Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-12-2017, 13:42   #10
Kris Kelvin
 
Kris Kelvin's Avatar
 
Reputacja: 1 Kris Kelvin ma w sobie cośKris Kelvin ma w sobie cośKris Kelvin ma w sobie cośKris Kelvin ma w sobie cośKris Kelvin ma w sobie cośKris Kelvin ma w sobie cośKris Kelvin ma w sobie cośKris Kelvin ma w sobie cośKris Kelvin ma w sobie cośKris Kelvin ma w sobie cośKris Kelvin ma w sobie coś
Na szczęście okazało się, że nikt nie zauważył spóźnienia. Drzwi otworzył sam Isengar, na widok Doderica uśmiechnął się szeroko.

- Ach, Doderic! Tyle, tyle lat…wejdź proszę – gospodarz gestem zaprosił hobbita do środka.

- Dziękuję panie Isengarze. Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin! - rzekł młody Bolger i wręczając jubilatowi dziecinny latawiec zaczerwienił się.

Zauważył, że za plecami starego Tuka stoi sama Maddie. Hobbit spłonął jeszcze bardziej purpurowym rumieńcem. Niestety, po długiej pieszej wędrówce średnio wyglądał na „Witam, Doderic Bolger, współudziałowiec w firmie Bolger, Bolgerowa, synowie, córka i zięć”. Kłaniam się Państwu”, a raczej na „Przepraszam, ma ktoś może chusteczkę?”. Ukłonił się Isengarowej prawnuczce i wyjąkał:

- Boderic Dolger…to znaczy Dodler Bolgeric…to jest Doderic Bolger! Kłaniam się panno Maddie… Pewnie Pani nie pamięta, ale często bawiliśmy się razem w dzieciństwie…Musi Pani przyznać, że wyrosłem na pięknego hobbita…tfu! To znaczy ja muszę przyznać, że wyrosła Pani na piękną hobbitkę! – wyjąkał i czym prędzej usunął się w tłum gości, choć najbardziej w tym momencie pragnąłby po prostu wtopić się w ścianę i zniknąć. Z daleka zauważył, że na widok Willibalda Goodbody’ego twarz hobbitki pojaśniała i zarumieniła się. Młody Goodbody był znanym w całym Shire podrywaczem. Doderic fuknął pogardliwie, nie rozumiał jak ktoś może wciąż uganiać się za dziewczynami, a nie w pełni oddawać się pracy i gromadzeniu zysków (przynajmniej część jego natury tak uważała).

Pamiętając o swoim planie wcześniejszego wyjścia znalazł miejsce przy stole i dopiero wtedy uświadomił sobie jak bardzo po całym dniu wrażeń jest głodny.

***

Jadło i trunki, jak przystało na porządny hobbicki dom, były znakomite. Po wchłonięciu dwóch kurcząt na zimno, czterech smażonych ryb i trzech placków z kminkiem (jak wiemy, planował jeszcze dziś dokończenie interesów, więc nie chciał się przejadać), Doderic zabrał się za wino, które przyjemnie oczyszczało umysł i pobudzało krew. Dopiero po czasie dostrzegł Wielkiego Człowieka w niebieskiej szacie, którego Isengar przedstawiał wszystkim jako swego przyjaciela, czarodzieja Alatara. „Czarodziej? Zagraniczne dziwactwa…” – mruknął zza błyszczącego kielicha.

O dziwo, wbrew przyjętym w Sire tradycjom, mowa urodzinowa Isengara była bardzo krótka. Natomiast to co nastąpiło po niej Doderic miał zapamiętać już na zawsze. Okazało się, że czarodziej poszukiwał śmiałków, którzy udadzą się do grobowca w pobliżu Fornostu. Doderic, gdy takie sprawy zaprzątały mu jeszcze głowę, czytał legendy o tym pradawnym grodzie, w jego pamięci odzywały się dalekie echa opowieści o dzielnych ludziach walczących ze strasznym czarnoksiężnikiem. Wzdrygnął się. Nie wierzył, by ktokolwiek zgodził się pójść z tym (jak się okazywało) szalonym dziwakiem. Sto sztuk złota…tyle firma Bolgerów zarabiała w kwartał! Na sali zaległa cisza. W końcu chęć uczestnictwa w wyprawie wyraził Madoc Hornblower, którego Doderic nie znał zbyt dobrze. Pomyślał, że hobbit ten musi mieć w głowie równie nie po kolei co czarodziej. Powróciła cisza. Nagle ktoś postawił przed młodym Bolgerem szklankę aromatycznej brandy. To była Maddie! Przypomniał sobie jej reakcję na widok Goodbody’ego i aż zacisnął usta z zazdrości.

- Ja pójdę, choć nie znam drogi! -wypowiedział słowa jakiś głos. Z przerażeniem skonstatował, że był to jego własny. Poczuł na sobie ogromną ilość zdziwionych spojrzeń. Raczej nikt już nie pamiętał młodego Doderica wałęsającego się po Shire, przesiadującego w bibliotece i piszącego poematy. Wszyscy raczej mieli w głowie utrwalony obraz rozsądnego pana Bolgera, sprzedawcy misek i talerzy, który potrafił targować się do ostatniego grosza. Kropelka krwi Brandybucków, która najwidoczniej uderzyła mu w tym momencie do głowy, już powędrowała dalej. Znów był sobą, Doderciem, synem Hildifonsa Bolgera.

- Eee…to znaczy, ma się rozumieć…Ten tego… - w końcu zebrał się w sobie, wstał i przyjął pozę, jaką zwykł przyjmować przy omawianiu poważnych interesów – Drogi Panie, oferta ta niewątpliwie jest interesująca, ale ja, jako przedsiębiorca, dostrzegam w niej zbyt wiele luk! Czy może nam Pan łaskawie powiedzieć co to za przedmiot jest Panu tak potrzebny? Poza tym mówi Pan o kontrakcie. Mógłbym na niego zerknąć? Rozumiem, że to umowa krótkoterminowa, na zlecenie, lub o dzieło? Jak z kwaterunkiem? Jak z wyżywieniem? Jak z ubezpieczaniem? Droga taka pewnie jest wielce niebezpieczna? Z góry dziękuję za odpowiedź – rzekł i oklapł ciężko na siedzenie. Doderic czytał o wielu rzeczach, na wielu sprawach się znał, więc tak naprawdę spodziewał się jakie będą odpowiedzi czarodzieja. Westchnął ciężko i wypił na raz całą brandy. Cóż, jak często mawia tatko Hildifons: „Skoro nakupiło się towaru, to teraz należy go opchnać!”….
 
Kris Kelvin jest offline