzrok na obserwatora.
- Jesteś prześliczna - wyszeptał cicho czarownik, przyglądając się w zachwycie jej drżącemu lekko ciału. - Cudowna i delikatna… aż strach cię dotknąć, bo możesz zniknąć jak sen złoty.
- Naprawdę? - spytała, przechodząc do klęczek i przysuwając się rozmówcy, chwyciła jego twarz w ciepłe dłonie, muskając ustami jego wargi. Biust frywolnie ocierał się o tors, jak dwie miękkie, kocie łapki, które sprawdzają teren pod sobą.
- Bardzo śliczna i kusząca… przecież… - mruczał mężczyzna, grzecznie trzymając dłonie za sobą i odpowiadając pomiędzy jej czułymi pocałunkami. - Jeśli nie… wierzysz… mym słowom… to… tam na dole… muszę być szczery.
- Dlaczego miałabym ci nie wierzyć? - Dziewczyna coraz mocniej napierała na partnera, łącząc ich w coraz bardziej gorączkowych i desperackich pocałunkach. Była jednak w swej postawie uległa, wciąż pamiętając o swym przyrzeczeniu.
- Nie wiem… - Ciałem Jeźdźca wstrząsnął dreszcz, gdy łaknącym spojrzeniem wpatrywał się w jej oblicze. - Teraz… ciężko mi myśleć… o czymś innym niż o tobie… spodnie. Możesz czynić honory i uwolnić mnie od ich ciężaru. Ja ręce mam za sobą.
- A dalej gdy już to zrobię? - dopytywała się, opuszczając rączki na biodra kochanka, przez chwilę błądząc palcami po ich pasku, zanim nie zabrała się do rozpinania sprzączki, a następnie rozporka.
- To wtedy będę mógł cię dotykać. A ty… może mi powiesz… jak chcesz bym to robił - szeptał, grzecznie czekając, aż uwolni go od ciężaru materiału.
Odsłaniając dolne partie ciała Jarvisa tawaif zauważyła wyraźny namiocik wywołany napiętą bielizną. Jej luby, był gotów do sprawienia jej rozkoszy.

Chaaya przez chwilę gładziła jego przyrodzenie przez materiał, po czym ponownie wróciła do obejmowania mu oburącz twarzy.
- Czy takie jest twe życzenie… mój panie? - Usta wróciły na swoje dawne miejsce, ssąc delikatnie dolną wargę towarzysza.
- Tak… chcę wiedzieć... jak pragniesz bym cię dotykał. Co rozpala twe serce, jakiej pieszczoty domaga się twe ciało - mruczał, obejmując dłońmi pośladki klęczącej pokusy i wodząc po nich leniwie opuszkami palców.
- ...bez wytchnienia... Chcę dochodzić raz za razem, bez przerwy, tracąc dech, zrywając gardło od krzyku - przyznała cicho, podgryzając mu brodę. - Nie ważne jak. Możesz mnie gnębić i możesz mnie wielbić. Chcę by ta chwila trwała jak najdłużej. Chcę by nasze spełniania stały się bolesną rozkoszą, przypominającą o naszych limitach.
- To na czworaka… wypnij pupę. Będzie… szybko… zwierzęco - wyszeptał gorączkowo czarownik. - Postaram się by było intensywnie. A potem Dartun… musimy go odwiedzić. Po nim jednak będę cały twój, w naszym pokoju nie dam ci chwili wytchnienia.
“Nie później, a teraz” chciała powiedzieć kobieta, z trudem powstrzymując się przed dalszymi pieszczotami.
Przez chwilę znakowała opuszkami policzki i usta wybranka, oddychając cicho i ciężko, zbierając w sobie pokłady posłuszeństwa i silnej woli.
Teraz gdy podstępem pozbawiła Jarvisa wszystkich ubrań… miała zaraz znowu go w nie przyodziać. Rozdzierało jej to serce i nawet wizja rychłego połączenia, nie była w stanie tego zmazać.
Drgnęła jednakże, oglądając się z początku nieśmiało przez ramię, by spojrzeć na rzeźbę lubieżnej elfki, zuchwale przypatrującej się dwóm ciałom u swej podstawy.
Jej figura hipnotyzowała i wyzywała za razem. Frywolna pozycja odsłaniała kobiece wdzięki i nawet czas, odznaczający się na spękanym i ciemnym kamieniu nie mógł umniejszyć kuszącym widokom jak i kunsztu antycznego rzeźbiarza.
Tancerka oparła się dłońmi o zimną posadzkę, plecy miała lekko wgięte przez co biodra wysunęły się do góry, prezentując magowi atrybuty kochanki. Gładkie, miękkie i soczyste jak pęknięty owoc.
Sama ich nosicielka wpatrywała się w otwartą muszlę z perłą w środku jaką skrywały omszone nogi statuy.
Poczuła silne dłonie mężczyzny na swoich biodrach.
Poczuła jak na nich zaciska palce, by spełnić jej kaprys.
Poczuła jak… napiera, jak wypełnia jej stęsknione wnętrze swą twardą obecnością. Jak znów jest jej.
Mocne ruchy bioder, głębokie sztychy przechodziły w drżące kołysanie jej piersi i silne doznania. Tak jak powiedział, zamierzał wynagrodzić jej tęsknotę i spełnić obietnicę wyjątkową żarliwością swych działań. Przywoływacz trzymał jej pośladki mocno i posuwistym ruchem wyznaczał energiczne rytm ich lubieżnego tańca, głośno aplauzowanego przez rozśpiewaną krtań tawaif.

- Tak, tak, TAK! - skandowała tęsknie, przyjmując całym swym ciałem impet z jakim szturmował ją ukochany.
Rozkoszny ból, obezwładniający żar, zapierająca dech twardość i nieustępliwość, mieszała zmysły dziewczynie, doprowadzając ją nad przepaść.
Słyszała za sobą chrapliwy oddech kompana. Drżał z pożądania, nieustępliwie podbijając ciało swej służki. Kamala wszak potulnie oddawała się w jego niewolę, czując coraz intensywniej i mocniej jak z każdym ruchem pożądanie jej “władcy” narastało w nim. Starał się jednak odwlekać eksplozję jak najdłużej, gdy ciało przez niego zdobywanej, powoli przyzwyczajało się do intruza i jego bezlitosnej gierki.
Głośne jęki wyparły jej krzyki, wzbijając się rzewnie pod sufit jak spłoszone ze snu ptaki.
Teraz liczyła się przyjemność i celebrowanie tej intymnej chwili między parą Smoczych Jeźdźców.
Bardka kołysała się jak na huśtawce swych uczuć, otulając drogiego jej mężczyznę, by poczuli się dosadniej i by zasmakowali subtelnych nut jakie wytwarzały się z ich ciał podczas wspólnych igraszek.
Dopasowywali się do siebie i harmonizowali wzajemnie, na chwilę przed, zanim ich organizmy nie przeszyje piorun spełnienia. Ten nadszedł szybko i był gwałtowny, szarpiąc ich spoconymi sylwestkami intensywną rozkoszą. Z ust czarownika wyrwał się cichy jęk, by potem drżącymi ustami wyszeptać - prze.. praszam… powinienem… wytrzymać.. dłużej.
Dholianka zachwiała się nad posadzką, trzęsąc się ze zwieszoną głową. Przed oczami pociemniało, a w uszach wciąż słyszała huk własnej krwi. W końcu opadła na kamienie, spinając się nieznacznie, gdy rozgrzane ciało zetknęło się z chłodem.
- Przecież wytrzymałeś… - odezwała się, ale głos ją zawodził, jakby ekstaza wciąż ściskała ją za gardło. - ...i wytrzymujesz dalej. - Przekręciła się na bok, spoglądając spod półprzymkniętych powiek na towarzysza.
Uśmiechała się w pełni szczęścia.

Ten przewrócił dziewczynę na plecy, uśmiechając się lubieżnie i łobuzersko zarazem. Powoli rozchylał nogi ukochanej siadając pomiędzy nimi.
- Wspominałaś coś oooo… dochodzeniu raz za razem, bez chwili wytchnienia?- zapytał spoglądając w orzechowy oczy.
Spoglądała na niego zdziwiona, ale i zaciekawiona. Z nadzieją… jeszcze nieśmiało odbijającą się w jej źrenicach.
- Mówiłeś, że musimy do Dartuna… że po… że wtedy… - Chwyciła go za przedramię, jakby się bała, że zaraz ucieknie i podparła się na łokciu.
- Bo powinniśmy tak zrobić.
Powinni, ale on nachylił się i zaczął językiem wodzić po wciąż gorącej i soczystej kobiecości. Z początku leniwie rozpalał ją muśnięciami języka, ale po chwili zaczął sięgać głębiej.
- Wymyślę… jakąś wymówkę… by wytłumaczyć spóźnienie.
Jego palec przesunął się pomiędzy pośladkami kurtyzany i powoli podbijać jej wrota wyuzdanych rozkoszy swą obecnością.
- Możemy trochę się spóźnić… - wymyślał jakieś alibi dla siebie i dla niej.
- Haaai… - Tancerka opadła na posadzkę, wijąc się przed Jarvisem jak pustynna kobra.
Zgiąwszy nogi w kolanach, uniosła biodra, by jej “fakir” miał pełen dostęp do jej wdzięków i mógł robić z nimi co tylko chciał.
Była jego. Calusieńka. Posłuszna wszelkim kaprysom.
- To wszystko moja wina… zbyt długo siedziałam przed lustrem… a później rozkojarzył mnie mały sklepik z wystawą… a później chciałam coś zjeść… trafiłam na znajomą z którą zaczęłam plotkować… musiała odwiedzić brata w pracy, zapomniałam coś zabrać z pokoju i musieliśmy się wrócić, a później był wypadek na kanale... to moja wina. Jestem rozpieszczoną i samolubną frywolką, która za nic ma czas innych…
- Twoja… ale masz prawo stroić się Kamalo. Wszak lubisz cieszyć moje oko. Lubisz widzieć pożądanie w mym spojrzeniu? - mruczał przywoływacz, powoli smakując jej żądzy i spijając ją językiem z jej kwiatu niczym koliber.
Ruchy palca między jej pośladkami nie miały jednak nic z kolibra… leniwa i stanowcza obecność, przyjemnie rozpalała i drażniła zmysły.
Leżąc w tej części świątyni, Sundari widziała nie tylko niebo, ale i część płaskorzeźb… elfów w wyuzdanych zabawach. Twarze ich, uśmiechnięte i podniecone, spoglądały na dwójkę kochanków jakby aprobowały ich zabawy.
- Wszystko co robię… jest z myślą o tobie - potwierdziła energicznie panna, wzdychając ciężko i napinając się jak struna. Mięśnie pośladków zaciskały się konwulsyjnie jak przy uderzeniach batem.
- Ubieram się, rozbieram… przyozdabiam… chodzę, patrzę… wszystko, tylko by twoje oczy zwrócone były ku mnie. Wszystko, by twoje dłonie spoczywały na moich piersiach… wszystko, byś mnie pożądał i pragnął i brał. Brał. Brał… - Rozpustna atmosfera udzielała się leżącej, która bardziej przypominała już opętaną przez sukkuba, niźli kochankę z jaką zazwyczaj dzielił łoże.
- Jesteś… pokusą… pokusą, której nie chcę i nie potrafię się… oprzeć. - Mag nie przestając poruszać palcem, przylgnął ustami do łona tawaif, zaprzestając wypowiedzi. Jego język wił się w Chaai jak wąż, próbując wraz z intruzem podbijającym jej pupę, doprowadzić bardkę do kolejnego krzyku rozkoszy.
Jęknęła czując, że długo nie wytrzyma. Wygięła się mimowolnie, wypinając biodra jeszcze wyżej. Oddech zamienił się w urywany świst, dusząc dziewczynę, która zawołała głośno, łapiąc się za brzuch z którego promieniowało gorącem od kolejnego wybuchu spełnienia.
- Nie dam ci odpocząć Kamalo… jeszcze nie - wymruczał jej ukochany, nasuwając się ciałem wyżej. Jego usta wpierw pieściły jej brzuch, potem piersi unoszące się w spazmatycznym oddechu. Wreszcie przylgnął ustami do jej warg, a ona sama poczuła, że żądło czarownika zanurza się w jej bramie kobiecości.
Szybko i stanowczo, pochwycił za jej uda i zabrał się do kolejnego, namiętnego podboju jej ciała, przywłaszczając ją jak wojenną zdobycz.
Nie zdążyła nawet odsapnąć, a już na powrót wiła się jak wstęga, obracając głową na boki, a rękoma obejmując mężczyznę w pasie, wspinając się dłońmi po jego plecach ku ramionom i karkowi.
- Dlaczego… ciągle… chce cię więcej… bogowie… - kwiliła jak w amoku, łapiąc łapczywie powietrze za każdym razem gdy włócznia, wbijała się w nią po sam jej koniec, pozbawiając ją tchu.
Nie otrzymywała odpowiedzi. Jarvis zajęty był bowiem pieszczeniem jej szyi i policzków drobnymi i roztargnionymi pocałunkami.
Zaciskał dłonie na jej pośladkach, przyszpilając dziewczynę do podłogi mocnymi ruchami bioder, bezlitośnie i intensywnie. Jego ciało było równie rozgrzane co jej, równie zroszone potem… równie spragnione. Wili się razem spleceni, niczym jeden pulsujący pożądaniem organizm, coraz szybciej zbliżając się do kolejnego spełnienia.
Szatynka orała plecy partnera czerwonymi śladami po paznokciach. Delikatnie i czule, ale wystarczająco intensywnie, by skóra wykwitła rumieńcem. Pozwoliła się poruszać po posadzce w rytm wyjątkowo celnych pchnięć, które wprawiły jej organy w drżenie. Była coraz bliżej.
Toteż uniosła lekko głowę, by złapać zębami za bark obejmującego jej. Grzejąc gorącym oddechem i inhalując się znajomym zapachem.
Tak… ten zapach był dla niej jak najlepsze perfumy… jak afrodyzjak… narkotyk.
Wsunęła nos we włosy lubego, wdychając jego rześką woń i szepcząc ciche wyznania miłosne, aż nie odebrała kolejnego zwycięstwa.

- To było… mocne… - wymruczał Jeździec, tuląc się do ciała leżącej pod nim towarzyszki. Pogłaskał ją po włosach szepcząc cicho. - Teraz możemy iść do Dartuna? Czy jeszcze masz niezaspokojony apetyt?
Dholianka odnalazła drogę do męskich warg, całując je z leniwie, acz z pietyzmem. Kusząc i prosząc o więcej.
Jej łono wciąż pulsowało po ostatnich igraszkach, choć agresywność ich spotkania, mocno nadszarpnęła wytrzymałością jej delikatnego kwiatuszka.
- Teraz… albo nigdy… - oznajmiła z chrypką w głosie, muskając oddechem policzek kochanka, delikatnie bawiąc się koniuszkiem języka na jego spoconej skórze.
- Masz rację - odparł cicho z trudem odsuwając się od nagiej pokusy, jaką stanowiła dla niego leżąca kobieta, która opuściła ręce na podłogę, wypuszczając go ze swych objęć.
Leżąc nieruchomo, wpatrywała w jego oczy się łagodnym spojrzeniem, oddychając ciężko przez rozchylone usta.
- Potraktujmy to jako rozgrzewkę… - zażartowała wesoło, przymykając powieki, jednakże nie zrezygnowała ze śledzenia męskiego ciała, karmiąc się jego nagim widokiem.
- Zdecydowanie jako… rozgrzewkę - odpowiedział jej cicho, zabierając się za ubieranie. I także jego spojrzenie co jakiś wędrowało po ciele odpoczywającej.
Wygłodniałe i drapieżne spojrzenie, które świadczyło… że to co przeżyła tancerka w świątyni, będzie jeszcze kontynuowane.
Gdy brunet był w połowie nakładania kolejnych części garderoby, drobna chochliczka o psotliwym uśmiechu, usiadła wzdychając cicho i zebrała bieliznę z podłogi. Najpierw założyła biustonosz, a później suknię bojową i wstając, zaczęła oglądać swoje pończochy i podwiązki, by sprawdzić czy są w nienaruszonym stanie.
- Pospieszmy się… jakoś nie stęskniłam się za Dartunem, by poświęcać mu więcej czasu niż jest to wymagane - mruknęła, poprawiając ozdobę na prawym udzie, po czym podeszła do przywoływacza i włożyła mu swoje majteczki do kieszeni.
- Kocham cię… a co najgorsze… tak bardzo pożądam, że nie przejmuję się ryzykiem przyłapania. - Jarvis w odpowiedzi pochwycił ją w pasie i przycisnął do siebie całując łapczywie w usta.- Więc… ryzykujesz, że nabiorę ochotę w najmniej odpowiednim momencie.
Ta znowu westchnęła, przytulając się do piersi mężczyzny. Jej dłonie zaczęły powoli wędrować na jego pośladki, ale w ostatniej chwili zatrzymały się na lędźwiach.
- Chodź… - szepnęła czule, oglądając się na wyjście - ...zanim nie stracę opanowania. Tutejsza atmosfera wywołuje u mnie… dziwne instynkty. - Uśmiechnęła się jak podstępna lisiczka, zapewne wyobrażając sobie co zrobi z ukochanym, gdy załatwią wszystkie sprawy na mieście.

 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline