Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-12-2017, 22:38   #46
Icarius
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
- Jeszcze nie - uśmiechnął się. Gdy go to niespodziewane uczucie ogarnęło, zamrugał parę razy. Jakby w samego siebie się wsłuchiwał. Wszak miał ją za zdrajczynie.
- June jest w prawie. Choć zapowiedź to faktycznie był dobry pomysł. Coś jeszcze cię do mnie sprowadza wskazał krzesło naprzeciw siebie.
- Ach…
Przysiadła na wskazanym miejscu, na samej krawędzi, kolana ścisnęła razem i dłonie ułożyła na podołku. A dłonie to były smukłe i długopalce, godne świętej z prawosławnej ikony.
- Czy dziad waszmości, w dobrym zdrowiu? Zali spodziewać się go możemy?
- Znasz go Pani? - Jan odpowiedział pytaniem szczerze zdziwiony taką wiedzą Eufemi.
- Jeden raz go spotkałam - rzekła z zawstydzeniem. - Lecz zbyt młodą będąc, docenić nie potrafiłam zaszczytu. - W jej oczach pojawił się jednak blask zachwytu. - Niezwykły to mąż, nawet wśród Tzimisce.
- Miło to słyszeć. Mój dziad w zdrowiu, choć nie słyszałem by miał się tu wybierać. Póki co rodzina wysłała tu mnie. - uśmiechnął się już mniej entuzjastycznie. Dawał się prowadzić Eufemii w rozmowie niczym dziecko. Ciekaw był jej intencji. Jednocześnie zajrzał do jej umysłu i skrywanych sekretów. Przebił się jak zawsze przez powierzchowne myśli i różne wspomnienia. Szukał tego co skrywane i ukryte. Pierwsza wizja jaka mu się ukazała

"Ciemne pomieszczenie, szelest jedwabi i chrzęst kolczugi. Męski głos mówiący po rusku.
- Niechaj się biją i krwawią. "

Tak to z pewnością wspólnik Eufemii ze wschodu. Ciekawe co ich łączy? Była to jednak kolejna poszlaka wskazująca na to, że Eufemia wybrała stronę i aktywnie działała na jej stronę. Wampiry ze wschodu, prawdopodobnie stare rody Tzimisce. Jan nie był po żadnej stronie, jednak postanowił jakiś czas temu być lojalnym na ile się uda wobec Jawnuty. Każdy z kim rozmawiał postawił na wampirzycy krzyżyk. Obawiał się Jan również jej obycia. Były rzeczy których on Jan by nie zrozumiał czy nie wybaczył. Choć będąc wampirem jego granice przesuwały się coraz bardziej. Wiedział, że to nic w porównaniu ze starymi osobnikami. Ich człowieczeństwo, postrzeganie świata i wydarzeń było tak różne od ludzkiego czy nawet jego własnego. Czy to nie będzie barierą? Czy to nie zatrzyma Jana. Wyobrażał sobie, że może nie będzie tak źle. Chciał służyć Jawnucie jako sojusznik z zaprzyjaźnionego rodu. Czuł jednak, że dziesiątki rzeczy mogą mu pokrzyżować szyki. Dlatego płynął na fali wydarzeń. Starając się obrać kierunek ale nie skreślając żadnej ze stron. Problemem okazała się Eufemia. Usunęła łowczego, podniosła rękę na Egle choć nie swoją. Wykonała zasadniczo dość brawurowy ruch. Jan chcąc nie chcąc zaszkodzi jej próbując ograniczyć jego konsekwencje. Przeszedł dalej i zatrzymał się na wspomnieniu znajomej twarzy swego dziada.

"Jan widział jak Eufemia próbuje uciec, ale drzwi są daleko. Zoltan chwyta ją za włosy, podcina nogi i zmusza do klęknięcia."

Jej zachwyt nad dziadem mógł być udawany?

Tymczasem rozmowa toczyła się dalej.
- Ziemie tutaj dzikie - kiwnęła głową - i niebezpieczne. Lecz dwór naszej pani piękny, pełen ludzi wielkiej mądrości i rzemieślników o rękach zręcznych. Osad ludzkich na wschód także więcej… a wy, Janie, do jakich Tzimisce należycie? Czy takie jako dziad wasz mniemanie macie o włościach dla naszego rodzaju dobrych?
Jan znowu się zdziwił. Co takiego zrobił Zoltan, że Eufemii tak zapadł w pamięć? Związał ją krwią? Czy ona go nienawidzi i udaje?
- Widzę Pani, że mój dziad Zoltan zapadł ci niezwykle w pamięć. Cóż takiego zrobił by zachwyt twój po dziś dzień wzbudzać? - Jan pytał szczerze i prosto. Był trochę zbity z tropu.
- Wspaniały ma umysł, to wielki polityk i strateg - oznajmiła, kryjąc oczy za firankami rzęs. - Nieco zbyt drapieżny może, ale czyż Bóg nie takimi stworzył… mężów i wampierzy?
- Nie wszystkich. - powiedział z powagą Jan - Powiem ci szczerze Pani. Dziada znam słabo. On jest dla mnie odległy. Ojciec trzyma mnie z daleko od niego i każdej rzeczy która się jego tyczy. Bożywoj jest wojownikiem i ojcem i drapieżnikiem. Matką nawet w pewnym sensie. Wydaje mi się jednak, że w odpowiednich proporcjach. Jeśli mogę sobie odważnie pozwolić by oceniać własnego stwórcę. Dziad Zoltan wybacz ale jest dla mnie figurą, obrazem dziełem w zasadzie nieznanym.
Zawód na jej liczku był aż nadto widoczny. I zdaje się, szczery. Jaki był jego powód? Chciała odegrać się na Janie za Zoltana?
- Szlachetny Bożywoj zaszczyci nasze zmagania, czy oczy jego na polskie sprawy zwrócone… na południe, jak mówią?
- Przesłano mnie - powiedział rozbrajająco. - Myślę jednak, że gdyby wybuchła tu wojna. Która wisi nad tą ziemią. Ojciec i wuj mogliby się zjawić. To już jednak ustalenia na górze jak to mawiają. Między panią Jawnuta a braćmi ze Skrzynna. Ja tam tylko sugerować coś mogę lub prosić ojca. Widzę Pani, żeś delikatnej natury i uduchowionej jak słyszałem. Co robisz tu w dziczy z wyprawą wojenną? Wszak nietypowe to połączenie.
- Ktoś musi - spuściła oczy - studzić spory, a czasem i zatrzymać miecz przeznaczenia w bezlitosnych rękach.
- Pani ponoć twoja moc pozwala ci się oddzielić od ciała. Rzekniesz mi jak zginął pierwszy Łowczy? Co z jego córka?
- Och - obejrzała się, jakby w obawie, że ktoś podsłuchiwać może - Rzeczy te Jaune winna przybliżyć… zdecydować, jak wiele winieneś wiedzieć - rzekła z wahaniem.
- Tyle czy Egle żyje i z grubsza co się stało to chyba można. Chcecie mnie drogie panie na wyprawę wojenną ciągnąć. To może chociaż wyjaśnienie by się jakieś przydało.
Eufemia płochliwe rzuciła spojrzenia na boki.
- Zawsze rzec wszak możesz, iż nie ode mnie wiesz to… - zasugerowała ostrożnie.
- Oczywiście, wszak przyszłaś się przywitać jedynie. Dziada powspominać.
- O, tak - twarz Eufemii rozjaśnił uśmiech i stała się jeszcze piękniejsza. - Miałam i mam nadal przesłanki by myśleć, że Egle wciąż żyje. Bleizgys zawsze był porywczy, nie czekał, aż grupa się zbierze, sam poszedł po córkę. Wilkołaki opadły go na bagnach, to ich ziemie, walczył jak zastępy Pana, lecz… było ich zbyt wielu. Jawnuta zarządziła wyprawę. Nie małą grupą, by odbić wnuczkę. Wojenną wyprawę, by zgnieść Zemgalów i ich shołdować. Oczekuje, iż się przyłączysz… acz… Jaune jest jaka jest, mówi językiem rozkazów. To nie jest tak… że nie masz wyboru ni prawa do odmowy.
- Wiem. Jednak przyjechałem pomoc waszej rodzinie. Może to zabrzmi dziwnie ale mam szczere i dobre intencje. Chociaż mam spore wątpliwości co dla tutejszego jest dobre lub złe. Macie sporo dróg i wyborów teraz, każda z nich ma… swoje konsekwencje. Na szczęście to nie ja decyduje- wzruszył ramionami.
- Rozumiem - skinęła wdzięczną główką. - Dla ciebie najważniejsze jest dobro rodu twego… a ten w Polsce ponad wszystko włości ma, podwładnych i wpływy, prawda?
- Do czego Pani zmierzasz? - odpowiedział pytaniem.
- Czy ród twój Krzyżaków popiera? Nie bierz tego za cios i potwarz. To… polityka.
- Mój ojciec jest pragmatykiem. Polityką różne ma zwroty Krzyżaków jednak nie popiera. Są nam obojętni a tę obojętność przeplata walka wtedy gdy trzeba. Choćby na tej ziemi, również mój ojciec nie tylko dziad boje toczył. Ramię w ramię z twoim rodem Pani.
- I nie tylko oni - odparła jakby w zamyśleniu, palec do ust przykładając i zapatrując się w płomienie. - Znasz legendę o Jazonie, Janie? Zaprzągł do pługa ogniste byki i zaorał kamienne pole, w bruzdach zasiał smocze zęby. Wyrośli z nich potężni wojownicy, którzy rzucili się na niego. I musiał z nimi walczyć.
- Rozumiem znaczenie historii. Zwłaszcza w odniesieniu do kainitów i ich dzieci. Nie rozumiem jednak kontekstu w odniesieniu do nas konkretnie. Ja wiem Pani niewiele o pobycie mojego rodu tu na tej ziemi. Ani o losach rodu Jawnuty. Nic więcej niż bajania o wuju Lederge i dziadzie Zoltanie.
- Zwłaszcza w odniesieniu do Kainitów i ich dzieci… - powtórzyła, kiwając głową. - Jesteś roztropnym i spostrzegawczym mężem, mości Janie. Zapewne winnam cię przekupić, przekabacić czy uwieść… zapewne kiedyś to uczynię.
Wyprostowała się, opadły z niej wszelkie nerwowe gesty i niepewność.
- A na razie zostawię cię z myślą: kto głową jest rodu twego? Dziad czy ojciec?
- W takim razie droga Pani do następnego razu. Gdybyś czegoś potrzebowała daj mi znać. - po czym mając już pierwsze lody przełamane ujął rękę Eufemii i pożegnał pocałunkiem w dłoń. Uśmiechnęła się i pogładziła go po twarzy zimnymi jak marmur palcami. Czuł ten jej dotyk nawet gdy odeszła. Dobry temat poruszyła, bo Jan sam nie znał odpowiedzi. Dziad spał i kierował Bożywojem. Czy Bożywoj skrzętnie grał obecnością i istnieniem Zoltana do własnych celów?

Jan wezwał Glande wątpliwości odstawiając na bok. Musi spotkać się z Birutą po prostu musi. Starszy wojownik i głowa wioski wszedł do Jana ze skwaszoną miną. Jan wiedząc, że tyle osób podsłuchiwać go może zaczął coraz częściej mówić do ludzi w umyśle. Od razu przeszedł też do konkretów.
"Czemu się tak krzywisz i jak zginął Leszy?"
" June zawsze zabija. Leszy? No zginął, nie ma to żadnego znaczenia " - oznajmił szybko Glande. "Ile zamierzasz ją gościć? Jej zwyczaje są… kłopotliwe. I kosztowne."
"Dzień może dwa i ruszają w drogę. Spraw by tam wiking nie zbałamucił połowy wioski. Chce się zobaczyć z Birutą zorganizuj nam spotkanie byle dyskretnie" - zakończył Jan.
"Znajdziemy mości panu przebranie odpowiednie" - zapewnił Glande.

I godzinę niecałą później naszedł Jana woj milczący, i w milczeniu i z kamienną twarzą godną zaiste nagrodzenia, wyciągnął zza pazuchy suknię niewieścią, zapaskę, fartuszek i chustę białą.
- Niech Glande żarty się nie trzymają. Naprawdę nie ma innej drogi?
- To dobre przebranie - odparł woj, a jego płowy wąs drgnął jednak minimalnie. - Jaki mąż w szatki niewieście się przystroi? Nikt podejrzewać nie będzie.*
- Niech licho weźmie godność. Wszystko bym poświęcił ale jeśli parę z gęby puścisz. Ja stracę trochę jej, ty głowę. - choć mówiąc to mimowolnie się uśmiechnął.
- Ja tam z wdowami wolę nie mieć nico wspólnego. Wiadomo, wszystkie wdówki to wiedźmy - orzekł młody woj i Janowi szatki przekazał. - Włosy ukryjcie pod chustą. Panna Biruta kąpieli zażywa. Wodę w kotle jej grzejem przed łaźnią. Ziół sobie wonnych zażyczyła i witek brzozwych. Takoż już czekają.
- Wdowa? Po kim? - Jan zamarł. Już się domyślał po cholermym Lederge zapewne. Cały jego świąt właśnie stanął w miejscu on żyje. Ona tego nie wie...
- A po jednym z naszych… no… Arnemie chociażby. Zmarło mu się zeszłej zimy. Rzecz zwyczajna, że wdowa pannom w łaźni towarzyszy, ku posłudze i by sekrety niewieście przekazywać - młodzieniec wzruszył ramionami.
Myśli Jana już kołowały w koło swoich domysłów. Po co Biruta miałaby trzymać obraz przedstawiający wuja? Jako wspomnienie męża czy kochanka? Obojętne bo tak samo złe. Kochała Jana czy Lederge? Nie dało się już tych myśli wyrzucić z głowy. Krążyły i kąsały niczym wściekłe osy. Były prawdziwe? Umysł kochającego często zazdrość wzbudza. Raz słusznie a raz nie...

I szedł już sobie Jan kierunku łaźni nogi niosły go choć myśli były gdzie indziej. Drobił po kobiecemu i pilnował, by mu się nogi nie zaplątały w długą suknię. I już-już łaźnię widział, gdy za nim rozległ się wesoły głos.
- A dokądże to zmierzasz, gołąbeczko, z tym ciężkim cebrem?
Vesteinn uśmiechnął się uwodzicielsko i wąsa płowego podkręcił.
- Foremna z ciebie turkaweczka… - przymrużył oczy z zadowoleniem i usta oblizał.
No tak jeszcze jego tu brakowało. Przecież żadnej kobicie nie odpuści najwyraźniej. Jan nie zamierzał uciekać bo wyszłaby z tego heca. Tymczasem rzekł bezpośrednio w umysł wikinga.
- "Moje skarby by ci się nie spodobały. Ja też ruszyłem na łów do panny. Mam nadzieję, że mnie nie zdradzisz przed pozostałymi babami. Ani przed nikim innym prawdę powiedziawszy." - powiedział w jego umyśle Jan. Pamiętał, że wiking był przekupny. To może być początek dobrej znajomości albo bardzo złej gdyby Jana wydał. Twarz rosłego Brujaha wpierw odmieniła się w niebotycznym zdziwieniu, lecz zaraz w oczach zapaliły się iskierki. Nie gniewu. Rozbawienia.
- "Dalibóg, tutejsze niewiasty największym są skarbem tej ziemi" - roześmiał się wiking, do Jana podsunął i pod wdowi czepiec zajrzał, palcem chustę odchylając, a jednocześnie widok wszystkim, co mogliby patrzeć, zasłaniając swą zwalistą sylwetką. Z dłoni Jana wyjął ceber i szedł obok niego, cały czas przygadując, komplementami sypiąc gęsto, i obietnicami, jak to dobrze potrafi zrobić dziewce.
- "Znajdź mnie, jak w łaźni skończysz, a takie ci cuda i dziwy pokażę…" - pytlował radośnie, i Jana bezwstydnie w pośladek szczypnął, korzystając z tego, że Diabeł przystanął przed łaźnią. Drogę zagrodzili mu dwaj Birutowi ghule, pilnujący, by panny w kąpieli nie napastował nikt… być może tylko nikt niepowołany. Biruta do niego nie przyszła. To, że on do niej przyjdzie było pewne. Ona to też wiedzieć musiała i rozkazy odpowiednie wydała. Był niemal pewien, że ta kąpiel również nie była przypadkowa. Biruta wszak nic przypadkowi nie zostawiała. Jan spojrzał na ghuli i rzekł do ich umysłów.
- " Pani mnie oczekuje. Kontroli poddajcie udawanej. Cebryk sprawdźcie, chusty nie odchylajcie. W razie wątpliwości pytajcie jej nim rabanu narobicie. Jam jest Jan ze Skrzynna. "
Jeden ghul na drugiego popatrzył, pierwszy w cebrzyk zajrzał i rękę we wrzątek wsadził, drugi Janowe kształty pod niewieścimi szatkami obadał i głową kiwnął. Drzwi otworzył i Jan wkroczył w zasnutą oparami łaźnię, żegnany obietnicą Vesteinna, że “jeszcze poswawolimy, gołąbeczko”.
- "Z pewnością choć w innych dziedzinach. Dziękuję za pomoc."- odpowiedział w jego umyśle Jan. Nadal nie był pewien czy wiking go nie zdradzi. Sprawa jednak wydawała mu się zbyt błaha. By psuć relacje między nimi. Była jednak dobrym punktem wyjścia do rozwinięcia znajomości.

Wśród oparów wyłoniły mu się jasne włosy i krągłe nagie ramię, wsparte o krawędź balii. Jan cichutko cebrzyk postawił. Zastanawiał się czy wszystkich ubrań nie zrzucić, uznał to jednak za zbyt ryzykowne.
- "Piękny widok". - rzekł bezpośrednio do umysłu Biruty.
Nawinęła na palec pasmo złotych włosów.
- Dolej wrzątku - rzekła na głos.
“Próbowałam cię uchronić przede tym wszystkim. Lecz zdaje się, poniosłam klęskę”.
Baba będąca Janem odstawiłam kubeł i powoli zaczęła dolewać wody. Zachowując przy tym staranność, usłużność i tempo niedołężne.
“ Powiedz mi jak najwięcej. Wiedza to najlepsza ochrona. Vesteinn mnie rozpoznał sądzisz, że doniesie? “
“Niewątpliwie doniesie, jeśli zobaczy w tym interes. Jeśli zobaczy w milczeniu… będzie milczał jak grób i nikt z niego prawdy nie wydobędzie.”
“Zostawmy go. Powiedz mi kochanie co się dzieje?”
“Obawiam się, że możesz zostać zakładnikiem lojalności rodziny.”
Poruszyła się w balii i podała mu mokrą szmatkę, obróciła się szczupłymi plecami.
“Żeby tak było moja rodzina lub twoja musiałaby szykować się do gwałtownej zmiany polityki. Kto, dlaczego i z kim? “ Jan postarał się uściślić zagadnienie. Jednocześnie wziął szmatkę i zaczął myć jej plecy. Nie szczędząc przy tym przypadkowych muśnięć opuszkami palców wzdłuż kręgosłupa.
“Jawnuta musi się z kimś sprzymierzyć… rozważa Krzyżaków, a syn Bożywoja byłby hojnym dowodem przyjaźni. Ale niekoniecznie. Ty w kajdanach i ciemnicy w Bejsagole - to także piękne zaproszenia do ojca twego i wuja, by krwią poddanych i złotem wykazali, że pakt między rodami trwa nadal. Bo dworne zabiegi - to jeno puch marny”
Westchnęła, przeciągnęła się pod dotykiem i na chwilę przytuliła się policzkiem do Janowej dłoni.
“Niepokoi ją, że Zoltan śpi. Rzecze: winien wstać i walczyć”.*
“Postaram się przysłużyć tobie i rodzinie. Zmienić coś w sytuacji by i Jawnuta zdanie zmieniła o mojej przyszłości. Po czyjej stronie jest June? Z kim chce przymierza i jaką ma wizję przyszłości?” - pogładził jej policzek czule.
“Niezależnie od tego, co mówi… myśli, że może zatrzymać uciekający czas. Stare czasy, gdy Tzimisce byli bogami dla swego bydła, i wszem i wobec obnosili jawnie swoją naturę, da się utrzymać. Wspiera Samboję i tutejszych Tremerów. Jest stara i mądra… ale widać wiek nie chroni przed naiwnością. Wszyscy mamy swe mrzonki. Ona nie ma wizji przyszłości, mój luby. Nie ma jej nikt, kto oczy ma utkwione wstecz”. Jan wyciągnął z tego wniosek, że June chce zachować stare czasy. Stare układy i starą władze. Nie będzie jej zatem po drodze ani ze wschodem ani z zachodem. Bo oba wampirze kierunki i stronnictwa swoją władzę i modłę chcą narzucić. Nawet jeśli pozory zachowają czy coś odłożą w czasie.
“ Trzeba nam pomyśleć co robić dalej. Nie stałem z założonymi rękami. Montwił mówił, że gospodarzyć mam. To gospodarze mam tu już Niedźwiedzia tego Nosferatu związanego ze mną. Odparliśmy z pomocą rodzeństwa Lasombra atak braci Dobrzyńskich udających Krzyżaków na ziemię przygraniczne Jawnuty. Mam jeńców ciekawych ale o nich potem. Co Ty planujesz w tym rozgardiaszu? Eufemia według moich informacji wrobiła Łowczego. Napuściła na niego Żbika lub kogoś innego i zrzuciła na wilkołaki odpowiedzialność. Łowczy i Egle to twoi sojusznicy, jeśli dobrze to rozgryzłem. Czyli zagrała również przeciw nam. Eufemia a raczej wschodnie wampiry jej rękami chcą poszczuć Jawnutowy dwór przeciw innym. By później łatwiej samemu wejść do gry. June atakując wilkołaki tańczy jak jej zagrano. Choć może tego nie dostrzegać.”
“Jak na kogoś, kto ledwie tu nogę postawił, dobre masz rozeznanie. Ja jednak mam lepsze. Wiem, do czego jest zdolna moja rodzina. I rozważam ucieczkę”.
Komu innemu zapewne owinęłaby porażkę w dworne słowo, nie przyznałaby się do strachu. Wobec Jana mogła pozwolić sobie na okazanie słabości, przyznać do strachu.
“ Mówisz, że rozważasz zatem nie jesteś pewna. Jeśli zechcesz zaufam ci i uciekniemy choćby jutro. Dziś jednak rozumiem, że próbujemy się na powierzchni wody utrzymać? Powalczyć nim zrezygnujemy? “ ręką którą do tej pory policzek gładziła wzdłuż szyi idąc zmierzała ku piersiom które były tuż nad powierzchnią wody akurat. Nad taflą o której rozmawiali. Ręce Jana zaczęły muskać sutki delikatnie i z wyprawą. Przygięła mu się do ręki jak spragniony pieszczoty kot.
“Hmmmm, co ci chodzi po głowie? Poza tym oczywistym?”
Odwróciła się z pluskiem, by spojrzeć Janowi w oczy.
“Chciałabym, jeśli już będziemy musieli uciekać… urwać coś dla siebie. Najlepiej sporo. Ja wiem, że tu się srogie sprawy dzieją, Egle ptaka mi posłała, nim przepadła, że posła krzyżackiego wiedzie…”
Odchyliła lekko wdowi czepiec i wpiła się w Janowe usta.
- Hej hej, duszko! - dobiegło przez ściany wesołe wołanie Vesteinna. - Cokolwiek panna ci robi, ja zrobię to lepiej! Ręką Jana powędrowała jeszcze niżej. Wprost między uda Biruty. Ruchem niespiesznym i delikatnym. Zbyt długo czekał by przejmować się wikingiem. Zresztą ghule Biruty powinny zaraz przywołać go do porządku. Wszak jakieś dobre maniery obowiązują. Sam sięgnął umysłem wikinga i poprosił: “ Pobawiłeś się już, mógłbyś nie przykuwać uwagi i dać mi się nacieszyć czymś na co czekałem latami. Odwdzięczę się w swoim czasie. “
Odpowiedź mknęła, lecz nie dotarła...
Do Biruty w umyśle rzekł z kolei. “ Zaraz pójdzie mam nadzieję, jeśli nie jest mi obojętny. Czekałem zbyt długo… “ dopiero po tym jak pocieszył się chwilę wspólnymi rzekł dalej.
“ Mam córkę Żbika. Chce przytknąć Eufemie w nos. June rzec co się dzieje, że ktoś nią manipuluje i nie chodzi mi o Eufemie tylko. Zaproponować moje pośrednictwo, skoro chcą byśmy się bili i krwawili. Zróbmy coś co ich zaskoczy. June może obserwować Eufemie w tym czasie bacznie. Raz odwróci to uwagę od nas a dwa co ważniejsze może doprowadzi nas do tych co za nią stoją. “

Ktoś w drzwi łupnął dwa razy, i Biruta odepchnęła Jana tak samo gwałtownie, jak go przed chwilą ściskała. Gdy przez otwarte przez ghule drzwi do łaźni wkraczała Jaune, Biruta spoczywała na powrót wyciągnięta w balli, a minkę miała z tych bardziej znudzonych.
Jan się pochylił i udawał swoją rolę wszak miał być jedynie marna wdową. Dbał by żaden szczegół go nie zdradził. Ręką owłosiona czy widok twarzy.
Jaune zrzuciła suknię, i Jana uderzył widok łusek pokrywających plecy, brzuch i uda kobiety. Niby ruszyć go nie powinno, widział wszak, jak się ojciec potrafił odmienić, widział i śpiącego dziada… jednak spodziewał się, że niewiasta prędzej próżności będzie hołdować, niż nieludzkiej naturze.
Zaufana Jawnuty naga weszła do balii, musnęła policzek i pierś Biruty.
- Nie krzyw się już tak, fijołeczku. Znajdziemy ci inną przyjaciółkę, godniejszą damy. A jak będziesz posłuszna, to może i na zachód poślemy, byś Toreadorów bałamuciła…
Machnęła ręką, odprawiając wdowę, za którą Jan był się przebrał.

Jan wyszedł z łaźni i rozejrzał się za Vesteinnem. Szybko odkrył, że Vesteinn już nagabuje Ludę! Brujah był nad wyraz obrotny w tej materii. Luda kwitowała to dworną, pełną dystansu uprzejmością. Potem Luda zezna Janowi, że narada wojenna ma być u Samboi na wyspie albo w podległej jej osadzie, i Luda sądzie, że i tak źle, i tak niedobrze, Jan wyjdzie na gościa, nie pana na ziemi.
Czyli jak zwykle zakończył tę myśl Jan. Jakie siły June przywlokła ze sobą zapytał? Z wampirów oprócz niej i wikinga jest jeszcze syn Jaune, milczący, nierzucający się w oczy typek. Około dwudziestu ghuli i trzydziestu ludzi. Tyle widać… w lesie gdzieś pewnie jeszcze jakieś potworzysko schowane. Luda zawsze była dobrze zorientowana. Jan miał do niej słabość, choć musiał trzymać dystans ze względu na Birutę. Co innego taka Niemiła i zagrywka polityczna. Co innego prawdziwa słabość. Ludzie Jan powiedział znów prawdy nadzwyczaj dużo. O Krzesimirze akcji ratunkowej. O tym, że Egle i Łowczy być może żyją. O tym że niby Żbik ich napadł i stąd ta cała wyprawa. Opowie ze szczerze się waha co zrobić. O Nemei wspomnieć żeby jako karty użyć? Czy też nie... Bo niby dziecko i nieładnie tak użyć ale po prawdzie to może uratować wiele istnień po obu stronach. Jak błyśnie Nemei to zyska w oczach June i chyba mniej istotne w jakim miejscu geograficznym. On był najzaradniejszy. Luda stała na stanowisku, że wyciągnięcie Nemei to oddanie jej w ręce Jaune. I owszem, to wielka karta przetargowa u Żbika. Ale jeśli małej coś się stanie, a do Żbika to dotrze, to Jan stanie się obiektem polowań wszystkich miejscowych lupinów. Jan pożegnał ją i ruszył dalej. Moc rozmawiania w umysłach była niezwykle przydatna.

Przebrał się na spokojnie i ponownie wezwał Glande.
- Co wiesz o Żbiku i jak umarł Leszy? ponownie zaczął drążyć temat. Z naciskiem bo ostatnio Glande odpowiedział zdawkowo. Gładko zmienił temat co nie uszło po czasie uwadze Jana. Teraz naciśnie mocniej. Glande zacisnął usta i wąsa szarpnął.
- Za takie słowa zawisnąć można. Albo głowy, mięsa i rąk dostarczyć, dla pańskich maszkar.
Jan wszedł do umysłu Glande i rzekł.
- "W takim razie rzeknij mi to tu w swym umyśle. Chcę jednak znać prawdę"
Tym razem Glande musiał odpowiedzieć na pytanie swego pana. Jan dowiedział się, że Glande szedł za Leszym, jak to ghul, gdy ich dwóch rycerzy z giermkami rozdzieliło. Opędzał się Glande, odgryzał jak wilk, by do pana dołączyć, ale nie zdołał. Ponad ramieniem rycerza mieczowego widział, że Leszy padł na kolana i zniknął w bitewnym zgiełku. Widział też, kto stał najbliżej pana, i poznał herb z tarczy, uliścioną gałązkę nad murami z kamienia. Widział kiedyś taki w orszaku pani z Bejsagoły. Jan go następnie odprawił. Kolejna zagadka w jego kolekcji. Kto, dlaczego i z czyjego rozkazu zabił Leszego. Był na jego ziemi. Mieszkał w jego domu. Choć obcy był mu ten Gengrel to jednak dzielili pewne rzeczy. Nad wyraz dużo rzeczy i dobrze byłoby tę zagadkę rozwikłać. Tylko nawet jeśli się to uda co zrobić z odpowiedziami? Montwiłowi porządnemu druhowi nadmiar wiedzy mógłby zaszkodzić. Kim jednak jest by samemu decydować? Na szczęście miał jeszcze czas by to rozważyć. Prawdy może mu się nie udać wytropić.

Jan wziął następnie za cel Vesteinna i syna June. Z tym drugim chciał się jedynie zapoznać. Gdy podszedł do niego Jan zwyczajnie zaczął od przedstawienia się.
- Witaj, nie mieliśmy przyjemności być przedstawieni. Jestem Jan ze Skrzynna. Syn Bożywoja z rodu Zoltana. Diabeł zamamrotał coś w stronę butów Janowych. Brzmiało to jak chrześcijanin. Albo może Christian. Czy Kryspin. Potomek Jaune zaraz potem udał żywotne zainteresowanie końską uprzężą, którą był oczyszczał z plamek błota, gdy go Jan naszedł. Urody był nadzwyczaj pośledniej, z twarzą taką, co podobna jest do wszystkich i do nikogo, gdyby go Jan spotkał przypadkiem, nie zwróciłby uwagi. Gdyby spotkał po raz wtóry, pewnie by przypomnieć sobie nie mógł, że się już widzieli.
- Chrześcijanin. Jednak z pogańskimi przyjaciółmi i jak nałomotać przyszło Krzyżakom to się nie zawahał. Jego rodzina zaś od wieków ramię w ramię z Bejsegole walczy. - Jan gadał uparcie starając się nawiązać kontakt.
- To wielce szlachetne - ocenił tamten cicho i oględnie, po długiej chwili milczenia.
- Chciałem się przywitać, zapytać o miano i chwilę niezobowiązująco porozmawiać. - Jan znów zapytał go o imię. Nie zrażony brakiem reakcji.
- Christfried - odparł tamten na tyle wyraźnie, że się dało tym razem zrozumieć.
- Miło mi. -Jan wyciągnął prawicę.- jak już mówiłem Jan ze Skrzynna.
Zerknął na niego syn Jaune szybko i badawczo, a potem głową pokiwał, że dotarło do niego, już za pierwszym razem. Wzrok zawiesił na ciemnych w mroku nocy drzewach i zaczął promieniować niechęcią do rozmowy.
- Nie będę dłużej zajmował. Gdyby ci czegoś trzeba było powiedz. Może i za rozmową zatęsknisz z nieznajomym z innego świata kiedyś. Mnie takie rozmowy zawsze czegoś uczą. Do zobaczenia. - Jan odwrócił się i odszedł.

Nie było co na siłę go nudzić. Jan skierował się do wikinga z którym nad wyraz często teraz jego drogi w wiosce się krzyżowały.
- Dziękuję, że mnie nie wydałeś. - powiedział Jan gdy już wikinga odnalazł.
- Powiedz mi co myślisz o tym zaginięciu naszego Łowczego?
Zelota wybuchnął śmiechem.
- Lis przechera z ciebie… podług najlepszych wzorów. Słyszał ty o Lokim? Też się lubił w sukienki przebierać.
Machnął ręką, odpędzając dziewkę, co mu się kleiła do pleców i po karku obcałowywała. Na Jana wejrzał bystro.
- Co myślę? Ano myślę, że dobrze się stało i źle. Dobrze, bo będzie wreszcie bitka jaka, jużem mchem porastał w Bejsagole, jeszcze trochę bym posiedział, to by mi dziewki kuśkę tak wyciągnęły, żebym dookoła szyi musiał ją obwijać, coby się za mną nie wlokła. I źle… bośmy w słabiznę dostali. Zaczął żem kombinować… czy przypadkiem kto nam nie próbuje Gangreli przed kolejną wojną wyrwać i podkupić. Bleizgys i Egle dobrze żyli ze Zwierzętami, ich zaufanie mieli i lojalność. Jawnuty Gangrele się boją… czy to wystarczy? Różne rzeczy ze strachu się czyni, prawda, Janie? Ale co ja ci to będę krakał jak stara wrona… ładnie się tu urządziłeś! Jaune taka gula urosła, żem myślał już: oczy jej z orbit wypadną jak przełykać będzie! - roześmiał się ponownie.
Jan się uśmiechnął. Ktoś docenił jego starania i komplementy prawił. Ciekawe czy wiking szczerze tak myślał czy miał jeno taki nawyk.
- Po mojemu to walki ci przed końcem tych gierek nie braknie. Mi się natomiast wydaje, że ktoś tu melodię układa a wszyscy tańcują w jej rytm. Ten ktoś szczuje nas na wilkołaki. Bo oni i Bejsegole choć tak różni to miejscowi. Jak się wzajemnie za łby wezmą łatwiej będzie ich potem pokonać.
- Tyle że widzisz, mości Janie… nas i wilkołaków to za bardzo szczuć nie trzeba - Vesteinn rozłożył ręce. - Rzadko zdarza się, byśmy razem działali. Po prawdzie to nigdy, chyba że trafi się taki wśród nas, co gadać chce z nimi, a u nich tacy, co słuchać potrafią. Leszy taki był, co tu siedział przed tobą. Z leśnymi pannami był w zmowie i do wilczych ludzi takoż chadzał. Przyjaźnią to bym tego nie nazwał… ale Wroniec kiedyś napomknął, a Bleizgys potwierdził, że ukręcili z lupinami pakt… podejrzewam, że za plecami Jawnuty - nachylił się do Jana konfidencjonalnie i z wyraźną rozkoszą wyszeptał plotkę.
- To by tylko potwierdzało rzecz zasadną. Lupiny interesu w załatwieniu Bleizgysa nie miały. Pakt z nimi być może miał. Nawet jeśli umarł pakt z Leszym…. To i tak po co miałyby drażnić Jawnute załatwiając jedynego na dworze przychylnego sobie wampira? Też byś wolał znać odpowiedzi nim gardła zaczniemy podrzynać?
- Odpowiedzi? Ja lubię plotki i bitkę - machnął ręką wiking. - I niewiasty. A i one mnie lubią. Ładna ta twoja Ludmiła. Zghulona? - sugestia zawarta w tym pytaniu waliła między oczy.
Jan najpierw się zaśmiał gdy doszło do mowy o Ludmile momentalnie spoważniał.
- Jest moja na swój sposób. Choć podejmuje własne decyzje. Nie próbuj jej brać siłą. Co myślisz o moich rozważaniach odnośnie wilkołaków?
- Kto mówi, że siłą - obruszył się Zelota do głębi i usta w kreskę zasznurował.
- Jeśli nie żadną formą przymusu życzyć Ci mogę powodzenia w zmaganiach - zaśmiał się Jan - będą równie zacięte jak z wilkołakami. - poklepał go po plecach serdecznie.- Panna serce ma złamane i dystans trzyma do samców każdego rodzaju.
- Jak na Diabła to niedomyślna z ciebie bestia. - Vesteinn zajrzał Janowi w oczy. - Toć przemów za mną, żeby powolniejszą była - wskazał, czego mu do szczęścia potrzeba.
- Kiedy ja domyślny jestem i mówię że jej serce skałą. Choć czyny szlachetne w jej oczach i długie zabiegi może coś zmienią. Lecz nie szybko i nie łatwo. Oto moja rada czy plotka jak wolisz. Moje ciepłe słowa o tobie padną a jakże. Lecz… - wzruszył ramionami - sam rozumiesz.
- No co ja mam z tobą zrobić? - Vesteinn wyszczerzył zęby. - Daję ci zaproszenie wręcz, byś mnie przekupił, a ty nie i nie… ehhhhh - westchnął rozdzierająco i ruszył, jak rzucił przez ramię, poszukać sobie wyszynku. Tak też Jan został szybko sam. Vesteinn wydawał mu się na na tyle ważny i na tyle przyjazny i szczery w swych zachowaniach.... Jan przełamał się i zrobił co jeszcze niedawno wykluczał. Zaborczo myśląc o Ludzie. Sam nie mógł o niej myśleć ale i nie zamierzał się dzielić. Teraz po kilku głębokich wdechach i wypatrzeniu czarodziejki zwrócił się do niej w myślach. Sama miała prawo decydować o sobie i Jan miał wrażenie, że może wcale nie być obruszona. Przemyśleć sprawę z odpowiednim dystansem. I tak dumał jeszcze wahał się przez moment. W końcu powiedział jej "Vesteinowi wpadłaś w oko. Mogłabyś go urobić, bo się nam przydać może. O ile on w twoim typie. I no... takie rzeczy do siebie dopuszczasz. Gdzie postawisz granice twoja sprawa i wyczucie. Mam nadzieję że nie obrażam w żadnej mierze pytaniem. Tylko pytam i mówie. Ostrzega ze ghulić by chciał i rozgrywać się z nią będzie."

Odrzekła że zanalizuje sprawę na zimno. Dostrzega potencjał i żeby powiedzieć, że nie są jej te umizgi niemiłe.

Tak też Jan zrobił. Puścił do wikinga myśl, że powalczy w jego sprawie. Skoro sprawa ważna dla niego.
 
Icarius jest offline