Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-12-2017, 12:39   #60
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Trochę pewnie minęło, zanim doszedł całkowicie do siebie. Przynajmniej prawie całkowicie. Rozejrzał się wokoło. Przypominał sobie, że chyba ktoś przedtem wszedł, podczas kiedy byli bardzo skupieni. Na jednym z obecnych w sypialni foteli siedziała Sylwia, a obok niej na srebrnej tacy stały dwie karafki i kilka kielichów.
- Przyniosłam co nieco pyszności. - Córa Florence uśmiechnęła się i bez pośpiechu podniosła się ze swego siedziska.

Starsza przeciągnęła się i wyciągnęła dłonie do swego dziecka, trochę jakby sama jednym była.
- Jesteś wspaniała kochanie.
- Zgadzam się
- przyznał Henry, chociaż miał na myśli jej życzliwość, bycie sympatyczną oraz seksowną. Wszak mieli już ze sobą nieco do czynienia łóżkowego. - Czy mógłbym się także poczęstować? - Gaheris chyba przekonywał się, że seks użytkuje nie mniej krwi niżeli solidna walka.

Sylwia przyniosła do łóżka dwa kielichy, jeden podała swojej matce a drugi wampirowi.
- Sądząc po minie mojej matki chyba zasłużyłeś. - Mrugnęła do niego i wróciła się do tacy by napełnić kolejny kielich z drugiej karafki. W pokoju pojawił się przyjemny aromat gęstego wytrawnego wina. - Dziewczyny jak chcecie to się częstujcie.
Kilka z leżących na łóżku kobiet podniosło się by podejść do tacy i nalać sobie trunku, podczas gdy Sylwia podała kielich Charlotcie.
- Zasłużyłem? Jestem podwójnie zadowolony, jako Rzemieślnik oraz mężczyzna - odpowiedział wesoło. Trzymał leciutko jednocześnie Charlottę za bok. Nie mógł za rękę, bowiem jedną miała ranną, drugą trzymała kielich. - Za co wypijemy? - aromat wspaniały wzywał głośno do wypicia zawartości. - Aaa, Sylwio? - przypomniał sobie nagle. - Sprowadzono może już tego wiesz, tego którego pozostawiliśmy tam pod pubem, wiesz przecież którym pubem.
- Z tego co mi doniesiono Strain go znalazł i zamierza przemieścić do jednego z magazynów
. - Sylwia zerknęła na swoja matkę, a ta przytaknęła z aprobatą, wtedy młodsza wampirzyca ponownie obejrzała się na Gaherisa. - Czy masz jakieś życzenia co do tego co stanie się z tą kelnerką? Niestety będziemy musieli jej trochę pomieszać w główce, nie powinna wiedzieć o tym miejscu.
- Nie, nie mam. To znaczy wydaje mi się, że to dobra kobieta, która miała wielkiego pecha. Nie mniej wydaje mi się, iż gdyby jej jakkolwiek pomóc, potrafiłaby być wdzięczna oraz lojalna. Przy okazji, co się stało z karczmarzem, owym ghulem
? - dodał, ponieważ była to istotna kwestia.
- Na razie go zatrzymaliśmy, na wypadek gdyby nie udało się wyciągnąć wystarczająco dużo z tamtego wampira. - Sylwia wzruszyła ramionami. Gaheris miał brzydkie wrażenie, że ani los ghula, ani kelnerki nie jest dla niej jakoś szczególnie istotny. - Posłałam Dianę do Anny z zapytaniem czy chciałaby go także przesłuchać, choć jak na moje oko to gangrel nie maklavian.
- Szczerze mówiąc, chciałbym mieć nadzieję, iż nie ma takich więcej. Szaleństwo biło
… - wzdrygnął się. - Przez chwilę myślałem, że ta kelnerka mogłaby przejąć pub, jednak biorąc pod uwagę, iż wielu mężczyzn miało tam na nią ochotę oraz próbowało egzekwować siłą wspomniane pragnienia, nie ma siły, żeby sobie poradziła. Będzie musiała poszukać nową pracę. Jeśli przypadkiem znałybyście miejsce, gdzie mogłaby się przydać, myślę, że mogłaby się sprawdzić.
- Obawiam się, że może nie być przekonana do większości zarządzanych przez nas instytucji
. - Florence uśmiechnęła się ciepło. - Ale jeśli tak bardzo ci zależy mogę popytać, może ktoś akurat potrzebuje kelnerki. Choć musisz wiedzieć że takie sytuacje to standard w dzisiejszych czasach i kobiety zazwyczaj sobie jakoś same radzą.
- Naprawdę
? - trudno było mu uwierzyć. - Rozumiem, choć nie rozumiem - przyznał niepewnie. - Pewnie muszę się przyzwyczaić. Jeśli dałoby się popytać, co do posady, cieszyłbym się. Jeśli można komuś pomóc, warto to czynić, eee, znaczy - cóż, rycerski honor tutaj nie był specjalnie modny. - Rozumiem. Chyba nie ma takich więcej gangreli. Wszyscy odetchnęliby spokojnie.

Tymczasem Florence dopiła zawartość kielicha i oddała go Sylwi.
- Problem z tym klanem jest taki, że zazwyczaj funkcjonują w stadach, jednak co zwierze to zwierze. - Starsza najwyraźniej uznała temat kelnerki za zamknięty. - Jutro spróbujemy się dowiedzieć czy działał na własną rękę czy ktoś mu pomagał.
- Czy jest jakiś odpowiednik twojej osoby dla gangreli, ktoś przewodzący im na terenie miasta Londyn
? - spytał Florence.
- Nie… mamy tu kilka sztuk ale to dzikusy pomieszkujące w parkach lub otaczających miasto lasach. Złożyli pokłon przed księciem więc, mogą polować na obrzeżach Londynu. - Starsza przez chwilę zastanawiała się nad czymś po czym spojrzała na napełniającą ponownie kielich Sylwię. - To któreś z naszych zwierzątek.
- Nie wygląda na to, a przynajmniej ja go nie kojarzę, a ma dosyć charakterystyczną facjatę
. - Młodsza wampirzyca powróciła z pełnym naczyniem do łoża i podała je matce. - A był chyba dość silny, skoro tak załatwił Henrye’goi raczej zwróciłabym na niego uwagę.
- Nie miałem żadnego oręża
- przyznał. - Nie najlepiej sobie radzę walcząc gołymi rękami. Ale był silny, potrafił przyspieszać swoje ruchy. Jednak sporo miał tutaj swój pub oraz ghula chyba nie mógł pojawić się niczym królik na pokazie iluzjonisty.
- Szczególnie jeśli to on polował tutaj od tygodni
. - Sylwia uśmiechnęła się do wampira. - Życzysz sobie dolewki?
- Bardzo chętnie, jeśli mógłbym prosić
.
Rzeczywiście akurat poczęstunek na pokojach Florence był całkowicie bezbłędny. Sylwia przyjęła kielich od wampira, a Charlotta skorzystała z okazji by oddać swoje puste naczynie i oparła się ramieniem o Gaherisa. Wyglądała po wielokroć lepiej niż gdy tu dotarli.
- Będziemy chyba musieli ruszać - wspomniał powoli wampir, choć niespecjalnie chciało mu się ruszać. - Pozwolicie jednak, iż wpadniemy tutaj za jakiś czas, między innymi ażeby dowiedzieć się, jak sytuacja, jakie informacje na temat tamtego? - faktycznie był bardzo ciekawy.
- Zawsze jesteście tu mile widziani. - Starsza pogładziła udo siedzącej obok ghulicy i Gaheris był niemal pewny że ma na myśli nie tyle sam budynek co swoje łoże. - A co do informacji prawdopodobnie odbędzie się rada i jestem pewna, że będziecie na nią zaproszeni. Jakby nie patrzeć teraz chyba każdy kto brał udział w tej sprawie będzie chciał ją przebadać po swojemu, a znając życie może to chwilę zająć.
- Najistotniejsze jest, żeby powstrzymać te straszne rzeczy. Dlatego chciałbym wiedzieć, czy działał osobno. Kochanie
- zwrócił się do Charlotty. - Chyba faktycznie musimy się ubierać, jeśli chcemy dotrzeć przed świtem, chociaż przyznaję, iż czynię to bardzo niechętnie oraz będzie miło powrócić kiedyś. Hm, jak twoje ramię Charlie? - dziewczyna popiła wszak trochę krwi podczas łóżkowych zabaw. Możliwe więc, że trochę złamanie zostało podleczone. Musieli to uwzględnić oraz pożyczyć jakiś strój od Florence czy Sylwii, bowiem górna część ubrania Charlotty została pocięta podczas oględzin ręki.
- Czuję się już dobrze. Już prawie nie boli. - Ghulica uśmiechnęła się do niego. Po chwili dodała ciszej. - Pewnie jeszcze trochę i bym to doleczyła.

Panna Sylwia podała mu napełniony krwią kielich. Wampir wypił, później podał dłoń, dokładniej zaś przegub Charlotcie. Wcześniej leciutko nakłuł sobie nadgarstek.
- Wobec tego chwilę jeszcze. Proszę wypij. Później zaś naprawdę ruszajmy - rzeczywiście chciał dotrzeć do domu oraz spokojnie ułożyć się. Narzeczona przywarła gorącymi ustami do jego nadgarstka pijąc z niego nadal zachłannie, ale już spokojniej. Raz na jakiś czas czuł nawet jak całuje jego rękę przy tej czynności, jak przyjemnie przesuwa języczkiem po ranie. Gdy poczuła, że jest już dobrze, odsunęła się i uśmiechnęła do wampira.
- Cóż, ubierajmy się - wampir zaczął wkładać przyodziewek. - Lady Florence, czy znalazłby się jakiś strój dla Charlotty? - spytał Toreadorkę.
- Och napewno. - Starsza zerknęła na swoją córkę. - Z tego kilka, w których bardzo chętnie bym ją zobaczyła.
Gaheris zobaczył jak jego narzeczona zarumieniła się. Chyba miała spore obawy co do tego, co może zaproponować wampirzyca.
- Również milady - uśmiechnął się. - Jednak naprawdę musimy wracać, zaś takie stroje wolałbym zachować wyłącznie przy specjalnych okazjach.
Gdy Gaheris ubierał się w swój podniszczony strój, jedna z dziewcząt przyniosła strój dla Charlotty.


Wychodziło na to, że Florence po prostu nie ma skromnych sukni. Różowy materiał uroczo podkreślał rumieniec na wycałowanych piersiach Charlie. Ponieważ jednak na suknię chyba można było narzucić płaszcz lub pelerynę, przynajmniej przeważnie, nie przejmował się specjalnie swobodnym wykrojem. Jakby bowiem nie było, nad ranem mógł panować pewien chłód. Szybko ubrał się planując pomóc charlotcie, jeśli było to wskazane. Później mieli ruszyć do stacji powozów. Sylwia zaskoczyła go jednak, po tam jak Charlie narzuciła płaszcz na ramiona, nadal kusząc go swym głębokim dekoltem, młodsza wampirzyca zaprowadziła ich przed pałac gdzie już czekała dorożka. Córka starszej zajęła miejsce naprzeciwko nich i zastukała tylko w dach dając znak woźnicy by ruszył.
- Jesteśmy wam bardzo wdzięczni za pomoc, w końcu mamy jakiś trop, na którym możemy się oprzeć. - Głos Sylwii jak zwykle był przyjemnie głęboki i znacząco ocieplał czarno-złote wnętrze powozu starszej Torreadorów. Gaheris zauważył też, że nie jechali bardzo szybko, jednak oceniając swoje zmęczenie nie miał też obaw, że się nie wyrobią. Przytulił Charlottę. Mieli już wiele emocji, wiele czułości, pozostawało jeszcze mieć choć trochę kwestii finansowych.
- Kochanie moje, wspominałaś, że kolejnego dnia planujesz spotkanie. Czy wymyśliłaś już jakiś scenariusz oraz jaką widzisz dla mnie rolę podczas prowadzonych negocjacji?

Słodka Charlie wtuliła się w niego. Nadal była bardzo rozgrzana pewnie zarówno pieszczotami jak i winem. Bijące od niej ciepło docierało do wampira nawet przez wszystkie warstwy męskiego odzienia.
- Musimy ich przekonać, że to ty będziesz szefem banku. Większość jest za zmianą obecnej dyrekcji. Problemem jest Walter Baring, czyli obecny właściciel. Delikatnie rzecz biorąc uważa kobiety za prymitywy. - W głosie Charlotty pojawiła się szczera gorycz, a Sylwia aż parsknęła. - Wie, że musi mi sprzedać bank z uwagi na moje udziały ale stara się za wszelką cenę zatruć mi życie. Nie wiem czy nawet teraz nie przekupuje moich potencjalnych pracowników.
- Rozumiem. Postaram się o to. Cóż, skoro uważa kobiety za prymitywy, widocznie pokrywa tym jakieś niedostatki, które mężczyźnie chwały nie przynoszą
- skonstatował wampir. Jakby nie było, może za jego czasów kobiety nie walczyły na polu, ale były istotą chwały dworskiej. Sprawowały rządy jako królowe, księżne, opatki. Potrafiły wywierać wpływ na całe kraje. Tylko idiota zresztą lekceważyłby taką Morgan. Jego matka Morghawse rządziła królestwem razem ze swoim mężem Lotem. On był silnym wojownikiem oraz sprawnym wodzem, ona potężną czarodziejką, inteligentną intrygantką doskonale kierującą dworem. Albo Ginewra. Wprawdzie królowa odsuwała się od spraw polityki bieżącej, poza szczególnymi wypadkami, jednak właśnie jej koncepcja dworskości nadawała ton całemu królestwu. Wszystkim właściwie rycerzom. Albo pani Linet, albo Lionesa, albo Blanshflor, wreszcie jego własna wampirza matka zwana Panią Jeziora. Właściwie także tutaj znalazł równie mocne, mądre, jak wpływowe kobiety. Oczywiście Charlotta była taką, ale nie tylko. Choćby jego malkaviańska przyjaciółka, ale także Florence, czy Sylwia, albo Rebeka. Zresztą dziwne, jak taki Baring mógł uważać kobiety za głupie, skoro jego własna królowa była kobietą? Jednak trudno niektórym wbić trochę zdrowego rozsądku. Trzeba jakoś ominąć oraz robić spokojnie swoje. - Ty będziesz właścicielem, ja zaś zarządcą. Wtedy powinien zaakceptować. Dostanie informację, że nie życzę sobie wrogich ruchów, ani nawet jakichś niemiłych. Przypuszczam wtedy, iż pojmie dobitnie. Powinienem cokolwiek jeszcze wiedzieć? - spytał dziewczynę.
- Myślę, że najbezpieczniej byłoby mimo wszystko się z nim zaprzyjaźnić… tylko ja z uwagi na swoją “niewłaściwą” płeć nie jestem w stanie. - Charlie zamyśliła się delikatnie gładząc jego udo. - To człowiek, który długo już siedzi na rynku,nie ma co robić sobie w nim wroga nawet jak jest idiotą.
- Dobrze, zobaczymy. Pytanie jednak,c o on sobie ceni? Być może właśnie siłę, a może oferowaną rękę
- zastanawiał się. - Albo właściwie kim on teraz może zostać?
- Bardzo bogatym człowiekiem gdy już mu zapłacę. Prawda jest jednak taka, że zostanie bez źródła dochodów, chyba że…. Zaoferuję mu jakąś posadę. Tylko jak pewnie potrafisz sobie to wyobrazić, taki typek nie będzie chciał pracować z banku zarządzanym przez kobietę.
- Rozumiem kochanie, czyli po prostu ja powinienem mu zaoferować ową posadę. Hm, mówisz że zna się na bankowości? Faktycznie więc może byłby odpowiednim wsparciem, tyle że musiałby być prawdziwie lojalny. Hm, mógłbym właściwie zadbać, żeby naprawdę podchodził uczciwie do swoich obowiązków. Ponadto z tego co mówisz. Jeśli nawet nie ma dochodów, to bądźmy szczerzy, może sobie za pieniądze kupić bardzo wiele udziałów w akcjach czy obligacjach. Czytałem kiedyś, że tak się nazywają części jakiejś firmy obecnie. Ale chyba on lubi bycie bankierem, przynajmniej tak odbieram to co mówisz właśnie.
- Mi ciężko to ocenić, nasze spotkania są raczej mało konstruktywne, by nie powiedzieć że większość negocjacji załatwiam z nim przez pośrednika. Gdy pojawiłam się w jego biurze osobiście usłyszałam, że kuchnia jest w innej części budynku.
- Rozumiem, wobec tego zobaczymy. Dobrze się udało, że dzisiaj odnaleźliśmy tamtego gangrela
- westchnął głośno.
- Powiedziałabym nawet bardzo dobrze. - Sylwia uśmiechnęła się, do siedzącej naprzeciwko niej pary. - A co do tego Baringa, powiedziałbym że jego zachowanie jest niemal znakiem tych czasów. Są mężczyźni którzy są wobec nas kurtuazyjni, ale i tak zazwyczaj nie doceniają ani naszych umiejętności, ani intelektu. Z czasem nawet oswoiłam się z myślą, że jest to podejście zarezerwowana tylko i wyłącznie dla wampirów, które w życiu widziały więcej i więcej są w stanie docenić.
- Jednak jeśli dobrze pojmuję, królowa Wiktoria naprawdę jest prawdziwą władczynią. Przecież jest kobietą! Dziwaczne zaiste. Ech cóż, zajmijmy się mości Baringiem. Wezmę go na siebie, aczkolwiek przypuszczam, ze nie tylko Baringa trzeba będzie przekonać, tylko bardzo wiele osób
- wyraził przypuszczenie.
- Reszta nie jest taka radykalna i przynajmniej da się z nimi rozmawiać, w łaski kilku udało mi się już nawet wkupić. - Charlie mówiła spokojnym głosem, choć słychać było, że kryje irytację. - A co do królowej, większość osób twierdzi, że rządzi nie ona lecz izba lordów.
- Ja gdzieś czytałem, że rządzi nie Izba Lordów, ale Izba Gmin, gdzieś indziej zaś, że nie Izba Gmin, ale importerzy zboża, inni zaś pisali, że jeśli wygrywają konserwatyści to Disraeli, jeśli liberałowie to Gladstone. Czyli zgodności nie ma, kto rządzi, jednak przed królową kłaniają się wszyscy chyba. Natomiast powiadasz wkupić? Widocznie język złotej monety wszędzie powoduje wzrost uczuć pozytywnych.
- Teraz nawet bardziej cyferki zapisane na papierkach…
- Dojeżdżamy
. - Sylwia wyjrzała na zewnątrz i po chwili dorożka zatrzymała się. - Odpocznijcie. Przyślemy kogoś gdy tylko uda nam się uzyskać jakieś informacje.
- Dziękujemy - ucałował Sylwii dłoń, po czym otworzył drzwiczki, wyskoczył później podając dłoń narzeczonej. - Pozdrowienia oraz dziękujemy - pomachał Toreadorce ręką. - Idziemy kochanie, musimy jeszcze odwiedzić pannę Dosett - wszak landlady miała gościć dziewczynkę.
Pożegnali się z wampirzycą i gdy tylko Gaheris zamknął za nimi drzwi dorożki, ta odjechała.
- Czemu chcesz odwiedzać Pannę Dosett? - Charlie chwyciła go pod ramię.
- Czy nie miała być tam dziewczynka? - spytał niepewnie. Byłby czegoś zapomniał? Chyba skierowała dziecko właśnie tam.
- Tak… ale zajmę się tym rano. Obie powinny jeszcze spać. - Uśmiechnęła się do wampira. - Po za tym wolałabym się nie pokazywać w takim stroju zbyt wielu osobom.
- Przekonałaś mnie
- potwierdził Rzemieślnik prowadząc dziewczynę pod rękę do mieszkania na wyższym piętrze. Rzeczywiście sprawa mogła poczekać trochę. Tymczasem powinien się powoli szykować do drzemki. Wykąpać solidnie oraz poukładać do wampirzej drzemki. Charlotta namówiła go jeszcze do odrobiny pomocy z uwagi na uszkodzoną rękę. Gdy zdjęli usztywnienie okazało się, że po złamaniu pozostał jedynie dosyć paskudny siniak. Z całej tej radości kobieta nie mogła mu tak po prostu dać zasnąć i nim jeszcze jego powieki zamknęły się na dobry, czuł jak jego męskość obejmowana jest przez ciepłe ciało kochanki.
 
Kelly jest offline