Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-12-2017, 16:08   #7
Virya
 
Virya's Avatar
 
Reputacja: 1 Virya jest godny podziwuVirya jest godny podziwuVirya jest godny podziwuVirya jest godny podziwuVirya jest godny podziwuVirya jest godny podziwuVirya jest godny podziwuVirya jest godny podziwuVirya jest godny podziwuVirya jest godny podziwuVirya jest godny podziwu
Dzień wcześniej

Apartament na najwyższym piętrze paryskiego Marriotta był oczywiście luksusowy, jak to zazwyczaj w hotelach tej marki, ten jednak mógł dodatkowo poszczycić się niecodziennym widokiem. Wzrok naturalnie podążał wzdłuż Pól Elizejskich do wznoszącego się na horyzoncie Łuku Triumfalnego. Jeszcze niedawno była to zwyczajna atrakcja turystyczna. Teraz… Nawet z tej odległości widać było ruch wojska. Projekt Gate: Paris. Paradoksalnie dzięki temu dwójka mężczyzn, którzy właśnie zasiedli do kolacji tak bardzo się tym interesowali. Obaj dość podobni do siebie, wyraźnie spokrewnieni, ubrani w koszule kosztujące tyle ile zarabia przeciętny Francuz i garnitury wartości małego samochodu. Możliwe że była między nimi różnica wieku, jednak bardziej rzucało się w oczy to iż, jeden z nich nosił garnitur jakby się w nim urodził, drugi natomiast wyraźnie nie czuł się w nim tak komfortowo. Pasowały do tego również inne szczegóły, jeden skórę miał bladą, gładką, zadbane dłonie, wypielęgnowane paznokcie, drugi natomiast miał twarz ogorzałą od słońca, parę zmarszczek i ręce przywykłe do pracy fizycznej.

Xavier wysłuchiwał długiej tyrady swojego brata, który jak zwykle potrafił godzinami mówić kompletnie bez sensu. Takie tyrady o niczym sprawdzały się pewnie podczas zebrań rady nadzorczej akcjonariuszy, jednak jego osobiście zaczynało to już męczyć. Jego mózg wytrzymał do momentu kiedy skończył już przeżuwać ostatni kęs krwistego, delikatnego steka podanego na świeżym szpinaku z dodatkiem wyśmienitego sosu z francuskiego sera pleśniowego, potem pozostał już tylko autopilot którego nie używał… No już parę ładnych lat, od rozwodu. Zdecydowanie będzie mu brakować smaków domu. Nie żeby nie był przyzwyczajony, przecież już nie raz podczas wypraw musiał przez wiele tygodni, czasem miesięcy ograniczać się do kuchni “lokalnej”. W tym eufemizmie kryło się wiele strasznych wspomnień z którymi nie mogły się mierzyć doświadczenia z obozu przygotowawczego z jakiego wrócił parę dni wcześniej. Robaki? Co za problem, one przynajmniej nie pachną ani nie smakują. A kiedy na Syberii ktoś częstuje zgniłym mięsem jakiegoś miejscowego jelenia, które nieco zbyt długo kruszało w wilgotnej piwniczce… To dopiero doznania.


Kiedy dyskretna obsługa uprzątnął z ich stołu pozostałości po obiedzie i zostali wreszcie sami, razem z deską serów i butelką wina.
-Dobrze Emilu a teraz przechodząc do konkretów… - Xavier wyraźnie zniecierpliwił się po wcześniejszej gadaninie brata. - Jakie są ustalenia, czy mój wybór do ekipy badawczej to czysty przypadek, czy konieczne było… Zastosowanie pewnych nacisków.
Jego starszy brat otarł usta ruchem wypielęgnowanej dłoni i zaśmiał się lekko. Od paru lat stał na czele korporacji zajmującej się szeroko rozumianym przemysłem medycznym w której ich rodzina była głównym akcjonariuszem, pozornie beztroskie usposobienie kryło umysł ostry jak brzytwa.
-Nie było problemów. No praktycznie żadnych. Po pierwsze odpowiednie uszy dostały wiadomość że masz odpowiednie wykształcenie, po drugie twoje wcześniejsze wyprawy udowodniły że nie wymagasz tyle niańczenia co przeciętny jajogłowy, po trzecie paru znajomych z Uniwersytetu w Paryżu również poparli kandydaturę. Dla pewności pojawiło się też duże wsparcie w sprzęcie i specyfikach naszej produkcji ale to było praktycznie niepotrzebne, bardziej chodziło nam tutaj o przepchnięcie na drugą stronę stałego zespołu badawczego do założenia laboratorium na miejscu. Przyda wam się ekipa do badania próbek które zbierzecie a przecież nie będziecie ciągnąć wirówek, zamrażarek i innego balastu ze sobą. - zaśmiał się lekko i po chwili namysłu dodał - No i ktoś stwierdził że liczy się nasz rodowód. Wiesz… Japończycy trafili za swoimi wrotami na kultury feudalne. Markiz to całkiem wysoko, niżej tylko od księcia i króla, więc… Wiesz zawsze to dodatkowy atut, może złapiesz jakąś księżniczkę?
Obaj zaśmiali się zastanawiając się nad tą możliwością. Xavier raczej wątpił aby do czegoś takiego mogło dojść, zwłaszcza że jak na razie nie napotkano żadnych inteligentnych stworzeń, przynajmniej takie były oficjalne informacje.
-Przyznaj się braciszku, wolałbyś żebym raczej złapał jednorożca, najlepiej jeszcze takiego którego łzy zgodnie z legendami są panaceum… Zresztą to wiąże się z jedną z ciekawszych teorii, niektórzy twierdzą że wrota otwierały się już wcześniej, stąd właśnie te wszystkie legendy. Może nawet coś w tym jest. W każdym razie… Jak tam moje zamówienie?
Emil uśmiechnął się kiwając głową i sięgnął pod stół gdzie stała niewielka kasetka izolowana termicznie. Postawił ją na stole i wyciągnął z niej niewielkie fiolki pełne przezroczystego płynu.
-Tak jak sobie życzyłeś, środek usypiający, według naszych badań jest to w tej chwili najbardziej neutralna substancja, wywołująca najmniej skutków ubocznych, reakcji alergicznych i innych działań niepożądanych. Do tego odporna na zmiany temperatur, nie wymaga przechowywania w lodówce. Nada się do tej twojej zabawki -mówiąc to wskazał na stolik, przy kanapie gdzie leżała “zabawka” Xaviera.


Xavier wzruszył ramionami, przeciągając się na krześle, po czym wstał i ruszył w stronę sofy, po chwili na kanapie obok kuszy pojawiła się mała walizeczka z logo Beretty a także długą maczetę z węglowej stali.
-Sam powiedziałeś że chcesz mieć jakieś żywe okazy, to maleństwo oprócz zwykłych bełtów może posłać strzałkę usypiającą na niemal 100 metrów ale dla bezpieczeństwa wolę mieć też coś mocniejszego, kusza za wolno strzela, co prawda z naciągiem korbowym dam radę naciągać dość szybko, ale Japończycy podobno natknęli się na pseudo-rzymskich legionistów. Zobaczymy jak poradzą sobie z nabojami kaliber 0.45. Pewnie legioniści coś nam też dostarczą, ale wolę mieć pewność. Po przygodach w Amazonii i w byłych koloniach francuskich, wolę mieć pistolet który powstrzyma człowieka pierwszym strzałem. O ile spotkamy ludzi. Podobno po drugiej stronie jest górzyście, może w takim razie krasnoludy? - zaśmiał się wracając do stołu. Przeciągle spojrzał jeszcze na zestaw do wspinaczki jaki postanowił spakować, do tego polowa apteczka i podstawowe narzędzia chirurgicznej. Na szkoleniu od jednego z wykładowców dostał… Podręcznik? Z braku lepszego słowa niech będzie podręcznik. Chirurgi. Z czasów wojen napoleońskich. Ze szczególnym naciskiem na rany cięte, dźgane, szarpane. zapewne była to jakaś forma żartu, pewnie liczyli na to że zareaguje jakoś na ten prezent. Nie był jednak dentystom czy jakimś wymuskanym chirurgiem plastycznym, kiedy po studiach był lekarzem na akcjach humanitarnych w Afryce i Ameryce południowej napatrzył się na takie rany zadawane maczetami i włóczniami, wydawało mu się że miał wystarczające doświadczenie. Zresztą jeśli miał być zupełnie szczery, do spodziewał się wielkich problemów. Z ich wrót nic nie wylazło. Może świat do którego prowadziły nie był zamieszkany przez inteligentne formy życia? Ewolucja zawsze była jego pasją, wiedział że ewolucja istot inteligentnych nie jest znowu czymś aż tak powszechnym. Wszyscy starali się na siłę, jak to ludzie zresztą, dopasować obecną sytuację do wcześniejszych wzorców a przecież ich świat za ich wrotami mógł być kompletnie inny.

Z zamyślenia wyrwał go go głos brata:
-Tylko wróć w jednym kawałku.
Co mógł na to odpowiedzieć? Gdyby był to film akcji, mógłby właśnie zagwarantować sobie że zginie pierwszy odpowiadając jakimś bohaterskim tekstem.



Dzień dzisiejszy

Po wyjściu z autobusu cała ta sytuacja wydała mu się zabawna, po raz pierwszy za punkt startowy wyprawy służyła mu stolica dużego europejskiego kraju, nie żeby taka sytuacja nie miała pewnych plusów, na pewno lepsze niż tydzień rozklekotaną ciężarówką przez bezdroża Syberii aby szukać śladów widzianego tam rzekomo nowego gatunku tygrysa. Przeciągnął się i poprawił wyposażenie, przynajmniej tę jego część którą mieli przenieść na własnych plecach. Z zaciekawieniem rozejrzał się po okolicy, skala operacji nie przestawała go zadziwiać, cały ten projekt był czymś na kompletnie inną skalę. Współtowarzysze podróży wyglądali rozmaicie. Było parę kobiet, jednak raczej dominowali mężczyźni, część z nich to byli cywile, jednak oczywiście sporo było legionistów. Niektórzy z nich nie zauważyła że obóz treningowy już się skończył. Teraz wyprawa miała charakter naukowy i naprawdę cały ten macho pokaz nie był potrzebny. Xavier miewał już do czynienia z żołnierzami, ochroniarzami, najemnikami i jeśli o nich chodzi liczył że trafi na takich którzy zachowali resztki rozsądku.

Kiedy będąc w trzeciej z kolei grupie ruszył przez wrota… To było niesamowite uczucie. Ciemność, chłód, z jednej strony miał poczucie ruchu z drugiej jednak czuł się jakby stał w miejscu.Co chwilę zamykał oczy na parę sekund i badał stan własnego ciała. Czuł jakby coś działo się z ciśnieniem wokół. Naprawdę był ciekaw czy przeszedł tędy ktoś z dokładną aparaturą pomiarową, może będzie musiał o to zapytać przy najbliższej okazji. Humor stopniowo mu się poprawiał, mimowolnie nawet zaczął pogwizdywać pod nosem czym chyba nie pomógł idącemu obok cywilowi który wyraźnie miał nudności. W końcu gdy dotarli na drugą stronę przeżył… rozczarowanie. Jaskinia jak jaskinia, chatki, namioty, jeepy. Bynajmniej nie zgasiło to jego dobrego humoru. WRESZCIE wyruszyli. Tyle odkryć przedni nimi, szansa by być nowym Kolumbem, Magellanem, albo Darwinem w nowym świecie. Nowe gatunki, rośliny i zwierzęta!

Wysłuchał przemówienia szefa wyprawy, generalnie nie było w nim nic odkrywczego, więc bez specjalnej zwłoki ruszył w stronę namiotów z resztą grupy, nie przejmował się specjalnie tym z kim będzie dzielił namiot, pierwszy z brzegu męski namiot odpowiadał mu w pełni, przecież mieli tutaj spędzić tylko parę godzin. Złożył nadmiar sprzętu w namiocie i ruszył na przechadzkę, pierwszy cel - stołówka! Może znajdzie się tam coś ciekawego, może da się podsłuchać plotki, ciekaw był bardzo jak wygląda sprawa z miejscowym czasem, czy dzień miał w okolicach 24 godzin? Czy właściwie lokalnie była teraz noc? Może faktycznie warto było się zdrzemnąć jeśli tak było by nie tracić światła dziennego po dotarciu do bazy.
 
Virya jest offline