- Echh - żachnął się Koren.- Wielkiego pożytku to z ciebie nie będzie, przyjacielu.- Pokręcił głową i pogłaskał brodę.- Ale co tam!- Machnął ręką i uśmiechnął się.- Jak chcesz to chodź, jak nie, to rób co chcesz. Wolny jesteś.- To mówiąc zarzucił sztucer na ramię i wszedł do oberży.
Przekroczywszy próg zobaczył kurz na podłodze, kurz na ladzie, na stołkach i stołach. Wszędzie kurz. "Bogowie, co za miasto!" pomyślał krasnolud.
Podszedł energicznie do lady, oparł kolbę o kontuar i trzepnął w blat rękawicami. Uśmiechnął się od ucha do ucha i podkręcił wąsa.
- Mości karczmarzu!- zawołał.- Jadła i napitku.- O deski baru brzęknęły monety.- Byleby piwo było zimne, a żarcie gorące.
Obrócił się plecami do barmana i omiótł wzrokiem salę: wesoło pijane krasnoludy, żałośnie zawodzący elf i... "...fioletowy z wściekłości drow?" pomyślał.
- Panowie kamraci, a coż to świętujemy?- powiedział głośno w kierunku krasnoludów.- Powiedziano mi, że w tym mieście krajanów nie znajdę. A tu patrzcie- cała drużyna!- Krzyknął wesoło.
Usłyszał brzęk kufla na ladzie. Nie odwracał się tylko sięgnął po niego przez ramię i pomaszerował bezpośrednio w stronę nawiększego zagęszczenia. Nie zapomniał o broni. Kolba stuknęła o drewno ławki. Przekroczył ławę i usiadł przy stole.
- No, panowie. Zagrajmy.- Zagaił.- Tak się składa, że mam przy sobie zupełnym przypadkiem komplet kości. A i kubek jaki zaraz też się znajdzie.- Uśmiechnąłsię szeroko i trzasnął kośćmi o stół.- No! Piwo jest, muzyka też. Zaraz i jadło podadzą.
Podniósł głowę i zaśmiał się wesoło.
- Panie elfi, grajże żywiej. Toż ja nie na stypę przyjechałem!- zawołał w stronę smęcącego elfa.
- Mości drowie, przyłączcie się do nas. Im w grze nas więcej, tym weselej!- I znowu zaśmiał się.
Koren jednak nie zdejmował lewej ręki ze swojego topora. Mimo wesołości i rozbawienia co chwilę omiatał wzrokiem pomieszczenie i drzwi.
__________________ Discordia (łac. niezgoda) - bogini zamętu, niezgody i chaosu.
P.S. Ja tylko wykonuję swój zawód. Di. |