Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-12-2017, 22:58   #649
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Krasnoludy, mimo że pijane, poza hałasowaniem nie sprawiały większych problemów. Siedziały w swoich barakach i wyłaziły tylko po to, aby ulżyć sobie w ten czy inny sposób. I gdy khazadzi topili swoją rozpacz w alkoholu, czterej awanturnicy przygotowywali się do pilnowania budowy. Na miejsca, w których mieli zamiar czuwać, wybrali szczyt niedokończonego semafora, z którego można było mieć wgląd na całą okolicę oraz pomieszczenie, w którym doszło do zniknięcia krasnoludów. W wyższej lokalizacji pozycje zajęli Axel i Bernhardt, obaj uzbrojeni w broń strzelecką. We wnętrzu na rozwój wydarzeń czekali Lothar i Wolfgang, który wcześniej zdołał z pomocą magii określić czas, tego co miało się dokonać.

Zmrok zapadł nad rzeką Reik, słychać było kumkanie żab i sporadyczne odgłosy wodnego ptactwa, ukrywającego się w przybrzeżnych zaroślach. Po nocnym niebie krążyły bezszelestnie nietoperze, a gdzieś dalej słychać było hukanie polującej sowy. Nocne niebo skrzyło się gwiazdami, które w paru miejscach kryły się za ciemnymi plamami wolno sunących na wschód obłoków. Nisko nad horyzontem pojawił się wąski rożek Mannslieba, a jego mrocznego brata tej nocy nie było nigdzie widać. Co oczywiście o niczym nie świadczyło, gdyż Morrslieb był zupełnie nieprzewidywalny co do swojej pozycji na nieboskłonie i czasu w jakim pojawiał się i znikał.

Na górze Axel chrapał w najlepsze, a Zingger wypatrywał oczy lustrując ciemności wokoło wieży sygnalizacyjnej. Krasnoludy powoli cichły, pogrążając się w ponurym stuporze. Na dole, obok paleniska spokojnie oddychając, w przekonaniu, że do godziny przedświtu nie wydarzy się nic niepokojącego spał magister Techler. Obok niego, pogrążony w myślach siedział von Essing.

Dopiero cień, jaki poruszył się na ścianie, był znakiem, że w pomieszczeniu pojawił się ktoś jeszcze. Lothar ze zdumieniem przetarł oczy. W podłodze ziała czarna, okolona nikłą, błękitną poświatą dziura, doskonale wpasowująca się w kształt jednej z kwadratowych, kamiennych płyt. Ponad nią stała olbrzymia postać o szarej skórze, długich ramionach, zakończonych uzbrojonymi w czarne, brudne szpony łapskach. W noszącej pozór ludzkiej, ale bestialsko wykrzywionej twarzy błyskały zęby, spiłowane w kształt wypełniających szerokie usta stożków. Gdyby Lothar wcześniej widział pokąsane zwłoki krasnoludzkich inżynierów, mógłby dopasować te właśnie zęby do ran im zadanych. Szlachcic zdołał jeszcze, zanim humanoid zaatakował, zauważyć, że ciało potwornego osobnika odziane było w resztki poszarpanych ubrań, a na szyi, na łańcuchu dyndał długi na stopę, szeroki na cal, żelazny cylinder.

A potem potwór skoczył, błyskawicznie pokonując dystans między dziurą w podłodze a stanowiskiem Lothara. Ten jednak oprzytomniał na tyle, aby uskoczyć w bok. Pazury tylko drasnęły go w nogę, rozrywając skórznię i pozostawiając na skórze trzy krwawe pręgi.
 
xeper jest offline