Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-12-2017, 14:04   #5
Pan Elf
 
Pan Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputację

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=LML6SoNE7xE[/MEDIA]

Willibald siedział w swoim rodzinnym smajalu, w jadalni, razem z całą familią, zajadając się śniadaniem. Pyszna jajecznica ze świeżym szczypiorem i pomidorami, smażona na masełku, a do tego pajda niedawno wypieczonego chleba.
Kiedy właśnie popijał ciepłą herbatą ziołową, przez jadalnię przeszedł jego ojciec, przeglądając otrzymaną pocztę i mrucząc coś pod nosem. Podał kilka listów swojej żonie, resztę zachowując dla siebie. Willie wcale by się tym nie przejmował, koncentrując się na posiłku, gdyby nie fakt, że jego ojciec nagle zatrzymał się i zaczął spoglądać to na niego, to na trzymaną w dłoniach kopertę.
- Foo? - spytał młody Goodbody, a trochę jeszcze nie przeżutej jajecznicy wypadło mu z buzi z powrotem do talerza. - Do mnie? List? No, niesamowite! Pewnie temu obrastającemu w brzuch leniowi Hildiemu nie chciało się przyjść do mnie osobiście, to wysłał list, ha! - Zażartował, kiedy już przełknął jajecznicę i popił herbatą.

Willie oklapł na miękkie łóżko w swoim pokoju, które stało tuż pod oknem. Okrągła okiennica była otwarta i wpadały przez nią ogrzewające promienie słoneczne, a także przyjemny zapach lata, które wcale nie zamierzało tak szybko dobiec końca.
Z nieukrywaną ciekawością, młody hobbit niedbale otworzył kopertę i od razu przeszedł do czytania zawartości. Oczywiście, jak wcześniej wspomniał, spodziewał się, że był to list od jego najlepszego kumpla, Hildibranda Grubba, dlatego nawet nie interesował się tym, co było napisane na kopercie.
Z każdym przeczytanym słowem, czarne jak smoła brwi Williego unosiły się coraz wyżej, prawie sięgając opadających niedbale na czoło ciemnych kędziorów. Hobbit przeczytał list trzykrotnie, drapiąc się po porośniętym czarną szczeciną policzku - należał bowiem do niewielu hobbitów, którym rosła broda. Plotki głosiły, że płynęła w nim krasnoludzka krew, ale nikt nigdy nie kwapił się, by to sprawdzić.

- Noooooo… Stary Isengar Tuk faktycznie zasługuje na miano dziwaka, ha! - Zaśmiał się Willie, pokręcił z rozbawieniem głową i wcisnął zmiętolony pergamin do jednej z kieszeni swojej granatowej kamizelki. - Pewnie będzie tam Maddie… - Hobbit na chwilę rozmarzył się, przymykając powieki, zakładając ręce za głowę i wyciągając się leniwie na łóżku.
- Ach, Maddie… - mruknął i byłby tak zasnął, gdyby nie fakt, że do rzeczywistości przywróciło go ćwierkanie jakiegoś wróbla, który zdecydował się przycupnąć w jego oknie.

~ * ~

- Otwieraj no te drzwi, ty leniwy domatorze jeden - krzyknął wesoło Willie, dobijając się do okrągłych drzwi i jednocześnie wgryzajac się w soczyście czerwone jabłko. - To ła, Łyłyyy! - kontynuował, tym razem z kęsem owoca w buzi.
Dziewiątego września nikt jednak nie otwierał drzwi domu Hildiego. Czyżby jego najlepszy przyjaciel w końcu zdecydował się odwrócić także i od niego? Niemożliwe! Może w takim razie zasnął z nudów i nie słyszał wybitnie głośnego i bezczelnego dobijania się do drzwi, mimo że już nawet sąsiedzi zaczęli niespokojnie spoglądać na Goodbody’ego? Willie wzbudził jeszcze większą konsternację w hobbitach przyglądających mu się z ukrycia, kiedy zaczął podchodzić do wszystkich okien i zaglądać do środka domu Hildiego.
W końcu ze zrezygnowaniem wzruszył ramionami, sąsiadom posłał szelmowski uśmieszek i postanowił sobie przycupnąć na murku przy smajalu Grubba.
- Akurat dzisiaj postanowił zmienić swoje nastawienie do świata i wyjść do ludzi? - mruczał z niezadowoleniem Willie, wyciągając zza pazuchy drewnianą fajkę i nabijając ją fajkowym zielem. - Pomyślałby kto. Tak to siedzi w tej swojej norze i wzdycha do tej wariatki, co go zostawiła. Kiedy jednak chcę z nim porozmawiać, to gdzieś znika! Przysięgam, jeśli poszedł podrywać jakieś panny beze mnie, to… - nagle urwał swoje narzekania, bo dróżką przechodziła właśnie Fanny Oldbuck, młoda i całkiem urodziwa hobbitka.

Fanny przyglądała się Williemu ukradkiem, a kiedy ten posłał jej zadziorny uśmieszek, ta zachichotała i speszyła się. Faktem było, że Willibald Goodbody uchodził za największego lowelasa i podrywacza, jakiego znała historia Shire. Nie było hobbita, który zakręciłby w głowach większej ilości dziewczyn, niż młody Goodbody. On sam bardzo lubił, że takie właśnie opinie o nim krążyły, bo bardzo mu to schlebiało. Wykorzystywał więc bardzo często swój urok osobisty i podrywał inne hobbitki, często wpadając przez to w różne tarapaty. Na przykład wtedy, kiedy na potańcówce całował się w kącie z Hilly, a chwilę wcześniej obmacywał się z Gretą, którą znowuż miał na oku jakiś Brandybuck.

~ * ~

Kiedy zaczęła zbliżać się już godzina siedemnasta, a w brzuchu Williego zaburczało, ten zdecydował, że koniec tego dobrego i czas udać się na to całe przyjęcie. Wyczekał się już wystarczająco na swojego pochmurnego przyjaciela, a ten nawet nie raczył wrócić przez ten czas do domu.
Willie schował więc swoją fajkę z powrotem za pazuchę, wyciągnął z kieszeni kolejne jabłko i wesoło ruszył w stronę ulicy Stokrotkowej, podśpiewując coś pod nosem. Po drodze zatrzymał się na chwilę przy domu Fanny Oldbuck, która właśnie zbierała warzywa w ogrodzie. Poświęcił chwilę na mały flirt z dziewczyną. Pozwolił jej nawet obejrzeć wisiorek, który zawsze nosił wpuszczony pod zadziornie rozpiętą koszulą. Był to całkiem dobrze działający trik na dziewczyny, by mogły z bliska spojrzeć na jego całkiem dobrze wyrzeźbione ciało, któremu daleko było do typowego wyglądu hobbita. No i ten zarost, który ponoć był zasługą krasnoludzkich genów, na jego uroczych pucołowatych policzkach. Zadziorny i wesoły uśmiech i głębokie spojrzenie oczu w stalowym kolorze. Wszystko to działało na młode hobbitki, a Willie doskonale zdawał sobie z tego sprawę.

W końcu jednak pożegnał się z Fanny. Wcześniej jednak pożalił się, że nie ma żadnego prezentu dla starego Isengara, a ta wręczyła mu kosz pełen dorodnych warzyw i owoców. Zadowolony ze swojej roztropności, dalej podśpiewując coś pod nosem, ruszył w końcu na Stokrotkową i tam…
- Hildi! Ty stary draniu! A ja czekałem pod twoimi drzwiami, dobijając się do ciebie jak jakiś wariat!
Mimo tego, Willie bardzo ucieszył się, że Hildi również zjawił się na przyjęciu. I nawet nie musiał go do tego zmuszać i ciągnąć za poły koszuli! W końcu pojawił się jakiś promyk nadziei, że jego kumpel od wariackich psikusów wrócił na swoje miejsce.
- No, żeś się wystroił! - Willie pochwalił przyjaciela. - Mam tylko nadzieję, że nie zamierzasz podrywać mojej Mad… WRÓĆ! Nic nie mówiłem. Wcale mi na niej nie zależy. Pfff - Willie nagle się jakby zakłopotał, wzruszył ramionami i udał, że rozgląda się za czymś istotnym.

Krążyły bowiem po Shire plotki takie, że lowelas Goodbody się zakochał w jedynej dziewczynie, która opierała się jego zalotom. Willibald oczywiście nigdy tych plotek nie potwierdził, a wręcz zaprzeczał im za każdym razem, tłumacząc, że za młody jest na takie głupie rzeczy, jak miłość i stały związek. Jaka była prawda? Cóż, to wiedział tylko Willie.
 

Ostatnio edytowane przez Pan Elf : 10-12-2017 o 14:12.
Pan Elf jest offline