Normalność medlabu dawała nadzieję, że jednak jakoś to będzie, a Acheron nie do końca stał się pozbawionym kończyn i zębów truchłem, dryfującym przez ciemny, zimny kosmos. Drake’owi zmiana rozwalonych, sypiących się korytarzy na jasną i uporządkowaną przestrzeń ambulatorium poprawiła nastór do tego stopnia, że nawet się uśmiechnął, podczas gdy Linda omiatała go skanerem promieniowania.
Wycieczka po chłodziwo nie skończyła się tragicznie, bo mogło pójść gorzej, tak samo jak przy wietrzeniu korwety. Kanonier nie odczuwał fizycznego bólu, miał tylko świadomość, że coś z nim nie tak i do tego może szkodzić otoczeniu. Bardziej niż zwykle.
- Masz tu zapasowe wdzianko? - popatrzył na lekarkę, odchodząc pod przeciwległą ścianę na wszelki wypadek. Pomacał przy tym wystający z hełmu pręt - Nie żeby mi to przeszkadzało, ale wolałbym nie mieć ograniczonego pola widzenia. Poza tym nigdy nie kręciło mnie bycie rogaczem - wzruszył ramionami - Druga rzecz. Skąd to pw? Zbrojownia? Mamy przejebane, łapię. Ale po co chcesz nas dozbroić? Idziemy polować na Teddy? - zadał parę flegmatycznych pytań, patrząc na kobietę przed sobą - Ufam ci, ale chcę wiedzieć co jest grane. Tak lepiej się przygotuję - zakończył przydługą jak na niego przemowę, nie ruszając się ani o milimetr.