Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-12-2017, 18:41   #10
Pan Elf
 
Pan Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputację


Klęczała na skraju lasu, szczelnie opatulona płaszczem podróżnym już noszącym widoczne ślady długiego użytkowania. Głowę miała pochyloną, skrytą pod głębokim kapturem, spod którego wystawały jedynie kosmyki blado różowych włosów. Smukłe, blade dłonie trzymała uniesione nad zwłokami jakiegoś mężczyzny. Nieustannie wypowiadała słowa w języku elfickim, głos jej przy tym drżał i chwiał się.
Zawierucha, wywołana zwycięską walką z siłami Chaosu, zupełnie jej nie przejmowała. Wyglądało na to, jakby całkowicie pochłonięta była odprawianym rytuałem. Nie zwracała uwagi na okrzyki radości, na smutne szlochy, na wołania o pomoc. Cały czas skoncentrowana była na obrządku, któremu poświęciła całą swoją uwagę. Wydawać by się mogło, że przebywała wtedy w zupełnie innym świecie.

Filvanthara znała od bardzo dawna. Kilka pokoleń ludzkich zdążyło przeminąć od czasu, kiedy arcymistrz Wiatrów Magii wziął ją pod swoje skrzydła, by przekazywać jej swoją wiedzę.
Ponad siedemdziesiąt lat upłynęło im na wspólnych podróżach po Starym Świecie. W tym czasie oboje zdążyli ustanowić między sobą więź. Dla Filvanthara Eponia nie była już tylko uczennicą. Czuł się jej ojcem, odpowiedzialnym nie tylko za jej edukację, ale również bezpieczeństwo i życie. W końcu to on zdecydował się zabrać ją z Akademii w Ulthuanie w długą podróż, celem której było kształcenie jej młodego umysłu.
Dla Eponii jej mistrz również nie był jedynie mentorem. Miała w nim oparcie, zawsze mogła zasięgnąć rady i to on w głównej mierze ukształtował jej osobowość. To w jego towarzystwie spędziła większą część swojego życia.

Kompletnie niezrozumiałym wydawało jej się, że wystarczyła jedna chwila, by ktoś tak potężny, tak mądry i tak wspaniały stracił swoje życie.
Klęcząc nad zwłokami swojego mistrza, Eponia wciąż przed oczami miała widok przebijającej jego ciało włóczni, której ostrze tak naprawdę przeznaczone było dla niej. Niepotrzebna śmierć spowodowana chwilą jej nieuwagi. Gdyby nie skupiła się wtedy na ratowaniu ludzkiej dziewczynki, pewnie zauważyłaby nadchodzący cios, a jej mistrz nie musiałby stawać w jej obronie, poświęcając własne życie. Tak przynajmniej to widziała.
Wciąż pamiętała uczucie szoku, które nią zawładnęło, a które szybko przerodziło się we wściekłość. Złość stała się wtedy dla niej katalizatorem jej mocy, dzięki której na nowo włączyła się do walki, próbując pomścić śmierć bliskiej jej osoby.
Z późniejszych wydarzeń nie pamiętała już zbyt wiele. Czerpiąc garściami z Wiatrów Magii, szybko osłabiła swój organizm, przez co straciła przytomność, osuwając się na ziemię. Na jej szczęście, walka wtedy dobiegła końca i jej ciało nie zostało stratowane.

Następnego dnia odnalazła ciało Filvanthara. Nie było to trudne, bo we dwójkę byli jedynymi elfami w Untergardzie, a przynajmniej tak sądziła Eponia. Nie zostali ciepło przyjęci, ale przez te wszystkie lata Eponia zdążyła przywyknąć, że ludzie nieufnie spoglądali na elfy, a w szczególności te, które zajmowały się magią. Ludzie nie do końca rozumieli magię, bali się jej, a elfów zaledwie tolerowali i to też nieczęsto. Dlatego też nie zdziwiła się, kiedy bez najmniejszego problemu wydano ciało jej mentora pod jej opiekę. Mieszkańcy Untergardu nie chcieli brać odpowiedzialności za śmierć elfiego maga.

Kiedy rytuał dobiegł końca, Eponia pochyliła się nad ciałem Filvanthara i złożyła pocałunek na jego czole. Po chwili, jakby obudzone magią, zaczęły oplatać go cienkie pnącza wyrastające z ziemi. Kto bardziej spostrzegawczy, ten zauważyłby, że to samo ciało elfa stawało się jednością z naturą.
Eponia wstała i zsunęła z głowy kaptur, a wiatr rozwiał kosmyki jej długich, prostych włosów w niecodziennym, blado różowym kolorze. Odsłoniła tym samym swoją bladą buzię z ostro zarysowanymi kośćmi policzkowymi, na których widniała jeszcze mokra strużka od łez.
Ruszyła w stronę miasta i resztę dnia spędziła na pomaganiu mieszkańcom. Wiedziała, że było to słuszne działanie. Nie mogła bowiem ot tak zostawić tych ludzi w potrzebie, przynajmniej dopóki nie podejmie decyzji, co dalej zrobić, gdzie się udać.

~ * ~

Eponia nie była wcale głodna. Usiadła przy śniadaniu z czystej przyzwoitości i ciekawości. Wciąż nie wiedziała, co ze sobą począć. Czuła, że powinna wyruszyć w dalszą podróż, tego by chciał jej mistrz, jednak całkowicie nie miała pomysłu gdzie. Liczyła, że towarzystwo innych ludzi (i, jak się okazało, nieludzi) przebywających w karczmie choć trochę przybliży ją do podjęcia decyzji.

Ubrana była w swój znoszony płaszcz podróżny, pod którym ukrywała smukłą sylwetkę ubraną w dobrej jakości ubranie podróżne. Nie był to strój, który najbardziej kojarzył się z wyniosłymi elfami, jednak już dawno Filvanthar nauczył ją, że w podróży liczy się praktyczność i wygoda, niż styl i elegancja. Ubranie jednak było i tak schludne i zadbane, a także najwyraźniej nie wyszło spod rąk ludzkiego krawca.
Włosy miała rozpuszczone i zaczesane do tyłu, opadały kaskadą na plecy i ramiona. W ponurym oświetleniu nie lśniły tak jak w pełnym słońcu, ale i tak dało się zauważyć ich odmienną od typowych barwę.
Oczy koloru stali wlepione miała w zimną już jajecznicę, w której grzebała widelcem. Od czasu do czasu popijała wodę z kufla i spoglądała na osoby, w których towarzystwie siedziała.

Nie znała ich imion, nie wiedziała kim są. Zauważyła, że czasami i oni dziwnie się jej przyglądają, ale przywykła do takich spojrzeń. Nie dziwiła jej też niechęć krasnoluda, której ona nie podzielała. Nie znała go, więc nie czuła wobec niego i pozostałych żadnych uprzedzeń.
Na twarzach niektórych malował się smutek. Mogła odczuć, że stracili, tak jak ona, bliskie im osoby w niedawnej walce. Współczuła im, ale nie mogła wiele już dla nich zrobić. Czasami posyłała życzliwy uśmiech w stronę kogoś, kogo przyłapała na przyglądaniu się jej osobie, ale niewiele się odzywała, nie mając nic do powiedzenia.

Kiedy wszyscy żywo zainteresowali się poruszeniem na zewnątrz, Eponia również wstała od stołu. Odsunęła ostrożnie krzesło, które zaraz za sobą zasunęła i opatuliwszy się swoim płaszczem, ruszyła jako ostatnia ku wyjściu z karczmy.
Nie śpieszyła się, a już na dworze stanęła gdzieś na uboczu, z dala od tłumu, jedynie wytężając słuch i badawczo przyglądając się całemu zajściu swoimi oczami stalowej barwy. Nie potrzebowała być w samym centrum, by dokładnie wiedzieć, co się dzieje. Poza tym lubiła przyglądać się innym, w ciszy oceniając ich reakcje, pogrążając się w zamyśleniu.
Przeczuwała, że właśnie nadeszła upragniona pomoc w podjęciu decyzji.
 
Pan Elf jest offline