Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-12-2017, 01:53   #80
Noraku
 
Noraku's Avatar
 
Reputacja: 1 Noraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputację
Alice i Anthony wyszli. Dla niego zostało zadanie poskładania małego. Tyle na ile potrafił przynajmniej.
- Dobra, młody, Trevor cię wołają tak? – Dave nie wyglądał na takiego, który oczekiwał odpowiedzi. – Potrzebuje od ciebie kilku rzeczy. Na początek jakiejś dużej miski z wodą, zimną, oraz kilku szmatek. Przydała by się też pomoc tej Cynthi albo kogoś innego, kto może ogarniać chłopaka i przy okazji nie zemdleć. Najważniejsza jednak rzecz to ciuchy młodego.
Trevor spojrzał na niego zdziwiony… i trochę zniesmaczony?
- Muszę sprawdzić czy udało mi się wyjąć wszystko, bo inaczej skapcieje wam zanim się zorientujecie. Wraz ze śrutem do wnętrza dostały się też kawałki tkaniny. Dawaj wiec jego ciuchy, jakieś lepsze światło i coś co posłuży za bandaże na potem. I to migiem, bo im więcej uda się zrobić gdy mały jest nieprzytomny tym bardziej oszczędzi mu to bólu.
Trevorowi nie trzeba było tego dwa razy powtarzać.

***

Uwinął się ze wszystkim błyskawicznie. Nim Dave dopalił papierosa miał już wszystko przygotowane. Nawet uroczą asystentkę pod postacią Cynthi. Na twarzy dalej wyglądała na przestraszoną, ale w oczach tliła się determinacja. Rozłożyli ubranie pod lampką na przyniesionym bliżej blacie. Ciągle miała na sobie plamy zaschniętej krwi. Do tego mnóstwo pomniejszych dziur. Mężczyzna westchnął ciężko i jeszcze raz spojrzał na śpiącego chłopaczka. Nie było jednak innej drogi. Trzeba to było zrobić na ostro.
- Do roboty.

Pouczył dziewczynę na temat higieny przed zabiegiem i jej zadań. On będzie wyjmował resztki śrutu i kawałki ubrań, ona ma dbać o zdrowie młodego. Sprawdzać mu co jakiś czas tętno, oddech, a w razie gdyby się przebudził uspokoić. Wtedy będzie najciężej bo młody może się rzucać. Gdy ściągnął pasek od spodni zarumieniła się i spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami. Szybko wytłumaczył jej, że ma służyć za knebel do zagryzania dla małego bo inaczej ogłuchną. Pozwoli mu też lepiej wytrzymać ból. Najwyraźniej pomyślała początkowo co innego bo spąsowiała jeszcze bardziej. Przystąpili do działania.
Skalpel oraz pęseta ponownie zostały obmyte w spirytusie, namiastce dezynfekcji. Starał się jak najdelikatniej nacinać skórę, żeby nie dorobić niepotrzebny blizn i ran do wygojenia. Dziur było sporo. Działał metodycznie od góry do dołu. Wyciągnięte pociski odrzucał do miski. Kawałki ubrania starał się dopasować do korespondujących dziur w ubiorze powoli uzupełniając makabryczne puzzle. Szło im wcale sprawnie. Gorzej było z ranami, w których ubrania porozpadały się na mniejsze elementy. Tam było najwięcej grzebania. Dzieciak jęczał właściwie cały czas. Miał płytki oddech. Puls też był trochę za wysoki ale jeszcze w normie. Pandemonium nastało gdy się obudził.
Dave nie zdziwił się jego pierwszą reakcją. Sam pewnie nie doświadczył by innej. Szok, niedowierzenie, strach i próba ucieczki. Co innego można poczuć gdy budzisz się z bólem w piersi, na stole operacyjnym, jakiś nieznany ci facet wkłada ci co chwila kawałek metalu do ciała, a dodatkowo przy pierwszym okrzyku bólu ktoś cię knebluje? Można było się spodziewać jak zareaguje pacjent. Cynthia najwyraźniej tego nie przewidziała. Zanim chłopak cokolwiek powiedział miał już pasek w ustach co tylko spowodowało reakcje obronną. Dave zdążył niemal w ostatniej chwili cofnąć się ze skalpelem, gdy operowany spróbował się zerwać z łóżka. Momentalnie naparł na jego ramiona chcąc go przytrzymać. Krew z ran trysnęła mocniej w takt rosnącego tętna.
- Mały uspokój się. HEJ MÓWIĘ COŚ! – wrzasnął czym w końcu udało się przykuć uwagę pacjenta. Przestał się rzucać. W oczach pojawił się strach i łzy. W końcu był tylko małym dzieckiem. Może doświadczonym przez życie w tym piekle na ziemi ale dalej dzieckiem. Dave postarał się, żeby jego głos brzmiał najdelikatniej jak to możliwe. Przepite gardło protestowało jednak, przez co brzmiał…karykaturalnie.
- Słuchaj mały...
- Mark – przypomniała Cynthia
- Prawda, Mark. Pamiętasz mnie?
Zaprzeczenie.
- Jestem… doktorem. Ciągle znajdujesz się w waszym małym azylu. Cynthie chyba poznajesz?
Kiwnięcie głową. Chyba się uspokoił, chociaż cały czas się krzywił. Zapewne z bólu.
- Zostałeś postrzelony. Dość paskudnie ale nie groźnie. Muszę jednak wyjąć śrut a jest tego sporo. Rozumiesz?
Znowu kiwnięcie. Dobra nasza, jeszcze kojarzył co i jak. Dave mruknął do dziewczyny by ta puściła knebel. Chłopak załkał cicho gdy tylko zyskał możliwość. Mężczyzna podsunął mu resztki gorzałki.
- Golnij sobie. Nie będę ci kłamał, bo szykuje się przed tobą paskudne popołudnie. Muszę jednak to dokończyć bo inaczej nie przetrwasz następnych kilku nocy. Jesteśmy już w połowie drogi – skłamał gładko odbierając pustą menażkę z rąk kaszlącego dzieciaka. – Będziesz to musiał z nami wytrzymać, dasz radę?
Chwila wahania. Strach przed bólem walczący z wolą przetrwania. W końcu kiwnięcie i pierwsze łzy spływające po policzku. Cynthia przykłada mu pasek do ust, a on zaciska na nich szczęki, tak samo jak oczy. Dave bierze się dalej do roboty. Przez najbliższą godzinę będzie słyszał wyłącznie przytłumione jęki Marka.
Teraz zabieg przebiega wolniej. Musi robić większe przerwy, żeby dać odetchnąć chłopakowi. Ten zresztą kilka razy zemdlał. To przyspieszało robotę. Gdy jednak się budził momentalnie oznajmiał to stłumionym krzykiem. W którymś momencie do środka zajrzał Trevor. Chyba chciał coś powiedzieć, ale najwyraźniej nie miał siły dobyć głosu. A może odczytał wszystko co chciał w zmęczonej twarzy Cynthi? Dave nie miał czasu się zastanawiać. Robił swoje.

***

Opierał głowę o zimną szybę. Czuł się zmęczony. Nie fizycznie, ale w ten dziwny, psychiczno-zdrowotny, sposób jaki odczuwa się po długotrwałym trybie pełnego skupienia. Papieros właściwie sam dopalał się w jego palcach. Tylko od czasu do czasu zaciągał się dymem, gdy sobie o nim przypominał. Leżące nieopodal kawałki ubrania wpasowywały się niemalże idealnie w podziurawioną koszulę. Cynthia siedziała ciągle obok łózka i zmieniała właśnie kompres na czole dzieciaka. Laleczka dobrze się sprawiła. Wytrzymała do końca. Nawet pomogła mu obandażować i przemyć rany. Dobra była z niej dziewczyna. A on? Zrobił to co potrafił i był przekonany, że dokonał tego co było w jego mocy. Teraz pozostawała już tylko modlitwa do wyższych sił.
Zgasił w połowie wypalonego peta i poszedł obmyć dłonie. Musiał jeszcze spotkać się z Alice, Emmą oraz Anthonym. Omówić ich następny krok.
 
__________________
you will never walk alone

Ostatnio edytowane przez Noraku : 08-12-2017 o 02:36.
Noraku jest offline