Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-12-2017, 22:20   #41
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
- Srebro w odpowiedniej ilości zapewni Vazikh - oznajmił Hasram. Przynajmniej ten problem został rozwiązany. - Oliwę oczywiście też dostarczymy.

- Jutro z rana zabiorę się za sporządzenie odpowiedniego specyfiku, którym będziecie mogli napoić ostrza swych broni. Hasram dostarczy mi... - Malik przyglądał się uzbrojeniu najmitów i kalkulował ile srebra jest mu potrzebne. - ...sto pięćdziesiąt srebrnych monet. Chyba nie jest to zbyt dużo za sprawienie, że owi wybrańcy będą mieli jakieś szanse w walce z bestią, prawda przyjacielu?

- Tak, skoro Fahim tego chce - odparł starszy ze spuszczoną głową, najwyraźniej niezadowolony z sumy jaką podał mu jasnooki mędrzec. - Jutro rano dostarczę odpowiednią ilość srebra.

- Dobrze, że się rozumiemy - Malik był bardzo zadowolony, znów wydmuchnął kłąb dymu. Najwyraźniej nie planował przeznaczać całego skarbu jaki miał otrzymać, na stworzenie trucizny zabójczej dla wilkołaka. - Cóż może jeszcze powstrzymać mustadhyiba? Płynąca woda stanowi dla niego barierę, jakiej nie może pokonać. Odpycha go, powstrzymuje. Są też pewne zioła, które wymuszają zmianę formy, ale jestem pewien że nimi nie dysponujecie. Ja też nie, więc to rozwiązanie nie wchodzi w rachubę.

- Wnętrzności młodego koźlęcia wskazały mi wróżbę. Odczytałem ją też w locie gołębia i w korzeniach stepowego krzewu - odpowiedział wreszcie na pytanie Cedmona. - To są znaki i słowa, jakich nie zrozumie zwyczajny człowiek. Bóg i demony przemawiają do nas na wiele różnych sposobów, a ich plany wykraczają poza nasze rozumienie...


Zahija krążyła po osadzie, niczym mroczny cień. Ludzie unikali jej, schodzili z drogi. Słyszała wypowiadane cicho przekleństwa i modlitwy. W atmosferze nieufności i strachu szukała kogoś, kto będzie znał obcy,egzotyczny język.

Vazikh było małe. Zamieszkiwało je nie więcej niż tysiąc mieszkańców, zasiedlających murowane, pobielone domy o płaskich dachach,skupione wewnątrz ziemnego wału okalającego osadę. Szanse na znalezienie kogoś, kto znałby khaankharyjski graniczyły z cudem. I Zahiji nie udało się znaleźć nikogo. Kręciła się po mieście, aż w końcu trafiła na powracających od Malika kompanów.


Następnego dnia Malik od rana zajęty był roztapianiem srebra, dodawaniem do niego jakichś dziwacznych ingridiencji i mruczeniem nad wrzącym metalem niezrozumiałych dla nikogo formuł. Nim zaczął poprosił awanturników, aby pod wieczór lub rankiem następnego dnia zjawili się u niego, celem nasmarowania broni dekoktem.

Bohaterowie w czasie gdy rusanamański wieszcz ważył truciznę, wybrali się na rekonesans. Z opowieści napadniętego Abdullaha można było bez trudu wywnioskować, gdzie doszło do walki z wilkami.

Mimo że od chwili napaści minęły prawie trzy tygodnie, obozowisko było widoczne pośród stepowych traw. Awanturnicy zsiedli z wierzchowców i ostrożnie obejrzeli okolicę. Abdullah na popas wybrał obniżenie terenu w kształcie niecki, której dno wypełniała kałuża, a wokół rosły wysokie na dorosłego człowieka krzaki. Nieopodal brzegu błotnistej sadzawki znajdował się krąg kamieni z wypalonym środkiem, miejsce na ognisko. Wozów nie było, gdyż kupiec, mimo iż przerażony, nie stracił nic ze swej handlowej żyłki i z pomocą mieszkańców Vazikh sprowadził towar i zwłoki swoich pracowników do miasteczka. Natomiast wciąż były tu trupy koni i wilków, przeciągnięte na step i pozostawione w oddaleniu od wody. Nawet zbytnio się nie rozłożyły, co biorąc pod uwagę suchość klimatu, nie było niczym niezwykłym. Truchła zwierząt były obgryzione przez padlinożerców i zupełnie zwyczajne. Wszelkie inne ślady po nocnej potyczce zostały zatarte przez czas.


- Mówiłem już o tym Upokoinie i pozostałym Irunoi - informował Hasram, gdy w domu Starszego jedli kolację po powrocie ze stepu. - Kilka dni temu zjawiło się w Vazikh trzech obcych. Wypytywali o Wzgórze Władcy Jeźdźców i w jaki sposób się do niego dostać. Jako, że nie miałem interesu by ich tu zatrzymywać, a Malik twierdził, że to nie ich dotyczy przepowiednia, więc udzieliłem im informacji, o które pytali. Potem szybko odjechali. Nie wyjawili kim są, ale jeden z nich miał bułat, jakim posługują się gwardziści Szejka Rasula, a ich konie nosiły wypalone znamię w kształcie bramy i gwiazdy, znak Yarakanu. Wasi Irunoi byli bardzo zaniepokojeni tą wieścią i pewnie będą chcieli wyruszyć z samego rana.

Potwierdziły się przypuszczenia Hasrama. Jakiś czas potem Upokoina poinformował awanturników, że chce by wyruszyli w kierunku grobu Maharija z samego rana. Hasram objaśnił im drogę. Następnie udali się do Malika, który poprzez umyślnego informował, że srebro na ostrza było już gotowe.


Wedle tego co wyjaśnił Hasram, Wzgórze Władcy Jeźdźców znajdowało się na wschód od małej wioski Hazalah. Dotarcie do niej z Vazikh nie powinno zająć więcej niż dwa dni jazdy. Podróż, w towarzystwie milczących Irunoi, którzy z przymkniętymi oczami drzemali na grzbietach wielbłądów, kołysząc się w rytm ich kroków była monotonna. Do czasu...

Do czasu, gdy pośród traw i rachitycznych krzewów porastających step dał się słyszeć szalony tętent kopyt i awanturnicy, w świetle księżyca jaśniejącego na niebie zobaczyli pędzących w ich kierunku dwóch jeźdźców na spienionych koniach. Do Hazalah pozostawało niewiele drogi.
 
xeper jest offline