To już była pełnoprawna paranoja, czy wciąż dało się podciągnąć pod zwykłe zachowanie bezpieczeństwa i unikanie podążających jej szlakiem problemów? Silvia wciąż nie wierzyła, że to zrobiła - schował się w szafce, takiej tandetnej i metalowej. Miała podobną w szkole podstawowej, ale ta jej przynajmniej była szersza… albo wtedy się taka wydawała. Te kilkadziesiąt centymetrów temu. Nie zmieniało to jednego faktu: miała przechlapane na własne życzenie. Wszechobecna ciemność działa na wyobraźnię, a umysł atakowały coraz to nowe, stresujące bodźce. W normalnych warunkach bez mrugnięcia okiem wyszłaby na przeciw szukając pomocy, bo przecież została sama, na niesprawnym statku i już ledwo się ruszała z zimna… teraz po paru minutach bezruchu mięśnie praktycznie przestały jej słuchać, dygocząc w najlepsze. Zgrabiałymi i lodowatymi palcami wymacała suwak bluzy, zaciągając go aż po samą szyję, na głowę założyła kaptur. Niestety zdobyczna bluza nieszczególnie chroniła przez obezwładniającym, wysysającym z ciała siłę chłodem.
Dziwiła się, że jej nie złapali. Nie weszli to tego pieprzonego pokoju, zwabieni dźwiękiem szczękających zębów - tego odruchu blondynka też już nie była w stanie opanować. Z każdą sekundą zastoju zamarzała powoli, modląc się już tylko o to, aby ją znaleźli i zabrali tam, gdzie światło i ciepło. Zwłaszcza ciepło. Koc, bluza, gorąca herbata, albo nawet łyk czegoś wysokooktanowego na wzmocnienie.
- Nie zasypiaj De Luca - wyszeptała, podejmując walkę z opadającymi powiekami. Nie zauważyła kiedy się zamknęły. Panująca wszędzie ciemność nie różniła się od tego, co widziała zamykając oczy. Jedna czerń zastępowała drugą i tyle.
Skończyły się żarty i struganie bohatera filmu akcji, przynajmniej tego przyczajonego nieruchomo, bo do posągu było kobiecie daleko - już bliżej wydawała się faza sztywnego od mrozu trupa, a na to nie mogła pozwolić. Nie po tym co przeszła przez ostatnie dni. Gdyby się poddała, automatycznie przyznałaby się do błędu, a Vincovi przyznała rację. Niedoczekanie.
Trzy minuty. Tyle jeszcze wytrzyma… a potem wyjdzie z tej przeklętej szafki i wyjrzy za róg, na korytarz. Tym razem ona zacznie szukać światła zwiastującego kłopoty. Upewni się, że jest bezpiecznie, włączy latarkę i ruszy do maszynowni, licząc na głupi łut szczęścia. Oraz skafander.
Przydałby się jej skafander.