- Dziękuję - zwrócił się akolita do elfki, gdy ta podeszła obejrzeć ślad po kopycie. W tym starciu ucierpiała tylko jego duma. Postanowił to przyjąć jako lekcję pokory do mieszczucha
-Mam bandaże i kawałek mydła. Swego czasu pomagałem przy pielęgnacji chorych, ale daleko mi do biegłego balwierza - powiedział, gdy temat rozmowy zszedł na leki.
-Lepiej, by zapas żywności był rozdzielony równomiernie pomiędzy wszystkich - stwierdził, rozdając suchary, które dostał w świątyni. - Mam tu wodę - poczęstował chętnych płynem z bukłaka.
Kiedy ocaleni rozpoczęli wieczerzę, stanął nad nimi, uniósł dłoń z symbolem komety o podwójnym ogonie i powiedział, spokojnie, równo, ale bez zadęcia:
-Sigmarze Młotodzierżco, pożywamy owoce Twej ukochanej ziemi, Imperium; daj nam przez nie siły do walki o jego ocalenie. Exaudi nos, deus Sigmar.
-
Chętnie pójdę z wami do wsi, może jeszcze kto ocalał, godzi się, byśmy o niego zadbali.