Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-12-2017, 00:11   #54
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Sylvia czekała na nich na zewnątrz. Uśmiechnęła się widząc swoją sire.
- Kareta już czeka matko. - Skłoniła się lekko i puściła starszą przodem.
Charlie chwyciła ramię wampia, czuł że lekko drży mocno rozpalona. Objął ukochaną opiekuńczo, potem ruszyli.
- Musimy wytrzymać do powrotu - wyszeptał jej do uszka. Wprawdzie czekanie bywa czynnością raczej niechętnie realizowaną, jednak spełnienie po oczekiwaniu wynagradza wielokroć.
We czwórkę wsiedli do karety, która zawiozła ich na miejsce zbrodni. Wokół kręciła się policja, ale Gaheris szybko rozpoznał, że większość to ghule. Dwójka była wampirami. Jeden z nich podszedł do starszej i się skłonił.
- Witaj Pani.
- Szeryfie
. - Wampirzyca uśmiechnęła się ale widać było, że się źle czuje w tym miejscu. - Pokażesz im.
- Oczywiści
e.

Wampir poprowadził ich do leżącego ciała. Było mocno pocięte nożem, ale śmiertelna wydawała się potworna rana na szyi. Kobieta była ewidentnie jedną z ulicznic. Wszystko wyglądało paskudnie. Zwyczajnie bardzo kiepsko, jednak rycerze widywali takie rzeczy. Obawiał się jednak, jak Charlie. Spojrzał na nią, jakby mówiąc, jeśli pragniesz, odsuń się na bok oraz poczekaj. Choć pewnie jeśli pracowała wywiadowczo, także widywała takie rzeczy. Charlie stała obok i wyglądało na to, że sobie radzi.

Obecnie podstawą było ustalenie, co się stało. Rany nożem to jedno, lecz rana szyi chyba nie była cięciem.
- Przepraszam – zwrócił się do konstabla, który pokazywał im to. - Jak dokonano tej rany, kiedy, oraz czy ktoś coś widział?
- Na razie nie mamy świadków, ale ludzie chodzą po okolicy i pytają
. - Szeryf był chyba odrobinę zirytowany. - A co do szyi jak zwykle. Albo dziwne ostrze albo wielki, ostry pazur.

Rycerz przyjrzał się ranie, wciągnął powietrze sprawdzając, czy nie wyczuje czegokolwiek, albo nie wypatrzy. Jakieś ślady? Cokolwiek. Zerknął także na aurę. Wiedział, że istnieją dyscypliny umożliwiające pewne sprawdzenia wydarzeń przeszłości. Niestety on takich nie posiadał oraz widocznie inne wampiry także nie, bowiem napastnik byłby schwytany. Na ofierze mieszały się dwa aromaty krwi. Ofiara musiała skaleczyć swego oprawcę. Wampir czuł, że ślad jest świeży istniała szansa, że da radę podążyć za mordercą.
- Mam coś - mruknął do Charlotty. - Zostawił nieco krwi. Za nim - ruszył wąchając niczym myśliwski ogar.

Kobieta przytaknęła i ruszyła za wampirem, dobywając broni. Ukryła ją lekko pod płaszczem by nie rzucała się w oczy. Plamy krwi były w dużych odstępach, zupełnie jakby morderca poruszał się z dużą w prędkością. W pewnym momencie zniknęły w ogóle, ale Gaheris wyczuł zapach na sąsiednim dachu.
- Sąsiedni dach - dodał jeszcze parę słów określających, gdzie jest owo miejsce szeptem unikając spoglądania w tamtą stronę. - Nie patrz tam, jeśli chcesz obróć po prostu spojrzeniem, jedynie zahaczając tamto miejsce. Musimy się tam jakoś dostać. Może schodami jakimiś wewnątrz oraz strychem.
Raczej nie powinien się tam spodziewać, że morderca siedzi i patrzy, ale strzeżonego Pan strzeże i na pewno warto było zachować ostrożność.
- Najłatwiej będzie przejść przez budynek i wyjść włazem na dach. - Charlie zerknęła na drzwi do niskiej kamienicy. - Dasz radę jakby co je wyważyć?
- Jeśli nie są jakieś specjalnie zabezpieczone od wewnątrz
- stwierdził - owszem.
Rycerz znał doskonale potęgę wampirzej siły odpowiednio dopalonej krwią. Mógłby podnieść nawet konia. Sięgnął do drzwi próbując otworzyć, jakby co gotów był się wspomóc krwią.
Drzwi były mocne, ale wydawało się, że nawet obejdzie się bez specjalnego użycia krwi. Wystarczyło jedno mocniejsze uderzenie barkiem i skrzydło ustąpiła, wpuszczając ich do środka. Charlie wyminęła go i poprowadziła szybko przeskakując ze schodka na schodek. Klatka schodowa była w słabym stanie.


Gdyby nie błyskawiczny refleks wampira kilkukrotnie, załamałyby się pod nim spruchniałe schodki. Na szczęście kobieta była dużo lżejsza i jakoś udawało się jej unikać pułapek. Z rozmieszczonych raz na jakiś czas mieszkań dochodziły do Gaherisa krzyki, czasem płacz jakiegoś dziecka, czasem jęki.

Na dach prowadziła drabina. Charlie puściła go znowu przodem. Tym razem klapa także poddała się bez większego wysiłku. Oboje wyszli na wilgotny od mgły dach. Uderzył w nich zapach dymu z opalanych różnymi świństwami piecy. Na chwilę Gaheris nawet zgubił trop, miał wrażenie, że gdyby nie fakt iż nie musi oddychać, udusiłby się tutaj. Charlie, najwyraźniej przyzwyczajona do takich sytuacji osłoniła nos i usta rękawem.

Po pierwszym roku, znów wyczuł znajomy aromat krwi, biegnący wzdłuż kalenic dachów.
- Mam kontakt. Idziemy, byle ostrożnie - wyszeptał rycerz gotowy przytrzymać dziewczynę. Jakby bowiem nie było, spacery dachowe bezpieczne są przede wszystkim dla kotów, natomiast ludziom przychodzą ciężej. Idąc rozglądał się do przodu oraz na boki, jak przedstawia się sytuacja. Zawsze mogę udawać kominiarza, uśmiechnął się pod nosem do wesołych myśli.

Piękna Charlotta podążała za nim. Mimo iż wyraźnie miała wprawę w tego typu spacerach, sporo trudności sprawiało jej utrzymanie tempa wampira. Wyglądało na to, że kimkolwiek był morderca czuł się on w tej sytuacji jak u siebie. Plamy krwi były coraz rzadziej, co mogło wskazywać na to że ich zwierzyna przyspieszyła. Tak jak podejrzewała Charlie ślady zmierzały na północ.
- Wobec tego musimy przyspieszyć także my - ruszył zadowolony szybciej po prostu chwytając Charlottę na ręce pewnym chwytem.
Charlie spojrzała na niego zaskoczona, obejmując wampira za szyję.
- Co robisz?
- Przyśpieszył solidnie, więc powinniśmy także zwiększyć tempo. Ponadto nosić ciebie jest przyjemnością
- wyjaśnił dziewczynie. - Lubię to robić chyba,że przeszkadza ci bycie noszoną na dachach domów.

Tajemniczy trop urwał się przy krawędzi dachu, ale Gaheris dostrzegł go na budynku po drugiej stronie ulicy. Teraz był niemal pewny, że ścigają wampira… albo wilkołaka. Był pewny, że bez trudu sam przeskoczy.
- Nie przeszkadza mi… tylko… - Poczuł jak Charlie robi się cieplejsza. - chętnie zrobiłabym to tutaj.
- Myślisz cudowna moja, że ja nie
? - uśmiechnął się. - Trop jest tam dalej. Trzymaj się mocno - odpowiednio rozpędził się skacząc oraz dopalając wedle potrzeby krwią.


Przebyli tak jeszcze kilka przecznic docierając do granicy jurysdykcji Florence. Już jakiś czas temu śladu z krwi było coraz mniej, a teraz nie licząc kilku plam na ulicy poniżej, trop się urywał. Trzeba więc było zejść na ulicę oraz powęszyć dookoła. Może ktoś coś widział, może cokolwiek. Późnozamykany sklep, pub, jakiś inny? Postanowił się rozejrzeć. Może ktoś coś?
- Jakiś pomysł? - spytał Charlottę, która mogła mieć większe doświadczenie.
W okolicy dojrzał lokal, który bardziej przypominał jakąś spelunę niż pub, było też kilka pozamykanych sklepów i jakaś ruinka, w której chyba ktoś się chował.
- Na pewno nie zapadł się pod ziemię. - Charlie rozglądała się po okolicy.
- Wobec tego zajrzyjmy do tej ruinki - powiedział cicho i ruszył w takim kierunku, by się do niej zbliżyć, jednak nie wprost. Osoba, która mogła się tam kryć uznałaby, że po prostu minie ruinki bokiem. On zaś planował ruszyć, później zaś obejrzeć sobie na nadwrażliwości, potem gwałtownie wskoczyć do środka. Charlie podążała kilka kroków za nim rozglądając się uważnie. Kryjąca się osoba ani drgnęła, wyraźnie nie przeczuwając co ją czeka.

Gdy wpadł do środka trafił wprost na chowającą się za załomem dziewczynę.


Wychudzona istota skuliła się pod ścianą przerażona. Tuż za nim do ruinki wpadła Charlie i widząc jego znalezisko zamarła. Gaheris zobaczył jak na twarzy jego narzeczonej odmalował się najpierw szok, a potem smutek.
- Jej szukałeś?
- Eee tentego
- zająknął się Gaheris - niekoniecznie. Przepraszam panią - zwrócił się do przestraszonej dziewczyny - ścigaliśmy bandytę, który tędy przechodził jakiś czas temu. Dostrzegłem ruch, nie wiedząc, kto tu jest, wpadłem tutaj oraz przestraszyłem panią. Bardzo przepraszam - skłonił się odruchowo. Bowiem jako rycerz miał wyrobioną zasadę szacunku wobec niewiast. Później spojrzał na Charlie, jakby oczekiwał pomocy, czy jeszcze coś powinien zrobić. Ale właściwie co mógł? Chyba tylko dać jej nieco pieniędzy, ażeby kupiła sobie nieco jedzenia, albo skierować do ochronki, którą kiedyś odwiedzili. Jednakże chyba trochę była za duża na taką właśnie pieczę.
 
Kelly jest offline