Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-12-2017, 19:50   #106
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Przeprawa kanałami odbyła się bez żadnych problemów. Para trzymała się za ręce, nieznacznie stykając bokami, gdy siedzieli na ławeczce.
Niby nic takiego, ale Sundari i tak rumieniła się jak niewinne dziewczątko, uciekając spojrzeniem na leniwie przesuwające się kamienice.
Nawet gdy dotarli na miejsce była wyjątkowo milcząca. Może zmęczyła się figlami? Może zadumała się nad wcześniejszymi niefortunnymi wydarzeniami? A może był to brak majtek, lub fakt, iż przywoływacz nie zrezygnował z trzymania jej rękę w obecności osób postronnych, a już zwłaszcza znajomych...

~ Nvery będzie niepocieszony… ~ zaczęła gdy wróż skończył się tłumaczyć ze zmiany planów. ~ Specjalnie wziął wolne na tę misję… a uroczystości to on nie lubi… ~ Orzechowe tęczówki oczu, wpatrzyły się w profil mężczyzny u boku ich właścicielki.
Łagodny rumieniec nie schodził z jej policzków, a delikatny uśmiech wykwitł na wargach, gdy kobieta ścisnęła mocniej dłoń i oparła się skronią o ramię ukochanego.
~ Będą wampiry. Na takich balach zawsze są. I będzie mógł z nimi pogadać ~ wyjaśnił telepatycznie czarownik, a Dartun wpatrywał się zaciekawiony w oboje czekając na ich opinię.
Sam Jarvis zaś nie ułatwiał zadania bardce, która musiała odnaleźć się w nowej sytuacji… wspominając co robili na stoliku, podczas pierwszej wizyty w tym miejscu, przy którym teraz siedzieli.
~ Och… ale czy to dobry pomysł, by z nimi rozmawiał? ~ spytała, zwracając uwagę na karciarza. Nadęła nieznacznie policzki.
- Pozwolił ci się ktoś patrzeć? - burknęła do niego butnie, wyraźnie zawstydzona i niezadowolona.
Na figlarne zaczepki, nie odpowiadała, choć… w umyśle Smoczego Jeźdźca pojawiła się dość nietypowa i bardzo krótka wizja, leżącej na blacie tancerki z szeroko rozsuniętymi nogami.
Po sekundzie, nie było po tym nawet śladu.
- Patrzeć… - speszył się nagle Dartun i dodał - …ja się nie gapię. Ja w ogóle nie patrzę. A co do balu, całkiem dobrze płatna robota i darmowy bufet i można wytargować darmową garderobę nawet.

~ Nie wiem. Na pewno nic mu złego nie zrobią. Co najwyżej się poobrażają. Wampiry na takich balach zachowują się grzecznie. Za dużo ochrony ~ odpowiedział czarownik, zerkając na nogi tawaif. ~ Zresztą bale to okazja do załatwiania interesów.
Chaaya poruszyła się pod tym spojrzeniem, rozchylając lekko uda. Prawe kolano wysunęło się spod rozporka spódnicy, odsłaniając się w pełnej okazałości, aż po biodro, dzięki czemu widać było, iż nie ma na sobie bielizny.
- Kogo mielibyśmy chronić? Za ile? Gdzie. Kiedy i… powiedz coś więcej o tej darmowej garderobie… - Uśmiechnęła się szelmowsko Dholianka, powoli przekonując się do nowego pomysłu i dodając telepatycznie ~ to nie o Nverego się martwię… może popaść w taki zachwyt, że uczepi się jakiegoś… jak pijawka i nawet siłą go nie oderwiemy.
~ Nie będziemy musieli. Wampiry mają swoich ochroniarzy. ~ Jarvis puścił dłoń dziewczyny, lecz ta nie musiała martwić się rozłąką, bowiem po chwili poczuła jego palce na odsłoniętej skórze uda… sięgające głębiej poprzez rozcięcie sukni.

- Pienazzane - stwierdził Dartun. - Eleonora Pienazzane wydaje to przyjęcie.
- Pienazzane? Czy ten ród nie powinien mieć wystarczająco dużo własnych sług? - zdziwił się drugi mężczyzna, nie przestając wodzić opuszkami po nodze kochanki.
- Już nie ród. Wampiry z tego klanu zostały zniszczone. Z samej rodziny i ich wpływów zostały tylko ogryzki. Mogą szukać nowych protektorów. Nadal mają wiedzę i pewne zasoby… bal może im w tym pomóc. Płacą dwieście srebrnych monet za noc, a ochraniać trzeba wszystkich gości. I ogólnie pilnować, żeby burd nie było - wytłumaczył spokojne przyjaciel.
Przywoływacz otrzymał kolejną wizję. Równie szybką, lecz agresywniejszą w doznaniach.
Poczuł jak przyszpila swoją partnerkę do stołu, szybkim i silnym ruchem, aż mebel przesunął się po podłodze. Niemal usłyszał skrzypienie i jęk drewna.
Pragnęła go w tej chwili… bardzo.
- Nie rozumiem… - odezwała się zagubiona Kamala. - Przed czym mamy ich chronić? Skoro to wampiry… a słońca u was ni jak nie uraczysz, a nawet jeśli to bal jest w nocy… - kontynuowała niepewnie, mimochodem wsuwając dłoń kochanka na swe łono.
- Pilnować porządku i strzec przed nieproszonymi intruzami. Przez ten cały cyrk z Vantu i ostatnią inwazją barbarzyńców atmosfera w mieście zrobiła się bardzo nerwowa - odpowiedział wróż, a Jarvis powolnymi ruchami palców pieścił intymny zakątek tancerki, szczególną uwagę przywiązując do jej punkcika rozkoszy. Czuła jego pożądanie, czuła, że było równie silne jak jej.
- Nie wszyscy będą tam wampirami. Oficjalnie… to nikt z nich nie będzie - dodał na koniec. - A co do strojów. Jeśli własnych odpowiednich nie macie, to dostaniecie namiar na krawca, który wyszykuje wam garderobę z polecenia Eleonory.
Kobieta starała się oddychać miarowo i spokojnie, choć płonęła coraz silniejszym rumieńcem podniecenia. Panowała jednak jeszcze nad swoimi reakcjami.
- To… bardzo intrygujące… czy też się wybierasz na bal? - spytała nie odrywając od rozmówcy spojrzenia, a raczej unikając widoku czarownika, bo inaczej… rzuciłaby się na niego.
- No... tak. Zawsze to parę monet więcej w kieszeni - powiedział z uśmiechem. - Za tak łatwą i przyjemną robotę, warto.

~ Zgadzasz się? Jeśli tak, to wiem jak go się pozbyć z tego pomieszczenia ~ stwierdził telepatycznie mag.
Chaaya przygryzła dolna wargę i powoli powędrowała spojrzeniem ku swemu towarzyszowi, kiwając mu nieznacznie głową.
- Jesteśmy zainteresowani. Dasz znać tej Eleonorze, że ma kilku nowych ochroniarzy? - zapytał Jarvis, poruszając równie stanowczo palcami między udami kochanki jak spoglądał na Dartuna.
- Oczywiście, oczy...
- Teraz - naciskał przywoływacz i słowami i dłonią.
- Teraz... znaczy… teraz? - zapytał się jego przyjaciel, zdziwiony takim obrotem sprawy.
- Tak. Bardzo zależy nam na odpowiedzi, a mam kilka planów i nie chcę byś musiał nas potem szukać - potwierdził mężczyzna w okularach.
- Ale… - próbował protestować wróż.
- Chyba nie sądzisz, że cię okradniemy, co? - spytał czarownik urażonym tonem,
- Aaa… no oczywiście, że nie. Dobrze. Pójdę tam do niej. Nie będzie mnie tak z godzinkę. Wiesz jak to jest z audiencjami u kupców - westchnął astrolog wstając.
- Nie szkodzi… poczekamy… prawda? - spytał z czułym spojrzeniem, spoglądając na swą kochankę.
Ta była coraz bliżej spełnienia. Roziskrzone oczy zaszły mgłą otumanienia. Mięśnie nóg i brzucha napięły się, delikatnie drżąc pod sensualnymi wrażeniami, jakie serwowały jej palce partnera.
Dziewczyna zdobyła się tylko na nieme przytaknięcie, hipnotyzując spojrzeniem ukochanego i trzymając go za kolano, jakby te miało uchronić ją przed upadkiem.
- Jakby ktoś się zjawił, to… powiedzcie, że na dziś już zamknięte - stwierdził mało co ogarniający Dartun i ruszył do wyjścia zostawiając parkę samą. Jeździec od razu to wykorzystał, sięgając palcami głębiej w kwiat rozkoszy kochanki i silnymi ruchami wzmagając doznania. Teraz gdy już nie musiał się bać, że jakieś podejrzane dźwięki zwrócą uwagę kompana na to co się działo pod stołem, przestał się hamować w intensywności pieszczot.
Kamala wygięła się w łuk gdy osiągnęła szczyt, tupiąc nogą o podłogę. Nie pisnęła choćby pół dźwięku, choć orgazm musiał być wyjątkowo silny, bo opadła zaraz na kolano partnera dysząc ciężko jak po szybkim biegu.

- Zarygluj drzwi… proszę… - wyszeptała, gdy wróżbita wyszedł na zewnątrz.
Jarvis odsunął się od tancerki, wstał i pogłaskał ją po głowie, po czym ruszył wykonać jej polecenie. Podszedł do drzwi, zasunął zasuwkę i zawiesił zawieszkę, że właściciel wróci za pół godziny.
Tawaif zerwała z siebie szatę, odrzucając ją na krzesło gospodarza, po czym usiadła na brzegu stołu i układając się na plecach, przesunęła wszelkie bambetle na bezpieczną odległość. Kilka papierów zleciało na podłogę, ale bardka nie przejęła się tym zbytnio.
Prostując się, czekała na swojego wybranka z pełnym oczekiwania pożądaniem, gładząc się po łonie, jakby głaskała wyjątkowo posłusznego chowańca.
- Mam podejść na czworaka, czy wolisz nie tracić czasu? - zapytał chłopak, wieszając na klamce wierzchnie okrycie i kapelusz. Szczególnie duży uśmiech zadowolenia na twarzy jego wybranki, mógł wywołać widok dużego wybrzuszenia poniżej pasa… czarownik nie był obojętny na wizje, które mu przesyłała.
Dziewczyna nie odpowiedziała, uśmiechając się podstępnie i z satysfakcją, skupiając się na biodrach maga. Oblizała usta, jakby delektowała się ich smakiem, po czym odpięła zapięcie stanika, ściągając ramiączka i odsłaniając piersi o dwóch, ciemnych słońcach na ich środkach.
- Nie wytrzymam… muszę cię… mieć - mruknął przywoływacz podchodząc do niej. Jego dłoń zanurzyła się w kobiecych włosach i lekko ciągnąc za nie, odchylił ciało kochanki do tyłu.
Mając ją w takiej pozycji, zaczął pieścić szyję, obojczyki i piersi pocałunkami, smakując jej skórę językiem. Druga ręka nie pozostawała jednak spokojna. Jarvis uwalniał swoją włócznię pożądania z okowów ubrań.
Chaaya zajęczała cicho, balansując niepewnie na granicy upadku. Jej dłonie obłapiały mężczyznę przed sobą, drżąc i błądząc jak w amoku po każdym załamaniu jego skóry.
Była jak służka, pokornie i z uwielbieniem polerująca statuę swojego pana.

- Położysz się… tak... jak w wizji? - wyszeptał czarownik delikatnie kąsając szczyt piersi bardki, gdy ta usłyszała odgłos opadających spodni.
- Tej na plecach? - spytała kładąc się powoli, delikatnie wyginając się do góry i na prawo, by nie zrzucić “czarodziejskiej”, szklanej kuli. Jedną rękę trzymała za głową, a drugą wędrowała po bicepsie mężczyzny. Obserwując go spod rzęs.
Podniosła jedną nogę, zginając ją w kolanie, a drugą odchyliła na bok, zastygając w pozycji z telepatycznego przekazu.
- Jesteś prześliczna… kusząca… mógłbym podziwiać cię tak przez godzinę… gdyby nie to jak bardzo… cię pragnę teraz. - Pochwycił ją za zgiętą nogę jedną ręką i przebił jej bramę swym taranem. Powoli, ale potem, drugą dłonią, pieścił punkcik rozkoszy nad zdobytą kobiecością. Jego biodra poruszały się leniwie, gdy podziwiał jej krągłe piersi i śliczną twarzyczkę.
Powoli, ale każdy kolejny sztych był szybszy i silniejszy, a obecność kochanka stawała się coraz wyraźniejsza z każdą nadchodzącą falą rozkoszy.
Dziewczyna poruszała się w rytm jego pchnięć, wijąc się na stercie papierzysk. Wydawała się taka delikatna w tej chwili. Niedorzecznie krucha w obecności pragnienia, któremu można było przypisać dzikiemu zwierzęciu.
- Kocham gdy mnie tak bierzesz… gdy mnie tak dotykasz i gdy patrzysz na mnie… takim wzrokiem - wyszeptała z wysiłkiem, przygryzając usta, gdy doznania zaczęły się w niej pomnażać i potęgować. - Kocham gdy robisz to ze mną w tak… niebezpiecznych miejscach… kocham, gdy się powstrzymujesz i gdy tracisz nad sobą kontrolę… - Wygięła się mocniej, głośno wzdychając i łapiąc łapczywie powietrze jak wyrzucona na brzeg syrenka.
- Ja też cię kocham Kamalo. Caly czas… bez opamiętania - zapewniał Jarvis, przyglądając się z pożądaniem i zachwytem wijącej się pod jego szturmami bardce.
Mocniej i szybciej… powoli tempo zaczęło wpływać na stolik, który skrzypiał pod ruchami męskich bioder.
Wzięta we dwa ognie, kobieta nie miała żadnych szans, choćby nawet próbowała walczyć ze swym przeznaczeniem. Falujące piersi pokryły się gęsią skórką, a brązowe sutki stwardniały pod dotykiem przywoływacza, gdy tawaif sięgała swego limitu. Drżąc i zawodząc cichutko, niemal nieśmiale.
- Kocham… - zaczęła urywanym głosem, oddychając z coraz większym trudem - nie powstrzymuj się… wytrzymam. - Zacisnęła mocniej dłoń na ramieniu towarzysza, gdy wzrosła w niej fala przyjemności uwolniona sprawnym palcem czarownika.
- Nie wstrzymuję… - Ten uśmiechnął się, wpatrzony w nią jak w dzieło sztuki. - ...delektuję się… widokami i… doznaniami. Ja… przyspieszę.
Naparł mocniej na ciało pod sobą, kolejnymi ruchami wprawiając w drżenie nie tylko kochankę, ale i mebel na którym to leżała.

- Mocniej… - wydyszała, gdy kolejna fala wzbierała w jej podbrzuszu, coraz silniej pobudzana zdobywającą jej męskością. Tancerka wznosiła się i opadała jak wzburzone morze. Mięśnie napinały się drgając pod jej skórą i pulsując na miłosnej klindze Jeźdźca. Była jak okiełznane żywe srebro w rękach alchemika, tańcząc na jego oczach i mieniąc się kropelkami potu na złotawej skórze. - Mocniej… proszę… błagam cię… - łkała przez łzy, czując jak jej organizm balansuje na rozkosznej krawędzi. Potrzebowała tylko kilku pchnięć. Tylko odrobiny większej siły, by eksplodować krzykiem uniesienia.
I Jarvis spełnił jej kaprys. Pochwyciwszy za posągowe uda dziewczyny, zaczął wręcz nabijać jej drżące ciało na swój oręż, rozpalonym spojrzeniem wpatrując się w falujący zmysłowo biust Sundari.
~ Piękna… moja… ~ usłyszała, gdy tak brał ją bezlitośnie i samolubnie w posiadanie.
- TAK, TAK! - krzyczała ekstatycznie brązowowłosa, gdy jej ciało wygięło się jak złota rama harfy, a ona śmiejąc się i drżąc w oszołomieniu, jednocześnie chwyciła za przedramiona przywoływacza. Dolna warga jej ust napuchła nieco i poczerwieniała, gdy za mocno ją przygryzła w podnieceniu.
- Moje słońce… moje gwiazdy… twój blask rozświetla mój wszechświat, pragnę być coraz bliżej twojego płomienia, choć twój dotyk pali mi ciało… - szeptała kwiląc cicho, jakby doznała pomieszania zmysłów jak przy otumanieniu narkotykowym dymem.
Mag opuścił słodkie wrota rozkoszy, ocierają się swoją włócznią o jej rozpalone łono. Dyszał głośno, a bardka czuła, że jego pistolet zamierza wystrzelić, naznaczając jej skórę białymi plamkami pożądania.
- Ciii… jestem tu. Jestem zawsze… jeszcze zdążysz… się mną znudzić - szeptał delektując się widokami. Był blisko i po chwili tawaif poczuła ciepłą wilgoć na swej rozgrzanej skórze.

Chaaya oddychała łapczywie, obserwując z umiłowaniem swego zdobywcę. Drżała delikatnie, jakby echa doznań rezonowały wciąż w jej wnętrzu, nie pozwalając jej w pełni wybudzić się z objęć powtarzającego się spełnienia.
Lewa z piersi zsunęła się na bok, niczym zmęczony wojażer na koniu schylający się ku traktowi. Prawa wciąż trzymała się prosto z dumnie uniesionym sutkiem, który powoli się rozluźniał lub nawet rozpuszczął jak kostka czekolady pod wpływem ciepła dziecięcej dłoni.
Kobieta powoli wracała do siebie, ale nie miała siły, by się odezwać.
- Nadal wyglądasz smakowicie… - wymruczał czarownik, wodząc palcami po brzuchu ukochanej. - Kusząco. Ale jeśli nie masz już sił i ochoty..?
Droczył się z nią, choć sam też potrzebował kilku chwil, by nabrać wigoru lub pomocy ze strony zwinnych palców bądź ust swojej partnerki.
- Potraktujmy to jako przystawkę… - odparła zachrypniętym głosem, siadając, by objąć mężczyznę za szyją. Przez chwilę gładziła go swym oddechem, przymierzając się do jego ust, ale zwlekając z ich złączeniem.
- Chcesz się zamienić?
- Tak… - Ucałował jej usta zachłannie. - Chcę. Chcę wszystkiego. I ciebie całą.
Odpowiedziała mu uśmiechem przez pocałunek, przytulając ciaśniej do torsu maga.
- Dam ci wszystko co sobie tylko wymarzysz… - zamruczała mu do ucha, gryząc delikatnie jego płatek. - Pokaż mi swoje pragnienia i sprawdź jak posłuszna być potrafię.
Jarvis wiernie wypełnił wizję Kamali i teraz przyszła kolej, by ona spełniła jego.
Jej kochanek usiadł i szepnął cicho, ale władczym tonem.
- Klęknij przede mną.
Dziewczyna odrzuciła włosy za ramię i kucnęła, klękając przed swym panem. Nie była jednak pokorną służką, bo łapczywie położyła dłonie na męskich biodrach, gładząc kciukami po wewnętrznych stronach ud.
- Ujmiesz swego kochanka włócznię, między krągłości piersi? - wymruczał podnieconym głosem jej “pan i władca”. Niezbyt władczy to był ton, ale za to jego wzrok był pełen zachwytu i pożądania.

Język bardki objął delikatnie grot prezentowanego przyrodzenia w tym samym momencie, kiedy padło pytanie. Popatrzyła na niego z dołu, by sprawdzić upór swego przeciwnika.
- Mhm… - zbyła go, naciskając ręką na jego brzuch, co by się nieco odchylił… lub położył. - Chwileczkę mój panie… pozwól mi wpierw… wypolerować i namaścić… - Nie dokończyła, przesuwając językiem po dumnie spoczywającej męskości. Po czym rozsunęła szerzej nogi partnera i unosząc małego Jarvisa nosem, zaczęła lizać go po dwóch rodowościach, jak kotka myjąca swe dziecię.
Czarownik trafił na krnąbrną, ale gorliwą niewolnicę.
I ciężko mu było narzekać w tej pozycji. Zamiast tego słyszała, jak rozpina koszulę, jak pozbywa się powoli odzienia, leżąc i poddając się jej pieszczotom. Poczuła jak pod muśnięciem jej języka, jego ciało drży i napina się w pożądaniu.
Chaaya gładziła leniwymi ruchami odstające kości bioder kochanka, zjeżdżając opuszkami na pośladki, w które wbijała paznokcie, ugniatając je z zamysłem.
Kobieta od czasu do czasu spoglądała na wybranka, coraz zuchwalej biorąc go w posiadanie swych ust. Przechodząc z delikatnego głaskania, po miarowe ugniatanie i masowanie delikatnej jak cieniutka bibułka skóry. Rozdała swą pasję i czułość po równo na oba klejnoty, po czym podważając wargami nasadę przywoływacza, przyssała się, przesuwając się powoli wzdłuż na sam jego czubek, pomagając sobie dłonią. Wtedy też objęła go z wprawą palcami, stymulując i rozgrzewając ciepłotą swej ręki, gorącem oddechu i wilgocią języka.
- Eeeej… tak to… mnie słuchasz? - Jarvis zdobył się na protest drżącymi wargami. Słaby, słabiuteńki proteścik. Z trudem wypowiedziany. Tym słabszy im dłużej bardka wielbiła swymi pieszczotami mężczyznę, budząc jego chybotliwą z początku roślinkę do pięcia w górę i wznoszenia ku światłu.

- Najmocniej pana przepraszam… - odpowiedziała usłużnie, napinając skórę na włóczni partnera, by odsłonić jego ostrze, na którym zatoczyła kółeczko czubkiem języka. Uniosła się nieznacznie, kładąc go sobie na dekolcie, po czym ściągnęła obie piersi, obejmując swego właściciela.
- Czy tak jest dobrze? Mocniej? Czy mam się pochylić i pieścić wargami, czy może patrzeć na ciebie… mój kochany? - Tawaif uniosła spojrzenie na maga, poruszając się miarowo, by pieścić go w swym biuście.
- A jak… wolisz?… oba pomysły… są piękne… - jęknął Jarvis, poddając się rozkoszy jej dotyku. Uniósł się lekko na łokciach i patrzył na wielbiącą jego ciało, wyraźnie rozkoszując się krągłościami Kamali… zarówno ich widokiem jak i dotykiem.
- Jestem tu dla twojej przyjemności - przyznała posłusznie, ściskając mocniej obie półkule, które zaciskały się niemal jak wprawna dłoń na jego różdżce.
- Zdecyduj… które bardziej ci się podoba - odparła, wpatrując się w niego jak w zwierciadło, po czym schyliła się wyciągając język. Gdy przejechała swym ciałem po samą nasadę jego męskości, liznęła go zawadiacko w czubek, jakby trącała w strunę instrumentu, po czym obie krągłości znów powędrowały w górę, a za nimi jej spojrzenie. Uśmiechnięte i zadziorne, by zaraz ponownie się pochylić.
- Choć… chciałbym to… musisz patrzeć Kamalo. Nie chcę zatonąć w rozkoszy. Chcę… cię posiąść, więc muszę uważać. - Zaśmiał się łobuzersko. Z każdym jej muśnięciem drżąc coraz bardziej, pojękując cicho i oddychając ciężko. Jego wzrok krzyżował się śmiało ze spojrzeniem kochanki i płonął ogniem pożądania.

Chaaya ostatni raz musnęła swego ukochanego, po czym podniosła głowę, by móc swobodnie się w niego wpatrywać. Poruszała się miarowo w przód i tył, a jej skóra na dekolcie i policzkach różowiła się rumieńcem.
- Zdradź mi jak to zrobisz… - poprosiła oddychając przez usta z coraz większym podnieceniem.
- Usiądziesz, na mnie… jak ja będę siedział… sama wybierzesz… jak… ale plecami do mnie. A ja je chwycę… będę dotykał, ściskał… gdy ty… podska… - Bardziej pojękiwał niż mówił, wpatrując się jak zahipnotyzowany to w piersi, to w oczy bardki. Jego pal rozkoszy robił się coraz bardziej twardy pod pieszczotą. Coraz bardziej gotowy, by spełnić swoją rolę.
- Czy podobało ci się wtedy… ze mną w kotłowni? - spytała dziewczyna, zdradzając jakie miała względem niego plany. Chciała mu się oddać od tyłu, choć nieprzygotowana będzie czuła ból, wzmagając tym jednak doznania swego partnera.
- Tak... dobrze wiesz... że tak… - jęknął cicho i z czułością.
- Teraz..? - Spojrzała na niego wyczekująco, nabierając urywanego tchu.
- T-taak… myślę, że tak. - Jarvis powoli uniósł się do pozycji siedzącej przyglądając z rozmarzonym spojrzeniem kochance. - Tak bardzo cię pragnę.

Tawaif powoli przesunęła piersiami w górę, podnosząc się ostrożnie na nogi i gdy przywoływacz wydostał się z miekkiego potrzasku, nachyliła się by go pocałować. Krótko i łagodnie.
- Zaraz mnie poczujesz - szepnęła czule i weszła kolanami obok na stół. Następnie przytrzymując się o bark mężczyzny przełożyła przed nim nogę, opierając się pupą o jego tors i powoli zsuwając się na jego kolana.
Od czarownika zależało czy i jak się połączą, gdyż siedząc jego ukochana miała mało miejsca do wykorzystania na ich wspólną korzyść.
- Dobrze… - Jego dłonie nakierowały jej pupę na twardą nagrodę za jej trudy. - Chcesz?
I on miał wątpliwości, czy taka zabawa byłaby dla niej przyjemna w tej chwili.
Posłyszał jak chichocze lekko drżąc ramionami.
- Bierzesz mnie czasem jak hiena w szale, a teraz przejmujesz się drobnym dyskomfortem? Przywyknę do ciebie po kilku oddechach… nie sprawiasz mi bólu a rozkosz…
- Wiesz dobrze… że jesteś dla mnie… ważna. I chcę byś czuła… przyjemność - wyszeptał cicho zawstydzony, a bardka na razie czuła intruza powoli zagłębiającego się tam gdzie nie powinien, gdy dosiadała swego wybranka prowadzona jego dłońmi.
- Jarvisie… - Dziewczyna zadrżała, biorąc ze świstem powietrze do płuc i napinając się niespokojnie. Przygryzła usta, by nie pisnąć z bólu, gdy taran kochanka bezlitośnie ją zdobywał.
- ...ty jesteś przyjemnością - zakwiliła cicho, po ich powolnym zespoleniu. Oddychała ciężko, a na skórze karku wystąpiły jej drobne kropelki potu. Była dzielna, choć wyraźnie bała się poruszyć, rozglądając się niepewnie na boki, jakby szukała ramion mężczyzny, które miały ją obejmować.
Dłonie zaraz oplotły jej ciało. Jedna znalazła sobie miejsce na piersiach, ugniatając je powoli i masując. Druga sięgnęła między uda kochanki, muskając perłę jej rozkoszy powolnymi acz stanowczymi ruchami palców.
- Spokojnie. Zrelaksuj się… sama nadaj tempo temu tańcowi - mruczał pobudzony Jeździec, wodząc wargami po jej szyi.

Kobieta odchyliła bezwiednie głowę do tyłu, skupiając się na spokojnym oddechu. Otulona silnymi ramionami zdawała się uspokajać i nieco odżywać, aż w końcu poruszyła się nieznacznie.
Kilka centymetrów do góry… zrobiła sobie chwilę przerwy i z powrotem opadła w dół. Dyszała ciężko, mieszając swój oddech z oddechem ukochanego, lecz bliskość dodawała jej otuchy.
Poczuła żar między udami, gdy jej łono zaczęło przyjemnie pulsować pod dotykiem zwinnych palców i ostatecznie otworzyła się ciałem i umysłem na zdobywcę, pozwalając mu podbić ją do samego końca.
Ból przestał mieć znaczenie, mieszając się z delikatną przyjemnością jaką czerpała z danej chwili.
Emocje i doznania zaczęły zalewać umysł towarzysza, przekazując mu tak wiele informacji, że ciężko było je ogarnąć w tej chwili… ale jedno liczyło się na pewno.
Przestał być dla swej kochanki intruzem, a stał się gościem, wokół którego zaczęła zabiegać o jego względy i doznania. Wciąż nieśmiało… wciąż ulotnie i delikatnie, ale z pełną gracji dokładnością i celnością, ocierając się o najczulsze struny jego zmysłów, doprowadzając krew do wrzenia.
Sam Jarvis pozwalał jej prowadzić, pozwalał wybierać tempo, przy jednoczesnym rozkoszoszowaniu się uległością jej ciała i nią samą. Skupiając się na przyjemności jaką mu dawała i jaką sama odbierała, gdy pieścił jej nagie piersi i łono, czule trącając skórę palcami. Niczym muzyk grający na sitarze, którego instrument grał najpiękniejszą z pieśni, unosząc się i opadając coraz szybciej i swobodniej. Ogień wypierał wszelkie myśli z głowy, skupiając się na dążeniu do wspólnego uniesienia. Mocniej, dosadniej, w górę i w dół, pośladki sunęły po podbrzuszu przywoływacza wzniecając w nim iskry pożądania, które rozpalały jego organy, przechodząc gorącem i drżeniem na ciało tancerki.
Ich ciała ocierały się o siebie coraz bardziej pogrążając się ogniu miłości… biorąc i odpowiadając na swe wzajemne starania, aż w końcu dotyk zaczynał nie mieć już znaczenia, gdy najsilniejsza rozkosz płynęła z podbrzusza, przelewając się coraz silniejszą falą, aż… doszli do jej szczytu, drżąc od nadmiaru wrażeń.

Chaaya odpoczywała w ramionach maga, oddychając głośno. Ręce położyła na ugiętych nogach otulających go po bokach ud.
- Daliśmy niezły pokaz… komuś, jeśli zajrzał przez okno - mruknęła cicho, odwracając się, by pocałować miłego w usta.
- Tym większy jak Dartun nas przyłapie na golasa. Choć wątpię, by zwrócił na mnie większą uwagę w takiej sytuacji - szepnął cicho czarownik, całując czule usta dziewczyny. - Wiesz, że możesz się zwrócić do mnie z każdym twoim problemem, prawda? Wiesz, że zawsze chcę ci pomóc?
- O-oczywiście… - odezwała się zaskoczona, ściągając nieznacznie brwi i uśmiechając się niepewnie. - Skąd nagle… te słowa. - Spuściła wzrok, oglądając swój wypięty biuścik, po czym zakryła go za dłońmi mężczyzny, co by potencjalny podglądacz nie miał już na co popatrzeć.
- Znowu nie wiem jak usiąde… - dodała, zakrywając swoje łono rączką.
- Użyjemy różdżki leczenia ran i to powinno pomóc - przypomniał jej o tym detalu. - A teraz ubierzmy się, zanim przyjdzie nam tłumaczyć się Dartunowi z naszej golizny.
- Ty się będziesz tłumaczyć, ja się tylko uśmiechnę. - Zachichotała trzpiotnie, wzdychając niejako, gdy przyszło jej zsunąć się z partnera i schyliwszy się po suknię, zaczęła ją trzepać i wygładzać.
- No… tak… zawsze najgorsza robota na mnie. - Westchnął Jeździec, zabierając się za ubieranie. Przy okazji przyglądał się tawaif z zaciekawieniem. I jakby chciał coś powiedzieć, ale… nie bardzo wiedział jak to rzec.
Chaaya ubrała się szybciutko, wiążąc z tyłu troki szaty, by lepiej okalały talię. Kucnęła, by wyciągnąć spod stołu stanik, który złożyła miseczkę w miseczkę i wynajdując spodnie czarującego, włożyła mu go do wolnej kieszeni.
- Nieee… podobało ci się? - spytała niepewnie, drapiąc się po policzku w zakłopotaniu. - Byłam za delikatna lub za ostra?
- Nie… byłaś cudowna. Ale… miewasz koszmary? - zapytał nagle i zawstydził się. - Wydaje mi się, że musnąłem twoje… lęki. Niechcący. Przepraszam.
Kobieta zapowietrzyła się cicho, płonąc wyraźnym rumieńcem, bardziej zdenerwowania, niźli wstydu. Ruszyła się krok w tył, spłoszona, próbując się zasłonić przed Jarvisem, ale to tylko ją bardziej przestraszyło, więc starała się przyjąć swobodniejszą pozę.
- Każdy miewa jakieś koszmary… - odezwała się cicho, uciekając spojrzeniem na podłogę. - To nic takiego… to tylko sny…
- To prawda. Jeśli nie chcesz o nich mówić to nie będę cię zmuszał. Też mi się czasem takie zdarzają. - odparł jej czule i zamyślił się. - Majteczki i stanik, jeszcze trochę, a nie będziesz miała w ogóle garderoby.
Teraz to ona wyglądała jakby chciała coś dodać, ale wrażenie to szybko znikło za uśmiechem. Skierowała się do drzwi na których klamce wisiał kapelusz i marynarka.
- Lepiej się ubierz bo zaraz otwieram drzwi - zagroziła wesoło, obracając w dłoni znienawidzony cylinder. - Pięć… cztery… trzy…
- Hej, hej, hej! - Spanikowany przywoływacz, zaczął się szybko ubierać, nie zamierzając świecić golizną przed przechodniami. - To nieuczciwe!
- Powiedział ten co trzyma kobiecą bieliznę w kieszeni - zawyrokowała rezolutnie, odryglowując wejście, po czym odwracając się z uśmiechem psotliwego chochlika, podeszła do mężczyzny, podając mu resztę ubrania.
- Tak? Ale teraz wystarczy, że podwinę ci suknię, by mieć dostęp do ukrytych tam skarbów. I kto mnie przed tym powstrzyma? - zapytał zadziornie, nachylając się, by delikatnie cmoknąć tawaif w policzek.
- Prawda… w końcu są twoje - zamruczała z zadowoleniem, po czym westchnęła teatralnie podchodząc do blatu stołu, by poukładać na nim papiery i poprzesuwać rekwizyty… mniej więcej na to samo miejsce co wcześniej. - Powinnam otworzyć te drzwi bez ostrzeżenia, to byś wiedział, że ze mną nie wolno zadzierać - marudziła jak butna przepiórka, przyglądając się jakimś bazgrołom na pergaminach, ale dość szybko się poddała, układając wszystko jak leci, byle było… na pierwszy rzut oka normalnie.
- Spóźnia się - ocenił czarownik, przyglądając się bardce, a ta mentalnie czuła jego spojrzenie na sobie, jak wędrowało po jej ciele. Nagle poczuła jak podciąga jej suknię, odsłaniając pośladki. Następnie ciepły podmuch powietrza owiał jej skórę, a potem… poczuła pocałunki na swej pupie.
Pisnąwszy na początku z zaskoczenie, zaśmiała kokieteryjnie, opierając dłońmi o brzeg stołu.
- Jarvisie… on może wejść w każdej chwili - przypomniała mu bez cienia nagany, rozkoszując się muśnięciami wielbiciela, a nawet wdzięcząc się po więcej. - Liczę, że przynajmniej zasłonisz mnie przed jego ciekawskim spojrzeniem.
- Oczywiście… i żadnego rozbierania… nie będzie.
Powolnymi ruchami pieścił dłońmi jej zgrabne biodra, całując i liżąc językiem pomiędzy napiętymi mięśniami. Ciepłym i wilgotnym. Jakby chciał załagodzić jej otarcia, jakby chciał wynagrodzić jej cierpienia.
- Nie będzie? - spytała, pochylając się nad kulą i stając na palcach, by wypiąć się delikatnie. - Nawet ociupinkę… tak bym mogła uklęknąć ukradkiem w ciemnym zaułku?
- Nie będzie rozbierania tutaj… u Dartuna. - Wodził prowokacyjnie po niedawno podrażnionym obszarze pupy kochanki. - Co innego, gdy już opuścimy to miejsce. Szerzej nogi.
Ustawiła się posłusznie, oblizując usta, które odbijały się w refleksach wypolerowanego szkła.
- A na balu? Odważysz się wejść pod moją sukienkę, lub wziąć mnie za kotarą? - Pomimo ich licznych i dość wyczerpujących igraszek, wciąż chciała i planowała więcej.
- Tak. Z pewnością… nie raz - wymruczał mag, bawiąc się jej pośladkami i delikatnie kąsając skórę. Jego palce wtargnęły władczo do kobiecości, by jeszcze mocniejszymi doznaniami doprawić tą przyjemną zabawę.
Chaaya stłumiła głośne westchnienie, kołysząc delikatnie biodrami na boki, niczym kobra rozpostarłszy swój kaptur hipnotyzowała swojego przeciwnika.
- A… zatańczysz? - wyszeptała zawstydzona bardziej niż wtedy gdy dopytywała się o ich erotyczne plany, wyginając plecy jak przeciągająca się kotka.
- Tak. Z tobą. Ale nie licz na zbyt wiele. Nie umiem za dobrze tańczyć. - Usłyszała szept kochanka w odpowiedzi, którego język kreślił szlaczki na ciele, a palce śmiało rozpalały jej wnętrze.

- Dobra wieść! - Zawołał Dartun, tupiąc po stopniach do swego lokum. Na szczęście uradowany swoim sukcesem wróż, chwalił się nim już od ulicy, nie czekając, aż przekroczy drzwi swego domu. - Udało mi się!
Tancerka, która aktualnie rozłożyła się ponownie na nieszczęsnych papierzyskach, gniotąc je pod swoim wijącym się ciałem, wystrzeliła jak długa, uderzając się kolanem o spód stołu i nakrywając czarownika spódnicą. Na szczęście na krótko i praaawie niezauważalnie, bo dziewczyna postanowiła ulotnić się jak najdalej od nieszczęsnego mebla, lądując przy jakiś zakurzonych tomiszczach prawie przybitych gwoździami do półki.
A Jarvis wstał szybko i nerwowo uśmiechając się, założył cylinder na głowę, zwracając się do wchodzącego przyjaciela. - Tak więc… co udało ci się?
- Załatwiłem nam tę robótkę. Tu macie list polecający do domu krawieckiego, w razie gdybyście nie mieli odpowiedniej garderoby, by się prezentować właściwie - rzekł mężczyzna, dumnie machając pergaminem.
Tawaif masowała się dyskretnie po kolanie, oglądając się niepewnie na obu rozmawiających.
- Posprzątałbyś tu trochę… - Dmuchnęła w pajęczynę, która prawie na pewno miała być dekoracją, po czym wyszła ze swojego książkowego zaułka, jak gdyby nigdy nic. - O której mamy się stawić na bal?
- Wieczorem. Adres wypisany jest na pergaminie. Jest też przepustką dla was, więc go nie zgubcie. - “Pogroził” żartobliwie wróżbita, zerkając na pupę bardki, na której to suknia nie do końca opadła w dół i przez to przyciągała wzrok.
- Jeszcze chwilę, a nie będziesz miał czym wpatrywać się w tę twoją magiczną kulę… - odparła stanowczo, poprawiając wyjątkowo wredny materiał i odbierając papiery z cichym prychnięciem dumnej kokietki.
- Przepraszam. Przypadkiem. Całkowicie przypadkowo - zaczął się tłumaczyć, posłusznie opuszczając wzrok w dół.
- To chyba już pora na nas, prawda? - zapytał czarownik, uśmiechając się ironicznie.
Chaaya zrolowała list, po czym… odwinęła się, zdzielając nim męską wróżkę.
- Przepraszam… ręka mi się omsknęła - syknęła, zadzierając głowę i obchodząc go wyraźnie przy tym tupiąc. Jarvisowi również się oberwało, gdyż zgromiła go bazyliszkowym spojrzeniem, zła, że ten jej nie bronił… tak bardziej po rycersku.
- Chodźmy stąd zanim poleje się krew - rzekł polubownie Jeździec, uśmiechając się przepraszająco do Dartuna. Po czym ruszył za ukochaną w kierunku drzwi.
- Obaj jesteście siebie warci - marudziła po drodze przez drzwi dziewczyna, ale w jej głosie nie było złości, a przynajmniej nie w takim natężeniu, by brać jej zachowanie na poważnie.
Mag spotulniał jak i kolega, który odetchnął swobodniej, gdy “ciemne chmury” opuściły jego mieszkanie, bez ulewy i grzmotów.

 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline