HANS
Jedząc w samotności, łowczy rozejrzał się po okolicy. Rysowały się przed nim przepastne, averlandzkie łąki. Spokojne i bez niebezpieczeństw, jakim niedawno umknął. Widział w oddali pola uprawne stanowiące część Heppingen, ale nie był pewien, do kogo konkretnie należały. Dalej powinien być Stary Krasnoludzki Trakt, ale wypatrzenie go o tej porze dnia nie było możliwe. Jak okiem sięgnąć, żadnego, żywego ducha. Tylko ta grupka, która czekała kilkadziesiąt metrów za jego plecami.
RESZTA
Sessler wzruszył ramionami na pytanie
elfki.
- Przykro mi, panienko, my nie miejscowi. Myśmy z Averheim. W podróż przeklętą się udaliśmy, młodemu pokazać świat. Psia go mać taki świat.
Po placek od
krasnoluda sięgnął młody Sessler, ale powstrzymała go matka, przytakując ku darczyńcy w podzięce, jednak odmawiając.
- Wygląda na takie, co się nie zepsuje. Zachowajcie panie na później, my zjemy co nam zostało.
Pastuch jednak nie odmówił. Tak samo ulrykanin, który połupał ser i rozdał reszcie. Wszyscy mogli zjeść kolację i nawet nie mieli powodu do narzekania, że podłą.
- Pani - odezwał się pastuch, żując przy tym jedzenie
- pytałaś o Heppingen. To mała wieś, każdy sobie gromadzi zapasy, a jak coś potrzebuje, to sąsiada poprosi i coś się zawsze znajdzie. Zielarkę mieliśmy... - zatrzymał się na chwilę, ważąc w myślach znaczenie słowa „mieliśmy”
- Mogę powiedzieć tamtemu łowczemu, co z nami był, bo on tutejszy, to znajdzie... tylko... ja sam tam wracać nie chcę...