Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-12-2017, 00:14   #152
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Mogilno, Klasztor Benedyktynów, cela opata Częstogoja.

Opat spochmurniał. Spojrzał na blat wspaniałego biurka.
- Watykan jest ponad miesiąc drogi stąd. Miesiąc. Tyle idzie list z prośbą o pomoc. Kolejny miesiąc czekam na odpowiedź. A czasy są ciężkie.
Częstogoj pokiwał głową sam sobie przytakując.
- Otrzymaliśmy ziemię z nadania księcia Władysława Hermana. Wtedy kraj Piastów nie był jeszcze podzielony. Takoż i Watykan nadał nam prawa, wedle których przynależeliśmy do archidiecezji gnieźnieńskiej. Ale kraj został podzielony. A Mogilno stało się grodem granicznym. Tedy po dziesięcinę sięga książę mazowiecki i książę wielkopolski. I żaden z nich nie interesuje arcybiskupa, który nie przewiduje zwolnienia Mogilna z konieczności opłat. Tedy mamy już tu trzydzieścinę.

Częstogoj sięgnął na półkę po tubę na zwoje, z której wyjął mapę. Rozwinął ją i wskazał odpowiednio strefy wpływów. Formalnie, według aktualnego podziału znajdowali się na obszarze Archidiecezji gnieżnieńskiej, co dawało prawo kanonikowi Jaromirowi Raciborskiemu, o którym obydwoje usłyszeli jeszcze pod bramą klasztoru, występować w imieniu ich matki - kościoła.

Co więcej nawet gdyby odpowiadali przed katedrą w Płocku, to i tak status archidiecezji gnieźnieńskiej był na tyle duży, że dziesięcina powinna trafiać właśnie tam. W zasadzie nie było żadnego prawa ludzkiego, ani kościelnego, które pozwalałoby wysyłać reprezentantów katedry Płockiej do Mogilna.

Ale oni byli Inkwizycją. Na mocy bulli papieskiej mogli chodzić dokąd tylko chcieli, jeżeli mieli uzasadnione podejrzenie działania w tym miejscu adwersarza.

- Jeżeli to wszystko, to możecie udać się do naszego księgozbioru - opat zadzwonił delikatnie maleńkim dzwoneczkiem z ozdobnym uchwytem w kształcie krzyża. Niemal natychmiast młody chłopak pojawił się na jego wezwanie. Był w tym okropnym wieku, gdzie jeszcze nie skrobie się zarostu z twarzy, a już jest tam tyle śmiesznego meszku, że szansy na zbałamucenie panny nie ma żadnej. Być może dlatego przebywał w klasztorze nie będąc mnichem,
- Adam was zaprowadzi.

Mogilno, Klasztor Benedyktynów, biblioteka.

Śpiewy z wieczornego nabożeństwa ucichły. Mnisi również udawali się na spoczynek. Po dziedzińcu klasztoru hulał wiatr, który zerwał się nagle. Na szczęście nie musieli wychodzić z zabudowań. Tylko Annę w sercu ścisnął niepokój o Gerge. A później… dużo dużo później o Franciscę, która udała się poza obręb klasztoru.

Adam niósł przed sobą mały lampion ze świecą. Był on o wiele poręczniejszy niż wielka pochodnia, ale dawał niepomiernie mniej światła. Szli długo krętymi schodami w dół. Ściany w dotyku były dziwne. Pokrywał je jakiś minerał, który zdawał się zabierać z powietrza całą wilgoć. Obydwoje inkwizytorów czuli suchość w gardle. W końcu dotarli do biblioteki. W świetle małej świeczki wydawała się nieskończenie wielka. Dopiero gdy Adam zapalił kolejne sześć wielkich niczym paschały swiec w pomieszczeniu było nieco jaśniej. Anna i Fyodor spojrzeli na siebie. Byli w bibliotece, której szukali. Skarbnicy wiedzy wszelakiej. A jeżeli plotki o wampirze miały w sobie ziarno prawdy, to miejsce wydawało się naprawdę groźne. Ciemne. Bez okien. Głęboko pod ziemią.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline