Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-12-2017, 23:55   #244
Czarna
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację


Gdy padła nazwa oddziału Rosjanka automatycznie sprawdziła HUD i mapę, ale równie szybko się skrzywiła dość niechętnie.
- Zcivicki i Graeff. Ci o których mówiła Renata w Falconie. Przez których… ona i jej grupa mieli takie, a nie inne zdanie o Parchach. Ci którzy pozwolili zginąć tamtemu człowiekowi z Seres. Im z pewnością nie ma co polecać ewakuacji kogokolwiek - wzruszyła nerwowo ramionami, zamykając holo - A samochód… niedługo skończy się ewakuacja na drodze, będą wolne maszyny. Żołnierze zajmą się umacnianiem punktu tutaj, do tego czasu może wrócą… nasi z Black. O ile przeżyją. Są na jakiejś drodze, parametry życiowe podwyższone, ale nie wyglądają na rannych. Jeszcze - tu spojrzała na marine smutno - Postaram się ich zagadać, wypytać co i jak. Poza tym skoro to lotnisko, może się uchowały sprzęty? Z terminala do statku pasażerów wozi się busami. Coś tu musiało zostać… sprawdzisz? - poprosiła go, mocno ściskając za ręce - Dostęp jest, wystarczy poszukać. Ja w tym czasie… dowiem się co u Charlesa. - Pocałowała go po raz drugi, tym razem w policzek.

- Jak gdzieś ci pójdę jak mamy rozkaz siedzieć tutaj aż odzyskamy łączność? - westchnął Johan wskazując otwartą dłonią w stronę mundurowych kolegów. - A tutaj no. Może coś jest. Chyba jest szansa. Ale trzeba by przeszukać. Trzeba by zorganizować grupę. Tak samo jak do tego magazynu co mieliśmy iść. A jesteśmy tylko my tutaj i chłopaki co poszli z Renatą. To albo my albo oni musimy skończyć swoje by nas sierżant przydzielił gdzieś indziej. No chyba, że ktoś jeszcze by przyjechał. - tłumaczył marine informatyczce. Wydawał się mówić z lekkim zakłopotaniem. Ale gdy wspomniała o dwóch Blackach jacy mieli przyjechać z paniami sierżantami wydał z siebie bezgłośne “aaa” jakby skojarzył o kogo chodzi. I zaraz się też skrzywił jakby nie kojarzył ich zbyt pozytywnie. Skinął tylko głową na znak, że rozumie o kim mowa.

- A te twoje Blacki to nie przejmuj się. - powiedział pocieszająco marine znowu biorąc dłoń Vinogradovej w swoją dłoń. - “Asbiel” to twarda sztuka i ma łeb na karku. I jest w porządku. Ta Latina… - Marine zawahał się na chwilę przy niej jakby szukał słów czy zastanawiał się co powiedzieć. - Właściwie to często nie wiem co ona nawija. - przyznał w końcu po tej chwili zastanowienia. - Ale też wygląda na wyszczekaną i zaradną. A ten wielki. No kawał chłopa! I to pancerz wspomagany. Ciężki pancerz wspomagany. I widziałaś ile miał broni? I to jakiej. Wielkiej. No to ej no nie bój się nic im nie będzie. - podsumował swoje wnioski Johan lekko potrząchając trzymaną dłonią Rosjanki.

- Kamery… może coś zobaczysz na kamerach. I moje Blacki? - powtórzyła za nim, spoglądaj w dół na ich złączone ręce i westchnęła - Oni nam wszystkim pomogli, nie tylko mnie. I tak… są bardzo w porządku, nic nie poradzę że się martwię. Widziałeś jak tam jest, ile tych potworów. - przyznała nie podnosząc głowy - Chelsey. Black 2 ma na imię Chelsey i mówi po swojemu. To… hiszpański. Nie przejmuj się, tez nie rozumiem wszystkiego co mówi, ale to nie szkodzi. Chciałabym żeby już wrócili.

- Kamery! No tak!
- Johan oprzytomniał i wyraźnie się ucieszył tym pomysłem. Odwrócił się w stronę panelu kontrolnego i zaczął sterować obrazami działających kamer. Ponieważ szukał wyglądającego chociaż na sprawny samochód to szło mu to przeglądanie całkiem szybko. - No twoje. No wiesz, trzymasz się z nimi. Tak jak ja się trzymam z Elenio i Karlem. To mówię, że to moje chłopaki. - wytłumaczył swoje marine wpatrzony w szybko migające na holo obrazy z zewnątrz i wewnątrz budynków. - Ta Latina to Chelsey? - spojrzał na informatyczkę jakby się upewniał czy dobrze wyłapał.
- Dobra chyba zapamiętam. Ale serio tak nawija, że czasem w ogole nie wiem co powiedzieć. - marine wrócił spojrzeniem na monitor i pokręcił głową chociaż lekko się przy tym uśmiechnął. - Nie bój się na pewno wrócą. O! Oooo! Zobacz! Gdzie to jest? - Johan mówił ale nagle przerwał i prawie zapiał z zachwytu. Na monitorze ocalałej kamery było widać wnętrze większego garażu. Pewnie lotniskowej straży pożarnej. Widać były dwa ciężkie wozy strażackie, jedną furgonetkę i jeden holownik wozów. Wyglądały w obiecującym stanie choć obraz trochę szwankował. Ale po samej kamerze nie sposób było ustalić położenia budynku na terenie lotniska. Chociaż Maya wiedziała, że dość prosto powinna dać radę to ustalić. Raptem jednak Johan westchnął. Między pojazdami przebiegła jedna z tych małych pokrak. Jak była jedna to pewnie nie była sama.

- Też się z nimi trzymasz, jak oni z wami i mną. Jakby było inaczej nie wróciliby do nas do baru - uśmiechnęła się blado, patrząc na monitor. Widok małego potwora nie poprawiał nastroju, ale w pewnej chwili przeszył ją prąd. Wyprostowała plecy, robiąc krok do tyłu i mamrocząc pod nosem z oczami wbitymi w panel hakera na przedramieniu.
- Wieżyczki, zdalne sterowanie... Johan zobacz czy któryś z tych samochodów jest podpięty pod Sieć? Może się ładowały, albo wgrywali im oprogramowanie i nie odłączyli. Jeśli tak jest szansa aby je przejąć zdalnie. Stąd. - pokazała na pokój - Mała, ale zawsze. To taka... trochę teoria, ale może zadziałać. Auta mają komputery sterujące, a każdy komputer da się zhakować. Wtedy same do nas przyjadą... sprawdź to proszę, ja porozmawiam z Charlesem. - Zrobiła drugi krok do tyłu, stając obok konsoli do komunikacji.

- Charles, tu Maya. Słyszę twój oddech - zaczęła pogodnym głosem, zaciskając drżące ręce na krawędzi pulpitu - Powiedz proszę gdzie się ukryliście, na górze wieży? Ilu was jest i czy są wśród was ranni? A kobiety i dzieci? Ktoś kogo trzeba będzie nieść? Jak stoicie z zapasami, macie cokolwiek do picia albo jedzenia? Widzicie tam gdzieś u siebie środek transportu zdolny pomieścić was wszystkich? U nas z tym kiepsko, z autami. Niesienie kogoś te dwa kilomtery będzie bardzo ciężkie, lepiej i szybciej będzie was przewieźć. Pomożemy wam, ale musicie się uzbroić w cierpliwość. Jeszcze troszeczkę poczekać… ale przyjdziemy po was, rozumiesz? Nie zostawimy was tam, nie martw się. Tylko daj nam czas, tutaj też jest kiepsko, ciągle nas atakują, ale udało się uruchomić system obronny lotniska. Tak samo jak przekaźnik, dlatego działa ci holo. Czekamy na posiłki, jadą już tutaj. Przyjadą i będziemy się kierować po was. Mieszkasz tutaj, na Yellow? Spotkałam już kogoś stąd, policjanta. Ma na imię Karl, przesympatyczny facet. Jest tu z narzeczoną… znaczy jadą do nas. Jako te posiłki. - nawijała co jej ślina na język przyniosła, w międzyczasie podłączając pudełeczko hakera pod konsolę żeby zgrać namiary dzwoniącego, a także ID jego Klucza aby móc go później namierzać, jak namierzała chociażby Elenio, Johana albo Karla właśnie.

- Kiepsko? Nie, no co ty mówisz? Nie mów tak! Przyjedźcie po nas! Zabierzcie nas stąd! Proszę! - zajęczał przestraszonym głosem mężczyzna po drugiej stronie linii. - Nie, nie nie mamy samochodu, mówiłem ci, że nam się zepsuł. Ledwo tutaj dobiegliśmy! I jesteśmy w wieży! W wieży kościoła. Kościoła św Bernarda. A one są na zewnątrz! Słyszymy je przez ściany. Łażą i węszą, próbują się dostać. Ale zamknęliśmy się. Ale nie wiem na jak długo. Proszę przyjedźcie po nas i zabierzcie nas! Zginiemy tu sami, zabiją nas te potwory tak samo jak tyle już zabiły! - mężczyzna wydawał się bliski płaczu i po chwili Maya naprawdę usłyszała siorbnięcia nosem. Charles musiał ulegać rozpaczy coraz bardziej. Trudno było go wydobyć z tej studni czarnych myśli. Jednak jak byli tam sami, w tym kościele a najbliżsi ludzie i to uzbrojeni byli chyba też jedynymi ludźmi stąd aż do kosmoportu. A tak to dżungla, miasto i pełno poczwar. I pewnie musiał się z tym liczyć no a było zgodne i z wiedzą Brown 0.

- Przyjedziemy, przecież ci obiecałam Charles. Nie zostawię was tam, słyszysz? - Vinogradovej głos prawie się załamała, ale udało się jej go opanować. Potrafiła sobie wyobrazić co człowiek po drugiej stronie czuje: bezradny, bez broni i śmiertelnie przerażony - Przyjedziemy tylko tutaj zabezpieczymy teren, rozumiesz? Żebyście tutaj byli bezpieczni. Po tym jak was zabierzemy. To jeszcze chwilę potrwa, ale już niedługo. Słyszałeś - system obronny lotniska znowu działa, kontrolujemy go. Jest dobrze, zostało raptem parę drobiazgów do ogarnięcia. Ale nie poradzę sobie bez ciebie. Też potrzebuję twojej pomocy… pomożesz mi Charles? Bez ciebie nie dam rady wam pomóc. Musisz zaopiekować się tymi którzy są z tobą na wieży. Ilu was jest, macie kobiety i dzieci? Albo rannych? Co widzisz? Mów do mnie, są tu ze mną żołnierze z Floty i Armii. Razem przygotujemy was do ewakuacji, ale po waszej stornie ktoś musi ja poprowadzić. Możemy na ciebie liczyć? - spytała i zamarła w oczekiwaniu, przestając oddychać.


 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.
Czarna jest offline