Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-12-2017, 01:12   #595
Zuzu
 
Zuzu's Avatar
 
Reputacja: 1 Zuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputację
Poranek… to już było rano? Ludzie się kręcili, wiec tak. Ranek.. Wyglądało, że Blue przespała cały dzień, wieczór i noc, dopiero niedawno otwierając błękitne oczęta na tyle szeroko, by nie zamknęły się ponownie po orientacyjnym zlustrowaniu terenu w którym się znalazła… a ciekawy to był teren. Melina Dzikiego - TEGO Dzikiego, gwiazdy Ligii Wyścigów, gogusia, babiarza, świra, kaskadera i chyba znajomego panny Faust. Co prawda inne słowo cisnęło się jej na myśl, ale na szczęście szybko je odgoniła. Mieli wspólny biznes, nawet się tam trochę lubili. Trochę bardzo - w końcu zeszłej doby wystrzelała się ze zbyt wielu szczegółów dotychczasowego życia, a typ wciąż dychał. Mało tego! Miała się mu zalęgnąć na kwadracie. Gdyby Tatko to widział pewnie zszedłby na zawał.

Ale Tatko nie żył. Tak samo jak Curti, a Robert był daleko. Ona zaś siedziała tutaj - w tym mieście i tym pokoju, słuchając jak zespół Dzikiego przygotowuje wstępne plany na nadchodzący wyścig. Sam Dziki też tam był, przecież nie mogło go zabraknąć. Obserwowała go, z resztkami snu drapiącymi powieki od wewnątrz. Przydałaby się kawa, a potem klin i dopiero można było myśleć o zwleczeniu dupska z kanapy. Gdzieś po drugiej stronie Det czekał Szafirek… i kurwa rzeczywiście zapomnieli jej poinformować o wyniku gadki ze Zgredem.
- Pojadę do niej - odezwała się gdy w pokoju zapadła cisza. Nie przestawała gapić się na rajdowca, opierając głowę za zgiętym ramieniu. - Co chcecie wiedzieć? Którą maszyną wystartuje, co jeszcze? A w ogóle która godzina?

- Dziki na pewno ci wszystko powie.
- uśmiechnęła się Meg i zniknęła z widoku wchodząc na schody. Chwilę słychać było jeszcze jej niespieszne i spokojne kroki na schodach, a Dziki nadal wpatrywał się w puste wejście na schody z dość niewyraźną miną. Podrapał się po karku i przez chwilę tak stał z dłonią opartą na kark. W końcu wzruszył ramionami i odszedł od stołu w kierunku blondynki siedzącej na kanapie.

- Oj no co. No zdarza się no co. Jakby sami nigdy niczego nie zapomnieli. - powiedział trochę jakby się tłumacząc a trochę z nie do końca ukształtowaną złością. Stanął w samym podkoszulku przed kanapą i blondynką siedzącą na nią i przez chwilę wyglądał trochę jakby stracił wątek a trochę jakby się zastanawiał co dalej. W końcu chyba sobie coś przypomniał.

- On chodzi raczej dobrze. - wskazał na ścianę za kanapą i plecami na które opadały blond włosy. Gdy panna Faust przekręciła głowę dojrzała zegar a na nim była prawie 7. Albo 19. Na zewnątrz jednak było już ciemno. Albo jeszcze ciemno. Dzień i noc się wyrównywały długością o tej porze roku i o tych godzinach i wieczorem i rano mogło być jednakowo ciemno. Nie był to na pewno ranek kiedy tu przyjechali. Więc pewnie był wieczór. Albo następny ranek.
- Dobra słuchaj. - w końcu zebrał się w sobie, machnął ręką, podszedł, tym razem energicznie do jakiejś szafki, otworzył ją i okazało się, że to barek. Wyjął z niej kanciastą butelkę z bursztynową zawartością i sprawnymi ruchami zaczął odkręcać i przygotowywać drinka.
- Chcesz? - zapytał mimochodem podnosząc głowę na blondynkę na kanapie. Widząc kiwnięcie głową dostawił drugą szklankę i rozdzielił odpowiednie proporcje ciemnej cieczy, rozkroił połówkę cytryny na pół, że powstały dwie ćwiartki, i dolał wody z dzbanka. Takie jakie do dziś służyły do odfiltrowywania wody jak i kiedyś tylko dziś często było to niezbędne a nie jak kiedyś bajer do dbania o zdrowie i urodę.

- To tak. Ważne jaką brykę może wystawić. Deathmatch to stukanie więc nie może być nic cherlawego. - rajdowiec tłumaczył gdy chował precjoza do robienia drinków. Odwrócił się z dwoma szklankami w dłoniach i wrócił do kanapy. Usiadł obok blondynki wręczając jej szklankę oraz ćwiartkę cytryny. Cytryna wydawała się trochę zeschnięta. Jakby nie była pierwszej świeżości. Z drugiej strony to miasto raczej nie sprzyjało drzewkom cytrynowym a i to była… No nie pamiętała właściwie kiedy ostatni raz widziała w tym mieście albo okolicy świeżą cytrynę.
- Potrzebny jest team. Musi mieć kogoś w załodze. Ja wezmę Normiego. - gospodarz wskazał dłonią ze szklanką na drzwi przez które niedawno wyszli mężczyźni. Mówił chyba o tym umięśnionym. - I tyle. Bo dalej to zależy co wystawi. Trzeba się ugadać jak będziemy jechać. Normi z młodym pojadą zobaczyć tą cementownię. Zobaczymy jak tam da się jechać. I przydałoby się pojechać razem, potrenować. Jest parę sztuczek no ale to tak na gadkę się nie ugadamy. Trzeba to przejechać. - powiedział rajdowiec i upił łyk drinka. Zagryzł cytryną, skrzywił się, syknął, przełknął i znów zapił ze szklanki. Przełknął i chwilę się jeszcze krzywił.

- No i trzeba by mieć rękę na pulsie na mieście. Kto się zgłosi. I z czym. I z kim jedzie. Wiesz, porobią się teamy. Trzeba wiedzieć kto i co ma. Nie wiem kogo ona ma na mieście ale no niech to ruszy. I tyle. Jutro wieczorem byśmy mogli przejechać się na dwie fury. My weźmiemy Heavy. Jest za wolny na zwykły Wyścig ale mocny. Do deathmatch będzie w sam raz. I tyle. - gospodarz znowu upił łyk ze szklanki i oparł się o kanapę. Wodził po ścianie krótkimi i urwanymi ruchami gałek ocznych jakby główkował co jeszcze powiedzieć. Ale chyba nic nie wymyślił bo nie odzywał się.

Blue kręciła szklanką, pozornie poświęcając jej całą uwagę. Huśtała bursztynowym płynem, zataczając nim okręgi w szklance aż zaczął przypominać miniaturowy wir. Nie znała się na wyścigach, realiach deatchmatchy i innym szajsie, na widok którego rodowitym zjebom z tej zaplutej dziury robiło się mokro. Słuchała i zapamiętywała, w końcu miała przekazać info dalej. Przeszło jej przez myśl, że się do tego nie nadaje - na tor. Jakby najzwyczajniej w świecie nie mogła iść i kogoś zajebać. Najlepiej pierdolonego czarnucha.
- Będą potrzebni szpicle w Mechstone - mruknęła, podnosząc szkło do ust i przechyliła całość na raz. Sapnęła, syknęła przez żeby i po chwili odetchnęła spokojniej. Wieczór… chyba jednak mieli wieczór, znaczy jeszcze był czas. No i nie zaległa na aż tak długo jak się obawiała na melinie. Raz że Szafirek się denerwował. Dwa… Troy pewnie urwie blondynie jaja zanim zdąży rozkleić japę żeby cokolwiek wyjaśnić, a było co.
- Kogoś na pewno ma, inaczej dawno by tu zajechali jak łysą kobyłę… poza tym nie wygrałeś na lotnisku - wyszczerzyła się nagle, przekładając nogi tak, aby przerzucić je rajdowcowi przez biodra. Oparła łydki o jego uda i nawijała dalej, bawiąc się cytryną - Dowiemy się kto jedzie, łatwiej będzie ich wyeliminować, albo otruć. Szafirek pewnie będzie chciała żebym to ja z nią jechała - westchnęła ciężko dając jasno do zrozumienia jak się jej ten pomysł podoba: mało - Za chuja nie jarzę waszych klimatów, jestem poważnym przedsiębiorcą, nie rajdowcem albo mechanikiem.

Gospodarz wydawał się chcieć zaprotestować i to po otwarciu ust i marsie na twarzy widać było, że pewnie całkiem gwałtownie ale zetknięcie kobiecych łydek z jego udami na moment odwróciło jego uwagę. Przesunął palcami po goleniach blondyny i pozezował w górę jej sylwetki aż dojechał do twarzy.
- Pojedziesz z nią? - zapytał ciekawie zerkając na wyraz twarzy rozmówczyni. - I nie no co ty, nie ma co ustawić jakiś patafianów. Ale za taką srakę u Franka to nawet bym zapłacił by to zobaczyć jak go przygina. - rajdowiec zaczął mówić lekko mrużąc oczy jakby sobie próbował ten widok wyobrazić i sądząc po złośliwym odcieniu uśmieszku całkiem mu się taki pomysł spodobał. Wtem nagle jakby przypomniał sobie o czymś. - A na lotnisku w nocy wygrałem! Byłem pierwszy na mecie! - dodał nagle patrząc ostro na blondynkę i wskazując ją palcem by podbić gestem swoje słowa.

- Naaprawdęę? - panna Faust przeciągnęła pytanie, wychylając się do przodu. Z niewinnym uśmiechem rozchyliła usta, łapiąc w nie mierzący w nią paluch. Lampiła się przy tym ligusowi w oczy. Possała go, językiem drażniąc od spodu i równie powoli wysunęła spomiędzy warg - Pierwszy się rozwaliłeś prawda - dopowiedziała lekko.

- Mhm. Ale za metą. A na mecie byłem pierwszy. - mężczyzna z zafascynowaniem patrzył na twarz blondynki, jej usta i język operujące wokół jego palca. Skinął lekko krótko ostrzyżoną głową z ciemnymi włosami i przesunął mokrym palcem z ust w jedną a gdy doszedł do ich krańca w drugą stronę. Gdy z tej strony też mu się skończyły zaczął sunąć nim po szczęce blondynki.
- To co? Pojedziesz z nią? - wrócił do swojego poprzedniego pytania a palec w tym czasie doszedł do krańca szczęki i balansował na jej krawędzi. Mógł się zawinąć w górę ku uchu, w tył na kark albo w dół na szyję. Albo jeszcze znów wrócić gdzieś na twarz. Tego Blue jeszcze nie wiedziała jaki kierunek obierze.

Szklanka wylądowała na podłodze żeby nie przeszkadzała w rozmowie. Blondynka mrużyła oczy, mrucząc przy tym nisko. Mogła jeszcze drążyć temat poprzedniego wyścigu na lotnisku, tylko po co? Było miło, a jej się odechciało fundować siedzącemu obok facetowi kolekcji szpil w plecach. Niech ma jebaniutki dzień dziecka.
- Może pojadę… a może nie. Co cię tak to interesi? Szukasz na mnie haka? - zapytała przeciągając się leniwie i przez oczywisty przypadek zrzucając z ramion koc.

- A tak się pytam. Chciałbym wiedzieć czy z nią pojedziesz w tym deathrace. - zapytał rajdowiec a palce które dotąd delikatnie drażniły złączenie szczęki i szyi przesunęły się. Kciuk zahaczył i zatrzymał się na chwilę pod uchem a pozostałe palce zjechały na kark przez chwilę bawiąc się w podrażnianie tych drobnych, delikatnych włosków na karku.

- Pojadę jeśli poprosi. Powinnam jechać - westchnęła, poddając się z ochotą zabiegom detroitczyka - Też w tym siedzę, jakbym was zostawiła i zabunkrowała dupę w bezpiecznym miejscu gdy wy będziecie ryzykować i walczyć… siara tak trochę, nie? - uśmiechnęła się, sięgając w dół tam gdzie dolna krawędź jego podkoszulka. Wślizgnęła się palcami pod materiał, drażniąc dotykiem skórę na brzuchu - Chociaż ty pewnie wolałbyś mnie widzieć na trybunach, wśród tłumu fangirlów piszczących na twój widok i sikających po nogach jak tylko się pojawisz.

Dziki nie odzywał się. Wydawało się, że albo trawi co powiedziała Blue albo jest pochłonięty kolejnymi fazami manewrów na niej i wokół niej. Palce zaprzestały operacji na karku i uchu zaczynając schodzić niżej. Przesunęły się po boku szyi i zjechały na obrzeża podkoszulki. Tam zaczęły zjeżdżać śledząc linię obojczyka a potem kolejnego. Nagle dłonie mężczyzny złapał blondynkę za ramiona i szarpnęły mocniej, przesuwając ją po kanapie do siebie. Przy okazji odwróciły ją tak, że teraz miała go za sobą a on przed sobą jej plecy. Teraz ruchy obydwu dłoni znowu złagodniały sunąc po lini barków i obojczyków. Zaś choć nie widziała jego twarzy wyczuła po oddechu na swoich włosach, że przybliżył swoją twarz do jej głowy.
- Nie. No coś ty. Fangirli to ja mam pełno. - mruknął jakby na zjawisko piszczących do niego i za nim fanek nie stanowiło dla niego coś bardziej rzucającego się w oczy niż krajobraz mijanej ulicy. Mijanej w detroickim stylu jazdy. Dłonie zjechały niżej. Pod pachy a potem niżej. Wzdłuż żeber w kierunku bioder. - Tobie bym załatwił miejsce w loży dla VIPów. - powiedział przyciągając ja do siebie jeszcze bardziej gdy dłonie znalazły się na jej biodrach i tam ją dla odmiany złapały mocno wykonując gwałtowny, szarpiący ruch zbliżający jej plecy do torsu mężczyzny tak bardzo, że już czuła go prawie non stop na kręgosłupie i łopatkach.

Zrobiło się jakby cieplej, pewnie ktoś włączył ogrzewanie na noc, albo co. Poza tym czasowo nie stali aż tak źle, skoro jeszcze mieli “dziś”, a nie jutro. Nic się nie powinno stać, jeżeli Julia zabawi u Dzikiego jeszcze parę minut, w porywach do pół godziny. Obiecywała sobie, że zaraz się zbierze i wytnie w rewir, tylko coś ciężko szło, a zjeb za plecami nie pomagał.
Tym razem nie gnieździli się na prywatnym kwadracie, ale w części wspólnej dla zespołu. Ktoś mógł wpaść się jeszcze o coś dopytać… no to poczeka.
- Loży VIPów? A nie Loży Szyderców? - spytała ściągając koszulkę zaiwanioną Dzikiemu z szafki. Wychodziła z założenia, że po co ma gnieść własne ciuchy? Przynajmniej na kacu i po przebudzeniu miało to sens. Na dobrą sprawę teraz też - A gdzie ona by była, na twoich kolanach?

- Na kolanach? Na moich kolanach?
- dłonie oderwały się od bioder kobiety i wylądowały na jej barkach. Tam przechyliły ją lekko tak by mężczyzna mógł zerknąć z ukosa na jej twarz. A potem w dół na teraz wyzwolone, dwie drgające półkule. - Tak cię kręcą moje kolana? - zapytał a dłonie z barków kobiety zaczęły zjeżdżać mu w dół. W kierunku tych dwóch, drgających półkul. One zdawały się na chwilę wygrywać z pochłanianiem uwagi rajdowca. Palce przejechały po ich obrzeżach i zawędrowały od dołu. Tam wreszcie w pełni dłonie przylgnęły do tych dwóch obiektów pożądania. - Wiesz. To jest do załatwienia. Jak najbardziej. - dodał i dłonie oderwały się od piersi i znów złapały za kobiece biodra. Tam bez większego trudu na moment uniosły ją i przeniosły gospodarzowi na kolana. - No. Chciałaś to masz. Teraz możesz zacząć piszczeć z zachwytu. - powiedział bezczelnie ale i wesoło rajdowiec szczerząc się pasującym do tego wyrazem twarzy do posadzonej sobie właśnie na kolanach kobiety.

- Dziki proszę - prychnęła, odwracając głowę żeby posłać mu pełne politowania spojrzenie - Już chyba przerabialiśmy, że nie lecę na ciebie, tylko ty na mnie, a z pewnością nie zamierzam się wkleić w twoje fangirle. Poza tym jak zwykle masz złą perspektywę - wyszczerzyła klawiaturę i nagle okręciła się, lądując z nim twarzą w twarz. Zakleszczyła go udami w pasie, a ramiona zaplotła na piersi i z miną nauczyciela powtarzającego po raz setny dane zagadnienie wyjątkowo mało pojętnemu uczniowi wyjaśniła jedyną prawilną wersję - Byłam na tyle łaskawa, żeby zgodzić się usiąść na twoich podobno wyliniałych kolanach. Potraktuj to jak przedwczesny prezent na gwiazdkę. Teraz możesz zacząć piszczeć - zakończyła z uśmiechem rodem z przedwojennej reklamy pasty do zębów.

- Ja? Piszczeć? Ja? Lecę na ciebie? - Dziki prychnął z kpiącym uśmieszkiem lekko kiwając głową jakby się nie mógł nadziwić temu co słyszy. - Chyba coś ci się pokręciło. I to dokumentnie. - rajdowiec westchnął i uniósł oczy ku niebu. A właściwie ku sufitowi biorąc go na świadka ciężkiego przypadkowi jaki mu się trafił. W końcu opuścił oczy z powrotem na wyszczerzoną twarz przed nim. - Ale nie bój się. Ja to zaraz odkręcę. - powiedział z troską w głosie i kiwając głową. A na dnie ciemnych oczu wydawało, że czają się jakieś wesołe ogniki. Dłonie znów poszły w ruch. Tym razem odpychając kobietę od siebie. Na tyle mocno, że wylądowała plecami na kanapie. Zaś rajdowiec pochylił się zaraz za nią tak, że teraz gdy leżała na kanapie on znalazł się nad nią.
- No? Nabrałaś już odpowiedniej perspektywy? - zapytał gdy palce znowu wylądowały mu na tych sprężystych półkulach. Kciukiem zaczął przesuwać po brodawkach podrażniając je, ściskając albo rozciągając na przemian. Twarz też z wolna zniżała mu się w kierunku tych dwóch ciekawiących go obiektów.

- Pytasz czy teraz widzę dokładniej że na mnie lecisz? - spytała i westchnęła ciężko, jakby na jej piersi spoczywał ciężar całego świata. Poprawiła się też, wsuwając wygodniej pod ligusa, a kolana zgięła po jego bokach, opierając stopy o kanapę - Trudno nie zauważyć… ani nie poczuć - szepnęła mu do ucha, zahaczając ręką o jego rozporek.

- Ta. Bo ciebie to nic nie bierze na mój widok. - rajdowiec prychnął ale tym razem chyba z jawnego rozbawienia. Wskazał przy tym dotykiem na podrażnione i żywo reagujące potrząsane półkule na torsie blondynki. Popatrzył na jej oczy i rozchylone usta. Ona zaś widziała, że jemu też oddech znacznie przyspieszył w porównaniu do tego gdy niedawno zwyczajnie siedzieli i rozmawiali na kanapie. Swoje też czuły jej palce gdzieś pod materiałem spodni, kawałku paska szczerbatego metalu czuła pod spodem coś ciepłego i pulsującego.
- No. Sama zobacz. - powiedział tuż przed tym jak jego usta zbliżyły się do jej piersi i do wzajemnego poznawania się dołączył kolejny bodziec. Tym razem ruchliwy, miękki i wilgotny zostawiający po sobie równie wilgotny ślad.

Czystym przypadkiem blondynka wygięła się, nadstawiając wdzięki na dalsze pieszczoty. Miała przyznać że gdy idiota był blisko przestawała myśleć i przejmować się pierdołami różnej skali? No niedoczekanie.
- Na razie widzę że masz grzyba na suficie - powiedziała przez przyspieszony oddech, równie przypadkowo rozpinając klamrę jego pasa. Drugą ręką przejechała po krótko ściętych włosach kończąc ruch na potylicy. Przycisnęła ją do siebie, samej odchylając głowę do tyłu aż jasne włosy spadły z kanapy na podłogę.

- Ta? Grzyba? A ty? Gdzie masz grzyba? Albo sam sprawdzę. - rajdowiec oderwał się od piersi blondynki unosząc się teraz na łokciu a potem na dłoni coraz wyżej. Właściwie to się podniósł do pionu a dłonie znowu wylądowały na biodrach kobiety. Tam zahaczyły o ten ostatni kawałek materiału jaki na sobie miała i pociągnęły go raźno w dół. Od razu znalazł się gdzieś przy jej kolanach. Gdzieś tam się zatrzymał nie mogąc pokonać oporu rozchylonych ud właścicielki. Ale gospodarz też znalazł sposób by temu zaradzić. Uniósł nogi kobiety w górę, podnosząc je prawie do pionu i złączając je przy okazji. Znów zaczął zsuwać kawałek materiału, kierując go w górę by jak najszybciej pozbyć się przeszkody. Pozbył się choć trochę niedbale bo stringi zawisły na moment tylko na jednej kostce i stopie blondynki zahaczając się ale nie ściągając. Ale w dalszym rozchylaniu ud już nie przeszkadzały. Rajdowiec z zadowoleniem opuścił z powrotem nogi swojego gościa na kanapę i napawał się widokiem jaki teraz prezentowało złączenie jej ud dotąd zasłonięte przez skromny kawałek materiału.
- No sprawdźmy co tam masz. - powiedział i dłonie szybko przesunęły się po jej udach lądując na tym złączeniu. Tam zaczęły badać to ciekawe miejsce zdając się całkowicie pochłaniać uwagę mężczyzny.

- Na mózgu mam grzyba. Rośnie jak słucham twoich nawijek. Szukasz hodowli pieczarek to masz zły adres. Poza tym sprawdzałeś wczoraj, nie pamiętasz? Co, demencja dopadła na stare lata? - prychnęła, a potem wyciągnęła z sykiem powietrze kiedy zabrał się za penetrację jej ciała i dogłębne badania. Powinna powiedzieć coś miłego - że się cieszy mogąc jeszcze trochę zabumelować pod jego dachem, albo równie niepotrzebną bzdurę. Szczęśliwie manewry ligowca zmusiły ją do zamknięcia mordy, inaczej spomiędzy drżących warg wyleciałby jakiś jęk, lub inna oznaka tego, że być może - ale tylko być może - Dziki ma odrobinę racji z tym lataniem i tematami pokrewnymi. No i obiecał jej ten neon, nie? Taki prawdziwy, jak w Vegas.
Patrzyła na sufit i ciemna plamę pleśni w kształcie rozjechanej żaby, gładząc i drapiąc zaparkowane między jasnymi udami barki i ramiona.

- Wczoraj? - Dziki strzelił oczami gdzieś z obszaru niskiego podbrzusza blondynki na jej coraz żywiej reagujące ciało. Zresztą po nim też widać było coraz wyraźniej, że traci spokój dając się ponieść hormonom i emocjom. Rajdowiec prychnął z rozbawienia a jego dłonie z powierzchniowych warstw wejścia do wnętrza blondynki zawędrowały całkiem daleko w to wnętrze.
- To było dzisiaj. - powiedział rozbawiony wracając oczami znowu na niższe partie ciała kobiety. - Widzisz? Z wrażenia tracisz głowę. - powiedział z przekąsem. Miał już chyba też dość czekania i tych wstępnych zabaw bo dłonie przestały badać centrum długiej blondynki i wylądowały na spodniach bruneta. Chwilę dał się słyszeć brzdęk rozpinanego paska ale zaraz był gotowy. Popatrzył kpiąco - triumfalnym grymasem na twarzy na leżącą na kanapie kobietę i przystąpił do finalizacji tego etapu grzybobrania.

Zanim jednak zdążył wziąć co według niego słusznie mu się należało, panna Faust uniosła biodra razem z nogami i przerzuciła je nad swoją głową, robiąc fikołka do tyłu przez co sturlała się ze śmiechem z kanapy.
- Dzisiaj, wczoraj… czas mi się dłuży kiedy muszę tu z tobą siedzieć. Widzisz? Jeszcze dzień nie minął, a dla mnie się ciągnie jak frajer za sztonem - wstała godnie do pionu, patrząc na mężczyznę z góry, Efekt pełnej powagi psuła szybko unosząca się pierś i zaróżowione policzki… no i to, że stała całkowicie na waleta.

- Dłuży ci się?
- powtórzył rajdowiec gdy się nieco uspokoił. W pierwszej chwili nie wyglądał na zbyt zadowolonego. Raczej na zirytowanego albo rozdrażnionego jak mu się blond zdobycz w ostatniej chwili wywinęła. Pokiwał głowa i przesunął językiem po wargach - No nie. - powiedział kręcąc tą głową o krótkich, czarnych włosach. - Dziewczyno robię ci przysługę. Nie pogarszaj swojej sytuacji. - wyjaśnił jej troskliwie. - Masz niedokończone sprawdzanie grzyba. Rozejrzyj się. Tylko ja ci mogę pomóc. Jestem twoją ostatnią nadzieją. - wskazał dłonią gdzieś na za plecy blondynki ale i bez odwracania się wiedziała, że są sami na tym piętrze.
- Inaczej grozi ci zgrzybienie do reszty. - dodał wyjaśniając jaką katastrofą grozi takie niedokończone sprawdzanie.

- Zgrzybiała… jak starucha? - parsknęła cofając się rakiem aż udami napotkała stół. Ten sam przy którym rankiem siedziała ekipa rajdowca. Przysiadła na nim i bardzo powoli wyciągnęła rękę, wskazując na cel na kanapie. Równie powoli przekręciła dłoń wnętrzem do góry, a pokazujący paluch zgiął się, wykonując standardowy gest przywołania. W międzyczasie wsunęła się na zimną powierzchnię, wyginając do tyłu i opierając na łokciu. Nogi, jak to ostatnimi czasy często się zdarzało, rozjechały się na bok, stopy też wylądowały na blacie.
- Dłuży - wymruczała - Zrób coś z tym.

- Dokładnie. Szybciej się pomarszczysz i wysuszysz od tego grzybienia. -
Dziki niby poważnie, tak, że mógłby z tą powagą na poważnie podszywać się pod jakiegoś lekarza czy mędrca dodał kolejne objawy jakie grożą blondynce jeśli nie podda się badaniu do końca. Jednak widok jaki widział na swoim stole chyba go jednak interesował. Nie zamierzał jednak ot, tak rezygnować ze swoich racji i pozycji.
- Ja ci wyświadczam przysługę z dobroci serca i czystej troski. No nie wiem kto by ci tyle dobroci okazał. I jeszcze mam łazić taki kawał? - podsumował wnioski jakie chyba w rachunkach wychodziły mu na niekorzyść blondynki leżącej obecnie na jego stole zamiast na kanapie. - Myślę, że musiałabyś coś dorzucić do tego. - pokiwał głową zgadzając się ze swoimi wnioskami.

Panna Faust wyszczerzyła się profesjonalnym wyszczerzem biznesowym numer pięć, nie zaprzestając machać paluchem w rytm swojej jedynej i słusznej racji. Zebrało mu się na targi i biznesy, zamiast wziąć się do roboty. Udała że moment się zastanawia, leniwie wodząc spojrzeniem po jego jaśniepańskiej sylwetce rozwalonej te całe kilometry poprzez pustynię i lodowce… znaczy pod przeciwną ściana pokoju.
- Rola zbawcy i rycerza w lśniącej zbroi wymaga poświęceń oraz wyrzeczeń - pokiwała głową, wydymając przy tym usta - Myślałam że zależy ci na moim zdrowiu, życiu i czystości… ale dobrze, niech będzie. - mina blondynki stała się łasicowata, gdy niedbale wzruszyła ramionami - Skoro wciąż mamy dzisiaj obowiązuje dzień ofert specjalnych. Chociaż ze względu na ciężkie warunki współpracy będzie to oferta czasowa. - powiedziała i wysunęła się biodrami na samą krawędź stołu, wracając do suszenia klawiatury - Ty wybierasz trasę.

Dziki przekrzywił nieco głowę a brwi na chwilę podskoczyły mu do góry. Przesunął od wewnątrz językiem po wargach. Potem jeszcze chwilę mrużył oczy i kręcił głową na boki obracając w myślach ofertę blondynki.
- Ehh. No niech będzie. Nie wiem gdzie znajdziesz kogoś tak wspaniałomyślnego jak ja. - westchnął wreszcie z miną cierpiętnika i podniósł się z kanapy. Zrobił te kilka kroków jakie dzieliło kanapę od stołu i leżącej na nim blondynki. Chwilę oglądał zupełnie jak kupujący ogląda interesujący go towar. W końcu jednak musiał sprawdzić wszystko ręcznie. Zaczął od tego co było najbliżej niego. Położył swoją dłoń na stopie kobiety i wznowił tą swoją operację antygrzybiczną. Palce znowu zaczęły sunąć po ciele kobiety. Tym razem przesunęły się ze stopy, na jej kostkę, łydkę, dojechały pod te ciepłe i zawilgocone miejsce pod spodem kolana i zaczęły zjazd w dół uda. Sunęły tym dołem aż zjechały do samego pośladka rozpłaszczonego o płaski blat stołu. Rajdowiec teraz przesunął się w bok ku zapraszająco szeroko otwartemu centrum oferty. Kciuk znów zawędrował mu tam gdzie był niedawno, w to wilgotne i gorące źródło które chyba najbardziej podejrzewał o rozwój grzyba. A przynajmniej dotąd je bardzo dokładnie sprawdzał. Teraz ponowił kciukiem te badane ale szybko zjechał nim w dół. Kciuk zawędrował mu do drugiego podejrzanego miejsca. Tam chwilę błądził przesuwając się w jedną i drugą stronę przy okazji podrażniając i pobudzając to miejsce.
- No to sprawdzam. - oznajmił gospodarz i kciuk mocniej naparł na zewnętrzną warstwę tego miejsca.

- Prawdziwy z ciebie skarb - Blue parsknęła, zagryzając wargi. Uniosła też tyłek ze stołu aby ułatwić mu robotę. Wychyliła się żeby pocałować te skrzywione troskliwie usta nad sobą i parsknęła po raz drugi, udając że wcale a wcale sytuacja jej nie rusza. Gdzieś z góry usłyszała kroki… albo jej się zdawało - A skarby się zakopuje. Sześć stóp pod ziemią… sprawdzaj. Zdążysz zanim nie zgrzybieję jak starucha?

Dziki dał się pocałować a nawet oddał pocałunek całkiem chętnie. Jednak podobnie jak Blue wydawał się być mocno zaabsorbowany kolejnymi etapami tej antygrzybicznej operacji. Kciuk przebił się do środka i chwilę tam majstrował sprawdzając na przemian płytsze i głębsze rejony wnętrz. Rajdowiec też chyba coraz słabiej zapominał, że jest przecież troskliwym ratownikiem i mędrcem i higienistą i w ogóle ma szczytne zamiary. Za to jakoś coraz bardziej wydawał się być podjarany tą całą operacją. W końcu jednak kciuk opuścił wnętrze kobiety a on sam złapał ją d spodu kolan i popatrzył na jej twarz i rozsypane na stole jasne włosy.
- No wiesz. Nie jest na razie tak tragicznie. - powiedział z troską jaką znów udało mu się całkiem przyzwoicie przywołać. Panna Faust od razu jednak wyczuła, że będzie do tego jakieś “ale”. No i było. - Ale trzeba być dokładnym. By niczego nie przeoczyć. - powiedział i na moment pochylił się nad rozciągniętym na stole ciałem kobiety. Skorzystał z okazji by przesunąć wargami i językiem po jej brzuchu, piersiach i ustach. Zaraz jednak oderwał się i okazało się, że w dłoniach ma jakąś butelkę. Odkręcił ją i wylał coś z niej na swoją dłoń. - O tak. Trzeba być dokładnym. Dla twojego dobra. - powiedział względnie poważnym chociaż podpiętym wyraźnie podnieceniem głosem. Dłoń zaś wróciła do poprzedniego miejsca zostawiając po sobie coś chłodnego co próbowało ściekać po skórze na blat stołu.

- O tak, tylko dla mojego dobra, no nie? - mimo powagi sytuacji i tego, że skupienie na czymkolwiek poza dotykiem w dolnych rejonach ciała przychodziło jej wyjątkowo trudno, zdołała wysapać parę słów wdzięczności. W końcu tak się dla niej poświęcał i pochylał troskliwy kark aby się biednej kobiecie lepiej i przede wszystkim zdrowiej żyło. W czystości i w ogóle. Prawie szło te bzdury kupić - Nie mów że latasz po godzinach po mieście i niesiesz pomoc potrzebującym za całkowity frajer. Jak tak… to będę ci musiała połamać nogi - mruknęła, sklejając się gdyż mówienie przychodziło coraz ciężej.

- No nie słuchasz w ogóle. - rajdowiec wbił się ponownie kciukiem do wnętrza blondynki. Tym razem wprowadzając te chłodne, gęste, ściekające coś do środka. Ale nie przeszkodziło mu to spojrzeć karcąco na twarz blondynki. - Przecież ci tłumaczę i tłumaczę, że to za mną wszyscy latają po mieście. - powiedział z delikatną naganą w głosie i spojrzeniu. Kciuk wybył z powrotem na zewnątrz zostawiając po sobie chłodną wilgoć. - A wracając do tematu. - powiedział rajdowiec i znowu złapał Blue pod kolanami. Ale tym razem przesunął ją do siebie na skraj stołu.
- Trzeba być dokładnym i spenetrować każdy kawałek. - wyjaśnił blondynce wracając tematem do swojej troski o jej zdrowie i dobro. Zaraz potem puścił jedno z jej kolan a ona poczuła, że w te zwilżone chłodem miejsce wraca znowu coś. Ale tym razem znacznie grubsze od kciuka a i właściciel też wydawał się znacznie bardziej tym zaabsorbowany. I wyraźnie ucieszony. Zwłaszcza jak dostał się do środka wydając z siebie jęk zadowolenie. Ale szybko przypomniał sobie o swoich obowiązkach i od razu zabrał się do sprawdzania tych rejonów wnętrza blondyny które dotąd były poza zasięgiem kciuka czy innego palca. Badanie robiło się coraz intensywniejsze i podobnie coraz mocniej bujał się i cicho skrzypiał stół. Sam badający również oddychał szybciej i szybciej, sapiąc i zaciskając szczęki ale widocznie nie zamierzał odpuścić tej operacji antygrzybicznej ani na chwilę.

Już miała się spytać czy latanie całego miasta, w tym spedalonego, zmanierowanego czarnucha od mody mu się tak podoba, gdy stoi mu taki za plecami i obczaja od pasa w dół, myśląc pewnie o tym, aby zrobić z nim to, co on teraz robił z nią. Przyspieszone oddechy i trzeszczenie mebla wypełniały uszy, ktoś gdzieś wrzeszczał i chyba na dole. Może się nawoływała ekipa, ale Blue to waliło. Tak samo intensywnie, jak walił ją ligus, uderzeniami bioder wprawiając całe jej ciało w ruch.
- To ty nie słuchasz - wystękała zmieniając pozycję. Wyprostowała ręce za plecami podnosząc tułów do pionu i z leżenia przeszła w kucki, z szeroko rozstawionymi udami i Dzikim między nimi. Złapała go za kark, znajdując oparcie w pionie - Nie jestem wszyscy. I nie będę za tobą latać. Ale ty możesz próbować szczęścia - powiedziała i chciała coś dodać, ale jej druga ręka zawędrowała tam gdzie zwieńczenie rozrzuconych nóg, zaczynając współpracę z tym, co wyprawiał rajdowiec. Sapanie przeszło w zduszone jęki, szczeki blondynki zacisnęły się, gdy coraz mniej obecnym wzrokiem gapiła się w ślepia przed sobą.

- Mam latać sam za sobą? To głupie. - wysapał z trudem już się kontrolujący rajdowiec. Wzrok miał pochłonięty nie wiadomo czym, na zawieszoną przed nim i na nim twarz partnerki wydawał się patrzeć dość chaotycznie. Za to wspólnie przeżywany rytm robił się dominujący dla nich obojga. Stół trzeszczał coraz głośniej i chwiał się coraz bardziej tak samo jak sapanie w tym wspólnym salonie było głośniejsze, głębsze i szybsze. Wreszcie mężczyzna o zarośniętym i pobliźnionym policzku doszedł do punktu kulminacyjnego tego badania. Kobieta prawie od razu poczuła jak zgodnie z obietnicą pozostawia jej i w niej gorącą strugę. Podzieloną kolejnymi spazmami na kolejne mniejsze. Te targały rajdowcem jeszcze chwilę ale zaraz zaczęły się uspokajać. Mężczyzna nadal oddychał płytko i szybko ale oddech jak i reszta ciała zaczynały mu wracać do normy. Nawet stół robił się zowu coraz cichszy i stabilniejszy.

Dziki puścił trzymane dotąd biodra kobiety i uwolnioną ręką przesunął po policzku panny Faust.
- No. To ci zapodałem środek na grzyba. Teraz będzie dobrze. Ale wiesz. Trzeba to co jakiś czas powtarzać taką operację. Im częściej tym lepiej. Zwłaszcza dla ciebie. - oddech dalej przerywał poszczególne zdania gospodarza ale nadal było to zrozumiałe. Poza tym detalem znowu mniej więcej wrócił do tego troskliwego tonu. Całkiem troskliwym gestem przesunął kciukiem z policzka na dolną wargę blondynki. I na końcu zbliżył swoje usta do pocałunku. Zetknął swoje usta z ustami kobiety i zaraz dołączyła do tego wymiana języków. Nie zabawili się tak jeszcze długo, w końcu Blue miała spierdalać do swojej dupy. Przedtem tylko zamierzała się umyć. I ubrać.
Godności i tak już nie odzyska... ale było warto. Niebieska fura czekająca na dole to potwierdzała. A w gratisie dostanie neon.
Same plusy... i nie. Nie chodziło o Matta.
Nic, a kurwa, nic.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Mam złe wieści. Świat się nigdy nie skończy...
Zuzu jest offline